Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

[Arianna]

Wychodząc z komisariatu miałam w głowie mętlik. Próbowałam jakoś ułożyć myśli, ale nie potrafiłam sobie z tym poradzić. W końcu nie codziennie słyszy się takie rewelacje o bliskiej osobie. Nie mogłam uwierzyć, że Valentino tyle przede mną ukrywał. Zastanawiałam się też, co było tego przyczyną. Nie ufał mi czy chciał odciąć się od przeszłości i o niej zapomnieć?

Ta wizyta wywołała we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony cieszyłam się, że mogłam się z nim zobaczyć i że nie stało mu się nic poważnego, oprócz zranień na ręce. Odczuwałam też ulgę, że nie wplątał się w coś poważnego z własnej woli. Wcześniej po głowie krążyły mi najgorsze scenariusze, nawet te najmniej prawdopodobne. W porównaniu z nimi, przekazywanie wiadomości w mafii, szczególnie w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się po śmierci ojca, nie było jeszcze takie złe.

Błachostką tego nazwać też nie było można. Trochę rozczarował mnie swoją postawą. Myślałam, że zachowałby się inaczej, gdyby ktoś postawił go przed podobnym wyborem. Mimo to, byłam mu to w stanie wybaczyć. Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji jak on, więc nie mogłam go oceniać. Kto wie, jak sama bym się zachowała?

Zdawałam sobie sprawę z tego, że chciał zrobić wszystko jak najlepiej i nie miał złych intencji. Poza tym, nie był bohaterem z bajki, żadne złote rady też by mu nie pomogły nim zostać. Był człowiekiem, a ludzie nie są idealni. Miał jedną szansę, żeby zmienić swoje życie na lepsze i ją wykorzystał.

Moje roztargnienie w szkole zdecydowanie nie było pomocne. Dziwny roztwór, który miałam otrzymać na chemii zabarwił się na inny kolor niż powinien i ostatecznie nie zaliczyłam sprawdzianu. Dostałam jednak szansę na poprawienie go, więc szybko puściłam to w niepamięć, zajmując swoje myśli innymi sprawami.

Kiedy wróciłam do domu, po drodze odbierając ze szkoły Noemi, ojciec uprzedził mnie, że będę musiała się nią zająć, bo zamierza pojechać na spotkanie z adwokatem Valentina. Miałam w planach pójście do Gulii i skończenie naszego projektu, ale postanowałam zmienić plany. Zależało mi na tym, żeby chłopak szybko wyszedł z aresztu i jego sprawa została pomyślnie rozpatrzona, więc nie śmiałam protestować.

Takim oto sposobem już godzinę później stałam w progu domu koleżanki, razem z moją młodszą siostrą. Proponowałam, żeby to ona przyjechała do mnie, ale Gulia upierała się przy swoim. Przekonywała, że jej mama bardzo lubi dzieci, więc chętnie zajmie się Noemi, żeby nam nie przeszkadzała, więc w końcu uległam.

Już po chwili, drzwi otworzyła nam uśmiechnięta Gulia, która podekscytowana zaprosiła nas do środka i zaczęła witać się z moją siostrą, piszcząc, że jest urocza i przytulając ją. Sześciolatka zaskoczona i onieśmielona nagłym wybuchem radości, który nieświadomie wywołała, patrzyła na mnie z lekkim przerażeniem ponad ramieniem dziewczyny. Mimo swojego zdezorientowania zdobyła się na niepewny uśmiech, gdy w końcu została postawiona na ziemi. Trzymając się jak najdalej od mojej znajomej, z której bił nadzwyczajny entuzjazm i ściskając moją rekę, ruszyła razem z nami korytarzem w głąb domu.

W salonie, na kanapie siedziała czarnowłosa kobieta w średnim wieku. Miała charakterystyczną sycylijską urodę, ciemne oczy i szczupłą sylwetkę, którą podkreślała biała, elegancka bluzka i dopasowana, ołówkowa spódnica. Widząc nas uśmiechnęła się ciepło i wstała, żeby nas powitać.

Mama Gulii ścisnęła mocno moją dłoń i zmrużyła lekko oczy, przyglądając mi się przez chwilę. Zanim zdążyłam jednak wysunąć rękę z uścisku, kobieta puściła ją i cofnęła się kawałek.

- Czy my się przypadkiem nie znamy? Kogoś mi przypominasz- powiedziała z nutą niepewności i zmierzyła mnie wzrokiem uważnie.

- Wątpię. Może ma Pani na myśli moją mamę, Rachel Bellini.

W oczach Chiery pojawił się na chwilę błysk, ale zaraz potem na jej ustach zagościł szeroki uśmiech.

- Ach tak! Rachel! Oczywiście! Bardzo dobrze ją znam, poznałyśmy się wieki temu, kiedy jeszcze chodziłyśmy do szkoły. Nie wiedziałam, że ma takie śliczne córki. Dalej jest z Giovannim? To wasz ojciec? Co u nich słychać?- kobieta rozpronieniona zarzuciła mnie pytaniami.

- Mama zmarła miesiąc temu- zdobyłam się jedynie na to krótkie zdanie, którego wypowiedzenie i tak kosztowało mnie wiele wysiłku.

- Och... Jaka szkoda... Nie wiedziałam, przykro mi- kobieta posłała w moim kierunku uśmiech, który moim zdaniem był zbyt wesoły i zmieniła temat, zwracając się do Noemi z pytaniem, czy nie jest głodna.

Resztę dnia spędziłam z Gulią, męcząc się nad projektem z matematyki. Kątem oka obserwowałam jednak kobietę, zajmującą się moją siostrą.

Wydawało mi się, że dobrze się dogadują. Mimo moich wątpliwości, Noemi wyglądała na zadowoloną, że ktoś poświęca jej uwagę. Śmiała się wesoło i bawiła starymi zabawkami Gulii, które jej mama przyniosła z garażu. Kobieta natomiast siedziała koło niej na podłodze, nie zważając na swoje eleganckie ubrania i uśmiechała się lekko, plotąc jej warkoczyki.

Widząc to, w moich oczach zebrały się łzy. To mama powinna to
robić, a nie obca kobieta, która poznała Noemi chwilę wcześniej. Nie były to łzy złości, że Chiera opiekowała się Małą. Byłam jej za to wdzięczna. Nie były to też łzy rozpaczy, bo rozpacz po śmierci mamy szybko minęła, a obowiązki nie pozwalały mi się w niej zagłębić.

To były łzy żalu- spokojnego, trwałego, dobrze znanego smutku i odrobiny ulgi, że chociaż przez chwilę nie muszę być dorosła i odpowiedzialna, że ktoś zajął się Noemi, że tata przejął się losem Valentina, że wszystko się kiedyś kończy. Więc może zły czas też kiedyś minie?

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Tym wzruszającym akcentem kończy się rozdział, ale nie historia, ona dopiero się rozkręca. Jesteśmy mniej więcej w połowie "książki", przed nami jeszcze kilka zwrotów akcji i mam nadzieję interesujących momentów.

Papatki,
Szyszka ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro