Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

[Arianna]

Jak codzień, obudził mnie irytujący dźwięk alarmu, przedzierający się natarczywie do mojej podświadomości. Zacisnęłam powieki, próbując wygonić z głowy resztki snu i wyłaczyłam na oślep budzik. Wepchnęłam twarz głębiej w poduszkę i zaczęłam modlić się w duchu, żeby nadchodzący dzień nie był tak męczący, na jaki się zapowiadał. Czekało mnie dopracowywanie projektu z Gulią i sprawdzian praktyczny z chemii. Jeszcze nie wstałam z łóżka, a już czułam się źle, myśląc o tym.

W końcu myśl o Noemi i kanapkach na drugie śniadanie, które musiałam jej przygotować do szkoły, zmotywowała mnie do wygrzebania się spod kołdry. Mała chodziła do szkoły dopiero niecały miesiąc, ale jak na razie uwielbiała to. Zawsze rozemocjonowana opowiadała o tym, czego nowego się nauczyła i w co bawiła się z innymi dziećmi po zajęciach. Słuchanie jej radosnego trajkotania, zawsze było miłą odmianą od ponurych myśli, z którymi męczyłam się ja.

Wyszłam z pokoju i pokierowałam się prosto do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się, krytycznie patrząc w lustro. Ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu dla siebie, co odbiło się na moim wyglądzie. Prosta grzywka urosła i opadała mi na oczy, ograniczając pole widzenia. Mimo to, chwilowo cieszyłam się z jej długości, bo pomagała też zasłonić brwi, które aktualnie nie miały takiego kształtu, jak powinny. Poprawiłam odstające kosmyki sięgających mi do ramion, ciemnych włosów i postanowiłam zrobić coś z nimi w najbliższej przyszłości. Nie wybrzydzając dłużej, nałożyłam pod podkrążone oczy korektor i wyszłam z łazienki, z myślami zajętymi sprawami, które były dla mnie w tamtej chwili ważniejsze niż mój wygląd.

Zajrzałam do pokoju Noemi i uśmiechnęłam się, słysząc chrapanie. Usiadłam na brzegu jej łóżka i połaskotałam ją po policzku łapką pluszowego misia, do którego przytulała się moja siostra. Dziewczynka skrzywiła się przez sen niezadowolona, że ktoś ją zaczepia i odwróciła się do mnie plecami, na co zaśmiałam się cicho. Nie dałam jej jednak spokoju i ściągnęłam z niej kołdrę, co spotkało się z jeszcze większym protestem. Mimo to, poskutkowało i już po chwili Naomi siedziała, patrząc na mnie z wyrzutem i przecierając oczy.

- "Nie krzyw się, bo Ci tak zostanie"- zacytowałam słowa, którymi straszy się dzieci od pokoleń, hamując chichot i wyciągnęłam z szafy ubranka, które sześciolatka miała ubrać do szkoły.

Noemi wstała niechętnie, jednak nie marudząc zabrała się za wkładanie na siebie granatowej spódniczki od mundurka. Widząc, że dobrze sobie radzi, zostawiłam ją samą i ruszyłam do kuchni.

Kiedy tylko weszłam do pomieszczenia wiedziałam, że coś jest nie tak. Ojciec siedział przy stole i popijał kawę, patrząc zamyślony przez okno, na ulicę. Od śmierci mamy nie robił tego ani razu, w ogóle nie wychodził z gabibetu, nie wspominając nawet o jedzeniu śniadań.

Stanęłam w progu i patrzyłam na niego z niedowierzaniem, niepewna, jak powinnam się zachować. Widząc moją konsternację, odchrząknął.

-Musimy poroznawiać... Możesz tu usiąść na chwilę?- spytał, na co tylko pokiwałam głową i zajęłam miejsce na przeciwko niego.

Ojciec podniósł wzrok znad wysłużonego kubka z obitym brzegiem i spojrzał na mnie. Coraz mniej podobało mi się jego zachowanie.

-Valentino...- spięłam się, słysząc jego imię- jest w areszcie.- dokończył i zamilkł, czekając na moją reakcję.

Patrzyłam się chwilę na niego zbita z tropu, zastanawiając się czy dobrze zrozumiałam.

-Valentino? Ale... mój Valentino? W areszcie? Takim... Z policją?- zaśmiałam się nerwowo.

Ojciec uśmiechnął się tylko słabo, chcąc podtrzymać mnie na duchu i pokiwał głową.

- O mój Boże... Co on znowu zrobił?- spytałam zrezygnowana, chowając twarz w dłoniach.

Razem z tatą odwiozłam Noemi do szkoły, a potem pojechaliśmy na komendę. Lekcje i mój projekt z Gulią mogły poczekać, miałam ważniejszą rzecz na głowie.

Cisza w aucie była nieznośna. Dawno nie spędziłam z tatą tyle czasu sam na sam. Poza tym, chciałam jak najszybciej zobaczyć się z Valentinem, więc droga jeszcze bardziej mi się dłużyła. Wierciłam się i zerkałam nerwowo na tatę, ale on pogrążony w swoich myślach, nie zwracał na mnie uwagi.

Kiedy w końcu zajechaliśmy pod budynek, wyskoczyłam z samochodu jak poparzona i szybkim krokiem ruszyłam w stronę wejścia. Po chwili dogonił mnie tata i zaczął załatwiać z policjantami formalności, związane z naszymi odwiedzinami. Starałam zachowywać się spokojnie, ale strach o Valentina, złość na niego, że wpakował się w kłopoty i tęsknota za nim rozsadzały mnie od środka.

Ostatecznie zostaliśmy wprowadzeni do skrzydła komisariatu, gdzie znajdował się areszt tymczasowy. Podążałam za strażnikiem prawie depcząc mu po piętach, jednak jego groźny wygląd, skutecznie zniechęcał mnie do wyprzedzenia go i szukania Valentina na własną rękę.

Nagle zobaczyłam go. Siedział na łóżku polowym oparty o ścianę, ze zwieszoną głową. Z jego postawy nie biła pewność siebie, ani siła, za którą go podziwiałam. Wyglądał na zmęczonego i pokonanego, zupełnie jak nie on. Kiedy uniósł wzrok zobaczyłam sine, zmęczone oczy, w których jednak tliła się jeszcze wola walki. Ten chłopak nigdy się nie poddawał.

Serce mi się krajało, gdy na niego patrzyłam, jednak on, widząc mnie, uśmiechnął się lekko, przywracając swojej twarzy pozory radości.

Strażnik odsunął kratę i wpuścił mnie do celi. Rzuciłam się prosto w ramiona Valentina, jednak natychmiastowo znieruchomiałam, kiedy usłyszałam jak gwałtownie wciągnął powietrze, próbując ukryć ból. Chciałam się odsunąć, żeby się mu przyjrzeć, ale chłopak przytrzymał mnie, nie wypuszczając ze swoich objęć, więc skapitulowałam.

- Możesz mi wyjaśnić, co Ty tu do cholery robisz?- wyszeptałam cicho, cały czas się do niego tuląc.

Poczułam jak poruszył się niespokojnie, po czym spojrzał pytająco na mojego ojca, który stał po drugiej stronie celi, nie chcąc nam przeszkadzać. Nie widziałam jego reakcji, ale już po chwili Valentino odpowiedział pewnym głosem.

- Byłem w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze...- zmarszczyłam brwi, słysząc tak niekonkretną odpowiedź.

- Co masz na myśli?

- Przypadkiem trafiłem do siedziby mafii i zgarnęła mnie policja. Nie mogą mnie tu długo przetrzymywać bez dowodów, więc pewnie niedługo mnie stąd przeniosą.- odparł, zgrabnie unikając dalszych pytań dotyczących powodów jego zatrzynania.

- Przeniosą? Chyba raczej wypuszczą, nie? Nie mogą znaleźć przeciwko Tobie żadnych dowodów, skoro nie jesteś w mafii, więc na pewno niedługo stąd wyjdziesz i znowu będziesz ze mną- wyszeptałam, głaszcząc delikatnie jego policzek.

Chłopak przełknął nerwowo ślinę, co nie uszło mojej uwadze.

- Ari... bo... w sumie, to może być z tym problem...- odpowiedział cicho.

- Ze mną? Nie chcesz ze mną być?- spytałam, kompletnie nie spodziewając się takiego obrotu sprawy- Myślałam, że przechodzimy tylko chwilowy kryzys i wszystko się ułoży.

- Nie! Coś ty, nie miałem tego na myśli, bardzo chcę z tobą być. Chodziło mi o to, że nie wypuszczą mnie stąd szybko. Zabiorą mnie do więzienia i będę miał proces sądowy. Wiesz...- urwał na chwilę i spuścił na mnie wzrok- ...Nie muszą szukać przeciwko mnie dowodów, bo oni już je mają...-  dodał szeptem, patrząc mi w oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro