Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

[Valentino]

Podszedłem do barierki z sercem w gardle. Wszystkie spojrzenia utkwione były we mnie, a ja czułem, jak moje dłonie niekontrolowanie drżą. Przełknąłem ślinę i podniosłem wzrok na prokuraturę, starając się nie okazywać strachu i niepewności.

- Czy przyznaje się Pan do członkostwa w Camorrze?- Prokurator zadał mi to samo pytanie, na które chwilę wcześniej odpowiadał Luigi.

- Nie- odpowiedziałem bez zastanowienia.

Ucieszyłem się, że w końcu ktoś nie osądził mnie z góry i najpierw postanowił mnie zapytać, zanim przystąpił do ataku.

- Zdaje Pan sobie sprawę, że w przypadku udowodnienia winy, grozi Panu zwiększenie kary, za składanie fałszywych zeznań?- spytał mężczyzna w widocznym powątpiewaniem na twarzy, które ponownie zmniejszyło moją nadzieję, na dobry obrót sprawy.

- Zdaję, mówię prawdę. Nie należę do tej organizacji i nigdy nie należałem- starałem się zabrzmieć dobitnie i jasno zaznaczyć, jak sprawa wyglądała z mojego punktu widzenia.

- Jak w takim razie wyjaśni Pan słowa Luigiego Mangano?- Po sali rozniósł się chichot wspomnianego mężczyzny.

Zanim odpowiedziałem, spojrzałem ukradkiem na mamę. Rzadko rozmawialiśmy o tacie. Wolała unikać tematu, który sprawiał jej ból, a ja na nią nie naciskałem. Czując na sobie mój wzrok, uśmiechnęła się do mnie słabo, rozjaśniając na chwilę swoją wychudłą twarz.

- Po śmierci taty współpracowałem z mafią, żeby zarobić. To on wprowadził mnie do tych kręgów, mimo że nie miał tego w planach. Jego odejście pozbawiło nas środków do życia i potrzebowaliśmy z mamą pieniędzy. Nigdy jednak nie stałem się jej pełnoprawnym członkiem. Pełniłem rolę chłopca na posyłki, a kiedy mogłem zacząć legalnie pracować, urwałem z tymi ludźmi kontakt- wyjaśniłem wszystko po kolei, żeby uniknąć nieporozumień.

W sali zapanowała cisza, przerywana skrobaniem długopisów o papier. Przeniosłem wzrok z ławy prokuratorskiej na Ariannę, ciekawy jej reakcji. Nigdy jej nie opowiadałem tej historii. Z reguły unikałem mówienia o sobie, zdecydowanie bardziej wolałem słuchać jej. Miałem nadzieję, że niedługo znowu będziemy mieli możliwość wyjścia razem na spacer, pojechania do winnicy na piknik i zwykłego prozmawiania ze sobą.

Jej oczy nie były już martwo utkwione w podłodze, tylko patrzyły na mnie z zainteresowaniem. Mimo, że zamknęła się w sobie przez stres związany z zaginięciem Noemi i jej sińce pod oczami świadczyły o kilku nieprzespanych nocach, wyraz jej twarzy wyrażał troskę i skupienie.

- Mam rozumieć, że mafia tak po prostu dała odejść człowiekowi, który dla nich pracował?- zapytał w końcu mężczyzna, który wcześniej zaczął mnie przesłuchiwać.

- No... na to wygląda- odparłem z konsternacją.

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale faktycznie mogło się to wydawać podejrzane.

-Rozumiem...- Mogłem się założyć, że wcale nie rozumiał.- Co w takim razie robił Pan w miejscu, w którym został Pan schwytany przez policję?

Odpowiedzą na to pytanie miał zająć się mój adwokat. Wiedział ile powienien wyjawić, żeby sprawa została rozpatrzona pozytywnie. W tej sytuacji, nie mógł jednak nic powiedzieć i musiałem sobie radzić sam.

- Ja...- zaciąłem się na chwilę- spacerowałem tam.- Zaraz po wypowiedzeniu tego, zdałem sobie sprawę, jak tandetnie to brzmi.

Potwierdził to śmiech prokuratora, który jednak zaraz został uciszony wzrokiem sędziny.

- Został Pan ujęty, kiedy wybiegał Pan z budynku razem z pozostałymi oskarżonymi, prawda? Chce Pan powiedzieć, że oni również byli tam tylko na spacerze?- spytał mężczyzna z wyraźną kpiną w głosie.

- Nie, oni nie wiedzieli, że tam byłem. Ja również nie wiedziałem, że tam będą, dopóki ich nie zauważyłem, nie ich szukałem.

- Czyli to nie był taki bezcelowy "spacer"? Kogoś Pan tam szukał? Jeżeli nie obecnych tutaj, to kogo?- Mężczyzna korzystając z okazji załapał mnie za słowo, widząc w tym szansę na zdobycie nowych informacji.

Zawahałem się i spojrzałem na Giovanniego. Chyba to była dobra pora, żeby jednak wyznać prawdę. Miałem nadzieję, że ojciec Ari nie straci przez to do mnie zaufania. No i co najważniejsze, dziewczyna nie będzie mi miała za złe, że to również przed nią ukrywałem.

- Szukałem miejsca, w którym dostępna jest kuraryna i ludzi, którzy mają do niej dostęp- odpowiedziałem szczerze.

Taka informacja zbiła z tropu słuchających mnie ludzi.

- W jakim celu...?- zaczął prokurator sceptycznym tonem.

- Potrzebowałem tej informacji, żeby zrobić listę osób podejrzanych o morderstwo Rachel Aiello- mówiąc to nie mogłem się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na Ariannę.

Dziewczyna zmarszczyła brwi i patrzyła na mnie z widocznym niedowierzaniem i dezorientacją.

- Czy może Pan jakoś rozwinąć ten temat?- spytał kolejny prokurator, nie mogąc się powstrzymać od wejścia w słowo poprzedniemu mężczyźnie.

Odchrząknąłem zmieszany i cały czas obserwując dziewczynę podjąłem wątek.

- Matka mojej dziewczyny- Arianny Bellini zmarła. Razem z jej ojcem mamy jednak podejrzenia co do przyczyn jej śmierci i postanowiliśmy na własną rękę kontynuować śledztwo. Ustaliliśmy, że przyczyną zgonu było morderstwo z użyciem kuraryny, więc szukałem kogoś, kto mógłby nią zatruć Rachel...

Twarz Arianny z każdym moim słowem robiła się coraz bardziej czerwona. Zszokowana przenosiła oskarżycielskie spojrzenie ze mnie na Giovanniego i z powrotem. Widziałem, że próbował ją objąć i coś szeptał, ale odsunęła się od niego ze łzami w oczach. Czułem się winny, przez to, że nie powiedziałem jej tego wcześniej. Miała prawo czuć się oszukana i zawiedziona. Jak zwykle znowu zawaliłem sprawę.

Moje słowa wywołały dyskusję w ławie oskarżycieli i sędzina zarządziła przerwę. Arianna wyszła z sali szybkim krokiem, nie ogladając się za siebie. Próbowałem rzucić się za nią, ale zatrzymali mnie ochroniarze, którzy usadzili mnie z powrotem na moim miejscu.

Nie chciałem pogarszać swojej sytuacji, więc nie próbowałem się wyrywać. Adwokat chwalił mnie, że dobrze sobie poradziłem, a Giovanni pocieszał, że Ariannie na pewno przejdzie złość i w końcu wszystko zrozumie, ale nie słuchałem ich uważnie. Czekałem jedynie na chwilę, kiedy wyrok zostanie ogłoszony i będę mógł jej wszystko wyjaśnić sam na sam.

Moje oczekiwanie nie twało długo, chociaż strasznie się dłużyło. Wkrótce wszyscy wrócili na swoje miejsca i głos zabrała sędzina.

- Niniejszym sąd ogłasza karę pozbawienia wolności na czas 12 lat dla Silviano Tessio oraz Luigiego Mangano za przynależność do zorganizowanej grupy przestępczej typu mafijnego.- Moje serce biło w szaleńczym rytmie i niespokojnie oczekiwałem na dalsze słowa kobiety.

- Valentino de Lorenzo za wtargnięcie na teren prywatny oraz wcześniejszą współpracę z grupą, otrzymuje karę grzywny wysokości pięciuset euro oraz dwudziestu godzin prac społecznych.- Po tych słowach mogłem już tylko odetchnąć z ulgą i z uśmiechem pozwolić rozkuć swoje kajdanki.

Znowu czekała mnie wolność.

○●○●○●○●○●○●○●○●○●○

Wreszcie koniec procesu Valentino, teraz może dalej rozrabiać 😂

Papatki,
Szyszka 😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro