Rozdział 11
[Valentino]
Zatrzymano mnie w areszcie. Miałem się w nim znajdować do czasu, kiedy zostanie rozpatrzona moja sprawa. Policja przywiozła mnie tu prosto z fabryki, po mojej próbie ucieczki. Chyba wzięli mnie za jednego z mafiozów. To było wszystko, co wiedziałem.
Zmieniłem pozycję na krześle i zacisnąłem mocno usta. Skurcz mięśni wywołany porażeniem taserem minął szybko, ale kiedy upadłem, nieźle się poobijałem. Jakby tego było mało, funkcjonariusz, który prowadził mnie do radiowozu, nie był zbyt wyrozumiały i delikatny. Dodatkowo haczyki z elektrodami wystrzelone z paralizatora wbiły mi się w ramię i przy każdym najmniejszym ruchu ręką czułem niemiłosierny ból. Mogłem spróbować je wyciągnąć, ale nie chciałem, żeby rany znowu zaczęły krwawić.
Nie wiedziałem jak długo siedziałem w swojej celi. Od czasu do czasu za kratami przechodził jakiś policjant, ale wszyscy mnie ignorowali i nie mogłem się niczego dowiedzieć.
Głowa zaczynała mi ciążyć, a mięśnie sztywnieć od ciągłego napięcia. Byłem zmęczony zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Żałowałem swojej decyzji o wyjeździe z domu Bellinich do tej zatęchłej ruiny. Nie znalazłem nic oprócz podejrzanych typków i jeszcze władowałem się w kolejne kłopoty. Mogłem spać w wygodnym łóżku, ale moja dociekliwość i głupota wyciągnęły mnie w niezbyt przyjemne miejsce.
Nie wiedziałem kiedy zasnąłem, ani ile spałem. Obudził mnie szczęk kluczy w zamku. Zerwałem się na równe nogi, ale natychmiast opadłem z powrotem na niewygodne łóżko, bo ból przeszywający moje ramię zaćmił mi wzrok i spowodował wirowanie przed oczami. Musiało to wyglądać komicznie, ale wcale takie nie było.
Komisarz spojrzał na mnie z pogardą i wydał krótkie polecenie, żebym wyciągnął przed siebie dłonie. Zrobiłem co kazał, krzywiąc się z bólu, kiedy pociągnął za moją rękę, chcąc zakuć ją w kajdanki. Następnie wyszedł bez słowa z celi, a ja ruszyłem za nim otoczony z dwóch stron przez kolejnych funkcjonariuszy.
Szliśmy krętymi korytarzami i moje próby zapamiętania trasy na nic się zdały. Miałem wrażenie, że cały budynek specjalnie został zaprojektowany tak, aby uniemożliwić komukolwiek ucieczkę. Z resztą, może nie było to tak dalekie od prawdy.
W końcu mężczyzna, który prowadził całą naszą grupę, zatrzymał się przed szarymi, niczym nie wyróżniającymi się drzwiami i gestem pokazał mi, żebym wszedł do środka. Odchrząknąłem zestresowany i przekroczyłem próg pomieszczenia.
Był to mały, biały pokój. Na środku stał niewielki stolik i ustawione po jego dwóch stronach plastikowe krzesła na metalowych nóżkach. Na jednym z nich siedział mężczyzna, wyglądający na nie więcej niż pięćdziesiąt lat. Miał na sobie błękitną koszulę i ciemne spodnie oraz eleganckie, czyste buty. Jedną ścianę pokrywało ogromne lustro weneckie. Byłem ciekawy, kto mnie przez nie obserwuje. Ostatnim elementem była migająca na suficie jarzeniówka.
Mężczyzna kiwnął mi głową na przywitanie i zachęcił, żebym usiadł na przeciwko niego.
- Valentino de Lorenzo, mam rację? Jestem Matteo Albanesi i bedę Cię dzisiaj przesłuchiwał. Nie masz się czym stresować, jeżeli tylko będziesz udzielał szczerych odpowiedzi- powiedział niskim głosem, sięgając po plik kartek do swojej teczki, stojącej obok jego krzesła.
W odpowiedzi pokiwałem jedynie głową. Podałem swoje imię i nazwisko jednemu z policjantów już wczoraj, od razu po aresztowaniu. Nie zdziwiłbym się, gdyby część nocy spędzili na wyszukiwaniu reszty moich danych. Z ich możliwościami nie mogło być to trudne.
- Co robiłeś wczoraj około godziny dwudziestej trzeciej?- mężczyzna zaczął mnie wypytywać, uważnie obserwując moje reakcje.
Milczałem chwilę, szukając odpowiedzi. Jak to wyjaśnić? Przecież nie mogłem powiedzieć, że włamywałem się na teren fabryki. Już samo to, było naruszeniem prawa. Poza tym, brzmiało jakbym chciał zrobić tam coś złego, a przecież miałem dobre intencje. Gdyby nie przyjazd policji, mógłbym pozostać niezauważony i nikomu nic by się nie stało.
Z drugiej strony, samo włamanie się na teren prywatny nie powinno przysporzyć mi aż tylu problemów, a taka odpowiedź byłaby logiczna, skoro właśnie tam mnie znaleźli.
- No dobrze, może spytam inaczej. Dlaczego twoja grupa przestępcza się tam spotkała? Mieliście coś komuś przekazać? Dostarczyć?- wtrącił Albanesi, nie mogąc doczekać się odpowiedzi.
- To nie jest moja grupa przestępcza... - zaoponowałem od razu, jednak nie dane mi było skończyć, ponieważ mężczyzna spojrzał na mnie twardo, po czym znowu przemówił.
- Masz rację, na pewno nikt rozsądny nie postawiłby na wysokim miejscu w hierarchii mafii tak młodego człowieka. Nie przeczy to jednak temu, że do niej należysz. Skoro tak się stało, powinieneś wiedzieć, jakie mogą Cię za to czekać konsekwencje. Pozwól, że Ci je przedstawię. Może to skłoni Cię do przemyślenia swoich decyzji. - powiedział spokojnym głosem.
-Czy wiedziałeś, że według artykułu 416-bis, mówiącego o stowarzyszeniach typu mafijnego "Każdy, kto bierze udział w stowarzyszeniu typu mafijnego, składającego się z trzech lub więcej osób podlega karze pozbawienia wolności od siedmiu do dwunastu lat."*? Ciekawe, nieprawdaż?- uśmiechnął się do mnie sztucznie.
- Wiesz co jeszcze jest fascynujące? W 1991 roku utworzono Direzione Nazionale Antimafia (DNA), składającą się z Procuratore Nazionale Antimafia i dwudziestu podporządkowanych mu prokuratorów.** To właśnie oni będą obecni na Twoim procesie. Nie często udaje się pochwycić członków takiej organizacji jak twoja. Muszę przyznać, że za to podziwiam Camorrę***. Próbujemy Was zwalczyć od dziewiętnastego wieku, a Wy dalej namnażacie się jak wszy.- zaśmiał się widocznie zadowolony ze swojego żartu, jednak mi humor nie dopiswał.
- Nie mam nic wspólnego z tymi ludźmi. Nie znam ich, znalazłem się tam przypadkiem.- powiedziałem, starając się zachować spokój, kiedy mężczyzna opanował już swoją wesołość.
- Valentino, rozumiem, że mogłeś nie mieć wyboru, trafiając do tej organizacji. Nie popieram tego, że mafiozi zgadzają się na udział takich ludzi jak Ty, w przestępczym życiu tylko przez to, że należysz do rodziny. Pewnie Twój ojciec nie byłby zadowolony gdyby wiedział, że zrezygnowałeś z nielegalnych interesów dla swojego bossa. Zdaję sobie sprawę, że pieniądze i niebezpieczne interesy wydają Ci się pociagające. Zastanów się jednak, czy warto za to płacić swoją wolnością. Pamiętaj, że możesz jeszcze zacząć z nami współpracować...- Albanesi ciągnął swój wywód dalej, ale ja przestałem go słuchać.
Mógł mówić o mnie co chciał, dalej wierzyć ślepo, że zadaję się z ludźmi spod ciemnej gwiazdy, rzucać we mnie oskarżeniami i groźbami, nie słuchać moich wyjaśnień, ale nie miał prawa wypowiadać się tak o moim ojcu. Nic o nim nie wiedział.
Wstałem od stołu i zmierzyłem wzrokiem zdezorientowanego człowieka.
- Nie powiem nic bez adwokata.- powiedziałem stanowczo i udałem się do wyjścia z pokoju przesłuchań, zostawiając za sobą zszokowanego moim zachowaniem Matteo Albanesiego.
Tak jak się spodziewałem, za drzwiami czekali na mnie strażnicy, którzy odprowadzili mnie z powrotem do mojej celi w akompaniamencie zbulwersowanych głosów, dochodzących z pomieszczenia za lustrem weneckim. Widocznie komuś nie spodobało się, że moje przesłuchanie nie poszło po jego myśli.
*włoskie przepisy antymafijne- art. 416 bis codice penale
**https://prawowloskie.wordpress.com/tag/wloski-kodeks-karny/
***Camorra- tajna włoska organizacja przestępcza związana w Neapolu w 1820, działa do dziś
○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○
Chemiczny bełkot się skończył, czas na włoskie prawo karne 😂 Mam wrażenie, że z każdym kolejnym takim wywodem coraz bardziej Was zanudzam, ale liczę że ktoś da radę to przetrwać
Papatki,
Szyszka 😙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro