Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Scott otworzył oczy, ziewnął i przeciągnął się, słońce już zaszło a oni wjeżdżali do miasta, samochodów było bardzo dużo jednak ruch odbywał się płynnie. Zabudowa podmiejska była pełna domów jednorodzinnych, niektóre były wręcz takie same, po chwili szukania, znaleźli cel swojej podróży, znajdowali się przed niewielkim, dwupiętrowym domem, otaczał go równie niewielki ogród. Ojciec Scotta zatrzymał samochód i wysiedli, podeszli pod drzwi domu i zadzwonili dzwonkiem, otworzyła im dwójka ludzi, mężczyzna średniego wzrostu, miał jasne blond włosy i błękitne oczy, ubrany był w elegancką białą koszulę i szare spodnie, oraz jego żona która była od niego niższa, jej głowę pokrywały jasnobrązowe włosy, popatrzyła na Scotta i lekko się uśmiechnęła.
- Witam, miło mi was tu widzieć - mężczyzna odezwał się pierwszy i podał rękę ojcu Scotta, a następnie jemu - Nazywam się Michael Wilson - dodał.
- Również się cieszymy, jesteśmy bardzo wdzięczni, niezwykle nam zależy na edukacji syna - farmer spojrzał na chłopaka.
- Zapewniam że u nas niczego mu nie zabraknie, mamy nadzieję że Scott i nasza córka się zaprzyjaźnią - dodała szarooka kobieta.
- Nie stójmy na zewnątrz, zapraszam do środka - mężczyzna wykonał zachęcający gest ręką.
Farmer trochę się zmieszał, chętnie poznały tych ludzi ale nie mógł sobie na to pozwolić. Ostatnio coraz częściej dopadała go frustracja związana z tym że nie mógł zapewnić swojemu synowi "normalnego" życia.
- Niestety nie mam czasu, mam jeszcze kukurydze do zawieszenia do Hay River, to kawał drogi stąd. Jeszcze raz dziękuję za pomoc, jeśli Scott będzie sprawiał kłopoty, proszę dzwonić - Ojciec chłopaka podszedł do niego, pożegnał się i udał się do samochodu. Scott wziął swoje torby i wszedł do mieszkania. Było ono urządzone bardzo schludnie, ściany były białe z odcieniami ciemnej zieleni, na ścianach wisiały liczne obrazy przedstawiające naturę.
- Schodami do góry i drugie drzwi po lewej - uśmiechnęła się kobieta - Zaraz przyniosę Ci prześcieradło, a ty w tym czasie możesz się rozpakować.
Rudowłosy podziękował i udał się we wskazane miejsce. Schody były zrobione z brzozowych desek, gdy wszedł na piętro ujrzał korytarz, po lewej stronie były 3 drzwi, chłopak zgodnie z poleceniem udał się do drugich, mijając pierwsze zajrzał przez nie i zobaczył nieduży pokój, ściany były zielono-białe z drewnianymi elementami, w pokoju było okno wychodzące na ulice, pod nim stało niewielkie biurko na którym panował porządek, na prawo od okna Scott ujrzał pościelone łóżko, w pomieszczeniu znajdowało się również kilka regałów z książkami i jedna szafa, na środku leżał bordowy dywan. Siedziała na nim drobna dziewczyna w jego wieku. Miała jasne, blond włosy i pomalowane na lekki fiolet usta, ubrana była w zieloną bluze, szarą spódniczke, na nogach miała fioletowe rajstopy oraz czarne skarpetki. Nogi miała złożone po turecku, oczy zamknięte, a ręce uniesione do góry, kciuki złączyła z palcami wskazującymi. Scott podrapał, się po głowie, pierwszy raz widział coś takiego i wydawało mu się to co najmniej dziwne.
- To medytacja - odezwała się dziewczyna, otwierając oczy, które były koloru morskiego błękitu, i uśmiechając się do niego.
- Przecież nie pytałem... - Scott był w lekkim szkou, faktycznie, zastanawiał się co dziewczyna robi, ale skąd ona mogła o tym wiedzieć?
- Nie musiałeś - blondynka wyciągnęła do niego rękę - Jestem Dawn.
- Scott - rudowłosy uścisnął dłoń dziewczyny - Musze się rozpakować, potem pogadamy - chłopak szybkim krokiem oddalił się i udał do pokoju mu przeznaczonego.
- Wariatka - zdążył jeszcze mruknąć pod nosem.
Jego pokój również był niewielki, po lewej stronie znajdowało się łóżko, po prawej, przy ścianie szafa, i kilka regałów, a przy oknie, tak samo jak w poprzednim pokoju, biurko. Kolory ścian, ciemny brąz i biel, przeplatały się wzajemnie.
- No no, całkiem tu nieźle - powiedział chłopak, i pogwizdując, wrzucił wszytkie swoje ubrania do szafy, plecak, a w nim: książki, parę długopisów, linijke i ekierkę (To bylo wszystko co mogła zapewnić mu rodzina) położył na biurku. W tym czasie do pokoju przyszła pani Wilson z pościelą dla Scotta
- Dziękuję - chłopak uśmiechnął się.
- Proszę bardzo - kobieta odwzajemniła uśmiech - Jak ci się tu podoba?
- Bardzo ładna okolica, mam nadzieję że liceum okaże się w porządku.
- Jestem pewna, że ci się w nim spodoba - odpowiedziała, i wyszła deklarując że zrobi kolację,
Scott ją polubił, wydała się być bardzo sympatyczna. Westchnął i położył się na świeżo pościelonym łóżku, jutro był poniedziałek, a co za tym idzie, pierwszy dzień w nowej szkole, był bardzo zestresowany, bał się że dzieciaki z dużego miasta wyśmieją go i jego pochodzenie, wiedział, że ludzie potrafią być okrutni, rudowłosy, wbrew pozorom, był wrażliwy, nie lubił tego i nie dawał po sobie poznać że tak jest, zawsze tak robił, nigdy nie otwierał się przed ludźmi. Ojciec od najmłodszych lat wpajał mu, że prawdziwy mężczyzna nie powinien mieć chwili słabości.
Scott zamknął oczy, chyba właśnie wystawił swoją "prawdziwą" męskość na dużą próbę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro