Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Tak jak powiedziałem tak i zrobiłem. Musiałem się pożegnać z kumplami. Całą noc piłem z Seth'em, Aaron'em i Dylanem na dachu najwyższego wieżowca w mieście. Do domu wróciłem chwilę przed świtem. Wczołgałem się do swojego pokoju i zamiast walnąć się na łóżko i iść spać, wziąłem się za pakowanie. Gdy skończyłem układać ciuchy i buty w walizce i w pudełkach, wziąłem się za kitranie między ciuchami zielska i broni z amunicją. Do pudełek schowałem kilka książek, mój dziennik, szkicownik i kilka badziewi, które pewnie i tak mi nie będą potrzebne, ale które warto wziąść. Spakowałem też słuchawki, ładowarkę do laptopa i piłkę. Gdy wszytko zapakowałem to udałem się do łazienki wziąść szybki zimny prysznic. Podłączyłem tylko telefon do ładowarki i powerbanka i szybko zasnąłem.

Nie minęły dwie godziny jak musiałem wstać, gdyż budził mnie młodszy brat.

- Co jest? -spytałem śpiacym głosem.

- Wstawaj i chodź na ostatnie śniadanie, bo zaraz jadę.

Momentalnie się rozbudziłem i w samych bokserkach zszedłem do kuchni gdzie już wszyscy siedzieli przy śniadaniu.

- Dzień dobry. -rzuciłem zasiadając obok Huberta przy stole i zaczynając jeść.

- Jak się bawiłeś z chłopcami? -spytała zatroskana mama, na co się uśmiechnąłem lekko.

- A dobrze, trochę popiliśmy i pogadaliśmy. Seth jest załamany bo teraz on na ten czas musi być przewodniczącym, a nie wiem czemu boi się wujka Maćka. -zaśmiałem się na wspomnienie.

- Cieszę się że dobrze się bawiłeś. Przez Ciebie Sebek nie mógł spać i chciał jechać Ciebie szukać już w pewnym momencie.

- Przecież nie miałem włączonego telefonu, poza tym mówiłem że muszę się pożegnać.

- Dla mamy bardziej chodziło o to, że mimo wszystko rodzic to rodzic i martwić się i tak będzie. -rzucił Igor jedząc jajecznice. Pierwszy raz coś tak nie głupiego powiedział.

- Czaje.

- O której właściwie wróciłeś? - spytał młody, a ja go poczochrałem po włosach.

- Sam nie wiem, słońce dopiero wstawało.

- 4 rano to dla Ciebie dopiero, gdy o 7 mamy wyjeżdżać? Mam nadzieję że chociaż zdążysz się w godzinę spakować. -rzucił tato spoglądając wymowie na mnie.

- Jestem już spakowany.

- Hubert, nie musiałeś pakować brata. Sam by sobie poradził. -rzucił do czternastolatka, na co zaniemówiłem.

- Sam się spakowałem. -wyznałem dumnie jedząc bekon.

- Najebany się pakowałeś? -spytał w ciężkim szoku Czekaj, na co przytaknąłem.

- To polecam Ci sprawdzić co zapakowałeś. -stwierdził ojczym śmiejąc się.

Tak jak Igor powiedział, tak i zrobiłem. Sprawdziłem bagaż i nie zrobiłem pomyłki, wszystko dobrze zapakowałem. Ubrałem się szybko i umyłem zęby. Wziąłem jeszcze deskorolke i zacząłem znosić rzeczy do samochodu. Tato uparł się że moje maleństwo zostaje i jedziemy jego mercem. Z żalem w sercu musiałem się zgodzić. Gdy zniosłem rzeczy wziąłem jeszcze telefon z ładowarką, laptopa i szlugi z zapalniczką i portfel z kluczami. Wsadzilem podręczne rzeczy na fotel pasażera. Kolejno wprowadziłem moje Subaru do garażu i zamknąłem je.

Pożegnałem się z mamą, bratem i Igorem po czym wsiadłem z tatą do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Mama z Hubertem wyjechali zaraz po nas. Podłączyłem słuchawki do laptopa i włożyłem je do uszu, by na laptopie odpalić netflixa i obejrzeć kolejny odcinek serialu. Ułożyłem się wygodnie w fotelu i z czasem zasnąłem.

Obudził mnie tato mówiąc, że idziemy do baru coś zjeść. Przeciagnałem się leniwie zabierając ze sobą paczkę fajek i telefon. Gdy tylko wyszedłem z samochodu odpaliłem papierosa, po czym poczestowałem tatę. Stanęliśmy pod barem paląc fajki.

- Jak tam z mamą? Rozmawiała z Igorem? -spytalem spoglądając na Czekaja.

- Chyba nie.

- Szkoda, liczyłem że się rozwiodą i będziesz mógł zająć Igora miejsce.

- To nie jest takie proste. Ot tak nie zajmę Bugajczyka miejsca.

- Szkoda, bo on Twoje zajął. -westchnąłem gasząc peta w popielniczce, poczym weszliśmy do knajpy. Udałem się prosto do baru skąd zabrałem menu i usiadłem przy stoliku w rogu sali. Tata zają miejsce naprzeciwko mnie. Przejrzałem szybko kartę poczym oddałem ją ojcu.

- Dla mnie będzie podwójny burger, frytki i stek lekko krwisty, a do tego duża i zimna coca cola. -podyktowałem zamówienie, które tato poszedł złożyć. Po chwili wrócił z moją colą, a sobie wziął sok pomarańczowy.

- Powinieneś ograniczyć fastfoody, przed Tobą ciężkie treningi. -wyznał ojciec pijąc swój sok.

- O czym Ty mówisz?

- Rano do szkoły, popołudniem trenujesz, a wieczór i noc masz dla siebie. Do domu maksymalnie wracasz o północy. A potem znów szkoła, treningi i tak w kółko. Rozumiesz?

- Powaliło Cię? -spytałem będąc w ciężkim szoku.

- Nie. Takie są u mnie zasady. I musisz się do nich dostosować. -rzucił ojciec na co ja wywróciłem oczema, po czym kelnerka przyniosła nasze zamówienie.

Gdy zjedliśmy od razu ruszyliśmy w dalszą drogę.

- Daleko jeszcze? -spytałem na co tato zaprzeczył ruchem głowy.

- Nie. Jeszcze z pół godziny drogi. -oznajmił 38-latek na co przytaknąłem głową i zająłem się podziwianiem widoków.

Gdy tylko dojechaliśmy do ojca willi, ten pokazał mi mój pokój i łazienkę, do której rozpakowałem kosmetyki. W szafie starannie poukładałem ubrania. Broń wrzuciłem do pudełka i wsunąłem pod łóżko zostawiając jedynie pod poduszką swojego Magnuma. Książki i dziennik poukładałem na szafce i biurku. Udałem się do łazienki by wziąść szybki prysznic. Ubrałem na siebie pierwsze lepsze ciuchy i biorąc ze sobą telefon, fajki i zapalniczkę w kieszenie, a w rękę deskorolke udałem się zwiedzać resztę tego zamku. Dziwne było to, że niektóre drzwi były zamknięte na klucz, tak samo z wejściem do piwnicy.

- Wychodzę! -krzyknąłem ubierając buty, w między czasie wyłonił się ojciec że swojego gabinetu.

- Zaczekaj! Chcę Ci kogoś przedstawić. -za Sebastianem pojawił się wysoki brunet, na oko kilka lat starszy. Jego ręce, jak i szyję, oraz nieliczne miejsca na twarzy pokrywał tusz. Od razu pomyślałem że to ktoś od ojca z gangu. Chłopak miał tunele w uszach i kolczyk w brwi i wardze. Był dosyć przystojny jak na gangstera.

- Synku, to jest Michael, Twój ochroniarz. Michael to jest Marcel, mój syn. -ojciec przedstawił nam sobie, na co uścisnąłem dłoń chłopaka.

- Więc co od teraz on będzie moim cieniem? Ja się tak nie bawię. -oznajmiłem wkurzony.

- Nie synu, Michael nie będzie Twoim cieniem, po prostu w szkole będzie miał Cię na oku, jak i wszędzie gdzie wychodzisz, więc tak czy siak wychodzicie razem. Dlatego radzę się zakumplować.

- Pokurwiło Cię doszczętnie.

- Może tak, po prostu dbam o Twoje bezpieczeństwo. Michael zaprowadź Sebastiana do garażu i niech sobie jakieś auto jak i motor wybierze. -oznajmił ojciec, na co zagryzłem żeby i udałem się za chłopakiem w stronę garażu.

Moim oczom ukazało się wiele samochodów jak i motorów. To już wiem dlaczego ojciec za każdym razem przyjeżdżał innym autem i skąd ma tyle floty. Wybrałem Chevroleta Camaro jak i Kawasaki Ninje ZX 900 C. Chłopak dał mi dwa klucze na wyłączność.

- Wskakuj. -rzuciłem do ochroniarza zasiadając za kółkiem ciemno fioletowego z białymi sportowymi pasami auta. Wyjechałem szybko z garażu, a jeszcze szybciej pognałem drogami Dallas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro