3
- Synu wstawaj, już 11. -dość niechętnie uchylilem powieki i ujrzałem Sebastiana.
- Tata? Co Ty tu robisz? Miałeś być po południu.
- Wyjaśnię Ci potem. A to kto? -spojrzałem na drugi koniec mojego łóżka na którym spała jakaś blondynka, którą chyba pierwszy raz na oczy widzę.
- Koleżanka. -odparłem zawstydzony, na co tata się zaśmiał.
- Obudź koleżankę i niech się zbiera do domu. - cicho rzucił, po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Zrobiłem tak jak powiedział tata. Obudziłem nieznajomą i kulturalnie kazałem jej spierdalać. Gdy się już ubrała i wyszła, ja ruszyłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, by nastepnie ubrać na siebie czarne jeansy i białą koszulkę. Włosy tylko przeczesałem do tyłu i z szedłem na dół zgarniając ze sobą telefon.
- Gdzie Igor i Hubert? -spytałem podchodząc do lodówki z której wyjąłem butelkę wody. Następnie w apteczce znalazłem jakieś tabletki przeciwbólowe, które zażyłem popijając dużą ilością wody.
- Igor w robocie, Hubert w szkole.
- Co Ty tu tak właściwe robisz? Miałeś być później.
- Hubert do mnie w nocy zadzwonił.
- Po co?
- Bo zostawiłeś go samego na imprezie u Twoich głupich kolegów! A sam zawinąłeś z laleczką. Hubert do Igora nie zadzwonił bo, ten był najebany, a mama nie odbiera
- Przepraszam.
- Brata przeproś, a nie mnie. W dodatku zachowujesz się jak gówniarz, a jesteś dorosły.
- Co Ty o mnie możesz wiedzieć!? Więcej Cię nie ma, jak jesteś.
- Wiem więcej niż Ci się wydaje i nie krzycz na mnie!
- Gówno wiesz.
- Tak? To zbieraj się. Za dwie minuty w samochodzie.
Zrobiłem tak jak ojciec chciał, po dwóch minutach siedziałem w jego nowym czarnym Mercedesie. Jechaliśmy jakieś 30 minut nie odzywając się do siebie ani słowem. Zaparkowaliśmy pod dobrze mi znaną opuszczoną fabryką. Spojrzalem niezrozumiale na ojca.
- Co my tutaj robimy?
- A nie poznajesz tego miejsca? Daj spokój toż wymiana była dopiero wczoraj.
- Hubert Ci powiedział!? Mogłem się tego po nim spodziewać! - wkurzony wysiadłem z samochodu trzaskając drzwiami, po czym oparłem się o maskę, by odpalić szluga. Po chwili dołączył do mnie tata.
- Wiem od początku. Co dwa tygodnie wymiana chajs, za towar. Ty kontra Olek.
- Skąd wiesz?
- Musisz przestać. Jeśli szef Olka Cię zwerbuje to skończysz z trzecim oczodołem.
- Co Ty możesz wiedzieć? Dlaczego miałby niby mnie zabić?
- Bo jesteś następcą szefa gangu 48. Najgroźniejszego gangu w Stanach Zjednoczonych, Rosji, Polsce, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, RPA i Francji.
- Że jak to!? Nie rozumiem.
- Synu trudno jest mi o tym mówić, ale jesteś moim następcą. Jeśli mi się coś stanie, to Ty przejmiesz tron.
- Nie. Nie mówisz chyba tego poważnie!
- Przykro mi, ale taki Twój los, czy tego chcesz, czy nie.
- Zawieś mnie do domu. - rzuciłem ostro, po czym wyrzuciłem niedopałka i wsiadłem na miejsce pasażera.
Jak tylko dojechaliśmy do domu, wyszedłem szybko z auta i biegiem ruszyłem do swojego pokoju. Zabrałem hajs i portfel, do sportowej torby wrzuciłem dwa karabiny, trzy rewolwery, trzy glocki, sporo amunicji i kilka granatów. Mojego ulubionego Magnum 357 włożyłem za spodnie. Ubrałem na siebie bluzę i ruszyłem do drzwi.
- Dokąd się wybierasz? -zatrzymał mnie głos Sebka, na co machnałem tylko ręką i wyszedłem z domu trzaskąc drzwiami.
Do bagażnika swojego Subaru wrzuciłem torbę z bronią, a sam zasiadłem za kółkiem, by z piskiem opon ruszyć spod domu.
Jechałem dosyć szybko, łamiąc jakiekolwiek ograniczenia. Byłem na maksa wkurzony, a myśli zatłaczały mi głowę. Jest tylko jedna osoba, która byłaby w stanie mi pomóc, nawet zwykłą rozmową.
Po 2 godzinach jazdy zaparkowałem pod dosyć znanym mi motelem. Wyszedłem z samochodu zgarniając torbę z bagażnika i zamykając auto. Kolejno ruszyłem do środka. Udałem się do recepcji i przywitałem się z Josie.
- Cześć Marcel! Dawno Cię u nas nie było. -kobieta przytuliła mnie mocno do siebie.
- Bo do czasu wszystko było dobrze. A gdy głowa pęka od samych myśli, to mam ochotę pobyć właśnie tu.
- Długo u nas zostajesz?
- Jak narazie to na dwie noce, ale możliwe że przedłuże znając mnie. -rzuciłem na co kobieta cicho się zaśmiała, by następnie podać mi odpowiedni klucz.
Zabrałem klucz i ruszyłem na piętro. Zatrzymałem się pod numerem 27. Wsadziłem klucz w zamek, po czym go przekreciłem.
Wszedłem do środka, zapalają światło. Rzuciłem torbę pod łóżko, a sam wylądowałem na nim, przytulając się do poduszki. Sprawdziłem telefon, by następnie go wyłączyć.
Teraz byłem tylko ja. I moje myśli, które kłębiły mi się pod czaszką. Postanowiłem udać się do lokalu naprzeciw motelu.
Już z zewnątrz było dobrze słychać muzykę rockową, motocykle przed barem świadczyły że w środku jest gang węży. Tym bardziej nie spieprzyłem, a wszedłem dumnie do środka zasiadając przed barem.
- No witam, witam. Kogo to moje piękne oczy widzą.
- Ciebie też miło widzieć Vivien. - uśmiechnąłem się i rzuciłem trzy dolary na bar.
- Na koszt firmy. Dobrze że wróciłeś Marcel. -kobieta postawiła przede mną kolejkę tequili i kilka ćwiartek limonki.
- Mamo!? Czy ja dobrze słyszałam? Marcel wrócił? - zza baru wyszła wysoka szatynka o nieziemskiej urodzie i dużych zielonych oczach. Ubrana była w wysokie botki, jeansowe szorty i czarny top. Gdy tylko mnie ujrzała, rzuciła się na mnie oplatając swoje długie nogi wokół mojego pasa.
- Tęskniłem Molly. - przytuliłem mocno do siebie dziewczynę, po czym ją namiętnie pocałowałem.
- Nie pij już. - poprosiła robiąc przy tym kwaśną minę.
- Tylko jeśli spędzisz ze mną dzisiejszą noc.
- Myślałam że już nie spytasz, chodźmy.
Nie puściłem szatynki nawet na chwilę. Wyszliśmy z baru oklaskiwani przez motocyklistów. Wbiegłem szybko do motelu kierując się prosto do mojego pokoju. Dziewczyna przysunęła się do mnie jeszcze bliżej oddając mi się całkowicie. Otworzyłem szybko drzwi, a jeszcze szybciej zacząłem się pozbywać ubrań Molly.
- Kocham Twój tyłeczek. - klepnąłem dziewczynę w pośladki na co ta jęknęła.
Pchnąłem ją na łóżko, by ściągnąć z siebie koszulkę i rzucić się na nią, całując jej piękne ciało.
Obudziłem się przed świtem. Ukochana spała wtulona w pościel. Wymknąłem się z łóżka ubierając na siebie bokserki i dresy. Wyszedłem na taras z paczką papierosów i telefonem. Oparłem się o barierki odpalając papierosa i telefon, by go przejrzeć. Ukazało się mnóstwo nieodebranych połączeń i wiadomości. Napisałem szybko do mamy że jestem z Molly i by się nie martwiła. Zadzwoniłem też do Sebka, który szybko odebrał. Jakby czekał tylko, aż zadzwonię.
- Wszystko wporządku? - spytał tato na co lekko się uśmiechnąłem.
- Tak. Muszę po prostu pobyć trochę sam i to wszystko przemyśleć.
- Rozumiem.
- Wrócę jutro, to porozmawiamy.
- Dobrze, będę czekał. Mogę chociaż wiedzieć gdzie jesteś?
- W Glendale.
- Co Ty u licha tam robisz!? Tam swoje hrabstwo mają węże. Wiesz co Ci zrobią jak się dowiedzą kim jesteś?
- Nie. Tato skończ, proszę. Węże nic mi nie zrobią, uwierz. A teraz muszę kończyć.
- Nie ma mowy! Już po Ciebie jadę.
- Daj mi spokój. Narazie. - wkurzony rozłączyłem się i spaliłem peta do końca. Poczułem ciepłe dłonie oplatające mnie w pasie. Odwróciłem się w stronę pięknej szatynki.
- Co się stało? - spytała zmartwiona dziewczyna głaszcząc czule mój policzek.
- Ojciec po mnie jedzie. Twierdzi że nie mogę tutaj być.
- Igor?
- Nie. Igor ma to w dupie. Sebastian przyjechał na kilka dni, chyba po to by zrujnować mi życie.
- Ey, nie mów tak. Mimo wszystko to Twój tata.
- Wczoraj się dowiedziałem że jestem następcą gangu 48 i że Sebastian to ich szef.
- Wiesz co się stanie, gdy mój ojciec się o tym dowie? Że szef najsilniejszego gangu na świecie wjechał na jego terytorium po swojego syna, który kocha się z córką szefa węży? To będzie piekło.
- Wiem mała. Dlatego muszę wyjechać i powstrzymać ojca.
- I znów mnie zostawisz samą na tak długo?
- Coś wymyślę skarbie, a wtedy już będziemy razem.
- Kocham Cię Marcel.
- Ja Ciebie też kocham Molly, ale jeszcze nie możemy być razem. - pocałowałem ostatni raz dziewczynę na pożegnanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro