Rozdział pierwszy: Opuszczona posiadłość
Było słoneczne, czerwcowe popołudnie gdy grupa nastolatków jechała starym Volkswagenem Transporterem T1. Był to pierwszy samochód wujka jednego z nich, Marka Strzeszewskiego, któremu „przypadł zaszczyt" bycia kierowcą ogórka. Prawda była taka, że nikt poza nim nie chciał go prowadzić. Auto było już stare i mimo troski, jaką obaj Strzeszewscy mu okazywali, wymagało wielu napraw. Drążek zmiany biegów nie chodził już tak zgrabnie jak dawniej, a silnik co jakiś czas dławił się. Okazyjnie nawalały tłoki, co nieraz kończyło się postojem w szczerym polu. Oprócz Marka w pojeździe było jeszcze siedem osób. Daniel Węgrzyk z mapą w rękach na siedzeniu pasażera, Magda Liszewska z apteczką siedziała tuż za kierowcą. Obok niej znajdował się Piotr Olesiak, który jak zwykle miał w uszach słuchawki, a po lewej jego młodsza siostra Luiza. Na tylnej kanapie od prawej do lewej siedzieli Łukasz Maliszewski, Olek Cieszkowski i Agnieszka Raszewska. Ten pierwszy był zajęty pisaniem do młodszej siostry Wiktorii, przebywającej w szpitalu, Olek zasnął, odchylając głowę do tyłu i pochrapywał z otwartymi ustami, a Agnieszka wyglądała przez okno i była pogrążona we własnych myślach. Cała ósemka jechała już od czterech godzin i była zmęczona jazdą. Chcieli dojechać już do ruin budowli, których, według słów Daniela nikt jeszcze nie eksplorował. Daniel zapalony odkrywca i podróżnik, co wakacje ciągał ich w coraz to inne miejsca, które były większą lub mniejszą klapą. Rok temu wyruszyli w dwa miejsca, z czego jedno było zburzone, a drugie objęte terenem wojskowym. Mimo tych porażek siedemnastolatek nie poddawał się i co rusz wynajdywał nowe. Reszta nie miała serca puszczać go samego, bo po pierwsze nie wypadało pozostawiać kumpla, a po drugie jeszcze by się przez swój narwany charakter zabił.
– Jesteś na sto procent pewien, że jedziemy w dobre miejsce? – zapytała Magda, zaciskając dłonie na dużej pomarańczowej walizeczce z białym krzyżykiem na tle zielonego kwadratu.
– Tak, jestem – powiedział – To na stówę będzie świetne miejsce. Trochę wiary.
– Tak jak poprzednim razem? – zażartował Marek.
– Co to było? Nora ćpunów? – zadrwił Łukasz, który podniósł głowę znad telefonu.
– Nie, poprzednim razem Luiza skręciła kostkę. Narkomani byli dwa lata temu – Piotr schował telefon do plecaka.
– Jak zwykle pamiętny łoś – mruknął pod nosem Daniel i wrócił do nawigowania. – Jeśli kogoś to obchodzi, to jesteśmy niedaleko – powiedział głośniej.
Pozostali, słysząc drugie najbardziej upragnione słowa, spojrzeli w jego kierunku. Mimo iż bardziej pragnęli usłyszeć „jednak wracamy", to, co usłyszeli również ich ucieszyło.
– Niedługo powinniśmy zobaczyć zarys budowli. Jak tylko wyjedziemy z lasu, pozostanie jakieś paręnaście kilometrów. Będziemy zjeżdżać z pagórka, więc zobaczymy ją w pełni okazałości. Ponoć stoi tam od piętnastego wieku. Z forum wyczytałem też, że bardzo trudno to miejsce znaleźć i łatwo się tam zgubić – rozpoczął swój monolog Daniel jednak szybko został uciszony.
– Jak to, łatwo się tam zgubić? – Zawołała Magda – Co to w ogóle za miejsce?!
– Mnie martwią te wszystkie „powinniśmy", „ponoć" i „forum" – warknął Piotr, który uczestniczył w tej rozmowie tylko dlatego, że jego siostra zwróciła mu uwagę na to, co dzieje się wokół – Mówiłeś, że informacje masz z pewnego miejsca.
Natomiast Olek, który został obudzony przez Łukasza, zrozumiawszy sens słów Daniela załamał ręce. Mógł się spodziewać, że chłopak „trochę" nagnie fakty by zgodzili się na tę wyprawę, ale nie spodziewał się, że aż tak wątpliwe i prawdopodobnie niebezpieczne czeka ich zadanie.
– Czy masz chociaż pewność, że ten budynek jeszcze stoi? – Zapytał poirytowany.
Po czerwieni, jaka wstąpiła na twarz chłopaka na siedzeniu obok kierowcy widać było, że słowa przyjaciela bardzo mocno go uraziły.
– Ha, ha – powiedział z sarkazmem – Jak chcecie to się ze mnie nabijajcie, ale to wam szczęki opadną jak zobaczycie to miejsce. Widzicie? – Wskazał palcem przednią szybę – Gdy ten las się skończy kopary wam opadną! I wtedy to ja będę śmiał się ostatni!
Daniel ciężko oddychając spoglądał na swoich przyjaciół, jednak ci wydawali się być zapatrzeni w widok przed nimi. Gdy odwrócił się, zrozumiał dlaczego – przed nimi majaczył cel podróży. Budynek wydawał się większy niż na fotografii. Jednak tak jak na niej, był zbudowany z szarego kamienia, co wydawało być się niecodzienne i niemożliwe, jak na rozmiary budowli. Gdy się zbliżali, budynek jakby rósł, uwidaczniając ubytki wygryzione zębem czasu. Niektórych kamieni i szyb brakowało. Budziło w nich to różne emocje. Daniel i Luiza czuli zachwyt, że tak wielki i wiekowy budynek uda im się zwiedzić jako, prawdopodobnie, pierwszym. Magda, Łukasz i Olek czuli niepokój z różnych powodów. Magda zastanawiała się co może ich czekać w środku, Łukasz zaczął wątpić w słuszność podjętych tego dnia decyzji, a Olek wątpił, że ten budynek był opuszczony. Natomiast Piotr, Marek i Agnieszka byli zaskoczeni. Jako najstarsi z grupy już przygotowali się by pocieszać Daniela i Luizę, którzy wydawali się najbardziej napaleni na pomysł myszkowania po budowli. Poczuli też zmęczenie, to na nich spoczywał obowiązek upilnowania by nikomu nic się nie stało. Rozmiar budowli ich jednocześnie zachwycał i przerażał. Zastanawiali się jak mają upilnować piątkę młodszych, w tym trójkę nieletnich i narwanych, nastolatków. Marek westchnął pod nosem i zaparkował w pobliżu bramy wjazdowej.
– Dobra ludzie. Teraz omówimy... – Zaczął ale przerwał, gdyż Daniel wypadł z samochodu, pognał do tylnych drzwi i otworzył je szeroko. Luiza już chciała wyskoczyć, ale Piotr chwycił ją za szelki.
– No, ej! – Krzyknęła dziewczyna i odwróciła się do brata – Co z tobą? Puszczaj!
– Luiza – Spojrzał na nią karcąco. – Jesteśmy bez opiekunów przed opuszczonym, starym budynkiem. Jeśli wleziesz tam bez mojej zgody i bez kogoś starszego, załatwię ci szlaban na dwa tygodnie. Najpierw omówimy wszystkie środki ostrożności i cały plan... zwiedzania, jasne?
Dziewczyna burknęła pod nosem i usiadła z powrotem na miejsce. Wszyscy spojrzeli na Marka.
– Okej. Mamy cztery krótkofalówki, więc będziemy iść w parach. Później się dobierzemy Olek, – Wspomniany chłopak opuścił dłoń – dziękuję. Tak więc pilnujemy się nawzajem. W razie czego kontaktujcie się z Magdą, ma apteczkę.
– Zauważyliśmy! – Krzyknął Łukasz – Wciąż mamy dobry wzrok.
Marek przewrócił oczami i westchnął. Czasem po prostu nie rozumiał kumpla. Powtórzył wszystkim znane zasady i podzielili się. Pierwszą parą byli Magda i Marek. Po dłuższych namowach z Luizą poszedł Daniel, na co oboje wyraźnie się ucieszyli. Agnieszka ruszył z Olkiem, a Łukasz z Piotrem. Jednak najpierw musieli wejść do budynku. Wejścia nie dało się przegapić. Były to wielkie, drewniane i okute wrota otoczone typowym dla gotyku zdobionym, kamiennym portalem. Łukasz jako, że w dzieciństwie ćwiczył judo, poszedł otworzyć. Jednak to nie było takie trudne, jak się mogło wydawać. Zawiasy, mimo swych lat, były w dobrym stanie i utrzymywały drzwi kilka milimetrów nad progiem. Zaskoczony chłopak z łatwością je otworzył i spojrzał na pozostałych.
– Może ktoś tu mieszka? – Rzucił Olek.
– I zostawił otwartą bramę? Jak miło – odparła ironicznie Agnieszka, po czym dodała już poważniej. – Wątpię. A nawet jeśli, to ogrodnik chyba zrobił sobie wolne – Wskazała na zaniedbany trawnik.
Rzeczywiście. Ogród przed budowlą wymagał czyjejś solidnej ręki. Trawa była zapuszczona tak, że klomby kwiatów ledwie były widoczne, a kiedyś powycinane w fantastyczne kształty krzewy, przypominały zmutowane monstra dawnych figur. Fakt, że wszystko tu po prostu nie zwiędło roślinność zawdzięczała tylko i wyłącznie ukształtowaniu terenu, które chroniło to miejsce od humorków pogody.
– Agnieszka ma rację – powiedział Piotr – To miejsce jest zbyt zaniedbane, by ktoś tu mieszkał na stałe. Wejdźmy do środka. Im szybciej zaczniemy, tym więcej zobaczymy przed zmrokiem.
Łukasz pokiwał głową i ruszył do środka. Co prawda nienawidził, kiedy Piotr się tak rządził, ale nie mógł mu w tym momencie nie przyznać racji. Planowali tu nocować, by mieć więcej czasu na zwiedzenie tego miejsca, ale lepiej było je oglądać w świetle dnia niż w nocy. Weszli do budynku. Hol był ogromny i smętny. Na kamiennej podłodze leżały strzępy starego dywanu. Kiedyś musiał być w żywych barwach, jednak teraz był wyblakły i zakurzony. Przez duże okna wpadało światło ukazując dalszą część ponurego obrazu. Na ścianach wisiały podarte lub kompletnie zniszczone gobeliny i obrazy. Kinkiety, o ile wisiały na ścianach były powyginane. Tapeta odrywała się od ścian i zawijała się pod sufitem, a niżej była poplamiona bądź podarta. Podniszczone meble leżały pod ścianami wśród drewnianych szczątków. Na środku pomieszczenia znajdował się roztrzaskany żyrandol. Powyginana złota konstrukcja leżała wokół kryształowych odłamków i świec. Długi i solidny łańcuch był cały, to mocowanie nie mogło już utrzymać ciężaru jakim było główne oświetlenie pomieszczenia. Na przeciw wejścia w głębi pokoju znajdowały się schody prowadzące do dwóch korytarzy ozdobionych ostro zakończonymi łukami. Po bokach schodów również znajdowały się przejścia do dalszych części budynku. Grupa rozeszła się parami po holu, chcąc dokładniej mu się przyjrzeć. Magda i Marek podeszli do żyrandolu. Marek kucnął przy mocowaniu, by móc przyjrzeć się przyczynie upadku tak pięknego przedmiotu. Próbował je podnieść, jednak to było znacznie cięższe niż przypuszczał. Po dokładniejszych oględzinach zauważył w tym robotę dwóch największych wrogów takich rzeczy. Czasu i grawitacji. Czas sprawił, że nity pordzewiały, a grawitacja powyginała mocowanie. Chłopak westchnął i przeczesał włosy dłonią. Jego kuzyn interesował się metalurgią. Samodzielnie zrobił metalowe ogrodzenie, otaczające jego domek w górach. Zastanawiał się czy gdyby go tu przyprowadził, mógłby przywrócić ten żyrandol do dawnej świetności. Nie wiedział co by później z nim zrobili, ale nie miał serca porzucać go w takim stanie.
– Przydałby się tu Kacper, co nie? – Z zamyślenia wyrwała go Magda.
Marek zamrugał i spojrzał na młodszą przyjaciółkę zdziwiony.
– O nim myślałeś, co nie? Miałeś to wymalowane na twarzy.
– Ta, zastanawiam się czy chciałby się nią zająć – powiedział.
– Nią? – zapytała rozbawiona.
– Tą pięknością – naprostował.
Magda parsknęła śmiechem. Nie mogła uwierzyć, że Marek wciąż tak personalizuje przedmioty. Myślała, że takie odczucia ma tylko do swojego autka, któremu nawet nadał imię – Gloria. Gdy dziewczyna opanowała śmiech, spojrzała na przyjaciela, który patrzył na nią z uśmiechem. Gdy poczuła ciepło na policzkach, spojrzała w dół udając zainteresowanie kryształowymi odłamkami. Nawet wzięła jeden z nich do ręki, by wyglądać bardziej przekonująco. Chłodna powierzchnia była nawet przyjemna dla dłoni. Podniosła go do słońca by przyjrzeć się jak załamuje się w nim światło. Zapatrzyła się chwilę, po czym odłożyła go. W tym samym czasie Piotr i Łukasz przyglądali się szczątkom mebli. Piotr chwycił do ręki coś, co mogło być kiedyś nogą jakiegoś stolika, a Łukasz przesuwał szczątki stopą.
– Myślisz, że moglibyśmy rozpalić z nich ognisko? – zapytał po chwili drugi z nich.
– E, nie? – odparł Piotr.
– Czemu? – Łukasz przewrócił oczami.
– Bo możemy przez przypadek coś podpalić. Tutaj jest pełno łatwopalnych rzeczy. Iskra i pójdziemy z dymem. Chcesz tego?
– Przesadzasz.
– Możemy zapytać Agnieszki jak chcesz.
Łukasz tylko burknął coś pod nosem. Wiedział, że wspomniana dziewczyna nie stanie po jego stronie, a jej nie umiał się sprzeciwić o czym Piotr doskonale wiedział. Założył ręce na piersi i oddalił się, przyglądając się ścianom i gobelinom. Temu samemu, tyle że po drugiej stronie pomieszczenia przyglądali się Luiza i Daniel. Oboje byli nimi zachwyceni. Daniel delikatnie unosił płótna, a dziewczyna zaglądała pod nie, w poszukiwaniu ukrytych przejść.
– Tutaj nic.
Daniel ostrożnie opuścił gobelin i podszedł do następnego. Ten wydawał się przedstawiać kominek i zebrane wokół niego osoby. Przez chwilę oboje wpatrywali się w niego, starając się dostrzec jak najwięcej szczegółów. Jak na razie udało im się rozróżnić kominek – główny element gobelinu, który prawdopodobnie miał wyglądać jak wykonany z kamienia bądź drewna. Był bogato zdobiony, a płomień na palenisku wyglądał jak żywy. Wokół niego nici układały się w coś na kształt obrazów. Przed kominkiem stały dwa fotele, na których siedziały dwie kobiety. Daniel nie mógł zauważyć żadnych detali ich twarzy, z resztą nie tylko ich, ale i dwóch mężczyzn stojących za nimi. Jedyna twarz, której szczegóły mógł dostrzec i która wydawała mu się dziwnie znajoma, należała do trzeciego mężczyzny, opierającego się o kominek. Przeszło go dziwne uczucie. Lęk wymieszany z ekscytacją i czymś jeszcze. Nie rozumiał tego, ale nie mógł oderwać od niego oczu.
– Daniel? – Luiza potrząsnęła ramieniem przyjaciela – Ziemia do Dana. Słyszysz mnie?
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Gdy natrafił na jej zmartwione oczy, odwrócił szybko głowę, starając się ukryć rumieniec. W myślach powtarzał tylko: Piotr by mnie zabił. Piotr by mnie zabił.
– Jasne – powiedział dziwnie entuzjastycznym głosem, na co Luiza miała ochotę się cofnąć – Po prostu ten gobelin jest spoko. Ciekawe kto go namalował?
– Daniel?
– Tak? – Zapytał zdenerwowany.
– Gobeliny się wyszywa, a nie maluje.
– Jasne! – Wykrzyknął tak głośno, że znajdujący się w pobliżu Olek i Agnieszka spojrzeli na niego zdziwieni – Wiedziałem to!
I zaśmiał się głośno, by ukryć zdenerwowanie. Dziewczyna jeszcze przez chwilę przyglądała mu się podejrzliwie. Zastanawiała się co tym razem mu dolega. Co jakiś czas zachowywał się w taki sposób, ale nigdy nie mogła znaleźć przyczyny takowego stanu rzeczy. Po raz kolejny po prostu wzruszyła ramionami i wróciła do gobelinu. Kolejnej zagadki. Czemu Daniel tak się w niego zagapił? Nie tylko Luiza zastanawiała się nad zachowaniem rudowłosego. Agnieszka i Olek oderwali wzrok od pary przyjaciół i wrócili do przyglądania się szybom. Dziadek Agnieszki za życia naprawiał kościelne witraże w rodzinnym mieście, jednak nie zdążył przekazać fachu swojemu synowi gdyż zginął w wypadku. Od momentu, w którym zobaczyła jego zdjęcia przy pracy, zaczęła uwielbiać witraże. Dlatego szybko przemierzała pomieszczenie, szukając któregoś. Tu chyba jednak ich nie było. Dlatego zamiast tego przyglądała się szybom i wszystkim elementom, które nie przyciągały uwagi. Natomiast Olek spokojnie szedł za nią i przyglądał się wszystkiemu. Nie mógł się doczekać aż wplecie to miejsce do swojego komiksu. A może powinien zacząć nowy? To miejsce wręcz dawało mnóstwo nowych wątków.
– Jak myślisz, kiedy wszyscy przyznają się do swoich uczuć? – Zapytał Olek, przyglądając się swoim przyjaciołom.
Agnieszka również zaczęła przyglądać się pozostałym. Zawstydzonemu Danielowi, patrzącej w dół Magdzie i zirytowanemu Łukaszowi. Choć o miłostce tego ostatniego dowiedziała się od Olka. Ponoć Łukasz „wyspowiadał" mu się kiedy był pod wpływem. Chłopak, co prawda nie zdradził jej kto to, ale jej to zbytnio nie interesowało. Każdy z nich miał swoje życie i prawo do prywatności. Jeśli jego uczucia nie wiązały się z poważnymi problemami, nie było sensu wtykać nosa w nie swoje sprawy.
– Nie wiem. Może sto albo dwieście – Agnieszka wzruszyła ramionami.
– Tygodni? – dopytywał chłopak.
– Lat – poprawiła go.
Aleksander po prostu zaśmiał się, ale szybko spoważniał. Nienawidził swojego imienia, pełnego imienia. A brzmiało ono Aleksander Cieszyński Junior. Gardził wręcz Seniorem. Za każde jego słowo, za każdy jego gest, za wszystko co zrobił jego matce. Jej z kolei nie rozumiał. Jak tak długo mogła z nim żyć? Jak mogła zgadzać się na wszystko co robił? To przez niego Olkowi świat wyimaginowany wydawał się o wiele lepszy. Dopóki nie spotkał Piotra. To właśnie on wcielił go do tej dziwnej zbieraniny trzy lata temu. Do tego dnia był to najlepszy dzień w jego życiu. Chłopak pokręcił głową, by odegnać myśli. Nie lubił zbyt dużo rozmyślać, by nie wędrować w te rejony pamięci. Wspomnienia co prawda blakły, jednak zawsze tam będą. I pozostaną gotowe by go zniszczyć.
– Jak myślisz, znajdziemy tu coś ciekawego? – zapytał Agnieszki.
– Mam nadzieję. Jak na razie jest obiecująco. Oby tylko się nie spartoliło.
Agnieszka nie lubiła wypowiadać tych słów. Po nich zawsze się coś „partoliło". Zupełnie jakby wszystkie nieszczęścia tego świata czekały na te słowa, jak na sygnał do ataku. W myślach modliła się , by się tak nie stało. Jednak od tamtego ponurego dnia, ten zwrot ciągle przynosił jej tylko nieszczęście. Agnieszka westchnęła cicho po czym razem z Olkiem podeszli do Magdy i Marka.
– Ciekawe jak zapalali te świece – zagadnął Olek.
Tamci, nie słysząc podchodzących osób, podskoczyli zaskoczeni i spojrzeli na mówiącego.
– A ty co? Ninją jesteś? – Zapytała zdenerwowana Magda, zaciskając palce na apteczce – Zawału mogliśmy dostać!
Olek uniósł ręce w obronnym geście.
– Sorka, nie bij.
Po chwili dołączył do nich też Piotr.
– Co tam macie? – zapytał.
– Upadek przeminionego piękna – powiedział poważnie Marek, na co Agnieszka parsknęła śmiechem.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
– Wybacz, czasem zapominam, że miewasz takie dostojne momenty – ostatnie słowa wypowiedziała wyniosłym i poważnym tonem, co rozbawiło pozostałych.
Marek tylko przewrócił oczami. Gdy jeszcze nie schrzanił sobie życia chodził na zajęcia poetyckie. Potem sprawy się pogmatwały, zresztą, z jego winy, ale coś mu jeszcze pozostało z tamtego okresu. Nie miał przyjaciołom za złe, że czasem z tego żartowali. Cieszył się, że w ogóle ich miał.
– Ciekawe jak to miejsce wyglądało kiedyś – zamyśliła się na głos Magda.
– Tego już się nie dowiemy – odparła druga dziewczyna.
Olek wzruszył ramionami.
– Zawsze mogę narysować jakby to mogło dawniej wyglądać.
– Spróbujesz? – zapytał Piotr.
– Tylko nie oczekuj cudów – odparł.
Magda uśmiechnęła się.
– Zawsze coś.
Daniel i Luiza widząc zebranych przyjaciół podeszli do nich.
– Knujecie bez nas? – zapytał Daniel – A tak z innej beczki. Widzieliście te gobeliny? Są świetne. Normalnie nie uwierzyłbym, że tak mogłyby wyglądać, gdybym ich nie zobaczył na własne oczy! Szkoda, że niektóre są zniszczone, choć dzięki temu...
– Dan – Piotr wziął głęboki oddech. – Może sprawdzisz czy nie ma za nimi jakiś przejść czy czegoś tam?
– Już sprawdziłem – odparł pytany, nie zauważając nieprzyjemnego tonu kolegi – Żadnych drzwi czy korytarzy. Szkoda, bo miałem nadzieję znaleźć schody dla służby, albo ukryte wyjścia. Albo sekretne pomieszczenia! – wykrzyknął – Choć pewnie byłby w nich alkohol – dodał z mniejszym zapałem.
– Ej, ludzie – wtrąciła się Luiza – A gdzie Łukasz?
Grupa rozejrzała się za kompanem i rzeczywiście zauważyła jego brak. Zdziwiło ich to, że zauważyli to dopiero teraz, zwłaszcza, że Maliszewski był osobą, która głośno i wyraźnie oznajmiała swoje zdanie przy każdym temacie. Z resztą nie było go nawet w pomieszczeniu. Musiał przejść gdzieś dalej.
– Ja go kiedyś zabiję – mruknął pod nosem wściekły Piotr.
To on miał wszystkich pilnować. Był nie mianowanym „ojcem" drużyny, a jako najstarszy często brał za wszystko największą odpowiedzialność. I choć trudno było mu nakłonić do czegoś Marka i Agnieszkę, bo byli w podobnym wieku, to najwięcej problemów i największe trudności miał z nim. Mimo iż chłopak miał dwadzieścia dwa lata, był całkowicie nieodpowiedzialny. Poza tym, od jakiś dwóch lat zupełnie się nie dogadywali, a on nie wiedział, co ugryzło jego, o trzy lata młodszego przyjaciela. Westchnął ciężko i wrócił do miejsca, w którym oddalił się od niego Łukasz, choć już z dala widział tam leżącą krótkofalówkę.
– Zgadnijcie czego ze sobą nie wziął?! – krzyknął do pozostałych, machają w ręku podniesionym przedmiotem.
– No pięknie – powiedziała ironicznie Agnieszka.
– To co robimy? – Luiza przestąpiła z nogi na nogę.
– Co za dekiel – mruknął Olek.
Gdy Piotr do nich podszedł, ustalili, że muszą iść go poszukać. Dzielić już się nie musieli, a Piotr, mimo namowom, poszedł sam. Korytarzem po lewej, obok schodów poszli Olek i Agnieszka, Marek i Magda tym po prawej. Luiza z Danielem wybrali prawy korytarz na podwyższeniu, a Piotr jedyny jaki pozostał.
Agnieszka szła przodem, natomiast chłopak parę kroków za nią. Ta część musiała cały czas znajdować się po zewnętrznej stronie budynku, gdyż po lewej stronie cały czas mijali okna, które co jakiś czas przeplatały się ze szklanymi drzwiami, prowadzącymi do innej części ogrodu. W tej części również był dywan i dekoracje na ścianie, ale tu przeważał motyw wody.
– Jak myślisz – Przerwał ciszę Olek – daleko zaszedł?
– Nie mam bladego pojęcia. Zależy od tego, jak dawno się oddalił oraz czy był bardzo wkurzony. Gdy jest wściekły, pędzi, jakby go gonił jego własny gniew.
Olek zaśmiał się. Rzeczywiście, rozgniewany Łukasz gnał łeb na szyję. Patrząc na drzwi, przeszło mu przez myśl, że może tam udał się poszukiwany przez nich przyjaciel. Jednak po chwili zganił się. Łukasz miał wyjątkowo silną alergię na świeże powietrze. Gdyby nie pewne informacje, które uzyskał, wciąż zastanawiałby się dlaczego wciąż z nimi jeździł. Agnieszka zastanawiała się, o co tym razem mógł się obrazić poszukiwany. Często kłócił się z Piotrem o byle co. Nagle w oczy rzuciły jej się witrażowe drzwi po prawej. Nie były one otoczone murem, lecz szkłem. Ilustracja na nim pokazywała wody jeziora z pływającymi po nim łabędziami i liliami wodnymi. Zaintrygowały ją, nie widać było po nich ile czasu minęło od dnia zamocowania ich tutaj. Podeszła do nich szybkim krokiem i otworzyła je. To co zobaczyła po drugiej stronie zszokowało ją. Natomiast Olek patrzył na to z lekkim przerażeniem. Na drzwi zwrócił uwagę dopiero gdy usłyszał skrzypnięcie zawiasów. Spojrzał wtedy w tamtą stronę i go zmroziło. Nie chodziło o to, co zobaczył w drzwiach, ale to czego tam nie zobaczył. Bowiem nie było tam niczego, poza czernią. Był tym tak zaskoczony, że nie zdołał wykrztusić słowa, tylko patrzył jak ukochana jego kumpla wchodzi tam i jak zamykają się za nią drzwi.
– Olek? – Usłyszał głos Łukasza.
To wyrwało go z otępienia. Podbiegł do drzwi i gwałtownie je otworzył. Jednak nie zobaczył tego co wtedy. Światło wpadające do pomieszczenia, pokazało zrujnowany korytarz. Ze swojego miejsca widział potężne schody, połamane meble, zniszczone obrazy i gobeliny. Kurz zalegał na podłodze i na każdej możliwej powierzchni. Nie słyszał niczego prócz własnego oddechu i zbliżających się kroków przyjaciela. Podskoczył, gdy Łukasz klepnął go w ramię.
– Gdzie zgubiłeś pozostałych? – zapytał żartobliwie – A może jeszcze się nie skapnęli, że mnie nie ma?
– Aga – tylko tyle zdołał wykrztusić.
To poprawiło Łukaszowi nastrój. Jeśli się o niego martwiła to dobrze wróżyło. Wątpił, żeby rzuciła mu się na szyję po zobaczeniu go, ale chyba by nawet tego nie chciał. Raczej przez pół godziny suszyłaby mu głowę. I jeśli byliby w tym momencie sami, mógłby w jakiś ciekawy sposób jej przerwać. Najprościej i najlepiej przez pocałunek. Choć Piotr mógłby przy tym być. W taki sposób mógłby mu pokazać, że nie miał najmniejszych szans. Uśmiechnął się pod nosem.
– Łukasz! – krzyknął na niego Olek.
– No co?
– Agnieszka!
– Co z nią? – Machnął rękoma zirytowany.
Olek jęknął sfrustrowany. Czasem miał wszystkich dość.
– Przeszła przez drzwi i zniknęła!
Zaniemówił. Przez dłuższą chwilę jego umysł próbował przyjąć do wiadomości, co przed chwilą usłyszał. Jak to, zniknęła?! Ludzie tak po prostu nie znikają! Wziął głęboki oddech i skupił się na tym co usłyszał od Olka. Aga przeszła do innej części budynku, więc pewnie wciąż tam była. Musiała być. Minął przyjaciela i pobiegł w głąb budynku. Olek westchnął sfrustrowany. Najpierw zgubili jedno, potem drugie, później znalazło się to pierwsze, ale nie na długo. Sięgnął po krótkofalówkę, ale przeklął pod nosem. To Agnieszka ją miała.
– Świetnie – Złapał się za głowę – Po prostu świetnie.
Cofnął się i pobiegł z powrotem do holu. Musiał kogoś znaleźć, kogokolwiek.
W tym samym czasie Marek i Magda przechodzili przez niemalże lustrzane odbicie korytarza którym szli Olek i Agnieszka. Jednak widok za oknami był zupełnie inny. Musiał być tam kiedyś mały ogródek warzywny, który zarósł przez brak opieki. Wystrój korytarza również go wyróżniał. Tam przeważał motyw przestworzy. Magda szła, rozglądając się z zaciekawieniem i zdenerwowaniem, zaciskając palce na apteczce. Martwiła się. Było tu tyle odłamków szkła czy innych rzeczy, o które łatwo było się zranić, że zastanawiała się, czy jedno z nich czasem już się nie skaleczyło. Z łatwością mogło dojść do zakażenia. A Daniel był pierwszym, który przychodził jej na myśl.
– Nie martw się – powiedział do niej z uśmiechem Marek – Na pewno nie zrobią sobie nic poważnego. A nawet jeśli, zgłoszą się do nas. Będzie dobrze.
Magda posłała mu niepewny pół uśmiech. To było tylko pobożne życzenie. Jednak miał dobre intencje.
– Jak myślisz, – zapytała po chwili – o co się pokłócili?
– Nie mam bladego pojęcia – Czarnowłosy westchnął kręcąc głową – ale to robi się męczące. Mam cichą nadzieję, że załatwią tą sprawę między sobą i będzie po kłopocie.
– Może Piotr chce by Łukasz wydoroślał? – rzuciła dziewczyna.
Marek zaśmiał się pod nosem.
– Wątpię – powiedział chichocząc. – Piotr nie wierzy w cuda.
Magda również się zaśmiała, choć nie było je do śmiechu. Kiedyś ta dwójka dogadywała się świetnie. Łukasz miał Piotra za swojego idola. Coś się między nimi popsuło, ale nikt nie zauważył jak i kiedy. I właśnie ta niewiedza ich martwiła. Piotr pytany o przyczyny, odpowiadał, że nie ma bladego pojęcia, o co może chodzić Łukaszowi. Nie byli co prawda pewni, czy w to wierzyć ale czy posiadali jakieś inne wyjście? To mogła być sprawa pomiędzy nimi, do której nie chcą nikogo dopuszczać. Dziewczyna rozejrzała się po korytarzu i spostrzegła drzwi. W tym czasie Marek wyjrzał przez jedno z okien. Było mało prawdopodobne, by ich „zguba" wyszła na zewnątrz, ale musieli sprawdzić każdą opcję. Przez moment wydawało mu się, że zauważył coś dziwnego. Otworzył więc je i wyjrzał. Magda zadała jakieś pytanie, a on odruchowo odpowiedział. Wychylił się bardziej i spostrzegł na drzewie orła. Oniemiał. Nigdy wcześniej nie spotkał tego skrzydlatego drapieżcy niebios. Ptak był wielki, o brązowym upierzeniu, czym wyraźnie odcinał się od drzewa. Marek osłonił oczy przed słońcem, by móc lepiej przyjrzeć się zwierzęciu. Ptak siedział wysoko i przez chwilę Marek zastanawiał się, jak mógł go w ogóle zauważyć. Nagle przeszły go dreszcze, gdyż zaczęło mu się zdawać, że ptak odwzajemnia jego spojrzenia. Zmroziło go i szybko wycofał się do pomieszczenia. Zamknął okno i odwrócił się. I wtedy do niego dotarło, że jest sam. Czyżby postanowiła dziewczyna pozwiedzać? A może znalazła Łukasza i gdzieś gadają. Próbował sobie przypomnieć, co powiedziała, ale słabo mu to szło. Parę razy zawołał dziewczynę, ale odpowiedziała mu tylko cisza. Usłyszawszy za sobą kroki, odwrócił się tak gwałtownie, że uderzył się własnym warkoczem w pierś. Niestety to nie była Magda tylko Daniel. Chłopak wydawał się być przerażony. Był cały blady, przez co jego piegi niemal rzucały się w oczy. Jedną ręką szarpał swoje włosy, a drugą gładził kark.
– Co jest? – zapytał, mając nadzieję, że jego reakcja jest przesadzona.
– Luiza zniknęła! – Daniel w panice złapał się za swoją rudą czuprynę.
– Jak to, zniknęła? Co się stało?
– No, tak po prostu – odpowiedział spanikowany.
Marek wziął głęboki oddech, by się uspokoić. To już druga, a w zasadzie trzecia osoba. Poprosił Daniela by dokładnie opowiedział mu jak to nastąpiło. Z jego opowieści wywnioskował, że dziewczyna zniknęła za jednymi z drzwi, które mijali w wewnętrznych korytarzach. Nie widział dokładnie, jak to się stało, bo sam w tym czasie robił to samo.
– Piotr mnie zabije – jęknął młodszy.
– Nie przesadzaj, najwyżej pozbawi czucia w nogach – powiedział żartobliwie.
Jednak chłopak był tak przerażony, że nie zrozumiał żartu i po raz kolejny wydał z siebie jęk.
– Mamy większy problem. Magda też zniknęła – poinformował go czarnowłosy.
Daniel spojrzał na niego przerażony.
– To moja wina! To ja znalazłem to miejsce. Czemu muszę mieć zawsze takie głupie szczęście?
Marek postanowił przestać go słuchać i skupić się na problemie. Zaginęły dwie osoby. Sięgnął po krótkofalówkę i spróbował skontaktować się z pozostałymi. Jedno jedyne, co udało mu się ustalić, to fakt, że Daniel miał ją również oraz, że jego przyjaciołom wszelkie metody komunikacji są obce. Spojrzał więc na towarzysza, który mruczał coś pod nosem.
– Hej! – Podszedł do panikującego nastolatka i zatrzymał go w miejscu. – Idziemy na hol i tam poczekamy. Może osoby, które się zgubiły spróbują tam wrócić. Będziemy też nasłuchiwać czy nikt się nie odzywa. Rozumiesz? Jeśli wszyscy będziemy biegać w kółko, to nigdy się nie znajdziemy. Jestem pewien, że inni też dojdą do tych wniosków.
Rudzielec tylko pokiwał głową i ruszył za starszym przyjacielem. W holu czekał na nich Olek i opowiedział im o zniknięciu Agnieszki.
– To się robi podejrzane – Olek splótł dłonie na karku – Czemu zniknęły tylko dziewczyny?
– Jak na razie tylko one. Nie wiemy co się dzieje teraz z Piotrem i Łukaszem. Może również zniknęli? – zasugerował Marek.
– Oby nie.
– To co robimy? – zapytał Daniel.
Olek wzruszył ramionami. Co mogli robić? Pozostało im czekać, aż któreś z nich da znak życia. Z holu łatwiej było dojść do któregoś z korytarzy. Co jakiś czas planowali przechadzać się parami, by nawoływać zaginionych. Jeden z nich miał zostać na miejscu z krótkofalówką i dać znać pozostałym, jeśli ktoś się pojawi.
Dopiero pod wieczór, gdy tamci wychodzili z siebie, pojawił się Łukasz. Przez chwilę wyglądał, jakby szedł komuś przyłożyć, jednak ten usiadł tylko na posadzce, przy przygotowanym przez Olka, prowizorycznym obozowisku. Westchnął, zgarbił się i założył ręce na piersi. Usta miał tak zaciśnięte jakby już nigdy nie chciał nic powiedzieć. Nie spojrzał też nikomu w oczy. Zamiast tego utkwił wzrok w podłodze i zaczął nerwowo poruszać kolanem w górę i w dół. Pozostali jeszcze przez chwilę patrzyli na niego jak na przybysza z innej planety, po czym zasypali go gradem pytań. Łukasz tylko westchnął.
– Nie, na nikogo się nie natknąłem. Nie, nic dziwnego nie widziałem. Nie spotkałem kosmitów. Nie widziałem żadnych ptaków. Nie jestem ranny. Nigdzie się nie przewróciłem i nie zemdlałem. Tak, mam się dobrze i nic nie skręciłem. Jestem spragniony. Tak, chcę coś zjeść. I nie, nie znalazłem Agi – odpowiedział jednym ciągiem na pytania, które zrozumiał. – Czyli reszta zniknęła? – Spojrzał po pozostałych.
– Tak, – odpowiedział mu Marek – Agnieszka, Luiza i Magda zniknęły. Piotr poszedł sam, więc nie wiemy co się z nim dzieje. Nie daje żadnego znaku życia.
– Dzwoniliście po pomoc? – Poruszył się nieznacznie.
Pozostała trójka zamilkła. Łukasz zamrugał i przez chwilę patrzył na nich w zdumieniu.
– Rozumiem Marka, bo on nie ma telefonu, ale co z wami?! – Zapytał oburzony.
Pierwszy odezwał się Daniel.
– Mi mama zabroniła brać telefon po tym, co ostatnio się z nim stało – podrapał się za uchem. – Mówiła, że nie będzie mi kupować go po raz szósty.
– Nie pomyślałem o tym – przyznał po cichu Olek.
Blondwłosy chłopak wyciągnął telefon i zauważył, że nie ma zasięgu. Poszedł więc wraz z Markiem poszukać miejsca, z którego uda się wykonać telefon. Łukasz i Daniel zaczęli przygotowywać coś do zjedzenia. Szybko okazało się, że z połączeniem będzie poważny problem. Wszędzie, gdzie tylko sprawdzali, nie było sygnału. Chcieli pójść na wyższe piętra, ale było na to za późno. Ustalili, że zadzwonią jutro rano, a tymczasem pójdą spać i na przemian stać na warcie. Mieli nadzieję, że do tego czasu ich kompani się znajdą.
Tutaj znowu ja, jeszcze nie umarłam ze wstydu i zażenowania. Mam wrażenie, że publikowanie czegokolwiek zawsze będzie budzić we mnie skrajne emocje i traktować będę t jak zrywanie plastra - szybko i byle mieć to z głowy. Wracam z rozdziałem pierwszym, w zanadrzu mam jeszcze rozdział drugi i zaczęłam rozdział trzeci, ale nie wiem jak długo będę go pisać. Nie wiem czy wcześniej wspomniałam, ale będzie to naprawdę wolno pisane, więc trzeciego rozdziału można spodziewać się równie dobrze za dwa lata. Oprócz tego piszę dwa powiązane w pewien sposób inne opowiadania, nie wiem jednak czy je udostępnię. Jest tam znacznie mniej oraz nie jestem z nich specjalnie zadowolona. Staram się polubić cokolwiek co robię, ale to trudne. Tak więc do zobaczenia w rozdziale drugim i oby jak najszybciej w rozdziale trzecim. Trzymajcie się tam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro