Rozdział 8. - Miłości kontra wrogowie
Gdy Harry obudził się po dwóch godzinach i rozejrzał po przedziale, okazało się, że był zupełnie sam. W dodatku wszystkie bagaże zniknęły. WSZYSTKIE. Co oznaczało, że jego również. Lekko się zdenerwował, zastanawiając się nad tym, dokąd mogli się udać Ron i Hermiona. A przede wszystkim, dlaczego to zrobili. Chłopak szybko się rozbudził, po czym dostrzegł jakąś kartkę spoczywającą obok niego na fotelu. Był na niej umieszczony krótki tekst. Harry wziął do ręki kartkę i przeczytał:
Jesteśmy dwa przedziały dalej. Gdy do nas dojdziesz, wyjaśnimy Ci, o co chodzi.
Ron i Hermiona
Harry wstał niepewnie z miejsca i wyszedł na korytarz. Rzeczywiście, niedaleko znalazł Rona i Hermionę w innym przedziale, wśród dwóch innych osób — Neville'a Longbottoma i Lunę Lovegood.
— O, cześć, Neville! Cześć, Luna! — zawołał Harry, po czym spojrzał na Rona i Hermionę. — To dlatego przenieśliście się tutaj? Mogliśmy już na początku znaleźć ich przedział.
— Prawdę mówiąc, przyszliśmy tu głównie dlatego, że gdy ty i Ron jeszcze spaliście, Neville'owi zginęła ropucha i przyszedł do nas zapytać, czy jej nie widzieliśmy — wyjaśniła Hermiona.
— Ostatecznie ropucha szybko się znalazła, choć okazało się, że wśród podskoków i skrzeków dotarła prawie na sam koniec wagonu — wtrąciła Luna.
Ron przez chwilę patrzył się w pustą przestrzeń z dziwnym wyrazem twarzy, po czym się otrząsnął i wziął do ręki jedną kartę z czekoladową żabą. Szybko złapał zaczarowany smakołyk i odgryzł kawałek. Zerknął na kartę, rozszerzył oczy ze zdumienia i krzyknął:
— Łał! Nie miałem jeszcze tej karty! Harry, patrz, kto na niej jest!
Harry spojrzał na kartę i jego oczom ukazała się sylwetka młodego mężczyzny, który wyglądał, jakby chciał kogoś zabić. Poniżej była krótka notka na jego temat.
Barty Crouch Jr — postradał duszę w wyniku pocałunku dementora (1995), znany z podszywania się pod słynnego aurora Alastora Moody'ego podczas Turnieju Trójmagicznego (1994/1995) przy pomocy eliksiru wielosokowego.
— Aż tak zasłynął, żeby znaleźć się na kartach czekoladowych żab? — zdumiał się Harry.
— Najwidoczniej — mruknął Ron. — Ja natomiast nigdy nie widziałem na żadnej karcie Szalonookiego. Nawet nie wiem, czy go na jakiejś umieścili.
— Umieścili. Mam aż trzech — wtrącił Neville. — Mam je nawet przy sobie. Chcecie się wymienić?
Neville wyciągnął z plecaka niewielki album, w którym znajdowało się mnóstwo różnorodnych kart. Przewertował kilka stron z jednej przegródki wyjął dwie karty z sylwetkami Alastora Moody'ego, groźnie łypiącymi spode łba na otaczającą go okolicę, po czym dał je Harry'ego i Ronowi.
— Neville! Nie wiedziałem, że zbierasz te karty — powiedział Harry.
— Jaki czadowy album! — zachwycił się Ron. — Ja swoje karty trzymam w pudełku. Poczekaj, znajdę kogoś, kogo mam kilka razy, to się wymienimy...
— Czy my wam czasem nie przeszkadzamy? — zapytała nagle Hermiona, patrząc z politowaniem na Harry'ego, Rona i Neville'a.
— Jak w takim wieku można jeszcze wymieniać się kartami? — roześmiała się Luna.
— A jak w takim wieku można wierzyć, że istnieje coś takiego jak krapak skrętorożny? — odburknął Ron.
Luna otworzyła usta z oburzenia i przez chwilę poruszała nimi bezgłośnie, jakby szukała słów na własną ciętą ripostę. Po chwili jednak zamknęła buzię i obrzuciła Rona nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym wyjęła z torby gazetę Żongler i zasłoniła nią twarz, zagłębiając się w lekturze.
Hermiona popatrzyła na Rona ze zdenerwowaniem, przewracając oczami. Ron zmarszczył czoło i wyjaśnił bezgłośnie: ,,No co? Po prostu jej nie lubię i tyle". Harry i Neville przyglądali się tym scenom ze skrzywionymi minami, spoglądając na siebie.
Natomiast przyszła też kolej na coś, co mogło bez trudu zmienić tę napiętą atmosferę, choć nie dało rady sprawić, żeby ją polepszyć. Wręcz przeciwnie. Musiało ją zdecydowanie pogorszyć.
Drzwi przedziału otworzyły się gwałtownie i w progu stanął Draco Malfoy z Crabbe'em i Goyle'em po obu stronach. Malfoy wziął ręce pod boki i uśmiechnął się szeroko, odsłaniając przednie zęby niczym królik. Bynajmniej ten uśmiech nie miał być szczery.
— Zdaje się, że prawie zapomnieliśmy o wizycie u was — powiedział Malfoy.
— Nikt cię tu nie zapraszał — wycedził Ron.
Uśmiech zszedł Malfoyowi z twarzy.
— Może trochę grzeczniej? — zapytał. — Już ci wspominałem, Weasley, jak kończą tacy, co nie umieją się zachować.
Blondyn popatrzył na karty, które Harry i Ron dostali od Neville'a i parsknął śmiechem.
— Serio? Nadal bawicie się w to wymienianie kartami? — spytał pogardliwie i zabrał jedną Harry'emu, zanim ten zdążył zareagować. — Choć nie powiem, że ta jest całkiem zacna. Moody... to ten auror, no nie? Słynny na cały świat, ale pewnie niedługo, zamiast czci będziemy mu składać kondolencje...
Harry stanął na równe nogi i podszedł do Malfoya, zaciskając pięści. Spróbował wytrącić mu kartę z ręki, ale ten okazał się szybszy.
— Co się tak wyrywasz, Potter? Tak ci zależy, by mieć na zdjęciu twarzyczkę swojego przyjaciela? — zadrwił Malfoy. — Chcesz wyglądać tak jak on? Po tym, co wyprawiasz, sądzę, że jesteś tego całkiem bliski.
Harry podszedł jeszcze bliżej do Malfoya i już miał powiedzieć coś nieprzyjemnego, gdy nie został odepchnięty na bok przez rozwścieczonego Rona, który wysyczał:
— Odwal... się... od nas... ty przebrzydły, złamany...
— EKHEM.
Malfoy oraz Crabbe i Goyle obrócili się do tyłu, a Ron wychylił zza ramienia pierwszego z nich. Pozostała czwórka również wstała z miejsc, żeby zobaczyć, kto przerwał to zamieszanie.
W korytarzu stała bowiem Cho Chang, która wykrzywiła głowę na bok i z rozbawieniem spoglądała na Malfoya. Ron rzucił Harry'emu ukradkowe spojrzenie, a ten poczuł, że pieką go uszy.
— Wszystko w porządku? — zapytała Cho, nie spuszczając Malfoya z oczu.
— A ty co tu robisz? Nie zgubiłaś swoich rozchichotanych koleżanek? — rzucił Malfoy, marszcząc czoło.
— Wracałam właśnie z toalety. Jeszcze cztery minuty temu cię tu nie było — odparła Cho ze spokojem.
Malfoy patrzył się na Cho z drwiną, lecz nijak nie skomentował jej tekstu. Już miał coś powiedzieć, ale Cho była szybsza.
— Już cię tu nie ma. Wynocha do swoich. Przynajmniej tam cię tolerują — warknęła Cho.
Malfoy zmrużył oczy, po czym mruknął do Crabbe'a i Goyle'a: ,,Spadamy” i ruszyli wzdłuż korytarza.
Harry, Ron, Hermiona, Neville i Luna patrzyli na Cho z szeroko otwartymi oczami, a ona rzuciła na odchodnym:
— Nie ma za co. — Po czym wróciła do swojego przedziału.
Ron, który pierwotnie po wyjściu Malfoya zamierzał z hukiem trzasnąć drzwiami od przedziału, tym razem zasunął je dość delikatnie. Po chwili spojrzenia wszystkich czterech czarodziejów spoczęły na Harrym.
— Co jest? — zapytał z zaskoczeniem.
— No co? Nie widziałeś, co ona zrobiła? — Ron uśmiechał się do Harry'ego głupkowato.
— Przecież to nic takiego — odrzekł Harry. — Nawet go nie obraziła. Po prostu nie chciała, by nam dokuczał, każdy mógłby to zrobić na jej miejscu.
— Niby tak, ale wiesz... to jednak głównie tobie rzucała ukradkowe spojrzenia, gdy mówiła do Malfoya. Nie zauważyłeś?
Hermiona zerknęła na Rona i zmrużyła oczy, zastanawiając się, w którym momencie rozmowy z Malfoyem Cho spojrzała się na kogokolwiek innego, niż na niego samego. Ron odwrócił się do niej i przybrał taki wyraz twarzy, jakby chciał udowodnić, że było tak, jak mówi.
— Nic takiego nie zauważyłem, przysięgam — wyjaśnił Harry stanowczo. — Poza tym być może zrobiła tak dlatego, że Luna była w przedziale.
— A co obecność Luny ma wspólnego z zachowaniem Cho? — zapytała Hermiona z niedowierzaniem.
— A na przykład to, że są w tym samym domu. — Harry uparcie próbował postawić na swoim.
— Nic podobnego — odezwała się Luna swoim delikatnym głosem, chowając Żonglera z powrotem do torby. — W Ravenclawie praktycznie nie rozmawiamy. Przecież ona jest dwie klasy wyżej ode mnie, nie spotykamy się na lekcjach, tyle, co w pokoju wspólnym. Jedną z niewielu osób, które jeszcze chętnie ze mną rozmawiają, jest Padma Patil. Podobnie zresztą jak ona i Cho razem.
— Ale domowa solidarność chyba jednak może między wami istnieć, no nie? — zaproponował Harry.
— Może i istnieje — mruknęła Luna niedbale.
— A może jednak ona chciała być miła, bo Harry był w przedziale? Dlaczego nie? — Ron wciąż nie dawał za wygraną.
Harry schował twarz w dłoniach i jęknął:
— Ron, daj sobie spokój z tym swataniem, dobrze?
Po czym wstał z miejsca, otworzył drzwi przedziału i rzucił:
— Idę się przejść. — A gdy wyszedł na korytarz, zdążył jedynie usłyszeć rozbawiony głos Rona mówiący ,,Jak zwykle”, po czym zasunął drzwi.
Ku jego zdziwieniu, w tym wagonie nie dostrzegł nikogo na korytarzu. Ucieszył się na to bardzo, tym bardziej że chciał w spokoju przemyśleć różne sprawy. Gdyby na korytarzu było nieco więcej ludzi, byłoby to trochę niemożliwe.
Dlaczego Cho zachowała się tak wobec Malfoya? Harry wciąż próbował to usprawiedliwiać tym, że teoretycznie nie miała innego wyboru. Z natury była naprawdę miłą i pomocną osobą, więc nic dziwnego, że obroniła swoich kolegów. Z drugiej strony Ron mógł mieć trochę racji. Wprawdzie Harry nie zauważył, żeby Cho patrzyła na Harry'ego z jakimś szczególnym zainteresowaniem, sądził raczej, że to kolejny żart Rona. Mimo to sam nie wiedział, co ma myśleć o jej zachowaniu. I dlaczego tak się tym przejął? Przecież rozstali się kilka miesięcy wcześniej...
Druga sprawa to Ginny. Już od czasu pobytu na Grimmauld Place 12, dziewczyna wyraźnie zachowywała się dość dziwnie. Rozmawiając z Harrym lub gdy przypadkowo wpadli na siebie, ewidentnie czuła się skrępowana. Harry'emu niemal przypominała się jedenastoletnia dziewczynka, która w obecności Harry'ego nie mogła słowa wykrztusić. Teraz, chociaż się odzywa, ale nadal zachowuje się dziwnie. Po prostu dziwnie. I na razie nie było siły, aby się dowiedzieć, co ma się na rzeczy. No i co się działo z Harrym, że od niedawna przyłapywał się na gapieniu się we włosy Ginny lub na innych rzeczach z nią związanych? Och, dlaczego mózg szesnastolatka musi pracować tak nieudolnie... Dziewczyny w takich momentach potrafią szybko odgadnąć, co mniej więcej może być przyczyną takich czynów. A u chłopaka? Tysiąc pytań do samego siebie i znikąd odpowiedzi. To takie niesprawiedliwe — pomyślał Harry. Wreszcie oczyścił umysł z tych szalonych przemyśleń, które absolutnie nic nie dały. Narobiły tylko zbyt dużo szumu wokół siebie.
Harry podszedł do przedziału i otworzył drzwi. Wsunął się nieśmiało do środka, a wszystkie spojrzenia po raz kolejny spoczęły na nim.
— Mogę? — zapytał.
Radosne uśmiechy jego przyjaciół uspokoiły go jeszcze bardziej.
***
To chyba najkrótszy rozdział, bo tylko 1600 słów. Następnym razem się poprawię 😅
Jak Wam mijają wakacje? Wyjeżdżacie gdzieś? Ja w przyszłym tygodniu prawdopodobnie jadę nad morze 😙
Tak właściwie, to chciałabym, aby w wakacje rozdziały pojawiały się częściej, niż co dwa tygodnie, a mniej więcej co tydzień. Co Wy na to? W ten sposób w te dwa miesiące mogłoby się pojawić przynajmniej osiem rozdziałów! Super wiadomość, co nie? Oczywiście, jeśli mi wena pozwoli, a wiecie jak to z nią bywa... 😝 Musicie też pokazać, że chcecie więcej rozdziałów w wakacje! Czytajcie, gwiazdkujcie, poleciajcie innym - będzie mi naprawdę bardzo miło ❤
Do następnego ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro