Rozdział 29. - Miłosne rady
Po kilku minutach jazdy oba samochody bezpiecznie dotarły na ulicę Grimmauld Place. Tonks jeszcze dwa razy próbowała wypytać Harry'ego o jego „nową dziewczynę", ale za każdym razem chłopak wzdychał ze zrezygnowania, a pani Weasley spoglądała na aurorkę z politowaniem. Dziewięcioro czarodziejów z Moodym na czele stanęło naprzeciwko złączenia domów numer 11 i 13 i po chwili między nimi pojawił się numer 12. Moody jak zwykle pospieszał wszystkich do wejścia do wnętrza Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.
— Tylko pamiętajcie... bądźcie cicho — syknął.
Nie minęło pięć sekund, a Tonks potknęła się o stojak na parasole i miotły, który runął na posadzkę z głośnym łoskotem. Wszyscy musieli się nasłuchać, jak Szalonooki beształ dwudziestotrzylatkę za jej niezdarność oraz wrzasków pani Black. Na domiar wszystkiego w przedpokoju szybko pojawił się właściciel domu.
— Czyli już jesteście — rzekł Syriusz znudzonym tonem, bardziej stwierdzając, niż zadając pytanie. Nieco rozpogodził się, gdy na widok Harry'ego. — Cześć, Harry.
Harry podbiegł do ojca chrzestnego i mocno go uściskał, po czym Syriusz przywitał się z Ronem, Hermioną i Ginny.
— To co? Pomogę wam zabrać bagaże do waszych sypialni — powiedział Syriusz.
— Ja się tym chętnie zajmę! — zawołała Tonks, po czym chwyciła Błyskawicę oraz klatkę z Hedwigą. Zrobiła krok w przód po schodach, lecz zamiast spokojnie wejść na górę, poślizgnęła się na stopniu, w ostatniej chwili złapała poręczy, przez co upuściła klatkę z sową na podłogę. Hedwiga zahukała ze złością i z pretensją w oczach odszukała wzrokiem Harry'ego, który tylko popatrzył na nią przepraszająco.
— Może lepiej zaparzę herbaty? — zaproponowała pani Weasley, chcąc załagodzić atmosferę. — Wszyscy jesteśmy już trochę zmęczeni. A wasza czwórka niech w tym czasie zajmie swoje pokoje.
Harry, Ron, Hermiona i Ginny wzięli swoje bagaże i wciągnęli je na schody. Kiedy dotarli do piętra, na którym znajdowała się sypialnia należąca do dwójki dziewcząt, Harry nachylił się do ucha Ginny i szepnął:
— Moglibyśmy jutro porozmawiać w cztery oczy?
Ginny zrobiła do Harry'ego wielkie oczy, ale pokiwała głową.
— Co się dzieje? — spytał Ron, marszcząc czoło.
— Nic — odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ginny.
Ron wciąż podejrzliwie przyglądał się dwójce czarodziejów, lecz ponownie ruszył na następne piętro. Ginny wyglądała, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale gdy tylko Hermiona (która zdążyła już zaszyć się w pokoju) zawołała ją po imieniu, szybko weszła do środka. Harry pobiegł za Ronem do ich sypialni. Młody Weasley leżał na łóżku na wznak, po czym spojrzał na Harry'ego i zapytał:
— Powiesz mi, co tu jest grane?
— To znaczy? — zdziwił się Harry.
— Od jakiegoś czasu coś dziwnego dzieje się z tobą i Ginny. Jeszcze niedawno normalnie się przy tobie odzywała, ale ostatnio zawsze jesteście jacyś niezręczni w swoim towarzystwie.
— Z mojej strony wszystko jest w porządku... — rzekł Harry i w porę się opamiętał przed powiedzeniem „Może to ty powinieneś z nią porozmawiać".
— Niech będzie — mruknął Ron. — Lepiej zejdźmy do kuchni, może pomożemy w czymś mamie.
I rzeczywiście, gdy tylko chłopcy przekroczyli próg kuchni, dostrzegli lewitujące noże i łyżki oraz stół zawalony sporą ilością jedzenia. Po całym pomieszczeniu krzątała się pani Weasley przygotowująca kolację.
— Mamo — zaczął Ron ostrożnie — nie chcesz, żebyśmy ci pomogli? Ta kuchnia wygląda, jakby przeszło przez nią tornado.
— O, chłopcy, już jesteście! Nie, nie trzeba, jesteście bardzo mili, ale ja już prawie kończę...
— Naprawdę? — spytał Ron z ironią, raz jeszcze obrzucając wzrokiem stanowisko kuchenne pani Weasley. Woda na herbatę dawała o sobie znać już chyba od pięciu minut, a mleko prawie kipiało z garnka.
— Na brodę Merlina, mleko! — Pani Weasley podbiegła do kuchenki i szybko zdjęła garnek z gazu. — Dobrze, Ron, masz rację, ja chyba już jestem zbyt przemęczona. Wystarczy, jeśli tylko podgrzejesz mleko, to tutaj już się chyba zbyt zagotowało. A ty, Harry, nie przejmuj się niczym, też powinieneś odpocząć.
— Chyba pani zwariowała — żachnął się Harry. — Zaraz zrobię, co trzeba.
— W ogóle gdzie jest tata? Gdzie są Lupin, Tonks i Moody? — zapytał Ron.
— I gdzie jest Syriusz? Wszyscy zniknęli w pięć minut? — wtrącił Harry.
— Tata i Szalonooki od razu dostali jakąś pilną wiadomość z Ministerstwa, ale powinni wrócić jeszcze dziś — wyjaśniła Molly. — Syriusz jest w pokoju z tym hipogryfem, a Tonks i Remus... są w salonie, załatwiają swoje sprawy. Nie martwcie się, jeszcze trochę i wszystkiego się dowiecie.
Harry i Ron popatrzyli na siebie ze zdumieniem, ale wzruszyli ramionami i kontynuowali przygotowywanie kolacji. Harry wyłożył na stół sztućce, postawił opakowanie płatków kukurydzianych oraz koszyk z pieczywem. Ron nalał do dzbanka mleko, po czym na stole pojawiły się miseczki z dżemem oraz talerz z wędliną.
— Mmm... co tak pachnie? — spytał Syriusz, wchodząc do kuchni. — Kolacja gotowa? To super, bo umieram z głodu.
Parę chwil później wszyscy obecni w mieszkaniu siedzieli przy stole i zajadali się tym, czym mogli. Pan Weasley i Moody jeszcze się nie zjawili, ale już wszyscy zdążyli się do tego przyzwyczaić. Po jakimś czasie pani Weasley odłożyła nadgryzioną kanapkę z dżemem na talerz i zwróciła się do Syriusza, Lupina i Tonks:
— No to... chyba najwyższa pora im powiedzieć, co?
— Zdecydowanie — odrzekł Syriusz, opierając dłonie na podbródku.
— O co chodzi? — zapytał Harry zdezorientowany.
— Mamy wam to powiedzenia dwie informacje — powiedziała pani Weasley.
— Dobre czy złe? — Ron spojrzał na swoją mamę z kwaśną miną.
— Poniekąd dobre — wtrącił Lupin. — Mam na myśli to, że kilku dementorów wróciło na stałe do Azkabanu, na naszą stronę. Tak jak pisał Prorok, aurorzy wytropili wielu z nich i bardzo trudno było się z nimi dogadać. Trzeba było bardzo silnych patronusów, by te stworzenia chciały wrócić tam, skąd przyleciały, ale na razie donikąd się nie wybierają.
— Kilku dementorów to bardzo mało — zauważył Harry i popatrzył na Tonks. — Chyba na tym nie poprzestaliście?
— Oczywiście, że nie — obruszyła się Tonks. — Ale uwierz, że to nie jest wcale takie łatwe, dogadać się z dementorami. Dumbledore sam długo główkował nad tym, jak należy się wobec nich zachować, ale to, co wymyślił, wcale nie było jakieś bardzo genialne i moim zdaniem każdy z nas mógł na to wpaść. Wystarczyło użyć bardzo silnego Zaklęcia Patronusa, czyli, rzecz jasna, bardzo silnego i bardzo dobrego wspomnienia. Gdy już się to zaklęcie rzuciło na dementora, należało puścić go w stronę Azkabanu i nie zawsze było to blisko. Dlatego nie wszystkich zdołaliśmy tam zesłać. Siła patronusa pozwalała obezwładnić dementora na dłuższy czas i przez jakiś czas mógł lecieć prosto do Azkabanu.
Harry, Ron, Hermiona i Ginny przyglądali się Tonks ze zdumieniem. Taka opcja „nawrócenia" dementorów nawet nie przychodziła im do głowy.
— Łau. Niezłe, naprawdę niezłe — mruknęła Ginny.
— To, co wymyślił Dumbledore... to, że wy temu podołaliście... — Hermiona aż zakryła usta z wrażenia.
— Przyznaj, Hermiono, że nawet ty byś na to nie wpadła — rzucił Ron z przekąsem.
— Daj spokój, Ron, oczywiście, że by wpadła — skomentowała Tonks sucho, ale ciężko było jej ukryć, że te komentarze jej nie rozweseliły, bo w jej oczach pojawiły się iskierki radości.
Harry nie mógł zebrać słów na to, żeby pokazać, jak bardzo szanuje autorów za takie poświęcenie, dlatego przeszedł do kolejnej sprawy.
— No, dobra. A ta druga wiadomość?
— To może tym razem ja się wypowiem — zaczęła pani Weasley, lecz po chwili spojrzała na Lupina i Tonks z niepewnością. — Chyba że wy chcecie to ogłosić?
— Nie, Molly, ty powiedz... — zdecydował Lupin, ale Tonks była szybsza. Wstała gwałtownie od stołu i pokazała czwórce młodych czarodziejów wierzch dłoni.
— Zamierzamy się z Remusem pobrać! — zawołała Tonks, wskazując na palec, na którym widniał pierścionek zaręczynowy.
Harry i Ron wyglądali wówczas jak rybki w akwarium. Hermiona i Ginny zaś impulsywnie wstały od stołu i podbiegły do aurorki, by ją uściskać.
— Gratulacje, kochana! — pisnęła Hermiona. — Gratulacje, panie profesorze!
— Co wy macie z tym profesorem! — roześmiał się Lupin. — Od trzech lat was nie uczę, ja jestem Remus!
— Och, no, niech będzie — rzekła Hermiona. — Jejku, to naprawdę cudowna wiadomość!
— Również gratulujemy — rzucił Harry, gdy wreszcie odzyskał głos, po czym uściskał rękę Tonks i Lupinowi. To samo zaraz zrobi Ron.
— Ale... zaraz, czegoś nie rozumiem — bąknął Ron i wszyscy się na niego spojrzeli. — No, bo... przecież Bill i Fleur również chcą się pobrać. To co, będą dwa śluby w tym samym czasie?
— Dobrze, że zauważyłeś, Ron. Niech wszyscy usiądą, teraz ja to wyjaśnię — powiedziała pani Weasley. W międzyczasie chyba każdy dostrzegł (z wyjątkiem samej Tonks), że od tej radości włosy Tonks nabrały jeszcze intensywniejszej różowej barwy oraz urosły jej do połowy pleców. — W związku z nakładającymi się uroczystościami w naszej rodzinie... bo tak można o was powiedzieć — dodała, spoglądając na Lupina i Tonks, którzy się zarumienili — postanowiliśmy zorganizować podwójne wesele.
Ron i Ginny zmarszczyli czoła, lecz Harry i Hermiona nie byli tak zdziwieni.
— Jak to podwójne? — zdumiał się Ron.
— Jeden ślub i dwie pary się pobierają? — upewniła się Ginny.
— Pani Weasley... jeśli mogę? — wtrąciła Hermiona, a Molly kiwnęła głową. — Coś takiego występuje u mugoli. Dość rzadko się tak zdarza, ale czasami, jeśli dwie zaprzyjaźnione lub pochodzące z jednej rodziny pary się pobierają, można zorganizować właśnie taki podwójny ślub. Zgaduję, że w świecie czarodziejów jeszcze tego nie praktykowano?
— Niespecjalnie. A na pewno nie w XX wieku — rzekła pani Weasley. — Dlatego uznaliśmy, że coś takiego będzie nam bardzo na rękę, tym bardziej że w przypadku tego typu ślubu koszty się nakładają i po prostu jest taniej. Wesele odbędzie się u nas, w Norze. Remus i Tonks nie mają nic przeciwko temu, żeby właśnie tam wzięli ślub. Fleur trzeba było trochę dłużej przekonywać, by zgodziła się zostać tu na czas ślubu. I choć obiecywała, że jej rodzina pomogłaby nam finansowo w wyjeździe do Francji, to my woleliśmy, by to się odbyło tutaj, a Fleur w końcu się zgodziła.
— To naprawdę świetny pomysł z tym podwójnym ślubem! — Hermiona klasnęła w dłonie z uciechy. — W ogóle to super, że w tych czasach ludzie wciąż mają chęci do radości.
— Myślę, że Sami-Wiecie-Kto ma też to na myśli — mruknął Lupin. — Chce, byśmy przestali cieszyć się z własnego życia, a z tej rozpaczy w końcu dołączyli do jego szeregów. A my właśnie chcemy cieszyć się chwilą.
Harry popatrzył na Lupina niespokojnie.
— Chyba nie dlatego oświadczył się pan... to znaczy nie dlatego oświadczyłeś się Tonks?
— Co masz na myśli? — spytał Lupin.
— To zabrzmiało, jakbyście pobierali się tylko po to, żeby razem mieć większe szanse na przeżycie tej wojny.
— Harry... — jęknęła Hermiona.
— Nie zaczynaj znowu, stary — rzucił Ron naprędce.
— Jak możesz tak mówić? — zaniepokoiła się Tonks, a jej włosy nagle przybrały szaroczerwony kolor.
— Nie przejmuj się, Dora — rzucił Lupin gorzko. — Najwyraźniej ktoś tu ma większe pojęcie o miłości. Przecież śluby bierze się tylko dla własnej korzyści.
Przez kilka chwil jedynym źródłem dźwięku w kuchni był Syriusz, który cały czas przysłuchiwał się tym rozmowom, zajadając się kanapkami.
Wreszcie pani Weasley odezwała się:
— Zostaniecie na noc?
— Och, nie, Molly, nie będziemy przeszkadzać — oświadczył Lupin. — Już i tak dużo dla nas zrobiłaś. Dobranoc i do zobaczenia wszystkim.
Po czym wziął Tonks za rękę i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, opuścili Grimmauld Place, trzasnąwszy drzwi odrobinę za mocno, niż to było konieczne.
W niemal tym samym momencie w Kwaterze pojawił się pan Weasley, który wyjaśnił, że w Ministerstwie wszystko załatwione, a on ma nadzieję skubnąć jeszcze jakąś kanapkę. Gdy zauważył, że w kuchni panuje dość gęsta atmosfera, zaproponował Molly pójść do ich sypialni.
— To... my już idziemy spać. Dobranoc, kochani — rzuciła pani Weasley, ale jeszcze wyraźnie się trochę ociągała.
— Tak... my też już pójdziemy, co nie, Ginny? — zapytała Hermiona niepewnie, kątem oka spoglądając na Harry'ego i Syriusza. Ginny kiwnęła głową.
— Harry — mruknął Ron — będę na górze, w naszym pokoju. — Po czym poklepał go po plecach przyjacielsko.
Syriusz przesiadł się na krzesło obok Harry'ego, a Molly, która wciąż stała na schodach od kuchni, pokiwała głową z aprobatą. Gdy wreszcie zostali w kuchni tylko we dwójkę, Syriusz powiedział (odrywając się chyba po raz pierwszy tego wieczoru):
— Chyba możemy pogadać?
Harry pokiwał głową z ochotą. Wiedział bowiem, że coś jest znów nie tak i w tym przypadku tylko rozmowa z Syriuszem mogła mu pomóc.
Żeby na chwilę zejść z tematu tej nieprzyjemnej konwersacji z przyszłym państwem młodymi, młody Gryfon postanowił opowiedzieć, co go ostatnimi dniami spotkało w Hogwarcie, czym zresztą mógł zręcznie przejść do tamtej sprawy. Syriusz był słuchaczem idealnym — nie przerywał, nie wtrącał się, po prostu uważnie słuchał.
Gdy wreszcie Harry skończył mówić o swych — jakby to nazwał Ron — „miłosnych podbojach", rzekł:
— I widzisz, ja ci mówię, jak się staram dla Cho i w ogóle, a tutaj jak się odzywam do Tonks i Lupina?... czy rzeczywiście nie mam żadnego pojęcia o miłości? Mam w ogóle prawo do wyznawania komuś swoich uczuć?
Syriusz ściskał w rękach kubek herbaty, która zdążyła już dawno wystygnąć. W końcu zamiast kubka ścisnął syna chrzestnego za rękę.
— Chciałbym, żebyś mnie bardzo uważnie posłuchał — zaczął z powagą. — Na pewno nie masz prawa do winienia się za tę sytuację z Remusem i Tonks. Dla kogoś takiego jak ty, to, co powiedział Remus, faktycznie mogło zabrzmieć tak, jak uważałeś.
— Ale nie miałem prawa tak na nich naskakiwać — mruknął Harry ze złością do samego siebie.
— Owszem, nie miałeś. Co się stało, to się nie odstanie, więc już się tym nie przejmuj — powiedział Syriusz. — Chodzi mi o to, że ty niejako nie zaznałeś jeszcze prawdziwej miłości i dlatego nie masz skąd czerpać przykładu. Oczywiście, Molly kocha cię jak własnego syna, ale wiesz, że ona każdego tak traktuje.
— Mhm — bąknął Harry, zastanawiając się, czy kogokolwiek innego pani Weasley kiedyś nazwała kochaneczkiem.
— Ron i Hermiona też na pewno kochają cię jak brata. Tylko nie wyznawajcie sobie tego z Ronem. Chłopaki nigdy nie przyznają się do takich rzeczy nawet przed samym sobą — dodał Syriusz, a Harry parsknął śmiechem. — No, a ja to ja.
— Więc co mogę zaoferować Cho? Skoro sam nie umiem kochać, to czy można mówić tu o zakochaniu? — zapytał Harry.
— Najważniejsze, co musisz wiedzieć, to to, że kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości — rzekł Syriusz. — Muszę przyznać, że cytat to ładny, ale nie do końca się z nim zgadzam, bo przecież, na przykładzie: twoja matka pokochała twojego ojca za to, jak się zmienił i jak przestał być takim aroganckim chłopakiem. Chodzi mi o to, że gdy kogoś kochasz, to nie chcesz mieć z tego żadnych własnych korzyści. Chcesz, aby ta druga osoba była szczęśliwa.
Harry milczał. Zupełnie nie wiedział, jak to skomentować.
— Myślę, że sam będziesz wiedział, co z tym zrobić — powiedział Syriusz. — Dobranoc, Harry.
Syriusz udał się do swego pokoju sypialnianego. Harry przez kilka chwil siedział samotnie przy stole. W końcu wszedł po schodach na górę, a w sypialni przebrał się w piżamę. Ron już dawno spał, dlatego Harry postanowił uczynić to samo.
***
No i jest kolejny rozdział! Na wstępie chciałabym mocno podziękować za siedem tysięcy wyświetleń tej opowieści ❤❤ I to tyle jeśli chodzi o dobre wiadomości, bo już jutro rozpoczyna się nowy rok szkolny. A co za tym idzie, rozdziały zapewne nie będą pojawiały się tak często, jak w wakacje. Oczywiście będą robiła wszystko, co w mojej mocy, by były one w miarę regularnie - tym bardziej że zbliżamy się do ważnych fragmentów akcji 😏
Rozdział nie miał być taki długi i wbrew początkowi, chyba wyszedł całkiem w porządku 😃 Co sądzicie o zachowaniu Harry'ego? Czy Syriusz dał mu dobre rady?
Do następnego ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro