Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17. - Propozycja

— Najpierw dobrze by było, gdybym ustalił jakąś datę na sprawdziany do drużyny — rzekł Harry.

Leżał na swoim łóżku w dormitorium i odbijał sztucznego złotego znicza o sufit. Ron siedział pod ścianą na własnym łóżku i trzymał w rękach jakiś zeszyt.

— Ja nie widzę powodu do zastanawiania się — odrzekł Ron, wzruszając ramionami. — To może być jakikolwiek dzień w tygodniu o popołudniowych godzinach. Najlepiej w granicach siedemnastej lub osiemnastej, kiedy jest już po normalnych lekcjach.

— No i będzie trzeba to jakoś skonsultować z pozostałymi domami, bo nie da się zrobić testów w towarzystwie przeciwnika — dodał Harry. — To byłoby niesprawiedliwe wobec obu drużyn.

— Albo po prostu nie chciałbyś mieć przedwczesnego starcia z Malfoyem — mruknął Ron, uśmiechając się pod nosem.

— O czym ty mówisz? — zdziwił się Harry.

— Nie udawaj, że nie słyszałeś — zadrwił Ron. — Malfoy został kapitanem drużyny Ślizgonów.

Harry'emu opadła szczęka ze zdumienia, ale szybko doszedł do siebie i przybrał poważny wyraz twarzy.

— Daj spokój. Co im to da? Przecież i tak im to specjalnie nie zmieni składu, bo Ślizgoni wiedzą, że ich gra ma być ostra, brutalna i nieczysta.

Ron podrapał się po głowie i zamyślił, po czym popatrzył na Harry'ego i rzekł:

— Według mnie najlepszą porą na sprawdziany będzie wtorek o osiemnastej. Tylko powinieneś od razu wywiesić ogłoszenie w pokoju wspólnym, żeby każdy wiedział.

— Nie ma sprawy. Szczerze, to dla mnie dzień tygodnia był obojętny — mruknął Harry. — Byle by tylko każdemu pasowało.

Chłopak podniósł się z łóżka, sięgnął po kawałek pergaminu oraz pióro i napisał:

WAŻNE
Egzaminy próbne do drużyny Gryfonów w quidditchu odbędą się do 17 września we wtorek o godzinie 18 na stadionie Hogwartu. Poszukujemy jednego obrońcy, dwóch pałkarzy i trzech ścigających.

kapitan zespołu,
Harry Potter

— Pójdę to przyczepić na tablicy ogłoszeń. Idziesz ze mną? — spytał Harry.

— Nie ma problemu — odrzekł, po czym podniósł się z łóżka i popatrzył na przyjaciela z kwaśną miną. — Słuchaj... zaczniesz się w końcu odzywać się do Hermiony?

— Och — jęknął Harry, lekko spuszczając głowę w dół.

— Jeżeli chcemy reaktywować GD, to przydałaby się jej pomoc, nie sądzisz? — mruknął Ron, drapiąc się niepewnie po głowie.

— Taak...

— Ale jeżeli potrzebujesz czasu, aby się z nią pogodzić, to oczywiście nic na siłę. Ciężko jest tworzyć na nowo siły, które mają łączyć ludzi, podczas gdy dwaj jej liderzy są pokłóceni.

— Jasne. Znaczy... — Harry bezskutecznie szukał słów, których mógłby użyć w tej sytuacji. Obrzucił pokój, nieznacznym spojrzeniem i odezwał się — Pogodzę się z nią na pewno, gdy tylko poczuję się na to gotowy. I wtedy reaktywujemy GD. Co ty na to?

— No, i za takie decyzje cię lubię — podsumował Ron. — Chcesz w końcu poinformować Gryfonów o sprawdzianach do drużyny czy nie?

— Chcę. Chodźmy. — Harry wziął do ręki kawałek pergaminu i wyszedł z dormitorium, podobnie jak Ron.

Gdy znaleźli się w pokoju wspólnym, okazało się, że jest on prawie pusty. Jedynymi osobami spędzającymi tam czas wolny było kilka trzecioklasistek, dwaj siódmoklasiści oraz Hermiona i Ginny. Były zajęte rozmową i nawet gdy obie dostrzegły sylwetki Harry'ego i Rona, a rudowłosa raczej nie miałaby problemu z tym, aby ich przywitać, to obie udawały, że ich nie widzą.

— Jednego nie rozumiem — zdenerwował się Ron. — Dlaczego Ginny nie odzywa się do mnie, skoro to ty jesteś obrażony na Hermionę?

— Wiesz, jakie są dziewczyny — stwierdził Harry. — Nie lubią, gdy ich przyjaciółki mają jakiś związek z ich prywatnym wrogiem.

— Yyy... — mruknął Ron, unosząc brwi z niedowierzaniem. — Przepraszam, ale nie do końca rozumiem takie zachowanie, ale nieważne. Masz zamiar w końcu zawiesić tę informację o sprawdzianach do drużyny? Czy mam to zrobić za ciebie?

— Nie ma sprawy. Sam to zrobię. — Harry podszedł do tablicy korkowej, lekko wspiął się na palcach i przyczepił kawałek pergaminu pinezką. Ledwo odsunął się od ściany, a obok niego i Rona pojawiło się kilku wspomnianych uczniów. Dziwnym trafem ani Harry, ani Ron nie zauważyli wcześniej Cormaca McLaggena, którego właśnie mieli okazję spotkać.

Cormac i jego kolega brutalnie odepchnęli barkiem o cztery lata młodsze Gryfonki i obrzucili wzrokiem ogłoszenie. Po chwili odwrócili się do Harry'ego i Rona, a McLaggen powiedział zdawkowo:

— Czyli to ty jesteś nowym kapitanem Gryfonów?

— Zgadza się — odrzekł Harry.

— I zorganizowałeś sprawdziany do drużyny na początku przyszłego tygodnia? — spytał McLaggen.

— Zgadza się — wtrącił Ron. — I nie widzę w tym najmniejszego problemu.

— Nie z tobą rozmawiam — warknął McLaggen. — Ja natomiast widzę w tym problem. Może powinieneś najpierw popytać Gryfonów, czy mają czas tego dnia?

Harry przewrócił oczami i wyjaśnił:

— Ustalając tę datę, nie oczekiwałem, że każdemu będzie pasowało. Każdy ma swoje zajęcia i wcale mi to nie przeszkadza. Jednak jeżeli komuś naprawdę sprawdziany kolidują z innymi sprawami, to nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Ta data wydała mi się najbardziej odpowiednia, ale jeżeli tobie to nie pasuje, to ja ci w tym nie pomogę...

— Zawsze jest jeszcze jedno wyjście — odezwał się Ron nieprzyjemnym tonem. — Możesz zrezygnować z udziału w sprawdzianach. Nikt ci nie każe dołączać do zespołu.

— A ty nadal tu jesteś? — prychnął McLaggen.

— Jestem. I powiem więcej — fuknął Ron, po czym skrzyżował ręce na piersi i dodał. — Jeżeli rzeczywiście tak ci zależy na miejscu w drużynie, to pozostałe sprawy powinny mieć małe znaczenie. A tak z ciekawości, co jest dla ciebie tak ważne, że nie możesz we wtorek jak człowiek przyjść na sprawdzian?

McLaggen obrzucił Rona spojrzeniem, po czym wymamrotał pod nosem:

— Nic. Chodź, Matt. Nie zawracajmy sobie głowy takimi sprawkami. — A następnie szybko wyszli z pokoju wspólnego przez dziurę pod portretem.

Harry i Ron spojrzeli na siebie, a drugi z nich rzekł:

— A myślałem, że wszyscy Gryfoni są normalni.

— Tjaa... — Harry zamyślił się lekko, a potem powiedział — Przejdziemy się na błonia?

— Nie ma sprawy — odrzekł Ron z uśmiechem.

*

Dwaj Gryfoni siedzieli nad hogwarckim jeziorem i obserwowali to, co się działo wokół. Większość uczniów spędzała czas na bieganiu po całej okolicy albo uczeniu się w plenerze. Wydawać by się mogło, że raczej wszyscy będą się zajmować sami sobą oraz że nikt nie będzie nikomu przeszkadzał w czasie weekendu. Ten, kto tak pomyślał, był w błędzie. Podczas gdy Harry przyglądał się zielonkawej powierzchni jeziora, a Ron bawił się trawą, tuż przed nimi stanęły trzy pary nóg. Nóg, których zapewne obaj mieli już serdecznie dosyć w tym roku szkolnym.

— Czego chcecie? — Harry nawet nie musiał podnosić wzroku, by wiedzieć, kto ich zawitał.

— Widzisz? Nawet po nogach nas poznajesz — zawołał Draco Malfoy piskliwie. — Mamy to uznać za zaszczyt, czy może szczególne zainteresowanie?

— O co wam chodzi, głąby? — warknął Ron.

— A jak uważasz, Weasley? Myślisz, że przychodzimy tu do was dlatego, że nie mamy co robić? — zapytał Malfoy.

— Nie widzę innej przyczyny — odparł Harry śmiało, szybko wstając, aby jego kolejna konfrontacja z wrogiem nie wyglądała tak żałośnie. Podobnie zachował się Ron.

— No, to może wam wyjaśnię. Głównie tyczy się to Pottera, ale nieważne. Ostatnio słyszałem, że zamierzacie na nowo stworzyć tę waszą organizację zbrojną, czy jakby to nazwać — zadrwił Malfoy.

Harry zamrugał oczami i otworzył je szerzej z niedowierzaniem.

— Zaraz... skąd ty...

— A czy to ważne? Zresztą nie przerywaj mi. Już wy dobrze wiecie, że ja, jak nikt inny w tej szkole, mniej więcej ogarniam czarną magię. A ten, kto wie, jak to działa, naturalnie wie również, jak temu przeciwdziałać.

— Malfoy, do rzeczy — rzucił Ron niechętnie.

— Miałbym wam więc do złożenia ciekawą ofertę. Mógłbym wam pomóc w organizacji tej waszej gwardii. Przyznaj, że skoro wiele osób tak się domaga reaktywacji, to najchętniej uczyliby się walki z czarną magią pod okiem kogoś, kto to bardzo dobrze zna.

— Nie chcę być nieskromny, ale to ty powinieneś przyznać, że to ja cztery razy stałem oko w oko z Voldemortem. — Harry wszedł mu w słowo. — To ja musiałem się przed nim bronić i to ja zadbałem o to, aby w świecie magii przez czternaście lat panował spokój. A ty? Co możesz im zaoferować? To, że twój tatuś siedzi w Azkabanie, straciwszy tak dobrą pozycję?

— I jakim prawem w ogóle śmiesz nam proponować coś takiego? Po tylu latach ciągłego szydzenia mielibyśmy ci w jakiś sposób zaufać? Ty chyba sobie kpisz — wycedził Ron.

Malfoy wyglądał, jakby dostał z liścia w twarz. Widocznie nie spodziewał się, że ktokolwiek ośmieli się odmówić tak korzystnej ofercie. Był widocznie zbity z tropu, jednak nie dał tego po sobie poznać. Parsknął lekkim śmiechem i dodał:

— Wiecie, nie przewidywałem, że od razu się zgodzicie. Dlatego daję wam czas do namysłu. Mówię poważnie, Potter, wszystkim wam wyjdzie to na dobre.

Harry zmarszczył czoło, zbliżył się do Malfoya i syknął:

— Daj. Nam. Spokój.

Ślizgon obrzucił dwójkę Gryfonów protekcjonalnym spojrzeniem, dał Crabbe'owi i Goyle'owi znak głową w stronę zamku i we trójkę odeszli w tamtą stronę.

Harry od razu zwrócił się do Rona:

— Myślisz, że mówił na serio?

— Weź, przestań. O czym ty mówisz? — zakpił Ron. — Przecież pewne jest, że gdybyśmy się zgodzili, to byłby to kolejny powód to robienia sobie z nas żartów. Zapomnij o tej propozycji.

— W sumie racja — przyznał Harry po chwili namysłu. — Nie wiem, co mi strzeliło do głowy z tą wątpliwością.

— Świetnie. — Ron się uśmiechnął. — Wracamy do zamku? Nie mam pojęcia, co robić...

— ...ja wiem — powiedział szybko Harry. Popatrzył na przyjaciela poważnym wzrokiem, a ten po chwili zastanowienia pokiwał głową. Obaj dobrze wiedzieli, co teraz robić.

*

Cytrynowy sorbet — mruknął Harry do portretu Grubej Damy i razem z Ronem wsunęli się do pokoju wspólnego. Tym razem było w nim dużo więcej osób, dlatego też nie od razu dostrzegli tę, której szukali. Jednak dziewczyna siedziała samotnie na fotelu i czytała jakąś książkę. Ron położył Harry'emu rękę na ramieniu i odszedł do trójki innych kolegów, brunet zaś podszedł do wspomnianej dziewczyny i usiadł obok na kanapie.

— Cześć — odezwał się.

Hermiona podniosła wzrok znad książki i rzuciła:

— No witaj.

— Wiesz, ostatnio dużo rozmyślałem na temat niedawnych wydarzeń i... jeżeli chcemy reaktywować Gwardię Dumbledore'a, to potrzeba nam wszystkich jej twórców. Bez ciebie nie damy sobie rady...

— Ach, czyli po to tu przyszedłeś? — oburzyła się Hermiona. — Nie poradzicie sobie sami w zarządzaniu kilkunastoosobową grupą? Czy może jednak chodziło ci o coś innego?

— Tak, chodziło mi o coś innego. Chcę się z tobą pogodzić. Przecież obaj wiemy, że to, co się stało, to nie jest twoja wina. Musiałem to sobie wszystko w głowie poukładać...

— Rozumiem. — Ton dziewczyny nieco złagodniał. — Spotkanie organizacyjne będzie do ustalenia. A ja się bardzo cieszę, że wreszcie możemy normalnie rozmawiać.

Po czym Gryfonka przysiadła się na kanapę obok Harry'ego, zerknęła na niego z uśmiechem i mocno go uściskała.

***
Witam Was po tej półtoramiesięcznej przerwie! Z tego miejsca chcę bardzo, bardzo, BARDZO przeprosić, że tak długo nie było rozdziału. Wiele razy zabierałam się za kontynuowanie pisania, ale kończyło się na dwóch zdaniach i wena znów uciekała. W dodatku mam teraz naprawdę dużo nauki w szkole, nie oszczędzają nas kompletnie. 😂 Dlatego ten rozdział wyszedł jak wyszedł - nie dość, że niezbyt długi, to jeszcze kompletnie beznadziejny. Przez chwilę zastanawiałam się nawet nad tym, żeby zawiesić FF, w tym czasie zająć się nauką oraz mieć czas na napisanie 3-4 rozdziałów. Akcja szybciej nabrałaby tempa i w ogóle. Jeżeli ostatecznie się na to zdecyduje, to na pewno Was o tym poinformuje w książce informacyjnej i na tablicy ogłoszeń. Mimo to mam nadzieję, że się obejdzie bez tego 😉

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro