Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33. - Zniknięcie

Po dwóch tygodniach ferii świątecznych i dobrego odpoczynku uczniowie Hogwartu musieli wrócić na drugie półrocze szkoły. Cała szkoła właśnie jechała Hogwart Ekspresem do miejsca, w którym od dawna uczyli się magii, zaklęć czy czarodziejskich mikstur. Z kolei szóstoklasiści – Harry Ron i Hermiona – spędzali czas w przedziale tak, jak zwykle to robili. Harry i Ron spali, a Hermiona się uczyła. Po dość ciekawie spędzonych feriach pełnych wielu różnych emocji czarodziejem ciężko było oderwać się od rzeczywistości, jaka ich otaczała przy Grimmauld Place 12. Harry i Ron ostatecznie pogodzili się i chodź obaj byli wściekli na Ginny za to, jak bardzo namieszała, to postanowili nie zadręczać jej tym dodatkowo. Prostu zdecydowali się nie wchodzić w drogę dziewczynie, bo wiedzieli, że kolejne kłótnie nie będą dla nich dobre. Sam Harry zaś miał już i tak dobry humor z powodu prezentu, jaki Cho sprawiła mu z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Przyjaciele wielokrotnie przyłapywali Gryfona na głębokim na myśleniu przyozdobionym charakterystycznym uśmiechem. Żywił on bowiem wielką nadzieję, że do końca roku szkolnego spędzi mnóstwo miłego czasu ze starszą Krukonką. Planował również podobny czas na powrót do Hogwartu, lecz już na początku podróży jego nastrój zaczął się psuć. Ani przez chwilę bowiem nie dostrzegł ani Cho, ani jej rodziny.

Szesnastolatkowie właśnie się przebudzili i przeciągali, ziewając. Harry usiadł prosto na kanapie, a niepokój związany z Cho gwałtownie powrócił. Nie umknęło to uwadze dwójki przyjaciół.

— Harry, w porządku? — zapytała Hermiona, odkładając książkę z transmutacji obok.

— Unika mnie, czy jak? Nie chce się ze mną zadawać wśród ludzi? — zastanawiał się głośno Harry.

— Uspokój się. Na pewno nic się nie stało — pocieszał go Ron z powątpieniem. — Może nie miała czasu się z tobą spotkać...

Nagle do ich przedziału wpadła Padma Patil wraz z inną krukońską koleżanką.

— Nie widzieliście nigdzie Cho? — zapytała dziewczyna.

Trójka czarodziejów pokręciła głowami.

— Nawet ty, Harry? Kurczę, coś jest nie tak. — Padma zmarszczyła czoło z niepokojem.

— Harry właśnie mówił, że chciał z nią spędzić czas w przedziale na powrót, ale jej nie... AUU! — urwał Ron, bo Harry kopnął go w łydkę w połowie zdania. Nie miał ochoty opowiadać koleżankom Cho, jak to nie chcieli spędzić czasu.

— A czy miałyście od niej jakieś wieści z ferii? — zapytała Hermiona.

— Mi przysłała tylko jakieś słodycze. A ty, Harry? — odrzekła Padma.

— Mi też przysłała... prezent — odparł niepewnie chłopak z obawą, że dziewczyny będą go wypytywać o kwestię prezentu. Na szczęście było zupełnie odwrotnie.

— Czyli tak jakby się gdzieś rozpłynęła. Bardzo to dziwne — mruknęła Padma. — Cóż, gdyby tylko się do was odezwała...

— To wy też dajcie znać — dokończył Ron, na co Padma uśmiechnęła się blado. Po tych słowach zasunęła drzwi przedziału i wraz z koleżanką poszły wzdłuż korytarza.

Harry westchnął ciężko i oparł się o zagłówek w zamyśleniu.

— No, to mnie pocieszyły — mruknął. — Jeszcze tylko Luny brakowało...

Niczym na zawołanie do ich przedziału zapukała Luna Lovegood wraz z Nevilleʼem Longbottomem u boku. Zanim ktokolwiek z nich zdążył się odezwać, Ron zawołał:

— Nie, nie widzieliśmy Cho Chang!

Luna i Neville spojrzeli na siebie ze zdumieniem, a Gryfon powiedział:

— Ale my nikogo nie szukamy. Przyszliśmy po prostu spędzić czas, ale jak widać mamy już nawet gotowy temat do rozmowy. A ten co tak zmartwiony? — rzucił, wskazując głową na Harry'ego.

— Właśnie jest problem — rzekła Hermiona. — Cho Chang rozpłynęła się w powietrzu.

— I Harry się tym tak przejmuje? — zdziwił się Neville. Po tych słowach Ron poruszył brwiami dwuznacznie i uśmiechnął się w sposób, na który Hermiona mogłaby tylko wywrócić oczami. Neville zrobił duże oczy i zagwizdał cicho, po czym rzekł — No, to brawo, stary... — lecz od razu zamilkł, widząc zaniepokojenie kolegi. Ten z kolei miał twarz schowaną w dłoniach i wyglądał już co najmniej jak czterdziestolatek po dwóch rozwodach.

Neville poczuł się lekko speszony, dlatego cicho usiadł obok Hermiony. Luna miała nieprzenikniony wyraz twarzy, jak gdyby cała sytuacja kompletnie jej nie ruszała. Mimo to usiadła naprzeciwko Harry'ego, popatrzyła na niego przez swe magiczne różowe okulary i rzekła pogodnie:

— Nie martw się, Harry. Jeżeli coś złego jej się stało, to na pewno wyjdzie z tego cało. A ja nawet nie czuję, jak rymuję.

Harry i Ron parsknęli śmiechem, a brunet poczuł się tylko odrobinę spokojniejszy. Ponownie westchnął lekko i zamilkł. Pozostali czarodzieje popatrzyli na siebie, a potem znaczącym wzrokiem na Rona. Ron pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym szturchnął Harry'ego łokciem i rzekł:

— To gramy w szachy czarodziejów? — Na co Harry zareagował promiennym uśmiechem.

*

Po wielu godzinach podróży młodzi czarodzieje opuścili pociąg i ciągnąc bagaże, udali się do czekających na nich powozów z testralami. Harry, Ron, Hermiona, Neville i Luna znaleźli miejsce dla siebie, dlatego wsunęli się do jednego powozu. Harry cały czas rozglądał się wokół z nadzieją, że w końcu dostrzeże roześmianą twarzą z prostą czarną grzywką. Jednak niczego takiego nie spotkał. Ron i Hermiona obserwowali go z niepokojem i choć oboje ewidentnie mieli wiele do powiedzenia w tamtym momencie, to zbyt współczuli przyjacielowi, by coś skomentować. Testrale przeprowadziły uczniów płynnie z Hogsmeade pod Hogwart, a młodzież w tym czasie podziwiała angielską florę. Harry był już coraz bardziej zmartwiony i zdziwiony jednocześnie. Po opuszczeniu powozów brunet już nawet nie obrzucał wzrokiem okolicy, bo wiedział, że i tak nie znajdzie tego, czego chciał. Jednak wchodząc do zamku, chłopak zauważył Padmę Patil, dlatego szybko do niej podbiegł.

— Cześć! — zawołał, klepiąc dziewczynę w ramię.

— O, hej, Harry! Co tam? — odparła radośnie Padma.

— Czy widziałaś już gdzieś...

— Ach, tak, nie, nadal nie widziałam Cho. Tak naprawdę cały dom już się zastanawia, co się z nią dzieje — rzekła Padma, tracąc entuzjazm.

— Mhm. — Harry pomyślał, że mógł się tego spodziewać. Skoro nie widziano jej kilka godzin temu w pociągu, to nie mogła nagle pojawić się w Hogwarcie.

— Będę musiała porozmawiać z profesorem Flitwickiem. Być może otrzymał już jakieś usprawiedliwienie od rodziców Cho, a po prostu my nic nie wiemy.

— Może — mruknął Harry. — W porządku, dzięki. — Po czym szybko odnalazł swoich przyjaciół, z którymi usiadł do stołu na ucztę. Westchnął lekko, ale szybko uznał, że im mocniej zajmie się czymś innym, tym mniej będzie myślał o „zaginięciu" Cho. W dodatku chwilę po swoim którymś z kolei westchnięciu spotkał się ze sceptycznym spojrzeniem Hermiony, więc dobrze było na moment się od tego oderwać. Stoły poszczególnych domów powoli się zapełniały, a nauczyciele spokojnie czekali na symboliczne rozpoczęcie semestru. W istocie było ono symboliczne, bo gdy tylko wszyscy zajęli swoje miejsca, dyrektor profesor Dumbledore wstał ze swojego miejsca, zastukał łyżeczką w jeszcze pusty kielich i po nastaniu ciszy zawołał:

— Jedzcie! — I w tym samym momencie stoły magicznie obsypały się jedzeniem.

Harry zdziwił się, że dyrektor nie ma do powiedzenia niczego nadzwyczajnego, w stylu kolejnych ostrzeżeń czy nauczek. Postanowił się jednak tym nie przejmować, tylko zająć się jedzeniem brytyjskich specjałów, jakie oferowała szkoła. Mało brakowało, a znów zagłębiłby się w rozmyślanie o Cho, kiedy to Ron, z udkiem kurczaka w ręce, drugą szturchnął przyjaciela w bok i syknął:

— Patrz na Snape'a. Tylko dyskretnie.

Harry obejrzał się i kątem oka dostrzegł profesora od obrony przed czarną magią siedzącego przy stole nauczycielskim jak słup soli z klasyczną kamienną twarzą. Nic nie jadł, z nikim nie rozmawiał i wyglądało, jakby szczególnie utkwił w kimś wzrok.

— Spróbuj wykierować spojrzenie tak, by sprawdzić, na kogo tak patrzy — powiedział Ron, co dość rozbawiło Harry'ego, ale on sam był tego mocno ciekawy. Odchylił się lekko na krześle i mrużąc lekko oczy, dostrzegł, że Severus Snape patrzy na stół Ślizgonów. Chłopak zapomniał jednak o dyskrecji, bo jego dziwna poza zaczęła być zbyt zauważalna, na dodatek na sekundę spotkał się wzrokiem ze Snape'em, więc szybko wrócił do swojej zapiekanki. Widząc całą tę scenę, Ron zaśmiał się i powiedział:

— Miałeś być dyskretny! No, ale nieważne. Zobaczyłeś coś?

— Patrzył na stół Ślizgonów.

— To pewnie na Malfoya! Oni mają się ku sobie, jestem tego pewien — stwierdził Ron z rozbawieniem, ale po chwili spoważniał — Może go obserwował, by wiedzieć, czy nie robi żadnych głupot. Skoro mają jakieś wspólne sprawy, a Malfoy ma jakieś ważne zadania, to chyba trzeba go pilnować.

Harry zgodził się ze słowami przyjaciela i kontynuował jedzenie obiadu. Hermiona patrzyła na to, co robią chłopcy i z lekko sceptycznym wyrazem twarzy rzekła:

— Powinniście dać sobie spokój z tym, co robią Snape i Malfoy. To naprawdę nie jest wasza sprawa.

— Nie jest nasza, ale spójrz na to z innej strony, Hermiona — powiedział Ron. — Harry przypadkiem zauważył, że robią coś dziwnego i wnętrze człowieka nakazuje to sprawdzić z czystej ciekawości. To już nawet nie chodzi o nas. Po prostu takie dziwne, niewyjaśnione sprawy są fizycznie bardzo ciekawe dla ludzi i nie ma w tym nic złego.

— Ron? Skąd Cię wzięło na psychologiczne wywody? — mruknął Harry z rozbawieniem.

— Psychologia to ciekawa nauka — odparł Ron. — Z nudów znajdywało się jakieś książki na Grimmauld Place i okazuje się, że nawet taką tematykę lubili tam studiować. Gdyby były z tego jakieś zajęcia w Hogwarcie, moglibyśmy się dowiedzieć naprawdę ciekawych rzeczy.

— No, nie wiem. — Hermiona spoglądała na przyjaciela lekko sceptycznym wyrazem twarzy. — Wydaje mi się, że lepszymi dziedzinami nauki są te, które mają twarde dowody oparte na badaniach. Badania psychologiczne nie są aż tak twarde, bo dotyczą ludzi, a przecież mamy zbyt dużo ludzi na świecie, żeby dobrze ocenić dane zjawisko.

— Dlatego nie ocenia się na skalę światową, tylko krajową lub kontynentalną, a dopiero później łączy w globalną ocenę. Poza tym nawet jeśli badanie dotyczy bardziej ruchomej społeczności, nie czyni jego to gorszym od tego, który miał te dowody bardziej stałe — powiedział Ron.

— Gorszym nie czyni, ale z pewnością mniej kompetentnym. Jak można oceniać zjawisko występujące w społeczeństwie, jeżeli nie przeprowadziło się badania na odpowiednią skalę? — wyrzuciła Hermiona z lekką irytacją.

— Ależ można, bo to nadal są jakieś dowody! Czy nie uważasz, że...

— Koniec uczty, wszyscy już idą do domów — mruknął prosto Harry, żeby bardziej nie przeszkadzać przyjaciołom w dyskusji. Sam od razu wstał od stołu i ruszył przez Wielką Salę w kierunku Wieży Gryffindoru. Rona i Hermiony nie zatrzymywał, ale słyszał, jak idą kilka kroków za nim i w dalszym ciągu wymieniają się swoimi poglądami na temat nauk psychologicznych. Znalazłszy się już w salonie Gryfonów, stanął z boku, żeby poczekać na Rona, który właśnie kończył (choć pewnie nie robiłby tego, gdyby nie konieczność pójścia do innych sypialni z Hermioną) swój wywód.

— Zrób z tym, co chcesz, ale uważam, że ktoś taki jak ty powinien lepiej podchodzić do jakichkolwiek nauk.

— A ja nadal uważam, że się głęboko mylisz. Jeszcze o tym podyskutujemy, dobranoc. — Hermiona rzuciła uroczy uśmieszek obu chłopcom, odwróciła się na pięcie i poszła w górę schodów do dormitorium dziewcząt.

Ron aż wypuścił powietrze z ust, jakby się czymś mocno zmęczył. Pokręcił głową z niedowierzaniem i rzekł do Harry'ego:

— Nie sądziłem, że Hermiona aż tak nie ufa naukom humanistycznym. Wierzy w numerologię i uczy się tego przedmiotu chyba najpilniej ze wszystkich, a nie chce przyjąć do świadomości istoty takiej nauki. Czy nie uważasz, że to dziwne?

— Tak, z pewnością bardzo dziwne — odparł Harry z lekkim rozbawieniem, bo sam nie wiedział, jakie stanowisko powinien zająć w tej sprawie. — Chodźmy już do pokoju, trochę śpiący jestem.

— No, bo przyznaj, Harry, czy psychologia to nie jest jedna z ciekawszych pozamagicznych nauk? — ciągnął Ron, wchodząc do dormitorium. — Uczysz się o istocie człowieka, o jego myślach, czynnościach, o tym, dlaczego podejmuje pewne decyzje. Jest to dużo ciekawsze i na pewno bardziej przydatne niż wykuwanie formułek z nauk ścisłych.

— Niewątpliwie — odpowiedział Harry, z jednej strony rzucając jakiekolwiek odpowiedzi, byle Ron skończył temat, a z drugiej stwierdzając w duchu, że faktycznie — tym razem to Hermiona się myli, a Ron ma większą rację.

— Cieszę się, że się ze mną zgadzasz. Może ciebie Hermiona posłucha bardziej niż mnie — rzekł Ron, przy czym chłopcy popatrzyli na siebie z myślą „Ta, jasne".

W dormitorium Harry i Ron jak zwykle byli ostatni. Neville właśnie rozpakowywał część rzeczy, które wziął ze sobą na ferie do babci, a Seamus i Dean ścielili łóżka. W zwykłe dni tygodnia szóstoroczni Gryfoni raczej kładli się spać około północy, a nawet później, zważając na wielkie prace domowe, które często zostawały im na popołudnie. W dzień przyjazdu do Hogwartu z ferii lub wakacji jednak czarodzieje zawsze zasypiali już przed dwudziestą drugą, ponieważ całodniowa podróż pociągiem była dla wielu naprawdę męcząca. Dlatego też już jakieś piętnaście minut później wszyscy Gryfoni byli przebrani w piżamy i leżeli w swoich łóżkach. Harry leżał na plecach z rękami założonymi za głowę i patrzył się w sufit. Pogrążony w myślach — albo w ich braku — nagle aż podskoczył, gdy Ron pstryknął mu palcami obok nosa. „On naprawdę mocno wyrósł", pomyślał Harry. Łóżko Rona stało metr od łóżka Harry'ego i choć byli głowami do siebie, to i tak Harry nie dałby rady tak daleką sięgnąć ręką.

— Nie myśl tyle — rzucił Ron, patrząc na przyjaciela do góry dołem. — Cho się znajdzie. Nie może być inaczej.

— Wiem, dzięki — odrzekł Harry ze spokojem. Leżał tak jeszcze kilka minut, kiedy obrócił się na drugi bok i poszedł w ślad za Ronem, który już smacznie chrapał.

*

Następnego dnia Gryfoni rozpoczynali lekcje o godzinie dziesiątej rano, a śniadanie czekało na nich już od ósmej. Jednak z racji tej późniejszej godziny zajęć niż zwykle czarodzieje mogli pozwolić sobie na nieco dłuższy sen. Teoretycznie wszyscy, a w praktyce Harry'ego po siódmej zbudziły jakieś dziwne myśli senne. Wydawało mu się, że znów nawiedzały go niebezpieczne „sny" o Voldemorcie, ale tak naprawdę było to zapewne spowodowane natłokiem przeróżnych myśli. Niestety od tamtej pory mimo szczerych prób brunetowi nie udało się już zmrużyć oka, więc było mu dane jedynie słuchać dobrze znanego już „koncertu" granego przez Rona. Po godzinie przekręcania się z boku na bok chłopak ubrał się w szaty uczniowskie i zszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Pochylając się nad miską płatków z mlekiem, chwycił rzucony przez sowę najnowszy numer Proroka Codziennego. Przejrzał pobieżnie gazetę, nie było bowiem bardzo ciekawych artykułów. Jego uwagę przykuła jednak ostatnia strona. W rogu zamieszczone były dwie fotografie opatrzone czarnym nagłówkiem:

EGZOTYCZNA PIĘKNOŚĆ CZY SIOSTRA PRZYJACIELA? KOGO WYBIERZE WYBRANIEC?

Na zdjęciach Harry pozował z Cho Chang oraz Ginny Weasley podczas przyjęcia bożonarodzeniowego u profesora Slughorna. „Kto, do jasnej cholery, wysłał im te zdjęcia?!", pomyślał Harry ze złością. Odruchowo spojrzał na Ginny, która również zerkała na niego nerwowo i zagryzała wargi. Jak na zawołanie, puste miejsca po obu stronach Harry'ego zapełnili Ron i Hermiona.

— Co tam, bracie? — zawołał wesoło Ron. — Dlaczego tak szybko wyszedłeś i na nas nie poczekałeś? Ooo, masz już Proroka. — Bezceremonialnie wyrwał mu gazetę z ręki i rzucił okiem na fragment, który właśnie czytał Harry. Zrobił wielkie oczy i krzyknął — Kto wstawia do tej gazety takie głupoty?! Zamieniają się w jakiś tani portal plotkarski?

— Daj spokój, Harry, nie czytaj tego — rzuciła Hermiona. — Wasza trójka lepiej wie, jakie są między wami relacje, więc nie wchodź w to, co wysnuwa Prorok.

— Boję się tylko, że Cho może to zobaczyć — rzekł Harry.

— A nawet jeśli, to co? Tak jak mówi Hermiona, Prorok nie ma prawa wiedzieć o was więcej niż wy. Tak, wiem, Hermiona, że jesteś zaszczycona faktem, że się z tobą zgadzam — dodał na koniec Ron, czym zaskarbił sobie lekki śmiech obu przyjaciół.

W tym samym momencie obok trójki Gryfonów pojawiła się Ginny z podenerwowanym wyrazem twarzy, lecz tym razem nie skruszonym. Od razu zwróciła się do Harry'ego:

— Harry, ja wiem, co myślisz. Ale to naprawdę nie jest moja sprawka. Nikomu nie kazałam publikować tych zdjęć. Może była to intencja fotografa profesora Slughorna lub nawet samego Slughorna, żeby mieć obiekt rewelacji. W każdym razie to nie moja wina.

— No, spoko. Wcale nie myślałem, że to może być twoja wina — odrzekł Harry, uznawszy w głowie, że jednak przez jakieś ćwierć sekundy przeszło mu to przez myśl.

— To fajnie. A, słyszałam, że Cho nie pojawiła się w pociągu podczas podróży do Hogwartu. Miałeś od niej jakieś wieści?

— Niestety nie, ale dzięki, że pytasz — odpowiedział Harry. Ron popatrzył na swoją siostrę ze zdumieniem, a Harry zrozumiał, że myślą o tym samym: Ginny jest zaskakująco miła. Na koniec rzuciła czarodziejom uśmiech i wróciła do swoich koleżanek.

Zbliżała się godzina, w której szóstoroczni z Gryffindoru powinni rozpocząć lekcje. Harry pojął, że na śniadanie nie zabrał ze sobą torby, dlatego powiedział przyjaciołom, żeby spotkali się już pod salą do eliksirów, a sam wróci się najpierw do dormitorium. Pobiegł szybko do Wieży, a następnie do sypialni chłopców, złapał torbę zwisającą z krzesła i wyszedł z pokoju wspólnego. Na korytarzu dzielącą pokój wspólny od schodów prowadzących w dół Wieży Gryffindoru usłyszał, że ktoś go woła.

— Potter! Podejdź do mnie na chwilę!

Okazało się, że była to profesor McGonagall. Brunet podszedł bliżej do opiekunki jego domu.

— Tak, pani profesor? Trochę się spieszę na lekcje.

— Jesteś zwolniony u profesora Slughorna na tę lekcję, Potter — rzekła profesor McGonagall dość niepewnym głosem.

— Jak to? Co się stało? — zdziwił się Harry, marszcząc czoło.

— Zapewne przykuła twoją uwagę nieobecność Cho Chang, uczennicy ostatniej klasy Ravenclawu. — Profesor od transmutacji dała Harry'emu chwilę na reakcję, w której chłopak kiwnął głową. — Otóż... panna Chang aktualnie znajduje się w skrzydle szpitalnym i poprosiła mnie, abyś ją czym prędzej odwiedził. 


***

Tadam, nagródźmy Alex gromkimi brawami za wielki powrót! Ostatnio pisanie zaczęło przychodzić mi z dużo większą łatwością. Poza tym słucham swoich czytelników, którzy pod rozdziałem 32. nie dawali o sobie zapomnieć - mega dziękuję Wam za to! Może ten nagły przypływ weny oznacza powrót do regularnego pojawiania się rozdziałów? Może, może, nic nie obiecuję, bo wiecie, jak to ja potrafię obiecywać, ale przede wszystkim - nie zapominam o tym dziele, co to to nie!

Rozdział wyszedł naprawdę długi i sama nie wie, co o tym sądzicie? Lubicie tak długie rozdziały? Historia coraz szybciej nabiera tempa, a nasi wspaniali czarodzieje zmagają się z coraz dziwniejszymi perypetiami.

Jeszcze raz dziękuję za wytrwałość, no i przede wszystkim za to, że wciąż ze mną jesteście!

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro