Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29. - Miłosne rady

Po kilku minutach jazdy oba samochody bezpiecznie dotarły na ulicę Grimmauld Place. Tonks jeszcze dwa razy próbowała wypytać Harry'ego o jego „nową dziewczynę", ale za każdym razem chłopak wzdychał ze zrezygnowania, a pani Weasley spoglądała na aurorkę z politowaniem. Dziewięcioro czarodziejów z Moodym na czele stanęło naprzeciwko złączenia domów numer 11 i 13 i po chwili między nimi pojawił się numer 12. Moody jak zwykle pospieszał wszystkich do wejścia do wnętrza Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.

— Tylko pamiętajcie... bądźcie cicho — syknął.

Nie minęło pięć sekund, a Tonks potknęła się o stojak na parasole i miotły, który runął na posadzkę z głośnym łoskotem. Wszyscy musieli się nasłuchać, jak Szalonooki beształ dwudziestotrzylatkę za jej niezdarność oraz wrzasków pani Black. Na domiar wszystkiego w przedpokoju szybko pojawił się właściciel domu.

— Czyli już jesteście — rzekł Syriusz znudzonym tonem, bardziej stwierdzając, niż zadając pytanie. Nieco rozpogodził się, gdy na widok Harry'ego. — Cześć, Harry.

Harry podbiegł do ojca chrzestnego i mocno go uściskał, po czym Syriusz przywitał się z Ronem, Hermioną i Ginny.

— To co? Pomogę wam zabrać bagaże do waszych sypialni — powiedział Syriusz.

— Ja się tym chętnie zajmę! — zawołała Tonks, po czym chwyciła Błyskawicę oraz klatkę z Hedwigą. Zrobiła krok w przód po schodach, lecz zamiast spokojnie wejść na górę, poślizgnęła się na stopniu, w ostatniej chwili złapała poręczy, przez co upuściła klatkę z sową na podłogę. Hedwiga zahukała ze złością i z pretensją w oczach odszukała wzrokiem Harry'ego, który tylko popatrzył na nią przepraszająco.

— Może lepiej zaparzę herbaty? — zaproponowała pani Weasley, chcąc załagodzić atmosferę. — Wszyscy jesteśmy już trochę zmęczeni. A wasza czwórka niech w tym czasie zajmie swoje pokoje.

Harry, Ron, Hermiona i Ginny wzięli swoje bagaże i wciągnęli je na schody. Kiedy dotarli do piętra, na którym znajdowała się sypialnia należąca do dwójki dziewcząt, Harry nachylił się do ucha Ginny i szepnął:

— Moglibyśmy jutro porozmawiać w cztery oczy?

Ginny zrobiła do Harry'ego wielkie oczy, ale pokiwała głową.

— Co się dzieje? — spytał Ron, marszcząc czoło.

— Nic — odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ginny.

Ron wciąż podejrzliwie przyglądał się dwójce czarodziejów, lecz ponownie ruszył na następne piętro. Ginny wyglądała, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale gdy tylko Hermiona (która zdążyła już zaszyć się w pokoju) zawołała ją po imieniu, szybko weszła do środka. Harry pobiegł za Ronem do ich sypialni. Młody Weasley leżał na łóżku na wznak, po czym spojrzał na Harry'ego i zapytał:

— Powiesz mi, co tu jest grane?

— To znaczy? — zdziwił się Harry.

— Od jakiegoś czasu coś dziwnego dzieje się z tobą i Ginny. Jeszcze niedawno normalnie się przy tobie odzywała, ale ostatnio zawsze jesteście jacyś niezręczni w swoim towarzystwie.

— Z mojej strony wszystko jest w porządku... — rzekł Harry i w porę się opamiętał przed powiedzeniem „Może to ty powinieneś z nią porozmawiać".

— Niech będzie — mruknął Ron. — Lepiej zejdźmy do kuchni, może pomożemy w czymś mamie.
I rzeczywiście, gdy tylko chłopcy przekroczyli próg kuchni, dostrzegli lewitujące noże i łyżki oraz stół zawalony sporą ilością jedzenia. Po całym pomieszczeniu krzątała się pani Weasley przygotowująca kolację.

— Mamo — zaczął Ron ostrożnie — nie chcesz, żebyśmy ci pomogli? Ta kuchnia wygląda, jakby przeszło przez nią tornado.

— O, chłopcy, już jesteście! Nie, nie trzeba, jesteście bardzo mili, ale ja już prawie kończę...

— Naprawdę? — spytał Ron z ironią, raz jeszcze obrzucając wzrokiem stanowisko kuchenne pani Weasley. Woda na herbatę dawała o sobie znać już chyba od pięciu minut, a mleko prawie kipiało z garnka.

— Na brodę Merlina, mleko! — Pani Weasley podbiegła do kuchenki i szybko zdjęła garnek z gazu. — Dobrze, Ron, masz rację, ja chyba już jestem zbyt przemęczona. Wystarczy, jeśli tylko podgrzejesz mleko, to tutaj już się chyba zbyt zagotowało. A ty, Harry, nie przejmuj się niczym, też powinieneś odpocząć.

— Chyba pani zwariowała — żachnął się Harry. — Zaraz zrobię, co trzeba.

— W ogóle gdzie jest tata? Gdzie są Lupin, Tonks i Moody? — zapytał Ron.

— I gdzie jest Syriusz? Wszyscy zniknęli w pięć minut? — wtrącił Harry.

— Tata i Szalonooki od razu dostali jakąś pilną wiadomość z Ministerstwa, ale powinni wrócić jeszcze dziś — wyjaśniła Molly. — Syriusz jest w pokoju z tym hipogryfem, a Tonks i Remus... są w salonie, załatwiają swoje sprawy. Nie martwcie się, jeszcze trochę i wszystkiego się dowiecie.

Harry i Ron popatrzyli na siebie ze zdumieniem, ale wzruszyli ramionami i kontynuowali przygotowywanie kolacji. Harry wyłożył na stół sztućce, postawił opakowanie płatków kukurydzianych oraz koszyk z pieczywem. Ron nalał do dzbanka mleko, po czym na stole pojawiły się miseczki z dżemem oraz talerz z wędliną.

— Mmm... co tak pachnie? — spytał Syriusz, wchodząc do kuchni. — Kolacja gotowa? To super, bo umieram z głodu.

Parę chwil później wszyscy obecni w mieszkaniu siedzieli przy stole i zajadali się tym, czym mogli. Pan Weasley i Moody jeszcze się nie zjawili, ale już wszyscy zdążyli się do tego przyzwyczaić. Po jakimś czasie pani Weasley odłożyła nadgryzioną kanapkę z dżemem na talerz i zwróciła się do Syriusza, Lupina i Tonks:

— No to... chyba najwyższa pora im powiedzieć, co?

— Zdecydowanie — odrzekł Syriusz, opierając dłonie na podbródku.

— O co chodzi? — zapytał Harry zdezorientowany.

— Mamy wam to powiedzenia dwie informacje — powiedziała pani Weasley.

— Dobre czy złe? — Ron spojrzał na swoją mamę z kwaśną miną.

— Poniekąd dobre — wtrącił Lupin. — Mam na myśli to, że kilku dementorów wróciło na stałe do Azkabanu, na naszą stronę. Tak jak pisał Prorok, aurorzy wytropili wielu z nich i bardzo trudno było się z nimi dogadać. Trzeba było bardzo silnych patronusów, by te stworzenia chciały wrócić tam, skąd przyleciały, ale na razie donikąd się nie wybierają.

— Kilku dementorów to bardzo mało — zauważył Harry i popatrzył na Tonks. — Chyba na tym nie poprzestaliście?

— Oczywiście, że nie — obruszyła się Tonks. — Ale uwierz, że to nie jest wcale takie łatwe, dogadać się z dementorami. Dumbledore sam długo główkował nad tym, jak należy się wobec nich zachować, ale to, co wymyślił, wcale nie było jakieś bardzo genialne i moim zdaniem każdy z nas mógł na to wpaść. Wystarczyło użyć bardzo silnego Zaklęcia Patronusa, czyli, rzecz jasna, bardzo silnego i bardzo dobrego wspomnienia. Gdy już się to zaklęcie rzuciło na dementora, należało puścić go w stronę Azkabanu i nie zawsze było to blisko. Dlatego nie wszystkich zdołaliśmy tam zesłać. Siła patronusa pozwalała obezwładnić dementora na dłuższy czas i przez jakiś czas mógł lecieć prosto do Azkabanu.

Harry, Ron, Hermiona i Ginny przyglądali się Tonks ze zdumieniem. Taka opcja „nawrócenia" dementorów nawet nie przychodziła im do głowy.

— Łau. Niezłe, naprawdę niezłe — mruknęła Ginny.

— To, co wymyślił Dumbledore... to, że wy temu podołaliście... — Hermiona aż zakryła usta z wrażenia.

— Przyznaj, Hermiono, że nawet ty byś na to nie wpadła — rzucił Ron z przekąsem.

— Daj spokój, Ron, oczywiście, że by wpadła — skomentowała Tonks sucho, ale ciężko było jej ukryć, że te komentarze jej nie rozweseliły, bo w jej oczach pojawiły się iskierki radości.
Harry nie mógł zebrać słów na to, żeby pokazać, jak bardzo szanuje autorów za takie poświęcenie, dlatego przeszedł do kolejnej sprawy.

— No, dobra. A ta druga wiadomość?

— To może tym razem ja się wypowiem — zaczęła pani Weasley, lecz po chwili spojrzała na Lupina i Tonks z niepewnością. — Chyba że wy chcecie to ogłosić?

— Nie, Molly, ty powiedz... — zdecydował Lupin, ale Tonks była szybsza. Wstała gwałtownie od stołu i pokazała czwórce młodych czarodziejów wierzch dłoni.

— Zamierzamy się z Remusem pobrać! — zawołała Tonks, wskazując na palec, na którym widniał pierścionek zaręczynowy.

Harry i Ron wyglądali wówczas jak rybki w akwarium. Hermiona i Ginny zaś impulsywnie wstały od stołu i podbiegły do aurorki, by ją uściskać.

— Gratulacje, kochana! — pisnęła Hermiona. — Gratulacje, panie profesorze!

— Co wy macie z tym profesorem! — roześmiał się Lupin. — Od trzech lat was nie uczę, ja jestem Remus!

— Och, no, niech będzie — rzekła Hermiona. — Jejku, to naprawdę cudowna wiadomość!

— Również gratulujemy — rzucił Harry, gdy wreszcie odzyskał głos, po czym uściskał rękę Tonks i Lupinowi. To samo zaraz zrobi Ron.

— Ale... zaraz, czegoś nie rozumiem — bąknął Ron i wszyscy się na niego spojrzeli. — No, bo... przecież Bill i Fleur również chcą się pobrać. To co, będą dwa śluby w tym samym czasie?

— Dobrze, że zauważyłeś, Ron. Niech wszyscy usiądą, teraz ja to wyjaśnię — powiedziała pani Weasley. W międzyczasie chyba każdy dostrzegł (z wyjątkiem samej Tonks), że od tej radości włosy Tonks nabrały jeszcze intensywniejszej różowej barwy oraz urosły jej do połowy pleców. — W związku z nakładającymi się uroczystościami w naszej rodzinie... bo tak można o was powiedzieć — dodała, spoglądając na Lupina i Tonks, którzy się zarumienili — postanowiliśmy zorganizować podwójne wesele.

Ron i Ginny zmarszczyli czoła, lecz Harry i Hermiona nie byli tak zdziwieni.

— Jak to podwójne? — zdumiał się Ron.

— Jeden ślub i dwie pary się pobierają? — upewniła się Ginny.

— Pani Weasley... jeśli mogę? — wtrąciła Hermiona, a Molly kiwnęła głową. — Coś takiego występuje u mugoli. Dość rzadko się tak zdarza, ale czasami, jeśli dwie zaprzyjaźnione lub pochodzące z jednej rodziny pary się pobierają, można zorganizować właśnie taki podwójny ślub. Zgaduję, że w świecie czarodziejów jeszcze tego nie praktykowano?

— Niespecjalnie. A na pewno nie w XX wieku — rzekła pani Weasley. — Dlatego uznaliśmy, że coś takiego będzie nam bardzo na rękę, tym bardziej że w przypadku tego typu ślubu koszty się nakładają i po prostu jest taniej. Wesele odbędzie się u nas, w Norze. Remus i Tonks nie mają nic przeciwko temu, żeby właśnie tam wzięli ślub. Fleur trzeba było trochę dłużej przekonywać, by zgodziła się zostać tu na czas ślubu. I choć obiecywała, że jej rodzina pomogłaby nam finansowo w wyjeździe do Francji, to my woleliśmy, by to się odbyło tutaj, a Fleur w końcu się zgodziła.

— To naprawdę świetny pomysł z tym podwójnym ślubem! — Hermiona klasnęła w dłonie z uciechy. — W ogóle to super, że w tych czasach ludzie wciąż mają chęci do radości.

— Myślę, że Sami-Wiecie-Kto ma też to na myśli — mruknął Lupin. — Chce, byśmy przestali cieszyć się z własnego życia, a z tej rozpaczy w końcu dołączyli do jego szeregów. A my właśnie chcemy cieszyć się chwilą.

Harry popatrzył na Lupina niespokojnie.

— Chyba nie dlatego oświadczył się pan... to znaczy nie dlatego oświadczyłeś się Tonks?

— Co masz na myśli? — spytał Lupin.

— To zabrzmiało, jakbyście pobierali się tylko po to, żeby razem mieć większe szanse na przeżycie tej wojny.

— Harry... — jęknęła Hermiona.

— Nie zaczynaj znowu, stary — rzucił Ron naprędce.

— Jak możesz tak mówić? — zaniepokoiła się Tonks, a jej włosy nagle przybrały szaroczerwony kolor.

— Nie przejmuj się, Dora — rzucił Lupin gorzko. — Najwyraźniej ktoś tu ma większe pojęcie o miłości. Przecież śluby bierze się tylko dla własnej korzyści.

Przez kilka chwil jedynym źródłem dźwięku w kuchni był Syriusz, który cały czas przysłuchiwał się tym rozmowom, zajadając się kanapkami.

Wreszcie pani Weasley odezwała się:

— Zostaniecie na noc?

— Och, nie, Molly, nie będziemy przeszkadzać — oświadczył Lupin. — Już i tak dużo dla nas zrobiłaś. Dobranoc i do zobaczenia wszystkim.

Po czym wziął Tonks za rękę i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, opuścili Grimmauld Place, trzasnąwszy drzwi odrobinę za mocno, niż to było konieczne.

W niemal tym samym momencie w Kwaterze pojawił się pan Weasley, który wyjaśnił, że w Ministerstwie wszystko załatwione, a on ma nadzieję skubnąć jeszcze jakąś kanapkę. Gdy zauważył, że w kuchni panuje dość gęsta atmosfera, zaproponował Molly pójść do ich sypialni.

— To... my już idziemy spać. Dobranoc, kochani — rzuciła pani Weasley, ale jeszcze wyraźnie się trochę ociągała.

— Tak... my też już pójdziemy, co nie, Ginny? — zapytała Hermiona niepewnie, kątem oka spoglądając na Harry'ego i Syriusza. Ginny kiwnęła głową.

— Harry — mruknął Ron — będę na górze, w naszym pokoju. — Po czym poklepał go po plecach przyjacielsko.

Syriusz przesiadł się na krzesło obok Harry'ego, a Molly, która wciąż stała na schodach od kuchni, pokiwała głową z aprobatą. Gdy wreszcie zostali w kuchni tylko we dwójkę, Syriusz powiedział (odrywając się chyba po raz pierwszy tego wieczoru):

— Chyba możemy pogadać?

Harry pokiwał głową z ochotą. Wiedział bowiem, że coś jest znów nie tak i w tym przypadku tylko rozmowa z Syriuszem mogła mu pomóc.

Żeby na chwilę zejść z tematu tej nieprzyjemnej konwersacji z przyszłym państwem młodymi, młody Gryfon postanowił opowiedzieć, co go ostatnimi dniami spotkało w Hogwarcie, czym zresztą mógł zręcznie przejść do tamtej sprawy. Syriusz był słuchaczem idealnym — nie przerywał, nie wtrącał się, po prostu uważnie słuchał.

Gdy wreszcie Harry skończył mówić o swych — jakby to nazwał Ron — „miłosnych podbojach", rzekł:

— I widzisz, ja ci mówię, jak się staram dla Cho i w ogóle, a tutaj jak się odzywam do Tonks i Lupina?... czy rzeczywiście nie mam żadnego pojęcia o miłości? Mam w ogóle prawo do wyznawania komuś swoich uczuć?

Syriusz ściskał w rękach kubek herbaty, która zdążyła już dawno wystygnąć. W końcu zamiast kubka ścisnął syna chrzestnego za rękę.

— Chciałbym, żebyś mnie bardzo uważnie posłuchał — zaczął z powagą. — Na pewno nie masz prawa do winienia się za tę sytuację z Remusem i Tonks. Dla kogoś takiego jak ty, to, co powiedział Remus, faktycznie mogło zabrzmieć tak, jak uważałeś.

— Ale nie miałem prawa tak na nich naskakiwać — mruknął Harry ze złością do samego siebie.

— Owszem, nie miałeś. Co się stało, to się nie odstanie, więc już się tym nie przejmuj — powiedział Syriusz. — Chodzi mi o to, że ty niejako nie zaznałeś jeszcze prawdziwej miłości i dlatego nie masz skąd czerpać przykładu. Oczywiście, Molly kocha cię jak własnego syna, ale wiesz, że ona każdego tak traktuje.

— Mhm — bąknął Harry, zastanawiając się, czy kogokolwiek innego pani Weasley kiedyś nazwała kochaneczkiem.

— Ron i Hermiona też na pewno kochają cię jak brata. Tylko nie wyznawajcie sobie tego z Ronem. Chłopaki nigdy nie przyznają się do takich rzeczy nawet przed samym sobą — dodał Syriusz, a Harry parsknął śmiechem. — No, a ja to ja.

— Więc co mogę zaoferować Cho? Skoro sam nie umiem kochać, to czy można mówić tu o zakochaniu? — zapytał Harry.

— Najważniejsze, co musisz wiedzieć, to to, że kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości — rzekł Syriusz. — Muszę przyznać, że cytat to ładny, ale nie do końca się z nim zgadzam, bo przecież, na przykładzie: twoja matka pokochała twojego ojca za to, jak się zmienił i jak przestał być takim aroganckim chłopakiem. Chodzi mi o to, że gdy kogoś kochasz, to nie chcesz mieć z tego żadnych własnych korzyści. Chcesz, aby ta druga osoba była szczęśliwa.

Harry milczał. Zupełnie nie wiedział, jak to skomentować.

— Myślę, że sam będziesz wiedział, co z tym zrobić — powiedział Syriusz. — Dobranoc, Harry.

Syriusz udał się do swego pokoju sypialnianego. Harry przez kilka chwil siedział samotnie przy stole. W końcu wszedł po schodach na górę, a w sypialni przebrał się w piżamę. Ron już dawno spał, dlatego Harry postanowił uczynić to samo.

***
No i jest kolejny rozdział! Na wstępie chciałabym mocno podziękować za siedem tysięcy wyświetleń tej opowieści ❤❤ I to tyle jeśli chodzi o dobre wiadomości, bo już jutro rozpoczyna się nowy rok szkolny. A co za tym idzie, rozdziały zapewne nie będą pojawiały się tak często, jak w wakacje. Oczywiście będą robiła wszystko, co w mojej mocy, by były one w miarę regularnie - tym bardziej że zbliżamy się do ważnych fragmentów akcji 😏

Rozdział nie miał być taki długi i wbrew początkowi, chyba wyszedł całkiem w porządku 😃 Co sądzicie o zachowaniu Harry'ego? Czy Syriusz dał mu dobre rady?

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro