Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26. - Zauroczenia

— No, to ona mówi „Dobra, znajdę sobie kogoś innego, i to szybciej, niż myślicie!" Zaraz potem razem z Luną wyszły od Hagrida i wróciły do zamku.

Harry siedział z Hermioną na szczycie schodów prowadzących do Wieży Gryffindoru i opowiadał, co podsłuchał, siedząc pod chatką Hagrida.

— Aha, czyli nie poszedłeś już do Hagrida? — zainteresowała się Hermiona.

— Nie... ale jakie to ma znaczenie? — obruszył się Harry. — Hermiono, czy ty wiesz coś, o czym ja nie wiem?

Hermiona zamyśliła się przez chwilę i mruknęła:

— Harry, nie wiem, czy zauważyłeś, ale Ginny już od dłuższego czasu dawała ci do zrozumienia, że chce czegoś więcej.

— Akurat to zauważyłem już wtedy, gdy mnie pocałowała! — zawołał Harry. — Przeanalizowałem wszystkie sytuacje z nią związane, ale nie zdawałem sobie sprawy, że tak jej zależy.

— No więc tak, mówiła mi dużo o tym — rzekła Hermiona po krótkiej przerwie. — Nawet wydawało jej się... no wiesz, w wakacje na Grimmauld Place, jeszcze zanim przyjechałam, to podobno również dawałeś jej jakieś sygnały. Po rozpoczęciu szkoły wszystko się zmieniło przez... — Urwała w pół zdania i zerknęła z ukosa na Harry'ego, nie chcąc go urazić.

— ...przez to, że ośmieliłem się zainteresować kimś innym? — zawołał Harry, który aż sam przestraszył się swojej stanowczością; po Hermionie było widać to samo. — Tak, przyznaję, Cho podoba mi się już od jakiegoś czasu... Nie patrz tak na mnie! — Dodał, widząc minę Hermiony, która mówiła „No co ty nie powiesz" — Po prostu nie sądziłem, że sprawię tym komuś taki zawód! Oprócz ciebie, bo ty przecież też byłaś temu bardzo przeciwna...

— Harry, to, kto ci się podoba, to już naprawdę nie moja sprawa — wyznała Hermiona, chwytając Gryfona za rękę w swoje dłonie. — Ja również zauważyłam zmianę w jej zachowaniu, więc w sumie ci się nie dziwię. Ale zrozum, że dla Ginny było przykro widzieć cię uganiającego się za Cho, kiedy to parę miesięcy wcześniej sam dawałeś jej coś do zrozumienia.

— Ja jej nigdy niczego nie... — żachnął się Harry.

— Ja wiem, Harry — przerwała Hermiona spokojnym głosem. — Po prostu, gdy dziewczyna jest zakochana, to nawet najmniejsze szczegóły dają jej jakąś nadzieję. Ona ma tylko piętnaście lat! — dodała. — Trochę inaczej operuje uczuciami niż my, ma jeszcze inny pogląd na miłość czy zauroczenie...

Harry przez kilka chwil zastanawiał się nad tymi słowami oraz nad tym, jak tak naprawdę Ginny może się teraz czuć. Pomyślał o Ronie i o tym, co by zrobił, gdyby wiedział o tym wszystkim. Czy jeszcze bardziej niż ostatnio zbeształby siostrę za zwykłe uczucia? A może zmieniłby zdanie i miałby jednak żal do Harry'ego, że przez niego jego siostra cierpi?

— Nigdy nie chciałem jej zranić — powiedział Harry cicho, bardziej do siebie niż do Hermiony. — Ale to by nam nie wyszło. Ginny jest świetną osobą i zasługuje na prawdziwą miłość... której niestety nie otrzyma ode mnie. Sama dostrzegłaś, że ostatnio dużo poprawiło mi się z Cho i nie chciałbym tego psuć.

Hermiona pokiwała głową i rzekła:

— Wiesz, że najlepiej byłoby, gdybyś jej to wszystko powiedział?

— O nie! Co to, to nie. Na pewno nie teraz! — Harry wyraźnie spanikował. — Porozmawiam z nią, ale... nie w tym momencie... Może na święta, gdy wszyscy będą weseli i w ogóle...

— Tak, jak mówiłam wcześniej, zrobisz, co będziesz uważał.

— Dzięki, Hermiono — rzekł Harry z lekkim uśmiechem. — Tylko proszę cię, Ron nie może się o tym wszystkim dowiedzieć.

— Zwariowałeś? Jasne, że mu nie powiem — obiecała Hermiona. — Ginny już dość się przez niego nacierpiała. A w ogóle, to wiesz, że musisz powiedzieć Cho o terminie przyjęcia u Slughorna?

— No jasne, już to zrobiłem — odrzekł Harry.

— Co? — zdziwiła się Hermiona. — Kiedy?

— Zanim poszedłem do Hagrida, to spotkałem Krukonów wracających z treningu quidditcha, no i jej powiedziałem.

— Okej, czyli wszystko mamy ustalone — rzekła Hermiona z uśmiechem.

Gdy oboje wrócili do pokoju wspólnego, Ron od razu się nimi zainteresował.

— Wszystko w porządku? — zapytał niepewnie.

— Oczywiście — odrzekli Harry i Hermiona razem.

Hermiona usiadła do stołu, przysunęła do siebie wypracowanie Rona i kontynuowała poprawianie jego błędów. Ron jeszcze chwilę się relaksował, ale po jakimś czasie wyjął z torby podręcznik do zielarstwa i z nudów zaczął czytać ostatnio omawiany temat. Harry, mimo iż wiedział, że ma do zrobienia to samo wypracowanie z eliksirów, wziął leżącą na stole Mapę Huncwotów, chwycił różdżkę, stuknął w pergamin i mruknął: „Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego". Aktualnie prawie wszyscy uczniowie siedzieli w swoich pokojach wspólnych. Od razu rzucił okiem na salon Ślizgonów, gdzie ze znanych mu osób znalazł Crabbe'a, Goyle'a, Zabiniego, Pansy Parkinson i bliźniaczki Carrow. Zmarszczył czoło i obrzucił wzrokiem całe lochy. Następnie przeniósł spojrzenie na korytarze, bibliotekę i błonia.

— A ty nadal ich szukasz na tej Mapie? — spytała Hermiona zrezygnowanym tonem.

— Malfoy i Snape opuszczają Hogwart — powiedział Harry, ignorując Hermionę zupełnie.

— Że co? — zdziwiła się Hermiona.

— Mówię ci, nie ma ich w ogóle na mapie — rzekł Gryfon. — Snape'a nie ma w swoim gabinecie, a Malfoy nie siedzi w pokoju wspólnym z innymi Ślizgonami. Co więcej, nie ma z nim Crabbe'a i Goyle'a, bo właśnie siedzą w lochach.

— Harry, nikt nie pozwoliłby Malfoyowi wyjść z zamku samopas w takich okolicznościach — żachnął się Ron.

— Ale ze Snape'em już raczej tak — mruknął Harry.

— No, to nie wiem, może ta mapa się myli. — Ron wzruszył ramionami.

— Ta mapa nigdy się nie myli — warknął Harry, po czym mruknął „Koniec psot" i złożył mapę na cztery. Schował ją do torby, po czym wyjął z niej pergamin, pióro z atramentem oraz podręcznik do eliksirów, aby zacząć swoje wypracowanie.

— Gotowe, Ron — powiedziała Hermiona, podając mu pergamin.

— Jesteś niesamowita — rzekł Ron, spoglądając z podziwem to na nią, to na wypracowanie.

— Dzięki. Harry, pomóc ci przy twoim czy dasz sobie radę? — zapytała Hermiona.

— Na razie spróbuję sam — bąknał Harry.

— To świetnie. Ja muszę skoczyć do biblioteki — oświadczyła Hermiona, po czym schowała wszystkie książki i przybory do torby i zarzuciła ją sobie na ramię. — Chcę coś sprawdzić.

— Nawet nie pytam, po co — mruknął Ron do Harry'ego, gdy dziewczyna wstała i wyszła z pokoju wspólnego.

Ron w dalszym ciągu wodził wzrokiem po ostatnim temacie z zielarstwa, ale trudno było uwierzyć, że cokolwiek wchodziło mu do głowy. Harry zawisł nad pergaminem z piórem w ręku, ale kompletnie nie wiedział, od czego zacząć swoje wypracowanie. Sięgnął po swój egzemplarz Eliksirów dla zaawansowanych z zamiarem odnalezienia potrzebnego tematu, ale w tej samej chwili...

— Auu... — syknął z bólu i chwycił się za bliznę. Ron spojrzał na niego z zaniepokojeniem i spytał z powagą:

— Co jest, Harry?

— Jest niezadowolony — odrzekł Harry, nachyliwszy się do kumpla, aby ktoś ich nie usłyszał. — Ktoś lub coś nie wykonuje dobrze jego rozkazów.

— Harry, nie chcę zachowywać się jak Hermiona, ale...

— Wiem, miałem tego nie odczuć — przerwał mu Harry. — Ale to były tylko przebłyski jego świadomości, tak że spokojnie.

Ron jeszcze przez chwilę przyglądał się Harry'emu z zaniepokojeniem i mruknął:

— Ktoś lub coś nie wykonuje jego rozkazów...? Ale jeśli nie ktoś ze śmierciożerców, to o co może chodzić?

— Jak to, o co? O dementorów! — parsknął Harry. — Przecież to jest właśnie to, o czym pisał Prorok. Prawie wszyscy dementorzy są pod kontrolą Voldemorta — Harry zignorował nieprzyjemne westchnięcie Rona na dźwięk tego nazwiska — a on wykorzystuje je do swoich celów.

— Tylko do czego? — zapytał Ron retorycznie.

— Nie mam pojęcia.

Harry już zupełnie stracił ochotę na pisanie wypracowania, począwszy od braku zapału, a skończywszy na tym, co przed chwilą poczuł. Prawdę mówiąc, nie powiedział o tym Ronowi ani Hermionie, ale od czasu tego zaskakującego artykułu z Proroka Codziennego, Gryfon najchętniej organizowałby spotkania GD chociaż co dwa dni, ale wiedział, że to niewykonalne. Bardzo mu zależało na tym, aby każdy członek GD potrafił wyczarować cielesnego patronusa i mógł się obronić w nagłym przypadku. Czarodzieje mieli jednak przecież swoje inne zajęcia, a dotychczasowy układ zebrań (raz na tydzień) wszystkim bardzo odpowiadał. Właśnie to dało Harry'emu do myślenia.

— Ron? — zagadał go, a kumpel uniósł głowę znad książki. — A nie sądzisz, by może zorganizować spotkanie GD dziś o piątej po południu?

— Byle nie jutro przed południem — odrzekł Ron krótko. — Jutro mamy trening quidditcha.

— No tak, tak — powiedział Harry. — Czyli się zgadzasz?

— Jasne, czemu nie — mruknął Ron. — Tylko trzeba... ooo, czyli tak to działa! — Ron sięgnął do kieszeni i wyciągnął fałszywego galeona, który był wówczas większy od tych tradycyjnych i jeszcze ciepły. — Od czasu reaktywacji ani razu nie zmienialiśmy terminu i już zapomniałem, jak to wygląda.

— No dobra — rzekł Harry. — Mam nadzieję, że dziś wszyscy będą mogli się zjawić.

*

— Czyli to wszyscy? — szepnął Ron na ucho Harry'emu, kiedy razem z Hermioną stali w Pokoju Życzeń naprzeciwko siedmiu osób, które przyszły na nagłe spotkanie Gwardii Dumbledore'a. Neville, Luna, Cho, Padma, Parvati oraz Colin i Dennis Creeveyowie — tylko te osoby mogły się zjawić.

— Najwidoczniej. — Harry coraz bardziej czuł, że niespodziewane zebranie grupy było niezbyt dobrym pomysłem. Osobiście uważał, że większość czarodziejów będzie chciała częściej się uczyć wszelkich zaklęć, ale chyba jednak się pomylił. Chłopak zwrócił się do zebranych — Wiecie może, czemu pozostali nie przyszli?

— Nie wszyscy mieli czas — odrzekła Parvati Patil ze skrzyżowanymi rękami na piersi. — Niektórzy mieli inne plany na to popołudnie i chyba nikt nie przewidział, że nagle wpadnie ci do głowy pomysł na dodatkowe spotkanie, Harry.

— Za to chyba nikt cię nie zmuszał, żebyś przychodziła — warknęła Cho. — Według mnie to był bardzo dobry pomysł, zważywszy na to, że teraz powinniśmy bardziej przykładać się do Zaklęcia Patronusa.

Po tych słowach Harry nie mógł się oprzeć, aby się lekko nie uśmiechnąć do Krukonki, co ona mu odwzajemniła.

— Po prostu uważam, że Harry powinien trochę bardziej liczyć się z innymi — kontynuowała Parvati. — Nagle wymyśliłeś sobie, żeby zorganizować dodatkowe spotkanie. Super, fajnie. Ale pozostałe osoby miały inne plany, a przecież to nie ich wina, że nie mogły przyjść, a chętnie by przyszły. Następnym razem...

— ...następnym razem po prostu nie przychodź, jeśli naprawdę to będzie tak kolidowało z twoimi planami! — fuknęła Hermiona, obrzucając Parvati nieprzyjemnym spojrzeniem.

— Parvati, nie denerwuj się tak, kiedyś jeszcze na pewno ci się uda... — szepnęła Padma siostrze.

— Czy możemy już zacząć? — zapytała Luna pogodnym, ale i stanowczym tonem. Czarodzieje nie spodziewali się takiej reakcji ze strony dziewczyny, dlatego wszyscy momentalnie ucichli.

— Świetnie — rzekł Harry, w duchu dziękując Hermionie i Lunie za ich słowa, bo nie chciał wiedzieć, jakie słowa mógłby jeszcze usłyszeć od Parvati. — To, kto wciąż nie umie patronusa? — Bracia Creeveyowie nieśmiało podnieśli ręce. — Colin i Dennis, tak? Dobra, reszta pracuje z Hermioną nad zaklęciami niewerbalnymi. Ron, pomożesz mi, prawda?

Dziesięcioro czarodziejów podzieliło się na dwie grupy i zaczęli ćwiczyć w dwóch częściach sali. Harry i Ron po raz kolejny zaprezentowali młodszym kolegom, jak poprawnie wyczarować patronusa. Gdy bracia zaczęli próbować, dołączyli do nich Neville i Cho.

— Już umiemy zaklęcia niewerbalne, więc postanowiliśmy do was dołączyć — powiedziała Cho. — Jak sobie radzą? — dodała i kiwnęła głową w stronę Colina i Dennisa.

—Tak, jak widzisz — mruknął Harry półgębkiem, a Ron parsknął śmiechem. Colin i Dennis odwrócili się do nich i rzucili im pytające spojrzenia, ale Ron machnął tylko ręką, żeby kontynuowali ćwiczenia, choć teraz zarówno jemu, jak i Harry'emu i Cho, trudno było się powstrzymać od śmiechu.

— Słuchaj, jak sobie radzą Tajfuny z Tutshill? — zagadał Ron do Cho. — Pamiętam, że rok temu przez kilka tygodni trzymali się na pierwszym miejscu, ale w końcu nie zdobyli mistrzostwa.

— Jest tak samo, jak wówczas — odpowiedziała Cho. — No, ale mam nadzieję, że w tym sezonie uda im się wygrać. A ty której drużynie kibicujesz? Armatom, prawda?

— Taak... — westchnął Ron i skrzywił się lekko. — Czasami aż sam się dziwię, dlaczego wciąż wierzę w powrót ich dawnej formy, ale nie chcę wyjść na sezonowca.

— A ty, Harry? Kibicujesz jakiejś drużynie? — spytała Cho.

— Eee... niestety nie — przyznał Harry. — Sam ledwo wiem, kto gra w lidze. Jedyne co to czasem coś przeczytam w Proroku...

— HARRY! Harry! Popatrz! — zawołał nagle Neville, wskazując w stronę Colina i Dennisa. Z ich różdżek w tym samym czasie wyskoczyły ich cielesne patronusy: u Colina była to surykatka, a u Dennisa delfin. Podbiegli do nich wszyscy czarodzieje i zaczęli im gratulować. W końcu Harry znalazł się z tyłu całej gromady. Cho podeszła do niego, po czym poczochrała go po włosach i powiedziała:

— Jesteś naprawdę świetnym nauczycielem.

A potem pocałowała go w policzek.

***
Absolutnie nie sądziłam, że ten rozdział będzie miał ponad dwa tysiące słów 😅  Przyznaję, że ciężko mi się go pisało i miałam przystać na przynajmniej 1600, ale wyszło, jak wyszło i to chyba dobrze 😉

Rozdział nie był jakoś bardzo ciekawy, ale to po to, żeby następny był dużo lepszy. Już się domyślacie, co to może być?

Do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro