Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIV

- Zamknąć? Zdrajcą? - powtórzył po nim bezmyślnie. Itan wiedział, że nie może polegać na tutejszej władzy, ale że aż tak bardzo? Białowłosy aż drżał ze złości a chłodnymi oczami mógłby zabić. Verdis cofnął się o krok. Może i był bez winy, ale w starciu z Głównym Sekretarzem miałby marne szanse przebicia. - ale ty i mój ojciec jesteście przyjaciółmi, proszę mi uwierzyć tak jak i uwierzyłbyś jemu! 

- Itanie, jedyną rzeczą która powstrzymała mnie przed nie wpuszczeniem cię tutaj to bliska znajomość twojego ojca i moja. Ulituję się nad tobą, po prostu wróć do domu. Dostałeś posiadłość i okoliczne wsie, czego więcej żądasz? Wróć tam i nie dręcz mnie. - Olbertiach 

- ale mój...

- nie wspominaj swego ojca! Nie widzę w tobie nic z niego. Nic. Tylko krew Galdora w tobie krąży. Odejdź teraz i nie wracaj albo zostaniesz strącony. - Słowa te zabrzmiały naprawdę mocno. Główny Sekretarz budził w Itanie ten sam strach i respekt co ojciec wiele lat temu. Zanim ich relacje się ociepliły i zanim Itan odkrył swoje moce. Chwila, moce! Tak dawno ich nie używał, zresztą były tu zakazane.

- w porządku. Odejdę i nie będę cię już dręczył - uśmiechnął się szeroko, oczywiście udając - wolę wrócić do spokojnego życia w moim dworku. - miał już plan.

Uśmiechnął się raz jeszcze do starszego elfa i szybko opuścił jego przybytek.
Tak chcą się bawić? Wmówić mu, że jest szalony?
Błędny wzrok Itana wędrował od stoiska do stoiska, patrzył na tych wszystkich nieświadomych ludzi. Sądzą, że żyją w tak cudownej Utopii?
Zaśmiał się cicho i wskoczył na konia.
On im udowodni. Złapie potwora i udowoni, że nie oszalał...!

***
Arkadia czuła się jak stara pani. Mąż ją opuścił na kilka dni a dzieci bawiły się w pałacu. Siedziała tu sama i nic nie przeszkadzało jej w rozmyślaniu nad swoim życiem. Nic prócz tej niesamowicie drogiej, pięknej i cholernie niewygodnej złotej sukni. Koronki gryzły ją w szyję. Wstała, odrzucając narzędzia do szycia i już miała udać się do pałacu, gdy spostrzegła przed sobą Aerka.
Gdyby nie odwaga wojowniczki i zawsze żołnierska postawa, pewnie podskoczyłaby ze strachu.
Jej syn miał tę zdolność zjawiania się gdzieś tak cicho, że nikt go nie widział.

- Aerk, co tu robisz? Jest już późno, idź spać. - westchnęła. Chłopiec tylko kiwnął głową, więc poszła w stronę domu, jednak zatrzymała się mając okropne przeczucia. Akurat zauważyła, że brama się otwiera i jej mąż wjeżdża na koniu, nie zwróciła jednak na to uwagi.

Na rękach Aerka była krew, całe dłonie miał czerwone...wtedy Arkadia przypomniała sobie, że chłopiec przecież nie wyszedł sam. Pozwoliła mu zabrać Elene na spacer do lasu.

- Aerk...- zaczęła przerażona, łapiąc syna za dłoń - gdzie jest Elene? Dlaczego masz krew na rękach? - pytała go spanikowana, coraz mocniej zaciskając rękę na jego nadgarstku. Gdy pomyślała, zorientowała się że nie widziała swojej córki odkąd ta poszła na spacer z przyszywanym bratem.

Itan zaniepokojny krzykami żony, podszedł tam jak najszybciej, widząc zakrwawione dłonie Aerka, zmartwił się że ktoś go skrzywdził.

- co się stało? - zapytał głucho, jednak nikt mu nie odpowiedział . Arkadia wpatrywała się z wytrzeszczonymi oczami w syna a on uparcie milczał - czy ktoś mi powie...- Elf przyjrzał się rękom Aerka. I wtedy zrozumiał, że nikt nie skrzywdził tego chłopca, ta krew musiała należeć do kogoś innego. Śnieg pruszył z nieba, spadając na ramiona państwa Verdis i głowę ich przybranego syna. Biały, niewinny, łatwy do roztopienia, śnieg był niczym ich mała córeczka, przynajmniej w ich oczach. I skrwawione dłonie przybranego dziecka, niszczące ten śnieg niczym żar ognia. Itan poczuł silne ukłucie w głowie, czuł jakby ktoś wbił mu dwie igły w oczy. Opadł z jękiem na kafelki, trzymając się za głowę. Wtem wspomnienie powróciło. Widział te oczy, widział tę twarz. To były oczy jego siostry... Nie mógł się pomylić, ale dlaczego dopiero teraz? Wiedział kto był ojcem dziecka jego siostry. Potwór. Więc syn takiego mężczyzny mógł być jednym. Również potworem.

- Odejdź! - wrzasnął przeraźliwie, zimno niczym lód tworzący się już na kałużach - odejdź i nigdy nie wracaj! - odepchnął od siebie chłopca, przez co ten przewrócił się i stoczył po schodach. W oczach elfa można było zobaczyć tylko jedno - szaleństwo. Energia wściekłości zaczęła się kłębić przy nim, tworząc szare obłoczki.

Arkadia była przerażona - Itan...Itan, co ty robisz?! - złapała go za ramię, jednak również została odepchnięta. Pan Verdis zawołał służbę, kazał im spakować rzeczy na podróż dla Aerka. Czyli... naprawdę zamierzał go wyrzucić?

- Nie zabiję cię, choć mam pełne prawo - powiedział do niego, trzymając go za kołnierz. Co dziwne, wyraz twarzy bladego dziecka nie zmienił się ani odrobinę, nie wydawał się w żaden sposób zdziwiony tym co się stało. - Powiedz gdzie jest Elene to oszczędzę twoje życie - Arkadia nic nie rozumiała. Itan rozmawiał z ich synem jak z dorosłą osobą.

- W lesie. Uciekła gdzieś a ja wróciłem tutaj - odparł niechętnie Aerk i skrzywił się, czując mocny ucisk ręki Itana na swoim ramieniu. Nie bał się. Nie czuł ani strachu ani smutku, nie czuł nic prócz poczucia niesprawiedliwości.

W końcu też otrzymał swój kosz z jedzeniem i ubraniami, zdziwiona służba zdążyła jeszcze opatulić go kożuchem, zanim Verdis wyrzucił go za bramę i nakazał zamknięcie jej. Szok zebranych był ogromny, ale nikt nie śmiał mu się sprzeciwić.

Żona Itana stała jak wbita w ziemię czując tylko narastającą wściekłość i zdziwienie, co to wszystko miało znaczyć. W końcu ocknęła się, podeszła do niego i wymierzyła mu policzka - Przypominasz mi teraz swojego ojca - wycedziła i szybkim krokiem oddaliła się w stronę bramy. Kłóciła się chwilę ze strażnikami aby ją wypuścili a kiedy odmawiali jej, po prostu ich pokonała paroma ruchami i wyszła.

Rudy elf oddychał spokojnie a jego oddech zamieniał się w mroźny dymek. Czuł pieczenie policzka i ból w sercu. Zaiste, jego żona miała rację. Wyglądał i zachowywał się teraz jak jego ojciec, gdy wpadał w szał, gdy krzyczał, gdy rozkazywał i gdy się nad nim znęcał. I Verdis teraz pierwszy raz w życiu zrozumiał chyba powód dla którego Pan Ciemnego Boru taki się stał. Strach i chęć ochrony najbliższych, ogrom destrukcyjnych emocji.

Nie miał teraz czasu na rozmyślanie, wziął latarnię i psa, po czym ruszył szukać swojej córki.



*************


***** ***

Witam w nowym rozdziale, który w przeciwieństwie do poprzednich jest nieco bardziej dopieszczony. Tak, wracam do częstszych publikacji, przynajmniej taką mam nadzieję. Odblokowałam w sobie wenę na to i jeśli będzie choć jedna osoba chętna to będę to pisać. Przeszliśmy przez najtrudniejszy moment, czeka nas ostatni rozdział pre-akcji i już niedługo zacznie się właściwa a wtedy obiecuję, że rozdziały będą częściej. Piszcie czy wam się podoba i co i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro