X
Piękny ranek zaczął się, gdy Itan wychodził z dworku. Zielona trawa i radosne ćwierkanie ptaków napawały elfa optymizmem co do nadchodzącego dnia.
Co prawda było jeszcze wcześnie, ale wszyscy byli już na nogach. Jak zawsze zresztą, gdy Verdis wyjeżdżał do miasta.
Stolica położona malowniczo nad morzem była ostoją wszelkich bogaczy i byłych władców Śródziemia.
Dziwnym trafem Greenpeace było mocno oddalone od stolicy, ale kto by się nad tym zastanawiał.
Zwłaszcza, że Itan szczerze gardził Srebnowłosą Arystokracją.
Republika Elfów, tak to nazwali. W centrum miasta, do którego wstęp mieli tylko elfowie. Ludzie i inne dziwaki mieszkali na uboczach miasta, oddzielonych rowem z nieczystościami.
Muru nie było bo i po co?
W tej krainie nie istnieje coś takiego jak zło.
Podobno.
Niegdyś stojąc na tarasie o poranku czuł tylko spokój.
Teraz nie.
Spokój był ostatnim co czuł. Czując świeży powiew chłodnego powietrza, obserwował las i wioskę z góry na której był jego pałacyk.
Cztery góry, cztery pałace, cztery wioski.
Bezpieczna okolica...prawda?
Potarł nos, myśląc o tym jak bardzo chętnie zapaliłby teraz fajkę od Gandalfa...
Myśląc o ogniu zauważył coś pośród drzew. Dym.
To niemożliwe, żeby z Ignis Terrae ogień przeniósł się aż tutaj.
Do jego lasu.
Itan oparł się o balustradę, mrużąc oczy. Czuł zimno, bo był w samym szlafroku, ale nie obchodziło go to.
Nagle podskoczył zdziwiony.
Z lasu wychodził Aerk.
***
- Wracaj szybko, tatusiu! - przemówił...Itan, trzymając Elene na rękach. Udawał, że ona to mówi. - Bardzo Cię kocham, tatusiu! - piszczał dalej. - Bardziej niż mamusię... - ukradkiem zerknął na elfkę, która pakowała jego torbę.
Truskawkowo różowa suknia leżała na niej idealnie, podkreślając jej naturalne kształty.
Srebrny naszyjnik również pasował do całości, zwłaszcza że w czarnego, grubego warkocza Heidi wplotła jej srebrne zdobienia w kształcie motyla.
Ideał.
Anioł.
- Chcesz się przekonać? Zobaczymy czy za tobą pobiegnie jak cię wyrzucę w przepaść. - zagroziła, nie odrywając wzroku od wykonywanej pracy.
Diabeł.
- Nie bij mnie... - jęknął Itan, mimo że ta nawet go nie dotknęła.
Odłożył śmiejącą się córeczkę na podłogę.
Elene rosła jak na drożdżach, będąc pociechą całego dworku.
Nawet Aerk obdarzył ją namiastką uczucia.
A najbardziej chyba nie lubił Itana.
Nie słuchał się go, zwyczajnie go ignorował i nawet nie starał się tego ukryć.
Bał się tylko Arkadii (i nic dziwnego, Itan też się jej bał).
Żona Verdisa podała mu torbę z bochenkiem chleba i jabłkiem w środku. Włożyła też kilka monet i innych, potrzebnych rzeczy.
- Wracaj do nas szybko. - pocałowała go w policzek z niespotykaną u niej czułością.
Jedyne trzy istoty, któreś obdarzyła prawdziwą miłością nie mogły narzekać na jej niedobór.
- Wrócę. I przyniosę prezenty, gdy już zarobię.
Lekarz, naukowiec miał spore dochody.
Bieda im stanowczo do drzwi nie stukała.
- Wio! - delikatnie uderzył konia stopami po bokach, aby ten ruszył.
Jadąc wciąż do przodu próbował udawać, że wcale nie czuje tego palącego spojrzenia Aerka w swoich plecach.
Witajcie.
Myślałam, że wyjazd do Albanii da mi wenę do Itana.
Zawsze takie wyjazdy dają, pierwsza część została napisana w Chorwacji.
Ale zamiast tego wpadł mi pomysł ma zupełnie inną historię a to naskorbałam pomiędzy.
Ja mam naprawdę ekstra pomysły co dalej, że sama jesteś nimi zachwycona (skromność) ale nie mogę napisać pomiędzy. Jak dojdzie do akcji to będzie dobrze, narazie malutko.
Jak się podobało?
Jesteście tu jeszcze?
Ktokolwiek to czyta?
Nie? Ok.
Rozdział dedykowany dla JulcixM
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro