VI
Ej
Zbierze mi ktoś czytelników?
Fajnie, dzk.
Na obiad u państwa Verdis zawsze było coś pysznego.
Tym razem jednak kucharz przeszedł samego siebie.
Niezliczona ilość sałatek, pyszne pieczone ziemniaki i ryby, zupa grzybowa a nawet królik dla gości jedzących mięso.
No i wino.
A jakże.
Thranduil upijał się na wesoło, coraz mocniej opierając się o Gandalfa. Śmiechom nie było końca, dzieci poszły spać. Pośród pysznych smaków łechcącyh język i gardło oraz pijackich okrzyków można było wychwycić miłosne bełkoty i wyznania miłości.
Lindir położył głowę na Ferenie i szepnął, czkając:
- Esteśmy so-obie szesnaszeni... usisz byś moim... kchankiem...
Wszystko pięknie, do czasu gdy Thranduil osunął się po ścianie. Wszyscy myśleli, że zbyt się upił, ale... nagle zaczął się trząść.
Zdziwieni biesiadownicy zachowali trzeźwość umysłu (mimo że trzeźwi nie byli) a Feren jako lekarz zajął się nim.
Nastroje się zepsuły a śmiechy ucichły...
***
Jak długo może trwać złudny spokój?
Gdy wspaniałe mury niby idealnego pałacu runą... co zrobisz?
Thranduil został wyprowadzony na zewnątrz.
Heidi mówiła coś o świeżym powietrzu.
Gdy wszyscy goście kręcili się wokół króla Mrocznej Puszczy, Itan odszedł kilka kroków.
O tej późnej porze trawa wcale nie była radosna.
Była szara i zdradliwa, napawała tylko poczuciem braku bezpieczeństwa.
Czy gdyby nie było słońca, nie byłoby kolorów? Może tak lubiane przez nas barwy to tylko jedna, wielka ściema?
Las za dnia był miłym, spokojnym miejscem.
W nocy Itan się go bał.
Wcale nie czuł się bezpieczny w tym Czworomieście.
Cztery wzgórza, na nich pałace. A na dole?
Niemożliwe, żeby było pusto.
Ale to nie las przyciągnął uwagę Itana. Elf spojrzał nieco wyżej, na górę.
Pałac Kaoha właśnie zajął się ogniem.
Gospodarz Viridis Est poderwał się na równe nogi, ale nie był w stanie nic wykrztusić.
Żona Naoha jednak zauważyła to samo i wydała z siebie dziki okrzyk przerażenia.
Wszystkie głowy zwróciły się w tamtym kierunku.
Stąd mogli wyraźnie obserwować...jak pali się dach, a potem cały dom...jak runie dzwonnica.
Dzieci zaczęły płakać, a kobiety schowały się za swoich mężczyzn.
Naoh chciał już tam jechać, biec najlepiej.
Legolas i Itan go powstrzymali - nie miało to najmniejszego sensu.
***
Była druga w nocy, gdy Itan wreszcie zdołał znaleźć dla każdego łóżko, uspokoić w miarę gości i kazać posłańcowi jechać i sprawdzić co się tam stało.
Chciał jeszcze odwiedzić ojca i pójść spać, bo jutro z samego rana mężczyźni i Arkadia zamierzali jechać do Ignis.
- Kochanie...
- Nawet nie strzęp mordy, bo ja wiedziałam że tak będzie. - urwała czarnowłosa.
- Ty?! Niby...
Uderzenie poduszką rzeczywiście go utkało.
- Mamo...?
Cieniutki głosik i pukanie w drzwi.
Zmęczeni gospodarze, ale i rodzice.
Arkadia od razu wzięła Aerka w ramiona. - Co, kochany?
Chłopiec zaczął mówić o swoim strachu, ufnie wtulając się w ciemne włosy przyszywanej matki.
Ale gdy elfka go pocieszała...
Itan miał wrażenie, że Aerk posłał mu wrogie spojrzenie.
Sory, że tak bardzo krótko ale mam tak że jak wracam do pisania to nie lubię mieć zaczętego rozdziału i wolę opublikować i zacząć nowy.
Chwytajcie to i nie marudźcie.
Edit:
Druga połowa rozdziału była wcześniej następnym, ale stwierdziłam, że lepiej je połączyć i napisać coś porządnego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro