|1|
Czarno-włosy nastolatek, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak cała reszta. Jego życie wydawało się takie jak wszystkich... Wspaniała rodzina, przyjaciele, znajomi...
Dlaczego najczęściej oceniamy ludzi po wyglądzie mimo, że ich nawet nie znamy... A jednak przez ich "nieciekawy" wygląd nawet nie chcemy ich poznawać...
Wiesz dlaczego? Bo tak jest prościej...
Każdy człowiek woli iść na skróty, niż iść na około. Taka prawda.
Chłopak siedział waśnie na niskim murku przed bardzo znanął ludziom firmą. Wiele osób mijało czarno-włosego chłopaka, w głowie mając jak idealnie może wyglądać jego życie.
A Dante Capela, bo tak właśnie miał na imię czarno-włosy nawet nie zwracał na nich uwagi. Jego jasnoniebieskie oczy były wpatrzone w ekran telefonu, na którym nie było nic ciekawego. Ale jednak patrzył, aby czas minął szybciej...
---Przepraszam chłopcze-- usłyszał obok siebie, na co podniósł wzrok nad ekran telefonu.
Przed nim stała starsza kobieta, ubrana w ubrania modne może jakieś 50-lat temu. Uśmiechała się miło.
---Tak proszę pani?-- zapytał chowając telefon do kieszeni czarnej bluzy.
---Czy powiesz mi która jest godzina?-- zapytała z miłym uśmiechem.
---15:37-- odpowiedział z pamięci, gdyż patrzył na zegarek przed poprzednie dziesięć minut.
---Oh... Dziękuję ci bardzo, a mogę o coś jeszcze zapytać?-- odezwała się po chwili namysłu.
---Oczywiście-- odpowiedział Dante nie widząc w tym problemu.
---Jak ci na imię?-- zapytała kobieta.
---Dante... Dante Capela.-- powiedział zdziwiony pytaniem starszej kobiety, ale postanowił odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
Kobieta uśmiechnęła się jeszcze bardziej, po czym odezwała się...
---Uważaj na sobie Dante...Uważaj-- to były słowa kobiety, zanim odeszła w nieznanym kierunku zostawiając zdziwionego chłopaka... Który nie widział co miała na myśli mówiąc to...
Czarno-włosy stał tam tak puki z budynku za nim nie wyszedł wysoki mężczyzna z ciemno brązowymi włosami, którym niewiele brakowało aby być tak czarne jak te nastolatka.
Mężczyzna ubrany w garnitur z krawatem podszedł do chłopaka od tyłu i położył mu na ramieniu rękę, na co czarno-włosy trochę się wystraszył i spojrzał za siebie.
Mężczyzna zlustrował go wzrokiem, po czym się odezwał...
---Co ci kiedyś mówiłem? Nie okazuj żadnego strachu-- warknął cicho i popchnął lekko syna w stronę parkingu, gdzie stał samochód.
Nastolatek spuścił lekko głowę i zaczął iść w kierunku samochodu.
On już wiedział, że w domu czeka go kolejny wykład jaki to on musi być, a jaki to jest beznadziejny.
Ciemno-włosy mężczyzna szedł zaraz za synem z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy.
Wyjął z kieszeni kluczyki od samochodu i kliknął jeden przycisk, na co świtała pojazdu się zaświeciły, aby po chwili zgasnąć...
Czarno-włosy otworzył tylnie drzwi i rzucił tam plecak, po czym je zamknął i usiadł z przodu na miejscu pasażera. Ciemno-oki mężczyzna usiadł po chwili na miejscu kierowcy i odpalił silnik wyjeżdżając z parkingu.
Jego ojciec był dość specyficzny jeśli można to tak określić...
Pracował w znanej firmie, na świetnym stanowisku... Jednak to w jaki sposób chciał wychować syna nie było takie kolorowe.
Miał zdanie, że Dante nie powinien okazywać strachu, smutku i różnych innych cech, które on uważał za wady. Czarno-włosy miał jeszcze młodszą siostrę, ale ją te zasady nie dotyczyły...
Ciemno-włosy zaparkował samochód na podjeździe jednego z naprawdę ładnie wyglądających domków.
Wysiadł i nie czekając na syna wszedł do domu. Dante zabrał kluczyki od samochodu z stacyjki i również wysiadł. Zabrał plecak i zamknął samochód na klucz.
Od razu podbiegł do niego biały owczarek szwajcarski, którego pogłaskał, po czym odszedł w stronę drzwi.
Wszedł do domu i od razu odłożył kluczyki na komodę obok wejścia.
Zdjął buty i szybko wbiegł po schodach na górę, gdzie zostawił plecak w swoim pokoju.
Zszedł ponowienie na dół i skierował się do kuchnio-jadalnio-salonu...
Największe pomieszczenie w domu, urządzone bardzo ładnie i przytulnie.
W części salonu na miękkim szarym dywanie bawiła się jego siostra, która na widok brata wstała i podbiegła do niego uśmiechnięta.
---Cześć!-- krzyknęła radośnie i się do niego przytuliła.
---Hej Madeline-- uśmiechał się lekko i również przytulił siostrę.
Dziewczynka odbiegła od starszego brata i znów usiadła na dywaniku przy telewizorze.
---Cześć synku!-- usłyszał miły ton głosu swojej matki.
---Cześć mamo-- odezwał się patrząc na kobietę, które nakładała obiad na talerze...
---Zapraszam wszystkich do stołu!-- powiedziała głośniej, aby każdy usłyszał jej słowa.
No tak... Wspólny posiłek to było coś codziennego w tym domu. Dante osobiście nienawidziła tego czasu.
Dlaczego?
Zawsze podczas tego posiłku jego ojciec marudził jaki to czarno-włosy jest beznadziejny... Lub po prostu tworzyła się kolejna kłótnia.
Gdy wszyscy zasiedli do stołu, zaczęła się codzienna rozmowa...
---Jak w szkole?-- zapytała miło czarno-włosa kobieta patrząc na syna.
---Zwyczajnie...-- powiedział nie patrząc na matkę, na co kobieta zmarszczyła lekko brwi.
---Zwyczajnie? To znaczy?-- dopytała obserwując chłopaka, który grzebał widelcem w jedzeniu.
---No... Zwyczajnie, tak jak zawsze-- odezwał się nadal nie patrząc na kobietę.
---Czy coś się stało o czym powinnam wiedzieć?-- zapytała wprost.
---Nie, chyba nie...-- odpowiedział chłopak niechętnie biorąc jedzenie do buzi.
Czarno-włosy poczuł wzrok swojego ojca na sobie, co go trochę zestresowało. Bał się, że wybuchnie zaraz jakaś awantura...
---Chyba nie? Masz coś do ukrycia?-- zapytał ojciec patrząc na syna.
---Nie... N-nie mam nic do ukrycia...-- odezwał się ciszej czarno-włosy.
---A jak tobie Maddie minął czas w szkole?-- odwróciła temat matka, zapewne czując do czego to zmierza.
---Było super! Razem z Roxie i Dianą byłyśmy w jednej grupie! I dostałam szóstkę za naszą wspólną pracę!-- opowiadała radośnie dziewczynka.
---Gratulacje! Widzę, że rośnie nam zdolna dziewczyna-- powiedział z uśmiechem ojciec.
---A jak u ciebie z ocenami Dante?
Czarno-włosy automatycznie spiął się na te słowa... Jego oceny nie były tymi jakie chcieli widzieć jego rodzice...
---Um... Dzisiaj dostałem trójkę za ten sprawdzian z matematyki...-- odezwał się niepewnie nadal nie patrząc na nikogo przy stole.
---Chyba się przesłyszałem... Trójkę?-- zapytał jego ojciec.
---T-tak...-- odpowiedział niepewnie.
---Przecież to nic złego-- odezwała się matka chłopaka.
---Nic złego?! Jak z takimi oceanami ma on zapewnić sobie dobrą przyszłość?! Od razu wiedziałem, że to zwykły debil! Mało takich idiotów na świecie jak on!-- krzyknął mężczyzna, na co Dante zmrużył oczy.
---Spokojnie skarbie... Przecież może to poprawiać...-- mówiła matka, próbując uspokoić swojego męża.
---TEN DEBIL?! ON NIC NIE POTRAFI! Z NICZYM SOBIE NIE RADZI! TO JEST ZWYKŁY ŚMIEĆ!-- krzyknąła zdenerwowany mężczyzna.
Te słowa czarno-włosego zabolały i to nawet bardzo...
Po chwili matka uspokoiła swojego męża i znów siedzieli przy stole tym razem była chwila ciszy.
---Ja... J-ja już dziękuję...-- odezwał się Dante wstając od stołu.
---Skarbie, ale nic nie zjadłeś...-- powiedziała zmartwiona matka widząc pełny talerz jedzenia.
---Ja... Nie jestem głodny-- powiedział chłopak wychodząc z pomieszczenia.
---Nie wdzięczny pasożyt...-- mruknął cicho jego ojciec, co on usłyszał.
Chłopak bez słowa wyszedł z domu.
--------------------------------
--------------------------------
Oho! Witam!
Tym razem książka o Capeli!!!
Wiele informacji zmieniłam, ale to raczej normalne XD
Mam nadzieję, że się spodoba!
I do następnego rozdziału!!!
Pozdrawiam i kc <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro