Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V

Rey

   Błąkała się osamotniona po wybrzeżach wielkiego pustkowia, na którym rozbił się jej statek. Przeklinała głośno los, a drobinki piasku wpadały jej pod ubranie
- pchane zimnym wiatrem. Uczucie to rozdeażniało ją jeszcze bardziej. Zapadał wieczór, a ona zdawała sobię sprawę jaka temperatura panuje w nocy - lodowata. Ostatnio kiedy widziała Rena minęły trzy dni, ale teraz chciałaby aby jej pomógł się stąd wytaraskać. Sama nie da rady.
Podparła się rękoma o biodra usiłując użyć mocy, lecz na próżno. Zero szans na połączenie telepatycznie z Kylo. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale nie czuła się najlepiej. Przed oczami pojawiały jej się liczne mroczki, a do tego chciała pić. Oddałaby mały palec za butelkę wody. Nerwowo strzepała piach z  przedramion kierując się w stronę zachodzącego słońca. Krwistej gwiazdy, która do złudzenia przypominała tą na Jakku. Na jej miejsce przybyły księżyce. Tutaj na Tatoine obok czerwonej kuli, towarzyszyła druga - blada, pozbawiona jednolitej barwy i z pewnością górująca nad koleżanką. Tak Rey porównała siebie z ciemną stroną mocy, gdzie to mroczny rycerz splamiony krwią niewinnych cały czas chciał równać się ze wspaniałą potęgą.

- Nigdy tak nie będzie. - szepnęła sama do siebie, jakby miało jej to pomóc w przeżyciu na pustyni.

Co prawda wychowała się na górze piachu, ale tam miała jedzenie... wodę... jako taki dom, a raczej ruinę... oraz wspomnienia. Bolesne, ale tajemnicze.

- Myśl Rey. - ponaglała się, kiedy pierwszy księżyc wzbił się o kolejne milimetry.

Nagle usłyszała gwizdy.
Gwałtownie rozglądneła się po wybrzeżach, lecz nie dostrzegła niczego oprócz małej dziewczynki. Szybko skierowała oczy w jej stronę,a mała podbiegła do niej.

- Jestem Lane. - wręcz przytuliła Rey.

Brunetka wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Jak ta mała istota mogła przetrwać tutaj sama?

- Lane! - ostry glos należał do obliźnionej staruszki.

Miała umięśnione ramiona, ale była mizernych rozmiarów. Lane pomachała mi.

- Zaraz... - zwróciłam się do osiwiałej opiekunki - Czy w pobliży znajduje się osada?

Staruszka zwęziła oczy w szparki, po czym nerwowo z przerażeniem  zasłoniła dziewczynkę.

- Jesteś z Najwyższego Porządku! - prawie ochrypła wykrzykując je bardzo głośno.

- Nie... - strapiona Rey uniosła ręce w poddańczym ruchu - Z Ruchu Oporu.

Na te słowa obie przestały się kulić, a oczy staruszki błysnęły przyjacielsko.

- Nic tu po tobie. - odwróciła się.

A może ten błysk był tylko wyobrażeniem brunetki?

Młoda Jedi starała się odczytać jej myśli, lecz ta postawiła ogromny mur. Niezdołała dojść choćby do najsłabszego wspomnienia. Nawet drobnej myśli...

- Pomóż mi. - poprosiła Rey.

- Babciu. - blagała Lane.

Babcia Lane wzięła ją za rękę,po czym warknęła w stronę Rey:

- Ruszaj się żwawo, bo nie mam całej nocy. Musimy wędrować całą godzinę, dlatego zero marudzenia.

Jedi przytaknęła, a Lane skupiła spojrzenie na dłoni babci. To także zwróciło uwagę Rey. Dłonie pustelniczki powinny być szorstkie i popękane, a nie nabalsamowane czy gładkie, bez skazy.

- Długo tu mieszkasz?

- Nie liczę czasu. - prychła staruszka.

- A jednak nie jesteś stąd...

- Nie wiem skąd jestem...

- Wiesz.

- Przybyłam tu niecały rok temu, po tym jak wysadzono Republikę... mój dom przepadł a wraz z nim moja córeczka.... moja Misel... to wszystko było starszne... Lana
jest pozostałością dawnej mnie. Jest jedynym dzieckiem Misel, a więc zasługuje na bezpieczeństwo.

Rey nie mogła wydusić już więcej ani jednego słowa. Tak bardzo współczuła staruszce oraz Lane. To dlatego o mało nie zemdlały na myśl, że mogłaby być z Najwyższego Porządku. Pojedyncza łza pociekła po delikatnym policzku dziewczyny, która uświadomila sobię straszliwą prawdę. Jeśli nie powstrzyma Rena - zniszczy wszystkich i wszystko.

- Daję słowo, że Najwyższy Porządek zapłaci za całe zło. - powiedziała pewnym siebie głosem, ale jej towarzyszki nie zwróciły na to zbytniej uwagi. Lane jedynie przetarła małą rączką zmęczone oczy, a jej opiekunka zdawała się być nie obecna. Rey z calych sił spróbowała ponownie skontaktować się z Kylo.

KYLO REN

   - Potwór.

Wiedział, że to Rey.

- Nie badź głupia, obudź się!
To Skywalker jest nędarzem
i próżniakiem! Nie ja. Ja jestem najsilniejszą osobą w galaktyce.

- Nie masz na to dowodów.

- Chcesz dowodów? Chcesz argumentów? Bellame.

- Wyczułam zakłócenia mocy, co z nią?

- Oszczędziłem jej życia, ale do czasu. Masz dwa dni na powrót.

Kylo zerwał telepatyczne połączenie, a jego ręce zaczęły drżeć. Zdjął czarne skórzane rękawiczki i energicznie uderzył o ścianę. Jak ma żyć z Rey, skoro ona nie chce niczego zrozumieć? To wszystko mialo się skończyć już wtedy, gdy zabił Snoke'a. Niestety dziewczyna nadal przejawiała nadzieję... jasna strona mocy zawsze będzie słaba i on przekieruję ja na tą silniejszą.

Czytałeś = głosujesz, zostawiasz opinię lub obserwujesz mój profil.

🌟🌟🌟

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro