Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.9

Otworzyłam oczy. Dalej znajdowałam się w namiocie Bellamyego. Leżałam na jego posłaniu. Odruchowo podniosłam się do pozycji siedzącej. Przez chwilę miałam zawroty głowy. Gdy dotarło do mnie, co się wydarzyło...

- Blake! - Krzyknęłam ile sił w glosie.

Wyskoczyłam z namiotu jak poparzona. Zdenerwowana rozejrzałam się po obozie. Dostrzegłam Clarke i Finna, jak rozmawiali ze sobą przy kapsule. Czym prędzej podbiegłam do nich.

- Wszystko w porządku? - Zapytał Finn.

- Nie! Bellamy opuścił obóz, potrzebuję waszej pomocy. - Ledwo potrafiłam złapać oddech.

- Niby w czym? - Odezwała się zdezorientowana Clarke.

Byłam wściekła na Bellamyego, ale nie chciałam wyjawiać im jego tajemnicy.

- Zarządził, że rano sprawdzimy, co stało się z tą kapsułą, która spadła z nieba, ale wymknął się z obozu... nie sądzicie, że to podejrzane?

Clarke zmrużyła oczy. Zauważyłam, że od samego początku ona i Blake, jakoś specjalnie za sobą nie przepadali.

- Kazał tu wszystkim zostać... Cokolwiek jest w tej kapsule, on tego chce! Musimy tam dotrzeć przed nim. - Podsumowała blondynka.

- Od jak dawna go nie ma? - Zwrócił się do mnie Finn.

- Nie mam pojęcia.

Clarke szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia z obozu. Ja i Finn próbowaliśmy dotrzymać jej kroku.

- Powinnam domyślić się wcześniej... chodzi mu o radio. - Dziewczyna wykrzyczała w naszą stronę.

- Od samego początku, zależy mu na tym, by Arka nie mogła się z nami skontaktować. - Dodała po chwili.

Poczułam ogromne ukłucie w żołądku.

- Nawaliłam. - Wyszeptałam.

Clarke spojrzała na mnie pytająco. Przez chwilę wahałam się, czy, aby nie powiedzieć im prawdy. W końcu jednak postanowiłam milczeć.

- Co masz na myśli? - Spytał Finn.

- No nie wiem... mogłam wcześniej zauważyć, że coś jest z nim nie tak.

- Nie obwiniaj się. Nie masz o co. - Odparł chłopak.


Robiło się już jasno. Zauważyłam, że między Clarke, a Finnem coś jest. Co chwilę spoglądali na siebie zalotnie, a Clarke dosłownie promieniała, kiedy chłopak się do niej odzywał. Ja natomiast wlekłam się za nimi z tyłu. Uważnie rozglądałam się dookoła. Nie wiem, czy szukałam Bellamyego, czy może... Johna. Korzystając z tego, że moi towarzysze byli zainteresowani wyłącznie sobą, mogłam w spokoju przeanalizować to, co powiedział mi Blake. Czy powinnam go w ogóle oceniać? Nikt z nas nie jest święty. Czasami sama pragnęłam śmierci Jahy... Jednak nie wiem, czy byłabym zdolna do czegoś takiego...
W końcu dotarliśmy do rozbitej kapsuły. Upewniliśmy się, czy w pobliżu jest bezpiecznie. W końcu zignorowałam polecenia Clarke i postanowiłam otworzyć kapsułę. Szybko dostrzegłam, że ktoś jest w niej uwięziony. Delikatnie musnęłam palcami kombinezon, który miał na sobie pilot kapsuły. Ktokolwiek to był... jeszcze żył. Ostrożnie zdjęłam z pilota hełm.

- O mój Boże! - Moim oczom ukazała się dziewczyna. Z jej czoła sączyła się krew.

- Ciebie też miło widzieć. - Westchnęła dziewczyna, trzymając się z głowę.

- Udało mi się? - Zapytała po chwili.

Uśmiechnęłam się do niej i pokiwałam twierdząco głową. Pomogłam jej wyjść z kapsuły. Dziewczyna była w lekkim szoku. Ostrożnie postawiła stopy na ziemi. Z trudem utrzymywała równowagę. Pomogłam jej nieco oddalić się od kapsuły.

- Śniłam o tym. - Westchnęła.

Po krótkiej chwili pojawiła się przy nas Clarke i Finn. Kiedy dziewczyna, która się na mnie wspierała, spojrzała na Finna, od razu ruszyła w jego stronę.

- Raven. - Wyszeptał zaskoczony Finn.

Dobrze znać jej imię... Raven wtuliła się w chłopaka. Na twarzy Clarke pojawił się głęboki smutek. Finn namiętnie pocałował dziewczynę w swych ramionach. Griffn natomiast odwróciła od nich wzrok.
Chłopak odwzajemnił uścisk i ukrył twarz we włosach dziewczyny. Clarke podeszła do mnie. Jej mina wskazywała tylko jedno. Smutek. Było mi jej trochę szkoda. Raven pocałowała Finna, a Clarke odwróciła od nich wzrok.

- Jak się tu dostałaś? - Zapytałam, przerywając tym samym wzniosłą chwilę.

- Na Arce znajdowało się złomowisko na poziomie K.

- Zbudowałaś to ze złomu? - Zapytał Finn.

- Przebudowałam.

- Łał.

Byłam pod wrażeniem. Clarke przewróciła oczami. Raven słabiej się poczuła i musiała na chwilę usiąść. Finn podszedł do Clarke i wyciągnął z jej plecaka kawałek materiału. Wydawało mi się, że wzrokiem przepraszał blondynkę.

- Musi uciskać ranę. - Wyszeptała, ledwo słyszalnie Clarke.

- Clarke... to ty? - Zapytała Raven.

Wszyscy spojrzeliśmy pytająco na dziewczynę siedzącą na kamieniu.

- To wszystko dzięki twojej mamie. To był jej plan. Próbowałyśmy tu razem przylecieć. Nie mogłyśmy czekać, ponieważ Rada głosowała nad zabiciem ponad 300 osób. - Kontynuowała Raven.

- Kiedy? - Zapytałam.

- Dzisiaj. Musimy im powiedzieć, że żyjecie!

Raven podniosła się na równe nogi i podbiegła do kapsuły. Czegoś w niej nerwowo szukała.

- Radio... nie ma go!

- Bellamy. - Wyszeptałam.

- Musimy go znaleźć! - Krzyknęła Clarke.

Wszyscy rzuciliśmy się w głąb lasu.

To ja dostrzegłam Bellamyego między drzewami. Ruszyłam biegiem w jego stronę. Szarpnęłam go za rękę, a obok mnie szybko znaleźli się pozostali. Blake był zaskoczony naszą obecnością.

- Gdzie to jest? - Wysyczałam przez zęby.

- Cześć księżniczko, spacerujesz po lesie?

Bellamy robił z siebie idiotę. Patrzył się na mnie tak, jakby nasza rozmowa w namiocie nigdy się nie odbyła.

Zacisnęłam mocno zęby. Clarke omal nie przywaliła Bellamyemu w twarz.

- Dla twojej wiadomości... Arka szykuje się, by dziś zabić 300 niewinnych osób, by zaoszczędzić tlen. - Krzyknęła.

- Skończ zgrywać dupka i powiedz, gdzie jest radio! - Spojrzałam na Bellamyego błagalnym wzrokiem.

Tu chodzi o życie niewinnych ludzi. Finn nie wytrzymał i zaczął przepychać się z Bellamym.

- Bellamy Blake... wszędzie cię szukają. - Odezwała się Raven.

- Dlaczego go szukają? - Zapytała z ciekawością Clarke.

- Postrzelił Jahę. - Wytłumaczyłam.

Skoro Bellamy nie chciał współpracować, postanowiłam wyjawić jego tajemnicę. Życie tych 300 osób jest teraz najważniejsze. Blake zmierzył mnie wzrokiem. W jego oczach widziałam ból.

- Dbasz tylko o siebie. - Finn zwrócił się do Bellamyego.

- Dlatego chciałeś, żeby Arka myślała, że jesteśmy martwi... - Dokończyła Clarke.

- Gdzie jest te cholerne radio. - Zapytałam jeszcze raz Bellamyego.

- Nie wiem...

- Wiesz!

Z całej siły pchnęłam Bleka. Chłopak spiął mięśnie.

- Jaha zasłużył na śmierć.

- On żyje. - Odezwała się Raven.

- Co?

- Dobrze słyszałeś.

- To oznacza, że nie jesteś mordercą. - Odezwałam się nieco łagodniejszym tonem.

Chłopak zawiesił swój wzrok na mnie.

- Robisz wszystko by chronić swoją siostrę. Teraz masz szansę uratować 300 osób. Gdzie jest radio?

Bellamy spuścił głowę.

- Już jest za późno.

Posłałam mu pytające spojrzenie.

- Wrzuciłem je do rzeki.

- Musimy je znaleźć! Gdzie jest ta rzeka? - Krzyknęła Raven.

- Zaprowadzę was.

Wróciliśmy do obozu i zwerbowaliśmy dodatkowych parę osób do poszukiwań. Czas mi się niemiłosiernie dłużył. Błądziłam rękami w wodzie z nadzieją, że uda mi się znaleźć radio. Bellamy siedział na brzegu, co mnie ogromnie wkurzyło. Podeszłam do niego i ochlapałam go wodą.

- Co ty...

- Spieprzyłeś sprawę, więc teraz rusz dupę i szukaj!

- Dlaczego im wygadałaś?

- Pamiętasz naszą rozmowę o zaufaniu? Otóż ja ci nie ufam.

- Dlaczego?

- Ponieważ nie dajesz mi do tego powodu.

- Mścisz się za brata.

- Nie jestem mściwa. Po prostu ktoś musi Ci przemówić do rozsądku.

- Myślisz, że akurat ty dasz radę.

- Być może...

- Nie cofnę czasu.

- Ja też.

Ktoś w końcu znalazł radio. Raven od razu wzięła je w swoje ręce. Nie jestem ekspertem, ale urządzenie chyba nie nadawało się do użytku.

- Możesz to naprawić? - Zapytała Clarke.

- Może. Ale pół dnia zajmie mi osuszenie tego, by dowiedzieć się, co jest zniszczone. Clarke rzuciła się na Bellamyego z pięściami.

- Wiesz, co zrobiłeś? Obchodzi cię to w ogóle? Dzisiaj zginie przez ciebie 300 osób!

- Nie ma innego sposobu, by skontaktować się z Arką. - Zapytałam.

Clarke spojrzała na mnie jak na idiotkę.

- Czy ty próbujesz go bronić?

- Nie!

- Czekajcie! - Zawołała Raven.

- Ona ma racje. Nie musimy rozmawiać z Arką. Musimy im dać znać, że żyjemy.

- Ale jak chcesz to zrobić bez radia? - Zapytała wściekła Clarke.

- Mam pewien pomysł. Wracamy do obozu!

Musieliśmy wrócić do kapsuły, w której przyleciała Raven. Znajdowały się w niej potrzebne rzeczy, dzięki którym mogliśmy wystrzelić flary, tym samym dając znak Arce, że żyjemy. Raven wydawała wszystkim polecenia. Nawet Bellamy wziął się mocno do roboty.

- Jeżeli chcemy ich uratować, musimy wystrzelić flary jak najszybciej. Finn zanieś panel kontrolny do obozu. Ty! Wyciągnij te obwody w jednym kawałku, bo inaczej nie będą działać. - Głos dziewczyny był niezwykle stanowczy.

Gdy dotarliśmy do obozu, było już ciemno. Wszyscy postawieni byli na równe nogi. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by jak najszybciej wykonać powierzone mi zadanie przez Raven. Gdy skończyłam, rozejrzałam się po obozie. To było niesamowite, jak w momencie ludzie zjednoczyli się ze sobą, by uratować te 300 osób. Bellamy wraz z kolegami postawiali drewnianą konstrukcję, z której wystrzelone miały zostać flary. Modliłam się o to, byśmy zdążyli. Po dwudziestu minutach wszystko było już niemal gotowe. Ustawiliśmy się w bezpiecznej odległości. Oczywiście byłam w pierwszym rzędzie, a obok mnie stanął Blake. Na rozkaz Raven zostały wystrzelone flary. Czerwone ogniki powędrowały w górę, a za nimi nasze spojrzenia. Bellamy chwycił mnie za rękę. Powinnam ją odrzucić, lecz zamiast tego, ścisnęłam ją mocno. Mimo tego, co wydarzyło się ostatnio... obydwoje potrzebujemy wsparcia.

- Miejmy nadzieję, że to zadziała. - Odezwałam się.

- Miejmy nadzieję... - Powtórzył chlopak.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro