Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~9~

***
I będąc tak blisko niego,
Będąc jego osłoną i wsparciem,
Gdy każda chwila zamieniała się w wyjątkowe wspomnienie,
Gdy pojedyncza sekunda miała niezwykłe znaczenie,
Staję się bardziej bezradny,
Niż gdy nie znaliśmy swojego dotyku,
Nasze głosy były obcymi brzmieniami,
Twarze martwymi maskami,
Gdy nasze osoby były sobie nieznane,
Jestem prawie tak bezużyteczny jak wtedy,
Gdy nie istnieliśmy dla siebie.
***
   Nadszedł kwiecień. Minęło sporo czasu od ostatniego wspólnego wyjazdu, po którym Yoongi stracił przytomność. To będą już dwa miesiące, odkąd codziennie budzę się z myślą o tym, kiedy nadejdzie dzień, w którym wybudzi się ze śpiączki.
W minionym czasie wiele razy przeszła mi przez głowę myśl, że może jest to najlepszy czas na poddanie się i przyznanie do poniesionej porażki, która tak bardzo wyniszczała mnie od środka, nie pozwalając mi poprawnie funkcjonować. Kilka dni temu, pomyliłem mydło w płynie z pastą do zębów, dosłownie zatapiając się w refleksjach dotyczących Yoongiego. Cóż, przynajmniej mogę dopisać sobie konsumpcję tego jakże mdłego kosmetyku do spełnionych dokonań życiowych, nie jestem jednak całkowicie pewien, czy należy o tym wspominać czy więcej - cieszyć się z tego. Natomiast mówiąc "dosłownie", mam na myśli to, że przez niedokręcenie kranu w łazience, prawie naraziłem się na utratę domu, czy ogromne wydatki związane z porządnym remontem. Na własne szczęście w porę się zorientowałem. Chciałbym jednak odnieść się do najważniejszej dla mnie kwestii, jaką jest... życie, czy też przyszła (zapewnie niedaleka) smierć Yoongiego.
   Ostatnio zacząłem prowadzić pamiętnik, w którym zapisywałem mniej czy bardziej istotne rzeczy. Pozwalało mi to zapomnieć o dręczących mnie smutkach, a jednocześnie bardziej przypominając mi o nich. Do tej pory nie znalazłem w tym większego sensu, aczkolwiek sprawia mi to niejaką, rzekłbym dziwną - radość, ponieważ będąc u siebie w domu, czuję obecność Yoongiego na tym papierze, na którym uprzednio spisałem to, co tak bardzo leży mi na sercu. Wiem, że kryje się pod którymś ze słów i stara się mi przekazać, żebym tego nie robił, bo zawstydza go siedzenie w czyimś notatniku, że tak bardzo śmieszy (boli) go spoglądanie na mnie zalewającego się łzami lub whiskey każdego wieczoru, że niedługo znajdzie siłę, żeby zamiast w słowie, zaistniał ponownie w swoim ciele.

Czytając takie wypociny, jak te:

"18 kwietnia, 2020 r.
Delikatnie poruszył swoją powieką, wprawiając ją w subtelne drganie. Jednocześnie przyprawił mnie o głęboką nadzieję, że w końcu nadszedł dzień, w którym po raz kolejny przywita mnie z ciepłym uśmiechem na twarzy, lub oschle spławi, wyganiając mnie z sali pod pretekstem zbyt małej ilości snu.

27 kwietnia, 2020r.
Kiedy jego tętno nieco wzrosło i pojawiła się niewielka szansa na otwarcie oczu, przeszedł mnie dreszcz, a źrenice gwałtownie się powiększyły. Pobiegłem tak szybko, jak tylko zdołałem i sprawdziłem, czy to naprawdę możliwe. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie powinienem był tyle pić przed pójściem spać. Przewróciłem poduszkę na chłodniejszą stronę i usiłowałem zasnąć. Nie udało mi się. Yoongi, Ty draniu...".

Również czułbym się nieswojo.

Stwierdziłem, że dziś - 9 maja - o zachodzie słońca, jest odpowiednia chwila na to, żebym zabrał się za sporządzenie kolejnej notatki. Sięgnąłem po mój ulubiony, srebrny długopis z niebieskim tuszem, otworzyłem zeszyt na następnej stronie, po czym zacząłem... płakać.
   Nie dostałem ani jednego SMSa, nikt nie próbował się ze mną skontaktować akurat wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałem. Pan Junsu obiecał mi, że po zauważeniu nawet najdrobniejszej zmiany w stanie mojego podopiecznego, niezwłocznie da mi znać. Teraz, gdy mijają te dwa, dłużące się w nieskończoność miesiące, powinienem otrzymać wspaniałą wieść o zakończeniu tego horroru i wybudzeniem się z tego przeokropnie długiego snu przez Yoongiego. Tymczasem leżałem na podłodze, nie będąc w stanie choćby usiąść na stojącym nieopodal krześle.
   Gdy już nieco doszedłem do siebie, moja wola walki obudziła się we mnie ponownie. Co prawda nie miałem pojęcia, na jak długo, ale skoro już zagościła, nie miałem zamiaru spróbować jej się wydostać. Mówiąc krócej - zamierzałem ponownie pojawić się w szpitalu, dołując się widokiem umierającego pacjenta. Jednak w zanadrzu pozostał mi jeszcze jeden plan do wykorzystania.
   Po dotarciu na miejsce, ujrzałem niesamowicie tłoczny korytarz. Owszem, zawsze uchodzi on za ciasne i nieprzyjemne do przebywania miejsce, ale jeszcze nigdy, odkąd tu pracuję, nie zdarzyło mi się spotkać z czymś takim.
Pędząc do jedynej sali, w której uwielbiałem, a zarazem nienawidziłem przebywać, popchnąłem niechcący pewnego mężczyznę.

- Bardzo pana przepraszam! Niezwykle się spieszę, proszę mi wybaczyć - powiedziałem, spoglądając na człowieka stojącego ze spuszczoną głową.

- W porządku, a teraz idź do Yoon... - urwał wypowiedź - Nieważne. Nic się nie stało. Żegnam! - rzucił szorstko, odwrócił się i zrobił kilka kroków przed siebie.

- Słucham? Proszę dokończyć. Skąd Pan... Ach, To Ty! - krzyknąłem, rozpoznając twarz nieznajomego. Przede mną ukazał się nie kto inny, jak przyrodni brat mojego pacjenta. Jung Hoseok. Zastanawiałem się, czego szukał i co robił w szpitalu, w którym zabroniono mu widywać się z Yoongim, nie wspominając już o zbliżaniu się do niego.

- Powiedziałem już, nie masz za co przepraszać, to... - przerwał.

- Co ty tutaj robisz? Wezwę ochronę, jeśli nie podasz prawdziwego celu - oznajmiłem, obdarowując go gorzką miną i krzywym spojrzeniem.

- Przyszedłem zobaczyć brata. On umiera, już zdążyłeś zapomnieć? - spytał ironicznie.

- Nie. Właśnie dlatego tu jestem. Poza tym, nie masz zezwolenia na przebywanie blisko niego. Opuść to miejsce samodzielnie, zanim pomoże ci w tym ktoś inny - odparłem stanowczo.
Po chwili namysłu dodałem:
- Moment... skąd to wiesz? O jego stanie zdrowia? Czyżbyś grzebał w jego dokumentach? A to ci dopiero. Teraz mam kolejny, istotny powód, dla którego warto wezwać miłych panów w mundurach.

- Nie, ja... przepraszam... Proszę, nie zawiadamiaj nikogo, ja wyjdę zaraz po tym, jak tylko uda mi się z nim spotkać. To dla mnie bardzo ważne... On jest moim bratem, rozumiesz to? Mogę go stracić! - powiedział, stopniowo podnosząc ton.

- Dwadzieścia jeden - odpowiedziałem zdenerwowany.

- Co proszę? Posłuchaj, pozwól mi tylko na niego spojrzeć. O nic więcej nigdy nikogo nie poproszę, ja...

- Dwadzieścia jeden - powtórzyłem - tyle lat minęło, a ty dopiero teraz, gdy jest u kresu swojego życia, masz czelność nawet wspominać o tym, że jesteś tym okropnie przejęty?! Śmiesz podkreślać fakt, że należysz do jego rodziny?! Żarty! - wrzasnąłem. - A teraz wybacz, ale jestem zmuszony cię stąd wyprosić. Powtórzę me pytanie po raz pierwszy i ostatni:
Zrobisz to sam, czy mam poinformować służbę, która bardzo chętnie się tym zajmie?

- Przestań! Wszystko ci wyjaśnię, wysłuchaj mnie proszę! Dowiesz się na przykład skąd wiem o tym wszystkim i dlaczego tu jestem... Mam pewność, że po tym, co ci powiem, zmienisz do mnie nastawienie. To bardzo ważne! - błagał rozpaczliwie, żałośnie blokując mi drogę.

- ...Daję ci pięć minut. Jestem w pracy...tak jakby. Mam coś do załatwienia. Jeśli zmarnujesz mój czas, nie będę się wahał - odparłem z pogardą.

_____
CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro