~7~
Nazajutrz, kiedy cały w skowronkach przyjechałem na pierwszą zmianę, czym prędzej wbiegłem na pierwsze piętro budynku, na którym znajdowała się sala, gdzie przebywał mój pacjent. Byłem bardzo podekscytowany faktem, iż natrafiłem na dzień jego urodzin. Minęło już sporo czasu, odkąd gdziekolwiek wyszedłem dla przyjemności bądź rozrywki. Mojemu wielkiemu entuzjazmowi towarzyszył również stres, ponieważ nie wiedziałem, jaką odpowiedź na zaproszenie otrzymam po wejściu do gabinetu.
Nietrudno było się domyślić co, (a raczej kto) przywita mnie tuż przy drzwiach. Śpiący Yoongi to niby nic nowego, ale miałem cichą nadzieję, że chociaż w taki dzień okaże odrobinę chęci. Cóż, po pewnym czasie sam zastanawiałem się, jak myśl o czymś tak nierealnym mogłaby przemknąć przez mą głowę.
Usiadłem na czarnym krześle nieopodal podopiecznego. Spojrzałem na małych rozmiarów komodę, na której blacie pozostawiłem wczoraj karteczkę z propozycją wspólnego wypadu. Podszedłem do niej i ujrzałem krótki, niewyraźny wpis, którego wcześniej nie było. Oparłem się więc o łóżko, chwyciłem urywek papieru w dłoń i cichym szeptem zacząłem czytać jej zawartość:
„Odwróć się."
Zmarszczyłem brwi i impulsywnie zrobiłem to, co zapewne napisał Suga. Nagle, dosłownie w oka mgnieniu, cienki, szpitalny materac ugiął się pode mną, a ja sam paradoksalnie zostałem unieruchomiony przez nieco kościstą i słabą rękę należącą do Yoongiego.
- Nie możemy tutaj zostać? Na mieście jest głośno, a poza tym... nie wyspałem się - wyszeptał ponuro chłopak i lekko polizał mnie w ucho. Zadrżałem ze zdziwienia, a moje ciało przeszedł ciepły, miły prąd.
- Urodziny ma się raz w roku, nie będziesz wiecznie spał. Mimo tego, nie mam zamiaru Cię do niczego zmuszać, decyzja należy do Ciebie - odpowiedziałem stanowczo z lekkim uśmiechem na ustach.
Yoongi westchnął głęboko, po czym skupił wzrok na mojej twarzy. Przewrócił oczyma i dodał:
- Gdziekolwiek nie pójdziemy, nie róbmy nic męczącego, no i... pozwól mi na wszystko, na co będę miał ochotę, dobrze? - spytał dziwnym tonem. Z każdą sekundą robił się coraz bardziej szczęśliwy. Wyglądał, jakby w myślach ustalał sobie niekończący się plan wspaniałej wycieczki. Po chwili jednak jego mina zrzedła. Ziewnął głośno i niemalże z odgłosem kroczącego słonia, zatrząsł stelażem, rozłożył się i zanurzył w poduszce.
- Zgłodniałem - rzekł poważnie. Brzmiał tak, jakby zaraz miał w planach polowanie. Na człowieka, rzecz jasna. Przypominał mizerne dziecko, ale zarazem groźnego lwa. Nigdy nie widziałem nic bardziej zdumiewającego od Yoongiego, który w tak krótkim czasie potrafił z potulnego i leniwego kotka zamienić się w łakomą bestię. Gdy tylko oddałem mu swoje drugie śniadanie, nie zdążyłem się obejrzeć, a ten wsunął je w kilka sekund. Dodam też, że nie zdołałem powiedzieć nawet najzwyklejszego „smacznego".
- I jak, dobre było? - rzuciłem prześmiewczo w stronę chłopaka. Zerknąłem na niego, ale już wiedziałem, że prędko nie doczekam się odpowiedzi, gdyż równie szybko zasnął, jak zjadł.
Godziny mijały, a ja nie miałem żadnego konkretnego zlecenia. Co raz tylko coś przynosiłem, wypełniałem, bądź wymieniałem kroplówkę Yoongiego - tak, akurat ta, pod którą był podpięty nie uzupełniała się automatycznie. Jeden z tego plus, przynajmniej aż tak bardzo nie przejmowałem się pożerającymi mnie nerwami przed randką, ale nie taką romantyczną; bo chyba takie określenie pasowało do naszego wyjścia.
Nigdy nie pomyślałbym, że kiedykolwiek pójdę na takiego rodzaju schadzkę z facetem, a co dopiero z własnym pacjentem. Za każdym razem, kiedy nad tym rozmyślałem, miałem ogromną ochotę na wielce cyniczne zachowanie względem Sugi. Oczywiście nie obyłoby się bez wpadki, a mówiąc dosłownie, bez wybuchnięcia nagłym śmiechem, a co z tym się wiązało - wtargnięciem rozzłoszczonej pielęgniarki.
- Dobrze się Pan czuje, Panie Park? - spytała sarkastycznie. Przejechała mnie wzrokiem i po zwróconej mi uwadze usiłowała zamknąć drzwi. Jednakże przed opuszczeniem przez nią pomieszczenia, w którym znajdywała się w tamtym momencie nasza trójka, zatrzymałem ją chwilowo słowami:
- Bardzo dobrze, dziękuję za troskę. Chciałbym, żeby Pani też kiedyś mogła znaleźć się w takim wspaniałym stanie - powiedziałem ironicznie. Kobieta zrobiła kwaśniejszą minę i wyszła.
Nareszcie doczekałem się końca niemiłosiernie dłużącej się roboty. Pospiesznie udałem się do recepcji po wypis Yoongiego, a następnie pognałem w kierunku jego sali. Moje wielokrotne próby obudzenia tego śpiocha nie uzyskiwały oczekiwanych rezultatów. Zrezygnowany spocząłem obok niego i zwiesiłem głowę.
- Oj, czy Ty kiedyś się w końcu nauczysz? Wystarczy zrobić tak - odparł rozweselony Yoongi i odgarnął niesforne kosmyki z czoła.
- Ale jak? Mam po prostu poprawić grzywkę? - spytałem, robiąc to samo, naśladując jego ruchy.
- Ty naprawdę jesteś głupszy, niż się spodziewałem - rzekł chłopak, przyciągając mnie do siebie za fartuch. Półleżeliśmy w swoich objęciach przez niespełna minutę, po czym nie wytrzymałem i powiedziałem:
- O co Ci teraz chodzi? Jesteśmy w szpitalu.
- Ciekawe kto ostatnio mnie pocałował bez zezwolenia - przerwał na chwilę, wydając z siebie ochrypły chichot - mniejsza, przynajmniej tak będę wiedział, że to Ty mnie budzisz, a nie jakiś napalony facet, albo spragniona mego widoku lekarka - spochmurniał.
Masa słów cisnęła mi się na język, ale z jakiegoś powodu nie powiedziałem nic, tylko westchnąłem cicho, rozpływając się w czułych słowach wypowiedzianych przez Yoongiego. Ciężko było mi uwierzyć w ich wiarygodność, aczkolwiek pragnąłem oddać się uczuciom, których nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
- Chwila, ale Ty przecież jesteś napalonym facetem - dodał, bezlitośnie kończąc snute przeze mnie fantazje. Zepsuł całą magię i atmosferę, ale czego innego mógłbym spodziewać się po niedojrzałym uciekinierze? Tak naprawdę, w głębi duszy Yoongi to tylko zagubiony synek nieodpowiedzialnej matki.
Zauroczenie, jakim darzyłem chłopaka wzrastało i opadało zależnie od momentu.
- Zapamiętam to, uważaj - ostrzegłem go i chwyciłem za rękaw - idź się ubierz, za niedługo wychodzimy.
Moje wyobrażenia dotyczące idealnego wieczoru nikły z każdą mijaną sekundą. Suga siedzący obok mnie już prawie zasypiał, a korek był dłuższy niż czas trwania niejednej gry wstępnej. Postanowiłem, iż najpierw udamy się do galerii handlowej, w której miałem do załatwienia pewną kwestię, a następnie do restauracji, gdzie zarezerwowałem już stolik. Pomysł może oklepany, ale odkąd pamiętam nie umiałem ciekawie organizować żadnych wydarzeń.
Po dojechaniu na pierwsze miejsce, Yoongi mignął mi przed oczami, nawet nie zorientowałem się kiedy zniknął z mojego pola widzenia.
„A miałem się nim zajmować..." - pomyślałem.
Zostałem zmuszony do przełożenia swoich prywatnych spraw na późniejszą datę. Obszukałem całe centrum, a po Yoongim nie było ani śladu. Zmęczony sytuacją, sprawdziłem przedostatni sklep - taki, w którym udało mi się go znaleźć.
Przekroczył wszelkie granice, kładąc się w jednym z łóżek na sprzedaż w meblowym. Podbiegłem i zabrałem go stamtąd jak najszybciej się da.
- Czyś Ty oszalał?! - wzburzyłem się.
- Co ja poradzę, że na tym całym oddziale, w którym muszę być nie ma milutkiej kołderki. W domu też takiej...
- Nie próbuj brać mnie na litość, bo i tak Ci nie ulegnę - przerwałem rytuał błagalny Yoongiego ostrą wypowiedzią. Ten zaś schylił się, żeby zawiązać buta.
- Może teraz mi nie ulegniesz, ale nie rzucaj słów na wiatr, Panie Doktorze - wymamrotał dyskretnie.
- Mówiłeś coś? - zapytałem spokojniejszym już głosem.
- Skądże - odrzekł Suga.
Skończyło się na tym, że kupiłem mu tę pierzynę.
Do kolejnej lokalizacji jechaliśmy bez większych problemów drogowych. Gdy zasiedliśmy już przy stole, zajrzeliśmy do miejscowego menu. Wezwałem obsługę, kiedy zdecydowaliśmy się co wybrać.
- No i co się tak patrzysz? - warknął Yoongi, kiedy kelner podszedł do jego krzesła. Chrząknąłem, aby uspokoić chłopaka.
- Proszę wybaczyć za zachowanie mojego towarzysza - przeprosiłem i złożyłem zamówienie.
Podczas jedzenia, Yoongi wyszedł na chwilę z pretekstem, iż ma potrzebę fizjologiczną. Czekałem na niego pięć, dziesięć minut, aż w końcu nie dawał oznak życia przez prawie pół godziny. Zdenerwowałem się i zdecydowałem sprawdzić, co się tam zdarzyło.
- Halo, jest tu ktoś? - chodziłem wzdłuż niezamkniętych na klucz kabin. Zaglądałem do każdej po kolei, dzięki czemu odnalazłem zgubę.
- Niewiarygodne - zaśmiałem się - ty potrafisz zasnąć dosłownie wszędzie - stwierdziłem, widząc Yoongiego półprzytomnego na toalecie. Mój ubaw nie trwał długo.
Chwycił mnie gwałtowanie za marynarkę i szarpnął w swoją stronę.
- Już zapomniałeś? Miałeś pozwolić mi na wszystko, co będzie mi się żywnie podobać - mruknął, głaszcząc mnie po policzku. Nie przeczuwałem niczego, co zapowiadałoby się dobrze. Musiałem dotrzymać słowa, przecież były jego urodziny.
_______
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro