~6~
Wyszedłem przed budynek i mimo chęci zachowania się naturalnie, z moich ust po chwili wyczuwalny był zapach tytoniu. Zamierzałem szybko się zebrać i porozmawiać z facetem, który podawał się za rzekomego brata mojego pacjenta. Jako lekarz, sprawy prywatne swych podopiecznych powinienem zostawić w spokoju, aczkolwiek nie potrafiłem przejść obok tego obojętnie.
Jako iż życiorys i historia Yoongiego nieco mnie zaintrygowały swoją tajemniczością i przykrym przebiegiem wydarzeń, dowiedziałem się po czasie, że nie posiada on rodzeństwa i bliższej rodziny od tej, o której mi opowiadał. Nagłe wtargnięcie nieproszonego gościa na teren szpitala wydało mi się nie tyle co dziwne, a podejrzane.
Zastałem go wciąż opartego o ścianę, nieruchomo wpatrującego się w pozbawione wdzięku i nasycenia otoczenie. Nie był ani trochę podobny do Yoongiego, ba - rzekłbym, że wyglądał jak istne jego przeciwieństwo.
- Przepraszam, czy mógłbym... - zacząłem rozmowę z nieznajomym mężczyzną. Ten jednak zerwał się i nie pozwolił dokończyć mi zdania, wtykając swoje pytanie pomiędzy wypowiadane przeze mnie słowa.
- To Pan jest doktorem Sugi, prawda? Co z nim? - przerwał, nieustannie indagując.
- Proszę usiąść i się uspokoić - odparłem z pogardą - nie udzielam takich informacji osobom z zewnątrz, proszę o wybaczenie. Swoją drogą, mój pacjent nie wspominał o tym, że ma jakiegokolwiek brata, wręcz zarzekał się, iż jest zupełnie na odwrót - powiedziałem, stopniowo zmieniając ton na bardziej opanowany.
- To jest jakaś kpina! Zatem, jak mam Panu udowodnić, że mówię prawdę?! - oburzył się nieznajomy. Sam do końca nie wiedziałem, jak przemówić mu do rozsądku i wytłumaczyć, że naprawdę nie był tu mile widziany.
- Proszę się opanować, jest Pan w miejscu publicznym, gdzie przebywa wielu chorych, proszę o okazanie krzty szacunku - rzuciłem ochrypłym głosem.
- Oczywiście - powiedział, po czym odetchnąwszy głęboko dodał:
- Nie spocznę, póki nie ujrzę Yoongiego - uśmiechnął się lekko, lecz chwilę później zawahał się i odwrócił wzrok.
Nie czekając długo, sięgnąłem do teczki z dokumentami i wyjąłem z niej zdjęcie.
- Proszę - odparłem sarkastycznie, podsuwając mu fotografię pod nos.
- Co to ma być? - spytał zirytowany, żądając wyjaśnień.
- Jak to „co"? Yoongi we własnej osobie, rzecz jasna - powiedziałem.
Napatrzył się Pan? - dodałem po chwili. Poziom chamstwa w moim zachowaniu przekraczał wszelkie granice, jednakże nie potrafiłem się oprzeć. Odczuwałem nienawiść na prawie najwyższym poziomie do człowieka, którego w zasadzie nie znałem. Podejrzewałem jednak wcześniej, iż będzie to praktycznie nieuniknione z mojej strony.
- Wolne żarty - odparł mężczyzna - pozwoli Pan, że naprawię swoje braki w kulturze i się przedstawię, nazywam się Jung Hoseok - powiedział z dumą.
- Pańskie nazwisko różni się od tego, jakie nosi mój kuracjusz, a więc tylko utwardziłem się w przekonaniu - nie jest Pan bliskim krewnym Yoongiego, także...
- Nasza matka... najprawdopodobniej wie Pan o niej - przerwał mi ponownie - jest kobietą lekkich obyczajów, bądź jak kto woli: prostytutką. A ja tu stojący egzystuję jako skutek uboczny jej pracy - odparł z trudem.
- Chciał Pan prawdy, to ją dostał. Czy mogę spotkać się z...
- Tak, nie widzę przeciwskazań - odpowiedziałem z wyprzedzeniem.
Idąc przez wąskie i szerokie korytarze, przemieszczając się przez gwar i ciszę, podprowadziłem Hoseoka do sali, do której obaj zmierzaliśmy.
- To tutaj - wskazałem na dość wysokie, lekko uchylone, białe drzwi. Nakazałem mu założenie jasnoniebieskiej płachty, po czym pozwoliłem wkroczyć do środka.
Yoongi nie spał; niedawno wybudził się ze śpiączki, aczkolwiek sprawiał wrażenie ledwo żywego. Niemrawo przewracał oczyma na wszystkie możliwe strony. Jednak gdy zetknęły się one z postacią Hoseoka, ich źrenice gwałtownie się powiększyły, a ciśnienie nieprzewidywalnie skoczyło.
- Mówiłem ci, że nigdy więcej nie chcę oglądać twojej fałszywej, obrzydliwej mordy! - Suga cudem wydusił z siebie cichy krzyk, który mimo swej dźwięczności wydawał się potężny.
Dłuższa chwila niezręczności zdawała się trwać wieczność.
- Wiem, że nie powinienem zjawiać się teraz i w dodatku bez zapowiedzi, ale...
- To co tu, do cholery, jeszcze robisz?! Śmiałeś się mnie pozbyć, sprawić, że wszyscy o mnie zapomną, że rodzice stoczą się na jeszcze niższe dno. Dla mnie już nie istniejesz, rozumiesz?! - rzekł Yoongi. Emanował emocją, której wcześniej nie znał - obrzydzeniem. Wstręt, jakim darzył stojącego przed nim człowieka był tak intensywny, że w pewnym momencie myślałem, że przesiąkł nim cały budynek, wliczając w to znajdujące się w nim osoby.
- Ludzie się zmieniają, wiesz? - odrzekł zapłakany Hoseok. Wybiegł z sali rzucając prawie niesłyszalnym „jeszcze tu wrócę" na pożegnanie.
Uświadomiłem sobie, że odkąd dostałem tę pracę, w mojej głowie nie mieści się nic innego prócz istnego mętliku. Chciałem zyskać nowe, przydatne doświadczenia, a w zamian za to otrzymałem porządną dawkę zamieszania.
- Do czego tak właściwie dążysz? - spytałem odruchowo. Spocząłem przy jego łóżku i niekontrolowanie złapałem go za nadgarstek. Wpatrywałem mu się głęboko w zaspane, lecz wciąż zjawiskowe oczy, wprawiające mnie w niemały zachwyt. Nie ukrywając - bardzo lubiłem na nie zerkać.
- Długo będziesz mnie tak trzymał? - zapytał zaciekawiony i westchnął płytko.
- To zależy od tego, kiedy zamierzasz odpowiedzieć mi na ostatnie zadane pytanie - odparłem ironicznie, podnosząc prawą brew i jeden z kącików ust.
- W takim razie nigdy się nie doczekasz - powiedział, momentalnie zapadając w głęboki sen.
- Co za pokręcony typ - zaśmiałem się. Coś mnie podkusiło, abym nieco umilił mu odpoczynek. Nie mogłem się przełamać, aby zrobić cokolwiek nieprzyzwoitego. W końcu nie był on mężczyzną, którego darzyłem poważniejszym uczuciem. Owszem, podobał mi się, ale nie miałem pojęcia, czy to coś innego. W swoim calusieńkim istnieniu jedynie raz zetknąłem się z czymś, co inni potocznie zwą miłością. Nie byłem też przekonany, czy była ona prawdziwa. Przerwałem moje przemyślenia i pogłaskałem Yoongiego po klatce piersiowej. Postanowiłem, że na tym zakończę swoje poczynania, natomiast gdy wstawałem, przypadkowo zahaczyłem ręką o nieco wybrzuszone krocze chłopaka. Lekko się zarumieniłem i złapałem za nie raz jeszcze - równie delikatnie, tak dla przekonania się, czy Suga naprawdę nie spał. Spodobał mi się sposób w jaki spoczywał, gdyż miałem obszerny dostęp do słabo ukrytych skarbów Yoongiego. Coś we wnętrzu nadal nie pozwalało mi zrobić tak wielkiego kroku naprzód w naszych relacjach.
Na małej szafce tuż obok łóżka leżał jego telefon. Chcąc sprawdzić aktualną godzinę, w oczy rzuciła mi się wyświetlona pod nią data.
Wyjąłem z kieszeni karteczkę, na której zapisałem:
„Czybyś o czymś zapomniał? Zapewne przespałbyś swoje urodziny, gdyby nikt Ci o nich nie powiedział. Co Ty na to, abyśmy jutro się gdzieś wybrali? Będę nad Tobą czuwał, gwarantuję, że wszystko będzie w porządku.
PS: Jeśli się zgodzisz, zapewniam Cię, że nigdy nie zapomnisz jutrzejszego dnia."
Położyłem ją na blacie i opuściłem pokój.
_______
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro