Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#4 "Chyba pomyliło ci się z kucykami pony"

Loki's pov

Od samego rana agenci kręcili się obok mnie ulepszając zabezpieczenia w sąsiadującej celi. Wszystko nadzorował sam Tony Stark, wielebny Iron Man.

-Imponująca cela. Nie dla mnie zbudowana, jak sądzę?

-Dla kogoś znacznie silniejszego niż ty. –Prychnąłem, kogoś takiego za prędko nie znajdą.

- A co ma moc miłości i przyjaźni czy co tam jeszcze wy wyznajecie?

- Chyba pomyliło ci się z kucykami pony.

- Co to Kucyki Pony?

- Jak to Loki Laufeyson czegoś nie wie?

- Nie będę się zniżać do poziomu nędznych Midgarczyków.

- Nie bądź jeleń, nie fikaj. – Nie widziałem dalszego sensu w prowadzeniu tej konwersacji, dlatego zamknąłem oczy i próbowałem domyślić się o kogo chodzi Starkowi. Byłem ciekawy kogo tu przywiozą. Patrząc na celę moce nadprzyrodzone – mężczyzna? Mięśnie czy Umysł? Za co tu wyląduję? Co zrobił? Gorszy ode mnie czyli że co? Próbował opanować cały świat przy okazji zabijając dzieci, paląc sierocińce...? Na podobnych rozmyślaniach minęła mi reszta dnia. W końcu drzwi się otworzyły stanął w niech Stark wraz z jakąś młoda dziewczyną. Fałszywy alarm. Przypatrywałem się nastolatce, ciekawe czemu tu przylazła. Na architekta za młoda, wygląda bardziej na jakąś dobrą znajomą wielkiego Iron Mana. Po drodze ciągle żartowała z mężczyzną, dlatego wielkie było moje zdziwienie, gdy ten zamknął ją w tej celi. Uśmiechnął się smutno, a ta pokiwała głową na znak, że tak trzeba. I co, to ma być ten potężny niszczyciel? To kobieta, ba dziewczynka! Emanowała pozytywną energią, wglądała jakby muchy by w życiu nie skrzywdziła, nie zdziwiłbym się gdyby mocniejszy podmuch wiatru miał złamać ją na pół. Co oni sobie żarty ze mnie robią? Tak zająłem się własnymi rozmyślaniami, że nie zauważyłem, że Stark wyszedł, a ona właśnie coś do mnie mówi.

- Mówiłaś coś? –Spytałem. Ona zamiast się zirytować, zaczęła się śmieć. Popatrzyłem na nią z wyraźnym pytaniem. –No co?

- Już wiem jak czuli się Ave coś tam, gdy się zamyślałam. Niezbyt fajne uczucie, ale cóż. Pytałam jak się nazywasz.

- To ty nie wiesz?

- Jakbym wiedziała to bym nie pytała.

- Loki Laufeyson, książę Azgardu. Nie słyszałaś?

- A powinnam? Przepraszam nie jestem zbyt na bieżąco. –Uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.

- Taa widać. –Mruknąłem sam do siebie. Denerwowała mnie. Mocno.

- Co tam mamroczesz pod nosem? –I zaczęła się śmiać. Szczerze była dziwną odmianą po przesłuchaniach wielkich superbohaterów.

- Czemu ty się ciągle śmiejesz?

- Wiesz, śmiech to zdrowie, za dużo nie miałam okazji do śmiechu, a z resztą wolę się śmiać niż płakać. To bardziej wkurza tych, którzy chcą cię złamać.

- Za co tu jesteś? –Spytałem ciekawy. Wzruszyła ramionami. Może była tu tylko w ramach planu Avengersów, żeby wyciągnąć coś ze mnie. To było najbardziej prawdopodobne. Spróbowałem czytać w jej myślach, ale nie dało się. Czułem jakbym walił głową o kamień.

- Nawet nie próbuj, może to się dla ciebie źle skończyć. –Powiedziała z ledwo wyczuwalnym smutkiem w głosie. Na razi postanowiłem sobie odpuścić szperanie w jej mózgu.

- A nie interesuje cię dlaczego ja się tu znalazłem?

- Szczerze mówiąc, nie za bardzo.

- Kobieto co z tobą nie tak?

- Hmmm jakby się tak zastanowić to wszystko. Ale wątpię, żebyś mógł zrobić coś gorszego niż ja. –Każde słowo mówiła coraz ciszej.

- Dziecko, ja próbowałem najechać ziemię, przejąć władzę nad planetą, zaatakowałem Nowy York.

- Jak widać nie za bardzo ci się udało. –Zachichotała, jednak jej oczy wcale nie wydawały się wesołe. – Jesteśmy w Nowym Yorku? Kiedyś chciałam tu przyjechać, ale... jakby to ująć mój styl życia mi na to nie pozwolił.

- W jakim ty świecie żyjesz?

- Okrutnym? –Westchnąłem ciężko. Po raz kolejny spróbowałem się przedrzeć przez jej barierę ochronną w głowie. – Nie poddajesz się co? –Uśmiechnęła się do mnie. – Musiałabym sama cię wpuścić do siebie, a uwierz mi nie chcesz tego widzieć.

- A co masz jakieś brudne myśli? –Zapytałem i zacząłem poruszać dwuznacznie brwiami.

- No halo, przecież jestem nastolatką, która nastolatka nie ma brudnych myśli? –Zaśmiałem się głośno, a ona mi zawtórowała. Właśnie zdałem sobie sprawę, że z żadnym Midgarczykiem, nigdy tak nie rozmawiałem, ha nawet na Asgardzie była tylko jedna osoba przy której czułem się na tyle swobodnie, a i tak minęły całe lata zanim jej w pełni zaufałem, a ta młoda istotka wbija sobie do pomieszczenia, cały czas się uśmiecha i co? I ja sobie z nią jak gdyby nigdy nic konwersuję. Co się ze mną dzieje? Tak nie może być! Denerwuje mnie, pomimo o odpowiadam na jej pytania. Musiała zauważyć moją zmianę nastroju, bo zapytała:

- Hej, wszystko ok?

- W sumie to nie wiem. –Wzruszyła ramionami, nagle drzwi się otworzyły, a z nich wyszedł Thor. Oczy dziewczyny rozbłysły się, przewróciłem oczami, a zapowiadała się tak dobrze.

- Tony kazał ci to przekazać . –I wsadził jej do celi cały tuzin książek. Ku mojemu zdziwieniu, a zarazem także mojego „braciszka" zaczęła piszczeć. Nie była zainteresowana Thorem, zdawała się nie zwracać uwagi na cały pozostały świat, czyli jednak to nie na widok gromowładnego tak się rozpromieniła. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc z jakim zaangażowaniem przegląda wszystkie spisy i prologi. Może nie jest taka zła? Następca tronu wpatrywał się we mnie zszokowany.

- No co? –Warknąłem.

- Nic bracie.

- Nie mów do mnie bracie. –Kątem oka spojrzałem na brunetkę. Nagle straciła zainteresowanie pisarzami i przysłuchiwała się nam z zainteresowaniem. Krzyżując swój wzrok z moim, speszyła się i lekko zarumieniona odwróciła wzrok.

- Co się stało, że taki jesteś?

- Dobrze wiesz. –Splunąłem tymi słowami, a one jak noże poleciały w stronę Thora. Ten spojrzał na mnie smutny i wyszedł.

- Przepraszam, nie chciałam podsłuchiwać. –Powiedziała niebieskooka.

- Nic się nie stało. –Zaczęła się kręcić, a ja wiedziałem, że zaraz wybuchnie i zaleje mnie swoimi pytaniami.

- Masz jakieś owsiki w tyłku? –Zapytałem z wyraźnym rozbawieniem. Jej obecność była tak kojąca, jakby miała tyle radości, że mogła się nią dzielić z innymi. To wszystko tak kuło w oczy. Wyróżniała się z tłumu. Była ZA wesoła. Coś było z nią nie tak.

- Nie, ale za to masę pytań. – A nie mówiłem?

- Pytaj, skoro musisz.

- Czemu powiedział do ciebie bracie? Co się stało? Czemu nie chcesz, żeby tak ciebie nazywał? Dlaczego jesteś taki oschły w stosunku do innych ludzi?

- Prr szalona. Po pierwsze nie jesteśmy braćmi, przez lata myślałem, że tak jest, ale okazało się, że zostałem adoptowany. Oszukali mnie, zabrali mi możliwość przejęcia tronu, chociaż nadaję się bardziej niż ten tępy osiłek. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.

- Skoro przez lata byliście braćmi, to nie mogliście tak nagle przestać. Nie jego wina, że macie innych rodziców. Nie wiedział o tym, a mimo to zależy mu na tobie. Przez lata wychowywaliście się razem, traktowaliście się jak rodzeństwo. W czym on jest winny? Uważasz, że jesteś samotny na świecie, ale nie zauważasz że masz dookoła siebie ludzi, którzy chcą twojego dobra. Niektórzy nie mają takiego szczęścia. Mówcą to ja nie zostanę, mówię bez składu i ładu, ale wiesz co mam na myśli. –Powiedziała rozżalona i położyła się na łóżku. Po usłyszeniu jej słów wzięło mnie na rozmyślania. Może miała rację... Nie! Pewnie jest wysłannikiem Avengersów i chcą zrobić mi pranie mózgu. Po raz kolejny spróbowałem zobaczyć co siedzi jej w głowie, ale zapora jak była, tak jest. Zrezygnowany też postanowiłem się położyć.

Obudziły mnie krzyki i czyjś głośny szloch, jak można było się domyślić, pochodziły z celi dziewczyny. Gdyby nie to, że całe piętro jest wyciszone dla pozostałej części Avengers Tower, to jestem pewny, że obudziłaby wszystkich. Nie miałem pojęcia co zrobić, dlatego teleportowałem się do niej i zacząłem szturchać ją ramieniem.

- Obudź się. Cholera nawet nie wiem jak masz na imię. – Nie ma co, jestem mądry. Znalazłem butelkę wody i wylałem ją całą na szatynkę. Na szczęście podziałało i nieprzytomna rozejrzała się po 4 ścianach. Wyglądała zupełnie inaczej niż w ciągu dnia. Wtedy tryskała szczęściem, jej oczy błyszczały, teraz natomiast była przerażona, spod powiek ciągle wypływały nowe łzy, nigdy nie widziałem nic bardziej pasującego do określenia załamanie ...

- Hej młoda, wszystko w porządku? –Zaczęła kręcić przecząco głową. Zamiast zamykać ją w jakiejś celi, powinni zabrać ją do jakiegoś psychologa czy coś. Nie wiedziałem co robić, ale czułem potrzebę, żeby jej pomóc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro