#3 "Jestem hetero"
„Drzwi" się otworzyły, a my znajdowaliśmy się na dachu jakiegoś wielkiego budynku. ..
- Witaj w Avengers Tower. To jak wieża Eiffla, tylko taka bardziej moja. –Spojrzałam w dół. Znajdowaliśmy się na jednym z wyższych, o ile nie na najwyższym budynku w mieście. Gdziekolwiek bym nie spojrzała widać było tętniące życiem ulice, ludzi spieszących się do celu, nie zwracających na nic uwagi. Zaczęłam wyobrażać sobie jakby to było gdybym mogła tu zostać na zawsze. Byłabym blisko ludzi, mogłabym w jakiś sposób uczestniczyć w ich życiu, a zarazem byłabym wystarczająco daleko, żeby ich nie skrzywdzić. W oddali słyszałam krzyczącego Starka, że to nie jest konieczne. Moje rozmyślenia przerwało zakucie mnie w kajdanki. Zaskoczona odskoczyłam, a na rękach dostrzegłam połączone ze sobą bransolety. Przestały do mnie dopływać informacje o stanie innych ludzi, co przyjęłam ze zdziwieniem. Musiały blokować w jakiś sposób moje moce. Mój mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach, ciekawe czy udałoby mi się załatwić takie cos na stałe, no może tylko, żeby nie były ze sobą połączone. Mogłabym pozbyć się mojego problemu. Byłabym wolna, miałabym możliwości, na moją twarz wypłynął uśmiech. Musiałam wyglądać jak chora psychicznie, ale nie przejmowałam się tym. Ktoś dotknął mojego ramienia, a ja przerażona złapałam go za ramię, wykręciłam rękę, podcięłam nogi i dla pewności na pokonanym, którego nadgarstek wciąż trzymałam postawiłam nogę. Po chwili jednak się opamiętałam, przede mną leżał Kapitan Ameryka, pospiesznie go puściłam i odsunęłam się na bezpieczna odległość.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, to odruch, ja nie chciałam. Ugh ja po prostu nie lubię jak ktoś mnie dotyka. Przepraszam. Nie chciałam, naprawdę.
Dopiero teraz, gdy spostrzegłam zastygniętych w ruchu Avengersów wgapiających się we mnie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Spojrzałam w dół, o cholercia kajdanki odcinające moc, czyli moja iluzja zniknęła.
- A-aalle jak??? – Zapytał Barton.
- Poczekaj to ty? – Dołączyła z pytaniem Natasha.
- Ktoś cię wysłał jako przynętę? Zmusił cię do czegoś? Miałaś kupić mu trochę czasu? Groził ci? – Zasypywał mnie Thor.
- Powiedz coś. –Poprosił Tony. I wtedy powiedziałam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy.
- Jestem hetero. – W tym momencie Tony wybuchł śmiechem i chciał objąć mnie ramieniem, ale ja panicznie odskoczyłam, unikając jego dotyku.
- Przepraszam, ja już tak mam. – Spojrzał na mnie smutno, a moja czaszka miałam wrażenie, że za chwilę eksploduje. Wszystkie emocje zebranych uderzyły we mnie z podwójną siłą, przez co wylądowałam na kolanach. Głowę schowałam w dłoniach. Czyli jednak te kajdanki to zły pomysł, a do tego nie skuteczny. Drużyna chciała mi pomóc, ale nie pozwoliłam się dotknąć.
- Możemy ci jakoś pomóc?
- Ejj młoda wszystko ok.? –Oni się o mnie martwili, ciepło rozlało się po moim ciele, ale niemal od razu je zatrzymałam, przecież nie mogłam im pozwolić się do siebie zbliżyć.
- Nic mi nie jest ok. – Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się smutno. – No to co idziemy do tego waszego szefuńcia? –Powiedziałam z udawanym entuzjazmem. Mówiłam już, że marny ze mnie kłamca? To teraz powiem, bardzo marny. Nie uwierzyli mi i wciąż wpatrywali się we mnie jakbym co najmniej umierała.
- Nie obraź się, ale to raczej nie o ciebie chodziło. Zaraz któryś z agentów spisze twoje zeznania i będziesz mogła wrócić do domu. – No proszę mam drogę ucieczki, ale czy już mówiłam że nienawidzę kłamać? Ugh ja i moje zasady, poczułam że muszę rozprostować tę sprawę.
- Chodziło wam o umięśnionego mężczyznę, krótkoostrzyżonego z szarymi oczami, który uciekł z Hydry, przy okazji rozwalając ośrodek gołymi rękami, panującymi nad supermocami? Niepoczytalnym, śmiertelnie niebezpiecznym, nieprzewidywalnym, idealnie wyszkolonej bestii, będącej pod każdy rozkaz, idealnego żołnierza, który dałby radę podnieść ciężarówkę o sile własnych mięśni? – Avengers patrzyli na mnie z nieprzeniknionymi minami, natomiast agenci wyglądali jak wygłodniałe hieny pragnące więcej informacji. Nie zdziwiłabym się gdyby któryś to zapisywał. – To muszę was zawieźć, on nie istnieje. –Wzruszyłam ramionami i chciałam odejść, gdy zatrzymał mnie mężczyzna.
- Jak to?
- Tak to. Macie o „nim" złe wyobrażenia. – W środku zdania zakreśliłam rękoma ala cudzysłów. Po chwili rzuciłam mu rozerwane kajdanki. – Słabe, spróbujcie czegoś innego, bo to nie działa.
- Co ty z nimi zrobiłaś?
- Czary mary, hokus pokus bla bla bla, czy co ty tam jeszcze myślisz. Mogę iść do domu?
- Nigdzie nie idziesz. –Powiedział agent.
- Wiedziałam, że to tak się skończy i po co mi to było? Mam za długi język. Wrrrr. To gdzie idziemy?
- Zamkniemy cię w celi.
- Kreatywności to wy nie macie, ludzie. Niczym nie różnicie się od Hydry. –Ups? Chyba zezłościłam mojego nowego kolegę. Natomiast Avengers byli rozbawieni, oni chyba naprawdę mnie zaczęli tolerować. Ciekawe, kiedy to się zmieni. – To którędy? Stark, prowadź! Ja nie potrafię się ogarnąć w moim domu, a co dopiero tu.
- Nastolatki. –Powiedział żartobliwie.
- Ja ci dam nastolatki. Pokażę na co mnie stać. Pożałujesz, że to powiedziałeś. Tak, więc życzę sobie minimum 5 poduszek w celi, puchaty kocyk, dodatkowo kołdrę, a no i naturalnie materac. Poproszę dobrze zaopatrzoną biblioteczkę, ekspres do kawy, zapas kosmetyków. Rozumiesz, pudry, bronzery, maskary, szminki, pomadki, błyszczyki, cienie do powiek, kremy, oliwki, odżywki do włosów, rzęs, paznokci, do tego lakiery do paznokci, szczotkę do włosów, spinki, gumki, grzebień... Dobra starczy. Chcę jeszcze prywatną łazienkę z jacuzzi, z wielkim lustrem na całą ścianę, minimum 3 ręczniki, co jeszcze? Płyny do kąpieli, żele pod prysznic, szampony, płyny do kąpieli, podpaski... Jakieś zeszyty, przybory do pisania, sprzęty elektroniczne, pudełka, segregatory. – Nie zauważyłam nawet kiedy zeszliśmy na dolne piętra, na których prawdopodobnie miał się znajdować mój nowy „pokój".
- Dobra, koniec starczy! Przegrałem.
- Wielki Tony Stark, człowiek żelazko, pokonany przez prostą nastolatkę. Zapiszę sobie w kalendarzu. Znaczy zapisałabym gdybym miała kalendarz. – Próbowałam rozluźnić atmosferę.
Widziałam, że Stark nie zgadza się z tym wszystkim, ale nie miał jak się sprzeciwić. Jakimś cudem on mnie zaakceptował. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- No dobra, po pierwsze nie zgadzam się z zarządem, po drugie nie uważam cię za zagrożenie, po trzecie wątpię, żebyś zrobiła coś tak strasznego, że zasługujesz na takie coś, cholera ty masz tylko 18 lat.
- Z tego co wiem to prawie 17. –Zaśmiałam się. –Nie znasz mnie, nie wiesz na co mnie stać i uwierz mi mogłabym ci zrobić krzywdę, zanim ty zdążyłbyś się zorientować, że coś tu nie gra. –Powiedziałam już smutno.
- Po czwarte będziesz zamknięta w celi, gdzie twoje moce zostaną dezaktywowane.
- Będą blokować moce tak jak tamte kajdanki? –Wyśmiałam S.H.I.E.L.D.
- Mam nadzieję, że lepiej. Wolę gadać z tobą niż jakimś 30letnim faciem. –Udał, że się wzdryga.
- Ale jak to, przecież jestem małolatą?
- Będziesz mi to wypominać do końca życia?
- Tak, a nawet jeszcze dłużej.
- Po piąte masz współlokatora, w celi obok.
- O to super. –Tony się skrzywił.
- Nie, nie super. Jelonek jest... specyficzny, zły...
- No to się dogadamy, ja też taka jestem a teraz idź, bo uznają, że cię zjadłam. Tak w ogóle jestem głodna, wbiliście mi na chatę akurat, gdy miałam jeść śniadanie.
- A co do tamtych rzeczy co mówiłaś...
- Stark żartowałam. Jak dostane materac to będę w niebie, a teraz zmiataj, bo ... nie wiem co, ale coś wymyślę i będę bardziej kreatywna od tamtego typka, nie lubię go.
- Dobra, dobra więzień wygania mnie z własnego piętra... Do czego to doszło?
- Przyzwyczajaj się.
*************
Jeśli znajdziecie jakieś błędy, to piszcie w komentarzach lub na priv! Za najlepsze komentarze dedyki!
Gwiazdkujcie i komentujcie!
~nega_tywna
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro