Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#16 "Brzmisz jak orgazmujący słoń"

Obudziłam się przez promienie, które przebijały się nawet przez zamknięte powieki. Moja głowa pulsowała. Jęknęłam żałośnie. Wyczułam jakiś ruch obok siebie. Natychmiast wstałam i przyczaiłam się do ataku. Auuuuuu, miałam ochotę zawyć, co w sumie uczyniłam, no i tyle z mojej super obrony. Padłam na kolana, niech ktoś wyłączy to cholerne pulsowanie, bo nie wytrzymam.

Mój przeciwnik stał naprzeciwko, a ja z wielkim wysiłkiem uchyliłam powieki. To co zobaczyłam sprawiło, że stwierdzenie, że byłam szczęśliwa, byłoby zdecydowanie niedopowiedzeniem. Przede mną w całej swojej okazałości, stał koszmar ludzi, a zarazem jak się okazuje mój wierny towarzysz. Podeszłam do niego i pogłaskałam go po nozdrzach. Mój ból głowy poszedł w zapomnienie.

- Co ty tu robisz maluchu, co? Skąd się tu wziąłeś?

Koń cicho zarżał jakby dumny z samego siebie.

- Mądry koniś. –Powiedziałam czułym tonem. – Ale naprawdę nie wiem, skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać. Tak w ogóle to gdzie my jesteśmy?

- Na jakimś totalnym bezludziu. – Odpowiedział mi zielonooki. Zapomniałam o jego obecności.

- To dobrze. –Westchnęłam.

- A jak twoja głowa, z tego co zauważyłem, po tym jak mnie obudziłaś, dawała ci się we znaki.

- Spoko, bywało gorzej. Po prostu tak mam jak zrobię coś nowego z moją super mocą. –Powiedziałam dwa ostatnie słowa z wyczuwalnym sarkazmem. Wrrrr. Koń nastroszył grzywę na mój ton, jednak, kiedy podrapałam go za uchem, rozluźnił mięśnie.

- Aha, to dobrze... Czekaj jak to coś nowego?

- No wiesz. Nie codziennie otwieram swój umysł przed kimś w całości. – I tu umilkł, przynajmniej na chwilę.

- A co do tego, co zobaczyłem...

- Nie chcę o tym gadać, Lokiś. –To ostatnie powiedziałam już z wielkim uśmiechem na ustach.

- Lokiś? Co ty młoda damo wymyśliłaś?

- No z tą damą to wyjechałeś.

- Przecież jesteś damą, przynajmniej w jakiejś części. – Prychnęłam.

- Już to widzę, bo przecież na każdym balu, wernisażu czy bankiecie, kobieta, kiedy ktoś podaje jej rękę, wysysa z niego całe siły życiowe albo zgłębia jego całe życie, podczas, gdy on zwija się w konwulsjach na podłodze. Zaiste masz rację powiadając, że jestem damą. - Roześmiał się.

-Źle na to patrzysz. Zapomniałaś dodać, że po chwili twoje nieskończone pragnienie pochłania wszystkich pozostałych gości i przy okazji całe miasto. –Patrzył na mnie z troską, delikatnie ważąc każde słowo, jakby się bał, że przez nie mogłabym się załamać. O nie, kochany, ja przez takie rzeczy nie będę płakać po nocach. Suma sumaru ma rację z tym pragnieniem chłopaczyna.

- Dzięki, że mi przypomniałeś. – Powiedziałam z szerokim uśmiechem. –Lepiej bym tego nie ujęła. –Odetchnął z ulgą. To słodkie.

- Są też plusy. W sumie nikt by cię nie powstrzymał, jakbyś nagle zechciała opanować cały świat.

- No widzisz, na szczęście ty nie jesteś mną i udało im się zatrzymać twoje poczynania. Nie zdążyłeś nawet dotrzeć na wybrzeże. –Wybuchłam śmiechem. Mój ukochany dołączył do mnie. Co prawda, nie do końca ludzko to brzmiało, ale... Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Loki patrzył na nas obrażony. Zaczął mamrotać coś pod nosem, wyłapałam tylko urywki.

- Nawet koń... już... jej pokażę... Pfff, zobaczymy... Ja... śmiał ...tni. – Jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać, a kiedy zaczęłam tarzać się po ziemi i krztusić się, bożek dołączył do mnie.

- Brzmisz jak orgazmujący słoń. –Stwierdził, a ja umilkłam, podnosząc skroń. Zaczęłam monolog.

- Że co proszę? Wcale tak nie brzmię! Słyszałeś kiedyś takiego słonia? Ja nie, ale jestem pewna, że on tak nie brzmi. Koniec tematu. Kropka. A jak będziesz chciał jeszcze coś takiego powiedzieć, to naślę na ciebie Hadesa.

- Taaa jasne, ty nawet muchy nie skrzywdzisz.

- Po prostu muchy nie są niczemu winne. Czemu miałabym zabijać jakiegoś owada, który po prostu poddaje się swoim instynktom, nikogo nie udaje, zachowuje się zupełnie naturalnie?

- A co powiesz na komary?

- Co komary?

- Bo wiesz one wbijają się w skórę, wysączają krew ludzi... Znaczy tak czytałem w książkach.

- Nigdy mnie nie ugryzł komar.

- Jak? Tak się da? Myślałem, że tylko bogowie tak mają, my mamy za szlachetną krew. – Wypiął pierś do przodu, a ja powstrzymywałam się przed kolejnym napadem głupawi.

- Taaa szlachetna. Ha ha ha.

- Może jesteś jakąś zagubioną...? –Wiedziałam, co miał na myśli, ale przerwałam mu niezwłocznie.

- Moja krew praktycznie sama w sobie jest trucizną, więc raczej nie jestem ulubionym pożywieniem komarów. Można powiedzieć, że trzymają się bezpiecznej odległości, przynajmniej one mądre. – Uśmiechnęłam się.

Zapadła między nami cisza. Nie chciałam jej przerywać. Była przyjemna, taka kojąca. Dawała poczucie, jakie ciężko opisać. W powietrzu wisiała obietnica. Nie wiedziałam, czego dotyczyła, ale nie czułam się przez to źle. W obecnej chwili, wszystko było dobrze. Siedziałam oparta o żebra mojego konika, naprzeciwko siedział bóg kłamstw. Po kilku minutach usnęłam. Znowu.


******************************

Obudziłam się przez jakiś ładny zapach. Uchyliłam powieki. Przede mną stał wyszczerzony Loki ze szklanką wody w ręce. Odchrząknęłam. Ten zaskoczony, że mam otwarte oczy, podskoczył i całą mokrą zawartość wylał na siebie.

- No, no tego się po panu nie spodziewałam, panie... Przepraszam, ale może przypomnieć mi pan swoją godność?

Asgardzki bóg od razu opanował swoją wściekłą minę, przybrał natomiast wyniosły wyraz na swój twarzostan.

- Laufeyson, Loki Laufeyson, milady. - Ta w Bonda chciał się zabawić, ciekawe, czy to oglądał. W sumie skoro nawet ja to oglądałam...

- A więc panie Laufeyson, takie zachowanie nie jest mile widziane w wyższych sferach, jestem zmuszona ofiarować panu naganę. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak mogłoby to się skończyć, gdybym w porę nie wkroczyła.

- A ja mogę. - Powiedział uśmiechnięty, pokręciłam głową rozbawiona.

- Zepsułeś, psujo.

- A tak się starałem, nawet śniadanie ci przygotowałem. - Na to słowo rozbudziłam się i skoczyłam na równe nogi.

- Czy ktoś powiedział coś o jedzeniu? Ja poproszę.

- No ja nie wiem, a zasłużyła pani? - Przekrzywiłam głowę i wypchnęłam wargę do przodu. -No nie wiem, nie wiem, przed chwilą zostałem upomniany, to obraża moją pozycję.

- Lokiś, ty wiesz, przecież, że to były żarty. Looookiś...

- Dobra, dobra. Tylko skończ z tym Lokiś.

- Dobrze, Lokisiu. -Przewrócił swymi gałkami, ale odsunął się na bok, a moim oczom ukazało się jedzenie! Rzuciłam się na nie, a Hades zarżał w tle.

- Siedź tam cicho kuniu, głodna jestem! Ty masz trawę, ja niekoniecznie tym się najem. Z resztą ty w ogóle potrzebujesz jedzenia? W sumie skoro..?

- Nie rozmyślaj tylko jedz.

Posłusznie spojrzałam, co leżało na kocu. Ciasto jakoś dziwnie zwinięte, małe kostki masła, czerwony dżem, jakieś owoce, z których rozpoznałam tylko jabłko i jakiś napój w kubku. Nie rozmyślając dłużej, zajęłam się pałaszowaniem. Co jakiś czas z moich ust wychodziły jęki rozkoszy. To było pyszne. Nigdy nie jadłam czegoś takiego, to było ... Wow. W którymś momencie zamknęłam oczy. Kiedy już wszystko pochłonęłam, został mi tylko ciemny napój. Wzięłam łyk i od razu go wyplułam. Ble, gorzkie. Loki, który do tej pory siedział cicho, prychnął rozbawiony.

- Co to jest?

- Kawa.

- Fuuu.

- Ludzie piją to na potęgę, przeciętny człowiek wypija 2 filiżanki dziennie.

- Taaa, a ja jestem kosmitą. Co się tak ciągle szczerzysz?

- No bo wszystko zjadłaś. -Spojrzałam pytająco. -To miało być śniadanie dla naszej dwójki i miało zostać jeszcze na później. -Poczułam ciepło na policzkach, nie pomyślałam o nim, było mi głupio.

- Przepraszam. -Mruknęłam speszona pod nosem.

- Spokojnie, w każdej chwili mogę znowu teleportować się do Francji. -To mnie trochę uspokoiło. Ale tylko trochę.

- Zajadałaś się jakbyś nigdy rogali nie widziała.

- Czego nie widziała?

-Rogali, to co przed chwilą jadłaś...

- A więc tak to się nazywa. -Wytrzeszczył na mnie oczy.

-Nigdy tego nie jadłaś? O ja cię kręcę! Przecież..Ugh!

- No wiesz, może kiedyś jadłam, ale nie pamiętam. Jestem przyzwyczajona d innego standardu pożywienia. - Wzdrygnęłam się na przypomnienie o tych papkach w Hydrze.

- Zmienimy to. -Powiedział zdecydowany, a ja uśmiechnęłam się, widząc jego zaciętą minę.

********************

Taki spokojny rozdział i już dłuższy- prawie 1300 słów! Przepraszam, że dopiero teraz, ale urwanie głowy w szkole, a jeszcze święta. Tak przy okazji ma ktoś jakiś pomysł na prezent dla rodziców? Help me please! Jeszcze kilka będzie takich spokojniejszych, a potem akcja się rozkręci. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Gwiazdkujcie i komentujcie! <3

~nega_tywna




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro