Rozdział 5
- Co wy tu do cholery robicie! - Obydwoje podskoczyli, zaskoczeni nagłym hałasem. Kiedy Klara odwróciła się, od razu dostrzegła rozwścieczoną Alice. W jej oczach jarzyły się iskierki złości i strachu.
- A co? Ty tu wszystko możesz! Czyli stać z nami też, prawda? - zakpił Charlie, uśmiechając się szeroko.
- Oh, zamknij się wreszcie prostaku! - warknęła - Macie się w tym momencie wynosić! JA to nie WY, więc jak ktoś WAS tu zauważy, to będziecie mieć poważne kłopoty!
Klara skuliła się nieco przytłoczona jej krzykiem. Była zaskoczona, że jeszcze nikt tego nie usłyszał i nie zaciekawił się odgłosami dochodzącymi z zakazanej części budynku.
- To powiesz, że chwalisz się znajomym, jaki to z twojego taty kłamca!
- Co proszę?! - Klarze się wydawało, że za chwilę dziewczyna zabije ich swoim palącym spojrzeniem. Oczami wyobraźni widziała, jak z jej uszu i nosa wylatuje para, przypominająca czajnik z gotującą się wodą - On nie jest żadnym kłamcą! Co, zazdrościsz mu kasy?!
Brunetka dostrzegła, jak ich krzyki przyciągnęły już Ashley w towarzystwie znienawidzonych przyjaciółek Alice. Stanęły za plecami blondynki, zaskoczone spoglądając na zaistniały spór.
- Słyszeliśmy, jakie polecenia wydaje twój tatuś - prychnął z niesmakiem - mniej niż połowa tej krwi idzie na transfuzje. Pytanie tylko, co się dzieje z resztą? - uniósł brwi, a ramiona splątał na piersi, przypominając tym policjanta, który przesłuchuje tajemniczego mordercę.
- Nie mam pojęcia, o czym gadasz ty głąbie ! Mój tata zarabia nie mało na doskonałym pomyśle, a ty zazdrościsz! Jakoś nie widziałam cię nigdy w Chicago. Czyżbyś pochodził z jakiegoś zadupia? - Dziewczyna zrobiła udawaną smutną minę, na co Charlie roześmiał się. Potem nastąpiła już tylko chwila ciszy, którą każdy bał się przerwać. Alice obróciła się patrząc na swoje przyjaciółki, aż w końcu przemówiła - Potrzebujecie jakiegoś specjalnego zaproszenia?! Wynocha!
Nikt jednak się nie ruszył. Nawet jej wierne towarzyszki nadal stały na swoich miejscach wymieniając raz po raz porozumiewawcze spojrzenia.
- Jak się tam dostać? - przemówiła niespodziewanie Ashley, która palcem wskazała drzwi za nastolatkami
- Słucham?! - pisnęła z niedowierzaniem Alice. Zerknęła na zakratowane drzwi, a potem roześmiała się drwiąco - Ty ślepa jesteś czy głupia?! Do wrót przydały by się wam...eee...klucze? Dalej karta do zeskanowania, o ilę wzrok mnie nie myli, a następnie...skąd ja to mam niby wiedzieć?! I tak wam to nie wyjdzie!
- Czyżby?! - Charlie skupił na sobie jej uwagę, a potem powoli zbliżył się do dziewczyny. Musiała unieść wysoko głowę, aby dalej wpatrywać się w jego oczy, ponieważ była od niego o wiele niższa - umowa jest prosta; ty nam pomagasz tam wejść, a my...
- Chwileczkę... - Przerwała mu unosząc dłoń - TY mi grozisz?
- Nie. - Wzruszył ramionami po kilku sekundach namysłu - Ja tutaj przedstawiam jasno fakty.
- Wynocha! - Nastolatka ponownie wrzasnęła, a jej głos nabrał dziwnego tonu. Klara aż poczuła zimny dreszcz na plecach. W końcu jednak postanowiła się wychylić, przypomnieć o swoim istnieniu.
- Okey - odezwała się cicho, lekko jeszcze skrępowana - nic tu po nas - minęła dwójkę kłócących się ludzi i powoli ruszyła ponownie wzdłuż korytarza. Czuła na sobie zaskoczone spojrzenia Charlie'go i Ashley, jednak nie odezwali się.
- Wiedziałam, że ty jesteś uległa! Wszystko z tobą można zrobić, jak z zabawką. Wystarczy tylko krzyk! - Usłyszała za sobą śmiech Alice i poczuła ukłucie w sercu. Zacisnęła dłonie w pięści, jednak nie zatrzymała się.
- Klara! Co ty wyprawiasz! - syknęła tym razem Ashley. Kiedy jednak zorientowała się, że Klara postanowiła zrezygnować z dalszej części planu, ona także dołączyła się do dziewczyny. Objęła ją ramieniem, a chwilę potem usłyszały za sobą kroki chłopaka.
- No! I tak ma być! WSZYSCY się mnie słuchają! - krzyknęła za nimi blondynka, a jej przyjaciółki roześmiały się, jakby nagle powróciły do życia.
Klara otoczona swoimi towarzyszami przyspieszyła nieco. Kątem oka dostrzegła posępne miny Charlie'go i Ashley. Kiedy zbiegli po schodach na niższe piętro, szybko udali się do windy by ją zająć, zanim dołączą do nich pozostałe dziewczyny.
W milczeniu oczekiwali, aż metalowe drzwi rozsunął się, a kiedy to nastąpiło, Klara wcisnęła byle jaki przycisk.
- Słuchajcie - przemówiła od razu, jak drzwi zasunęły się za nimi - musimy ukraść komuś tę kartę i zdobyć klucze!
Dostrzegła na twarzach chłopaka i dziewczyny lekkie zaskoczenie. Wywróciła oczami nie wierząc, że musi tłumaczyć im wszystko, jak małym dzieciom.
- To ty nie odpuściłaś? - Zapytała z niedowierzaniem rudowłosa dziewczyna.
- Nie! Ja tylko zrezygnowałam z dalszych usług Alice!
- Ale...bez niej chyba nie będzie tak łatwo... - Odezwał się niepewnie Charli drapiąc się w kark.
- A po co nam ona? Mamy już wszystkie potrzebne informacje! Wygadała, że musimy zdobyć klucze i kartę!
- A dalej? - Tym razem Ashley pokazała swoją niepewność.
- Zobaczymy. - Klara uśmiechnęła się, a zanim ktokolwiek zdążył przedstawić swoje spojrzenie na zaistniałą sytuację, winda otworzyła się i byli zmuszeni zaprzestania rozmów. Zatrzymali się na jakimś szóstym piętrze, gdzie nikogo nie było.
Gdy przyjaciele sprawdzili dokładnie wszystkie zakamarki, żeby upewnić się czy na pewno są sami, zaczęli kontynuować rozmowę.
-No dobra. Wchodze w to. - zaczęła Ashley - Ale komu ty chcesz ukraść tę kartę i klucze... No i jak?-
W tym momencie Klara i Charlie wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Może nie byli z tego dumni, ale doskonale pamiętali czasy ich nastoletniego buntu i sytuacje, kiedy wykradali ze sklepów różne rarytasy w postaci drogich, zagranicznych cukierków w ich ulubionym sklepiku lub ładnych ubrań, na które nie było ich stać. Nigdy o tym nikomu nie powiedzieli, ale teraz wydawali się być zdeterminowani do tego, aby odkryć, być może, największy sekret tej firmy.
- Wiem jak. - Ashley usłyszała stanowczy i pełen przekonania głos Klary, a Charlie roześmiał się szyderczo.
- Wracamy do gówniarskich czasów? - lekko szturchnął łokciem kuzynkę, a ona uśmiechnęła się nieśmiało - Tylko komu?
Nikt nie zdołał odpowiedzieć na to pytanie. Dopiero po kilku minutach intesywnego myślenia rozwiązanie samo przeszło obok nich schodami na końcu korytarza. Każdy na widok pracownicy niosącej mini lodówkę z napisem "krew" pomyślał o tym samym.
- Szybko, za nią - szepnął chłopak i pognał za kobietą, a towarzyszące mu dziewczyny poszły w jego ślady. Skuleni przemknęli wzdłuż ściany bacznie obserwując pracownicę.
Chwilę później kobieta zniknęła w jednym z pomieszczeń. Dzięki niedomknięciu drzwi, Charlie, Klara i Ashley schronili się za nimi i mogli spokojnie podsłuchiwać rozmowę z jakimś mężczyzną.
-Masz tu kolejne dziesięć litrów - powiedziała, a następnie rozległ się dźwięk otwieranej metalowej pokrywy.
- Świetnie, jeszcze dwa i znowu rozdzielamy. - Odezwał się gruby i męski głos. Po chwili rozległy się kroki i przez chwilę nastolatkom wydawało się, że ktoś wyłoni się z gabinetu, jednak nic takiego nie nastąpiło. Oczami wyobraźni brunetka ujrzała, jak wysoki, elegancki mężczyzna przechadza się po swoim biurze z zadowoleniem spoglądając przez okno.
Charlie, Klara i Ashley spojrzeli na siebie. Do wszystkich dotarło, że kradzież w tym momencie to istne samobójstwo. Nim ktoś nie zaniesie tych dwóch litrów do tajnego pokoju, wszyscy szybko by się zorientowali, że nie ma kluczy i karty.
Chłopak machnął dłonią i zawrócił, by spowrotem pomknąć wzdłuż korytarza, a dziewczyny uczyniły to samo. Schowali się za rogiem na samym końcu i w milczeniu oczekiwali na rozwój wydarzeń. Nie musieli długo czekać, by kolejna osoba pojawiła się z inną lodówkę zawierającą ten cenny dla nich płyn. Pare minut później pracownik, który przyniósł pojemnik z krwią wyszedł, by ją zanieść do tajnego pokoju.
Nie zastanawiając się zbyt długo, wszyscy szybko udali się za nim, a gdy spowrotem wyszedł z chronionego pomieszczenia nadszedł czas na realizacje planu Charliego i Klary.
- Przepraszam - niepewnie wychyliła się Klara, zwracając na siebie uwagę niskiego, krępego mężczyzny w kitlu - czy...
-Co wy tu robicie?! - Szybko przerwał jej wypowiedź zostawiając klucze w drzwiach. Po jego twarzy widać było, że jest zarówno zły jak i przestraszony obecnością nastolatków.
- Bo właśnie się zgubiliśmy... - Ciągnęła dalej brunetka przybliżając się do mężczyzny.
- To jest piętro zamknięte dla gości! - odparł poprawiając okulary na nosie.
- Naprawdę? - wtrącił się Charlie -
-Przrpraszamy my tylko szukamy rodziców. Są przy punkcie oddania krwi. Wie pan gdzie to jest? - zrobił niewinną minkę, a pracownik jakby nieco się rozluźnił.
-Tak - w tym momencie odłożył kartę na parapet aby w zamaszysty sposób gestykulować rękami - skręćcie w lewo, idźcie prosto aż do końca korytarza, następnie w prawo, schodami na sam dół i szukajcie drzwi z numerami od trzy do dziewięć. Tam są wszystkie punkty oddawania krwi. - Po tej wyczerpującej rozmowie pracownik wydawał się jakby o czymś na chwilę zapomniał. Rozglądnął się niepewnie wokół siebie i w tym momencie nadszedł czas na Charliego.
- A mógłby pan nas tam zaprowadzić? - Klara kontynuowała rozmowę. W tym czasie, Charlie wziął klucze z zamka i karte z parapetu korzystając z tego, że pracownik musiał odwrócić się do niego tyłem aby spojrzeć na brunetkę.
-Niestety nie mogę, mam dużo pracy. - Na jego twarzy pojawił się uśmiech bezradności.
- Bardzo prosimy! - Ponownie odezwał się Charlie, równocześnie subtelnie pchając ręką o wiele niższego pracownika od siebie, tym samym odciągając go od drzwi.
- Niestety, ale naprawdę nie mogę. - Odwrócił się, uwalniając z objęć nastolatka i biorąc z parapetu klucze,
po czym dopilnował, aby opóścili piętro.
Pare minut później, kiedy nastolatkom udało się uciec od mężczyzny, znowu pomknęli w stronę toalety, gdzie mieli chwilę spokoju.
- Dobra, mamy tyko kartę, ale dobre i to. Teraz trzeba jakoś zdobyć klucze. - Klara rozpoczęła rozmowę i główkując zaczęła nerwowo chodzić w tę i spowrotem po toalecie.
- Jesteś pewna? - Brunetka spojrzała na kuzyna, który z szerokim uśmiechem z jednej kieszeni jeansów wyjął klucze, a z drugich kartę. Z jej ust wyrwał się pisk, więc szybko zasłoniła je dłonią. Poczuła dziwne dreszcze emocji i ukłucie w żołądku. Wreszcie mogła odkryć tajemnicę, przez którą wiele razy nie mogła spać w nocy.
- Charlie, jesteś genialny! - krzyknęła na całą toaletę i poczuła, jak na jej twarzy pojawiają się wypieki. Żadne z nich nie zwracało jednak uwagi na Ashley, która nie wtrącała się do ich planu, którego i tak nie znała, a teraz stała osłupiona z niedowierzaniem spoglądając na wysokiego chłopaka.
-Ale jak... - wymamrotała, jakby zdarzenia z ostatnich sekund pomału docierały do jej świadomości - Jak to możliwe... przecież widziałam, że to były klucze... Przecież ten gościu zabierał KLUCZE - mówiła coraz głośniej zwracając tym samym uwagę przyjaciółki i jej kuzyna.
- Właśnie Charlie, jak to zrobiłeś?
Chłopak wyprostował się dumnie napawając swoją przebiegłością. Oparł się o umywalkę i z szerokim uśmiechem spoglądał na klucze i kartę.
- Dobrze widziałyście, on zabrał klucze, tylko że nie swoje. - Wyjaśnił.
- To...co to były za klucze? - Dopytała rudowłosa dziewczyna marszcząc brwi.
- Od mojego domu. Pomyślałem, że jeżeli jednak go nie odciągniemy to przydałaby się jakaś podróba. - Spojrzał na ich zaskoczone miny i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Charlie... brak mi słów... - Klara pełna radości rzuciła się na kuzyna i przytuliła mamrocząc coś podniecona. Przez chwilę się ściskali, aż chłopak odsunął nieco od siebie kuzynkę i spojrzał na jej przyjaciółkę.
- No choć Ashley! - Wyciągnął ręke w stronę dziewczyny, a ta od razu rzuciła się w jego objęcia, jakby tylko czekała na zaproszenie. Klara nie mogła powstrzymać uśmiechu na myśl, że jej najlepsza przyjaciółka właśnie spełnia marzenie, które pojawiło się zaraz gdy zobaczyła chłopaka.
W końcu wszyscy się od siebie uwolnili gotowi do dalszych działań. Po ich twarzach widać było ekscytację.
- To co dziewczyny, idziemy? Bo za chwilę pewnie się zorientują - potrząsnął kluczami nadal dumny z siebie, potem opuścił łazienkę, a Ashley i Klara bez wahania udały się za nim. Od razu skierowali się w stronę schodów, którymi jeszcze kilkanaście minut temu schodzili uciekając od okradzionego mężczyzny. Szybko pokonywali stopnie, skacząc na co drugi i zdyszeni zwolnili dopiero na przedostatnim piętrze. Rozglądali się nerwowo, modląc w duchu aby nie spotkali żadnych ochroniarzy, pracowników, a co najważniejsze Alice albo jej przyjaciółek.
W końcu niepewnie wyłonili się na ostatnie piętro. Sprawdzili, czy nikt nie przechadza się korytarzem, a potem nasłuchiwali, czy aby na pewno z nikąd nie docierały odgłosy rozmów. Teren jednak wydawał się być czysty. Wokół panowała cisza, którą burzyły tylko ich przyspieszone oddechy i głośno bijące serca. Nie marnując cennego czasu, skierowali się w ponurą, ciemną część budynku, gdzie na końcu korytarza miały znajdować się wrota, a za nimi drzwi prowadzące do tajemniczego pomieszczenia.
Szybko pokonali korytarz, aż wreszcie dotarli do celu. Charlie z lekko drżącymi dłońmi otowrzył wrota, które bez zbędnego hałasu ukryły się w ścianie. Teraz drzwi wiodące do dziwnego pomieszczenia niemal stały przed nimi otworem. Perspektywa, że wystarczy tylko jeden skan kodu na karcie wywoływała u Klary nagły wzrost adrenaliny.
- To do których wchodzimy? - Zapytał Charlie patrząc na jeszcze dwa inne pomieszczenia obok tego, w które wpatrywała się brunetka, jakby jej wzrok miał wypalić w drzwiach otwór.
- Te... - Jak zahipnotyzowana, Klara uniosła drżącą dłoń wskazują na pomieszczenie przed sobą. Oblała ją fala gorąca. Bez zbędnych pytań i komentarzy, Charlie podszedł do skanera obok nich i przejechał po nim kartą, jak to robią klienci w sklepach. Mała lampka zaświeciła się na zielono, coś zatrzeszczało, rozległ się dziwny odgłos, jakby kilka zamków naraz chowało się w drzwiach otwierając je. Nikt z nich jednak nie podszedł, aby nacisnąć na klamkę. Stali osłupiali i wpatrywali się w białe drzwi.
- Myślicie, że czekają nas jeszcze jakieś zabezpieczenia, których już nie umiemy otworzyć? - Zagadnęła Ashley niszcząc ciszę, jaka na chwilę pomiędzy nimi powstała.
- Oby nie... - odparł Charlie - Bo skąd byśmy wzieli kolejne klucze czy karty? Albo gdyby to był kod? Jak go niby rozszyfrujemy? - dodał po chwili. W końcu wziął głęboki wdech i chwycił za klamkę. Drzwi bez przeszkód otworzyły się, a za nimi nie ukazały się kolejne kraty, przejścia czy tunele, tylko zwykłe, nieskazitelnie czyste, białe pomieszczenie.
- To co, wchodzimy. - Uśmiechnął się do swoich towarzyszek i jako pierwszy pokonał próg. Klarze dodało to pewności i szybko poszła za nim.
Chwilę później każdy z nich stanął w labolatorium i ujrzał ogromne, lśniące bielą pomieszczenie, od którego odchodziły trzy mniejsze korytarzyki. Pod ścianami stały długie rzędy szklanych komód, które prawie sięgały sufitu. Wszystkie były zabezpieczone jakimiś kodami. To pewnie o nie chodziło w tych
,,legendach" o zabezpieczeniach nie do złamania, jednak przez szyby, które zapewne były kulootporne, można było zobaczyć ich zawartość. W środku były różne małe buteleczki o dziwnych nazwach, których poprawne przeczytanie graniczyło z cudem. Obok leżały także różne puste fiolki powkładane do statywów, jednak to nie one najbardziej zainteresowały przyjaciół. Ich uwagę przykół długi, biały blat z szarym paskiem na podstawie. Jego powierzchnia była zupełnie pusta, jeśli nie licząc probówki oraz mikroskopu stojącego na krawędzi blatu.
Każdy rozszedł się po pomieszczeniu, szukając jakiś wskazówek na spisek szefa lub odpowiedzi na pytanie, co takiego może znajdować się w tych wszystkich, specjalistycznych pojemnikach. Jedynie Klara wciąż stała przy mikroskopie zastanawiając się, co pod nim badają. Następnie swój zwrok utkwiła na probówce, w której połyskiwała fioletowa ciecz.
- Jak myślicie - delikatnie podniosła szklany przedmiot z dziwnym płynem i zaczęła obracać go w dłoni, by dokładniej mu się przyjrzeć - co tam jest?
- Klara! Odłuż to! - niespodziewanie wrzasnęła Ashley nie dbając o to, że jej głos właśnie echem rozniósł się po całej firmie. Przerażona nagłym hałasem brunetka podskoczyła z piskiem, a z jej rąk wyleciała probówka
- NIE! - krzyknęła odskakując od fioletowej substancji, która rozlała się na białych płytkach. Ashley szybkim krokiem podeszła do Klary, po czym zaczęła zbierać rozbite szkło, podczas gdy brunetka wciąż stała oszołomiona tym, co właśnie się wydarzyło.
- Nie dotykaj tego! - krzyknął tym razem Charlie, ale było już za późno. Ashley zbierając odłamki szkła skaleczyła się, przez co z sykiem odskoczyła na bok, rozsypując na nowo szczątki probówki. Szybko wsadziła palec do ust, który zaczął pomału krwawić.
- Pogięło cię?! - oskarżycielskim tonem zwróciła się do Klary na chwilę wyciągając palec z ust i patrząc na głębokie rozcięcie, z którego szybko sączyła się krew - Od razu zorientowaliby się, że to leży jakoś inaczej! Odciski palców z probówki, z kluczy, do tego ten pracownik! Wiesz na jakie niebezpieczeństwo nas naraziłaś?! - skończyła swój wykład, bo właśnie kropla krwi spadła z jej palca na białe płytki.
- Nic ci nie jest? - Podszedł do niej Charlie, jednak zanim cokolwiek innego zdążyli zrobić lub powiedzieć, po pomieszczeniu rozległy się kolejne krzyki.
- Kto tam jest? - Głosy dobiegały z jednego z korytarzy znajdujących się w labolatorium. Przerażeni spojrzeli na siebie, a ich serca zamarły ze strachu.
- Szybko, uciekajmy! - krzyknął Charlie, nie dbając już o zachowywanie ciszy. To i tak było bez sensu po tym, co Ashley i Klara zrobiły.
Cała ich trójka błyskawicznie rzuciła się do drzwi. Najszybciej jak mogli biegli w stronę schodów, a za sobą dalej słyszeli krzyki. Nie zwalniali, nie odwracali się za siebie, nie dbali o nic innego jak o to, by jak najszybciej opuścić budynek. Kiedy już prawie docierali do schodów, nagle jakby znikąd wyłoniła się kobieta, którą wcześniej śledzili.
- Co wy... Jak sie tu dostaliście?! - krzyknęła zaskoczona widokiem nastolatków, jednak ci szybko przepchali się koło niej i zaczęli zbiegać po schodach - Stać! STAĆ! - wrzeszczała za nimi starając się ich dogonić, ale czerwone szpilki spowalniały ją na korzyść uciekinierów. Jednak pomimo tej przewagi nie zwalniali. Zadyszani i oblani potem przeskakiwali stopnie docierając na sam dół budynku. Przepychając się pomiędzy tłumem oburzonych ich zachowaniem ludzi w końcu znaleźli się na zewnątrz. Miasto tętniło własnym życiem, ludzie pośpiesznie gdzieś zmierzali, samochody trąbiły na siebie w nieskończonym korku i nikt nie zdawał sobie sprawy, że przed paroma minutami tych trzech nastolatków zmieniło całkowicie zwykłe, monotonne życie mieszkańców w prawdziwy koszmar, który narazie mogli doświadczyć jedynie na ekranach swoich telewizorów...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro