Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

- Od tamtego czasu pomieszczenie zgasło... - Klara siedziała na łóżku wgapiona w wierzowiec za oknem. Teraz, w środku nocy, cały budynek był pogrążony w ciemnościach.

- Właściwie to oni nie powinni pracować nad tym, co stłukliśmy? - odezwał się tym razem Charlie, który siedząc na podłodze w pokoju kuzynki przeglądał jej stare czasopisma.

- No właśnie! Dziwne...

- Od tamtego czasu to cholerstwo się nie goi! - warknęła Ashley, która była zbyt zajęta swoim palcem, by słuchać ich rozmowy. Zerwała przemoczony krwią plaster i skrzywiła się. Przez chwilę przyglądała się rance, która od trzech dni krwawiła tak, jak w pierwszych minutach po przecięciu, a następnie wyjęła kolejny plaster z kieszeni. Nim zdążyła nakleić go w miejsce skaleczenia, na jej spodnie zdążyły już spaść dwie czerwone krople. Przeciągle stęknęła patrząc, jak ciecz wchłania się w materiał powodując niespieralne ślady.

- Krwawiąca rana od trzech dni? Nieźle... - Chłopak na chwilę oderwał wzrok od jednego z artykułów, by spojrzeć na rudowłosą dziewczynę.

Wszyscy siedzieli razem, cicho ze sobą rozmawiając, aby nie pobudzić innych domowników. Nadal przeżywali zdarzenia sprzed ostatnich dni. Od tamtego czasu o wiele częściej się spotykali, a Ashley nawet zostawała na noc u swojej przyjaciółki, co raczej nie zdażało się zbyt często. Klara doskonale wiedziała, że jest to spowodowane obecnością przystojnego kuzyna, ale jej to nie przeszkadzało. Cieszyła się, że nie siedzi sama jak zwykle w wakacje, pogrążona w swoich filozoficznych rozmyślaniach.

- Pokaż to - Zatroskana brunetka chwyciła dłoń dziewczyny, zanim ta zdążyła zakleić skaleczenie plastrem. Marszcząc brwi spoglądała na ranę, która świeciła blaskiem świeżej krwi - trochę podejrzane...

- Ohh, możesz zostać lekarzem - zakpiła przyjaciółka wyrywając dłoń - ale przynajmniej nie boli - wzruszyła ramionami i zerknęła w stronę "Kropli życia".

- Może trzeba to zszyć? - zasugerował chłopak, ale rudowłosa nastolatka zgromiła go jedynie spojrzeniem.

- Wyśmieją mnie, to wygląda tak, jakbym się kartką przecięła!

Na chwilę zapanowała cisza, podczas której Klara ponownie swój wzrok utkwiła w budynku za oknem.

- Spodziewałam się, że nie wiem...zaczną nas szukać czy coś - wymamrotała do siebie, jednak jej słowa dotarły do towarzyszy.

- I to jest właśnie dziwne! - ożywił się Charlie - Super bogaty gość, który rozwozi krew i organy po całym państwie, ba! Nawet po kilku sąsiednich państwach! I niby nie pomyślał o tym, żeby zamontować kamery? A jeśli jednak jakieś tam były to chyba powinien się nieźle wkurzyć, no nie? Włamaliśmy się tam i jeszcze rozwaliliśmy jakieś świństwo! Na jego miejscu zrobiłbym wszystko, żeby nas dorwać! - Chłopak w paru sekundach powiedział na głos wszystko, o czym Klara rozmyślała dniami i nocami.

- Lepiej dla nas - wzruszyła ramionami Ashley - ale to potwierdza jedno, ten facet robi coś nielegalnego w tej swojej firmie. Pewnie dlatego boi się iść na policję, kosztowałoby go to o wiele więcej problemów niż teraz, a i tak jemu bardziej by zaszkodzili niż nam.

- A kamery? - wtrąciła się Klara - moja mama tam pracuje, sądzisz że ciężko byłoby nas namierzyć?

- Może się zepsuły? - odpowiedziała, jednak po tonie jej głosu dało się wyczuć, że sama w to nie wierzy.
- Dobra, dajcie spokój! Mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu i tyle... cholera jasna! - warknęła spoglądając na swój palec. Plaster przestał tamować już krew, która powoli spływała na spodnie dziewczyny, robiąc coraz więcej plam.

- Może jednak lepiej pójść z tym do lekarza, żeby chociaż jakaś infekcja się nie wkradła - zaproponował zmartwiony Charlie.

- Podziękuje - warknęła Ashley i szybko zmieniła opatrunek. Na jej twarzy malowała się irytacja. Szybko zakleiła palec plastrem, a potem nakleiła jeszcze dwa kolejne, jakby to miało w czymś pomóc. - jak się wkurzę, to go odrąbie - dodała patrząc na swoje arcydzieło. Klara skrzywiła się nieco myśląc, czy aby nastolatka nie mówi tego na poważnie.

Nagle ich rozmowę przerwały szmery i kroki. Wystraszeni spojrzeli w stronę korytarza, jednak zamknięte drzwi zasłaniały im widoczność. Przez głowy nastolatków przemknęła przerażająca myśl, że może ktoś się włamał i chce się z nimi rozprawić, jednak szybko wszelkie takie pomysły zostały rozwiane.

- Moja mama - szepnęła Klara spoglądając na zegarek - wychodzi do pracy.

- To która jest godzina? - Charlie zmarszczył brwi.

- Czwarta, ona długo się szykuje i ma w zwyczaju jeść śniadanie przed pracą, więc dlatego już nie śpi - wyjaśniła brunetka, a odgłosy wskazywały na to, że kobieta poszła do łazienki.

- Mi by się nie chciało tak wcześnie wstawać po to, żeby się najeść - Zaśmiała się Ashley.

- Dobra, może pora spać. - Chłopak zamknął magazyn i wrzucił w kąt, na stertę innych czasopism, które zdążył już przeczytać. - Dobranoc. - Uśmiechnął się szeroko i wyszedł z pokoju kuzynki.

***

Dzwonek telefonu. Jak nie mama to dzwonek telefonu.

Wkurzona Klara podniosła się na łokciach i nieprzytomnie rozejrzała po pokoju. Jej przyjaciółka dziwnym sposobem znalazła się na podłodze, chociaż mogłaby przysiądz, że zasypiały razem na jej niezbyt dużym łóżku.

Brunetka rozejrzała się jeszcze raz, próbując zarejestrować, co się dzieje dookoła. Zegar na przeciwko łóżka wskazywał godzinę szóstą, przez co dziewczyna jęknęła.

Przejmujący hałas nagle się zakończył , a Klara z westchnieniem opadła na poduszki. Ledwo zdołała zamknąć oczy, a dzwonek rozdarł kojącą ciszę na nowo.

- Ash! Telefon! - mruknęła zazdroszcząc przyjaciółce tak twardego snu.

- Tak, tak... - Odparła nastolatka po czym ziewając przewróciła się na drugi bok. Telefon ponownie zamilkł, jednak natarczywa osoba zdawała się niepoddawać i po raz trzeci przerwała im sen, który miał trwać aż do południa. - Cholera - mruknęła nastolatka i w końcu podniosła się.

Klara zaciekawiona, kto mógł cokolwiek chcieć od nastolatki o tak wczesnej porze, przysłuchiwała się jej rozmowie z zainteresowaniem. Pomruki Ashley formuujące się jedynie w słowa "dobra", "dobra", "tak", nie wskazywały na nikogo konkretnego, a tym bardziej nie pozwoliły wywnioskować co chciał rozmówca.

- Będę za piętnaście minut - Zakończyła połączenie Ashley. Klara patrzyła, jak odkłada telefon, a potem z irytacją ociera dłońmi zaspane oczy.

- Kto to? - Zapytała w końcu, gdy zauważyła, że przyjaciółka najwyraźniej nie miała zamiaru powiedzieć jej o co chodzi.

- Mama - mruknęła - jej pracownica zadzwoniła, że jest chora i nie da rady przyjść, a w zastępstwie ja mam dzisiaj pomóc.

Klara posłała jej współczujący uśmiech. Mama Ashley prowadziła mały sklepik z ubraniami, więc dziewczynę czekał mało emocjonujący dzień.

- Dobra, muszę się zbierać - Oznajmiła zbierając swoje rzeczy z podłogi i półek. Szybko wciągnęła swoje jeansy na nogi i już miała wychodzić z pokoju, gdy jej spojrzenie zatrzymało się na podłodze. Klara marszcząc brwi również tam popatrzyła.

- O kurde...

Mały dywanik w pokoju brunetki, na którym podczas snu wylądowała Ashley, był poplamiony krwią. Promienie słońca, które wpadały do pokoju spomiędzy żaluzji oświetlały miejsca lśniące czerwienią. Spojrzenia dziewczyn od razu zawędrowały na zraniony palec nastolatki.

- I co ja mam z tym zrobić? - jęknęła zaniepokojona Ashley. Trzy warstwy plastów zdążyły przez noc przesiąknąć krwią.

- Nie wiem, ale... - Klara nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Myśli kłębiły jej się w głowie. Przez chwilę przed oczami stanął jej obraz nastolatki, która przez małą rankę na palcu w końcu wykrwawia się tracąc przy tym przytomność, jednak szybko rozwiała tę myśl. Skarciła się cicho za głupie i nieprawdopodobne wyobrażenia.

- Dobra, ja muszę już lecieć - odezwała się w końcu Ashley ignorując na chwilę swój palec - przepraszam za bałagan - jęknęła ostatni raz patrząc na dywan, a potem wyszła z pokoju.

Obydwie powędrowały na przedpokój, gdzie rudowłosa nastolatka pospiesznie wciągała swoje trampki na stopy.

- Miłego dnia! - Zaśmiała się Klara, ale Ashley szybko skarciła ją spojrzeniem.

- Cześć - prychnęła i wyszła z domu, pospiesznie schodząc po schodach.

Brunetka przekręciła zamek, a zmęczenie ponownie w nią uderzyło, przypominając o nieprzespanej nocy i potrzebie snu. Na jej twarzy uformował się uśmiech, z którego można było odczytać zadowolenie z myśli o nieprzerwanym, przez nikogo, ani nic, śnie do południa.

Niestety, i tym razem się pomyliła.

Nim zdążyła zrobić krok, z pokoju gościnnego wyłoniła się ciocia Cassie. Wypoczęta i rozweselona przywitała dziewczynę, która starała się jasno dawać do zrozumienia, że jej zamiarem było ponownie położyć się w swoim łóżku.

- Ta milutka dziewczyna już poszła? Szkoda, myślałam, że zostanie na śniadaniu... - Ciotka, nie czekając na odpowiedź brunetki, zawędrowała do kuchni, gdzie robiła sporo hałasu wstawiając wodę na poranną kawę i tłukąc się garnkami. - Jajecznica czy naleśniki?

Klara w myślach krzyczała "sen", jednak już nie miała żadnych nadzieji na uwolnienie się.

- Jajecznica - mruknęła jedynie.

- Robicie coś dzisiaj?

- Emm...chyba nie... - Brunetka spojrzała pytająco na kobietę, która przeczesywała zakamarki lodówki, zastanawiając się nad błyskotliwym pomysłem, na który właśnie wpadła.

- To może pojedziemy na zakupy? Tylko ty, ja i Charlie. Będzie fajnie, zobaczysz! - Kobieta rozbijając jajka nawet nie spojrzała w jej stronę, gdyż była pewna, że skacze z radości.

Dziewczyna nieco się skrzywiła. Zakupy, czyli wydawanie pieniędzy, których i tak nie miała. Przygryzła dolną wargę, a jej brak odpowiedzi spowodował, że ciocia Cassie w końcu na nią spojrzała. Widząc jej lekki grymas uśmiechnęła się czule.

- Ja stawiam - zapewniła, a Klara blado się uśmiechnęła - obudź Charliego - poleciła urywając tym samym krępującą dla dziewczyny rozmowę.

Po skończonym śniadaniu cała ich trójka zebrała się i korzystając z komunikacji miejskiej, której Klara szczerze nienawidziła, dotarła do jednej z pobliskich galerii znajdujących się w Chicago. Godziny mijały im na mierzeniu kolejnych ubrań i chodzeniu od sklepu do sklepu. Klara czuła, jak jej mięśnie w nogach i rękach pulsują. Siatek przybywało, a w niej zbierało się zmęczenie. Mimo to, jednak podążała za ciocią z uśmiechem na twarzy, wdzięczna za zakupy.

- Klara, twojej mamie się to spodoba? - Zapytała już setny raz tego dnia wyłaniając się zza wieszaków z uniesioną bluzką.

- Nie musi ciocia... - Skrępowana Klara zaczerwieniła się troche, za co została skarcona złowrogim spojrzeniem kobiety.

- Tak czy nie?

- Tak - sapnął Charlie i zmęczony oparł się o ścianę. Brunetka zachichotała widząc minę chłopaka, który najwidoczniej nienawidził zakupów.

- Dobra, lecę zapłacić i chyba pora się zbierać do domu...

- TAK! - krzyknął uradowany chłopak, który odrywając się od ściany, patrzył, jak jego mama podchodzi do kasy z wyraźną ulgą.

Po paru minutach wyczerpani powoli zmierzali w stronę domu. Klarze wydawało się, że jej zakupy ważą tonę. Była pełna podziwu dla cioci Cassie, która nie przejawiając żadnych objawów zmęczenia energicznie szła na czele ich małej grupki opowiadając siostrzenicy emocjonujące historie. Słowa jednak nie do końca docierały do brunetki. W jej głowie znajdował się jedynie obraz wygodnej kanapy w salonie, na której tak bardzo chciała usiąść...

Jednak jej marzenie spełniło się dopiero wieczorem. W myślach przeklinała komunikację miejską i ruch w dużym mieście. Z łoskotem rzuciła siatki w progu drzwi i poczłapała ostatkami sił do salonu.

- No nareszcie! Myślałam, że coś was zjadło! - Zażartowała mama Klary, na co dziewczyna w ogóle nie zwróciła uwagi. Wraz z kuzynem jak zombie zawędrowali do salonu, gdzie każde z nich rozłożyło się na kanapie. Ich matki natomiast w tym samym momencie rozpakowywały zakupy i rozmawiały o minionym dniu.

Brunetka wzięła głęboki wdech i przymróżyła oczy. Wydawało jej się, że dopiero po położeniu się bóle w nogach dały tak naprawdę o sobie znać. Słyszała ciche pomruki Chalriego, który zgarnął jedną z poduszek spoczywających za plecami Klary. Po kilku sekundach każde z nich zaczęło powoli odpływać pozwalając oddać się snom, jednak nagle rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości na telefon, który brutalnie wyrwał ich ze spokoju. Obydwoje jęknęli, a Klara niechętnie sięgnęła po swoją komórke. Z na wpół zamkniętymi oczami spojrzała na wyświetlacz.

Ash:
Przyjdźcie do mnie, szybko!

Brunetka zmarszczyła brwi. Jej organizm domagał się odrobiny odpoczynku, jednak dziewczyna zdecydowała się jeszcze kilka razy przelecieć wzrokiem po tych kilku słowach. Uniosła się na łokciach przecierając oczy. Myśli powoli napływały do jej głowy, a sen musiał jednak jeszcze trochę poczekać.

- Charlie - mruknęła do niego, ale chłopak już spał lub udawał, aby nastolatka odpuściła i go nie męczyła. - Charlie! - Powtórzyła jeszcze kilka razy, aż w końcu musiała podnieść się i potrząsnąć kuzynem. Nastolatek wydał z siebie długie jęknięcie, a potem rozgniewany spojrzał na dziewczynę.

- Czego chcesz? - warknął.

- Ashley chce żebyśmy do niej przyszli, chyba coś się stało.

Charlie przez dłuższy czas leżał bez ruchu, a Klara zaczynała zastanawiać się, czy jej słowa do niego dotarły, ale w końcu chłopak zsunął się z łoskotem z kanapy i opadł na dywanie. Niechętnie podniósł się na nogach i udając szloch pomaszerował w stronę przedpokoju, skąd jeszcze dochodziły głośne rozmowy kobiet.

***

Po kilkunastu minutach Klara i Charlie znaleźli się przed kamienicą Ashley. Mieszkała zaledwie przecznicę dalej, a jej dzielnica była znacznie przyjaźniejsza od tej, na której mieszkała brunetka. Wiele budynków tutaj pomału odbudowywano, zajmowano się ogródkami i otwierały się pobliksie sklepiki.

Klara nadal zastanawiała się, dlaczego jej przyjaciółce tak bardzo zależało na ich szybkim przybyciu. Bała się, że może chodzić o tajemniczą rankę, albo o włamanie do biurowca. Z łomoczącym sercem zadzwoniła domofonem, a po kilku sekundach drzwi odblokowały się. Zarówno ona jak i Chalrie zdobywając się na ostatnie resztki sił przeskakiwali co drugi stopień i szybko dotarli na drugie piętro. Nie musieli nawet pukać, gdy tylko zatrzymali się przed wejściem do mieszkania Ashley, drzwi otworzyły się, a nastolatkowie zostali wciągnięci do wnętrza. Przyjaciółka Klary szybko zamknęła drzwi i nie zapalając światła pociągnęła ich w stronę swojego pokoju. W mieszkaniu panował półmrok i wydawało się, że Ashley została sama z bratem, bo tylko z jego pokoju wydobywały się odgłosy głośnej muzyki.

- O co chodzi? - Zapytała w końcu zniecierpliwiona nastolatka, gdy cała ich trójka weszła do pokoju rudowłosej dziewczyny. Nic nie odpowiedziała. Chwilę stali tak w milczeniu, aż nagle w pokoju zapaliła się lampa. Jasny blask oblał ściany, na których wisiało dobre kilka warstw plakatów ulubionych celebrytów Ashley. Jednak nikt na nie nie zwrócił większej uwagi. Zarówno Klara, jak i Charlie wpatrywali się w nastolatkę z wyraźnym zaniepokojeniem. Dziewczyna po chwili niechętnie uniosła na nich wzrok ukazując coś, co obojgu zaparło dech w piersiach.

Oczy Ashley, niegdyś w kolorze przymglonej zieleni teraz lśniły fioletowymi plamami. Blask bijący z nich zdawał się być magiczny i wzbudzał niezrozumiałą zgrozę.

- Ale świetne soczewki... - Zachwycił się Charlie, a Ash wykrzywiła się bliska płaczu.

- Tylko że to nie są soczewki...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro