° O tym, że Lena to niezwykła osoba °
Pewnego razu mały Jerry Ternaster po prostu zaciekawiony podwórkiem za wielką, fioletową bramą, postanowił na nią wyjść. Zapewne domyślacie się, jakie to miało zakończenie, a otóż obity tyłek, poker face na twarzy i łezki kręcące się w obu oczach.
I wtedy pojawiła się ona [to naprawdę brzmi, jak marne love story].
Kiedy Lena stała tak nade mną, wyciągając swoją drobną dłoń, już wtedy okazałem się trochę ulany. Nie patrzyłem z dokładnością na jej twarz — rumiane policzki czy długie brązowe włosy mokre po porannej kąpieli — wbiłem swój wzrok w jej równie brązowe oczy [czyli jednak może twarz, Boże, nawet nie zdałem sobie sprawy z tego, że gdy to pisałem, mogłem wyjść na małego zboka, budując tak nielogiczne zdanie] i dostrzegłem coś niewiarygodnego, jakby biła od niej wzmożona ilość empatii. Oczywiście, wtedy nie wiedziałem, jak to się nazywa, lecz teraz dochodzę do wniosku — była to dobroć. Dobroć, której zanik jest coraz częstszy w XXI wieku.
Dzień dobry, nazywam się Jerry Ternaster i ten rozdział poświęcam w pełni mojej najlepszej przyjaciółce — Lence.
Magdalene Lucille Otis urodziła się dwudziestego kwietnia dwutysięcznego roku, uwaga, w Austrii! Zapewne teraz się zdziwicie, co ona robi na Litwie, ale to raczej proste [albo nie] — jej rodzice zwyczajnie rozeszli się w dwie różne strony, a jako iż ślubu nie było ani nigdy nie czuli się nadzwyczajnie zakochani, było to jeszcze prostsze niż komukolwiek by się wydawało.
I choć nasze historie wyglądają dosyć inaczej, iż Lena w przeciwieństwie do mnie zna swojego ojca, który czasami ją odwiedza, wysuwa się pewien morał, wręcz identyczny, a otóż — dwie małe wpadki. Zabawne, co nie?
Bardzo kocham Lenę, choć jak to ludzie mają w zwyczaju, o czym już mówiłem, bywa irytująca. Kiedyś, zapewne w wieku pięciu lat, być może nawet się nią lekko zauroczyłem, lecz szybko mi minęło. Dopiero po chwili dostrzegłem, że bardziej jest dla mnie jak siostra, młodsza o miesiąc [niecały] i że ta relacja nie będzie się opierała na miłości romantycznej, a czysto braterskiej.
Bardzo często wieczorami chodzimy razem nad jezioro. Ma dla niej mocny wydźwięk emocjonalny — sam nie wiem czemu, mówi, że tak po prostu jest, więc tam spędzamy czas. Nad wodą wszystkie gwiazdy jakby świecą mocniej, a odgłosy natury nie są rozpraszające, lecz niezwykle kojące. I choć Lena może wydawać się bardzo radosną osobą, w takich momentach widzę w jej oczach malutki zatajony smutek.
Piszę ten rozdział właśnie tutaj — nad wodą. Zapewne bardzo chce zobaczyć, co tam skrobię, to mimo wszystko jedynie moczy nogi w zimnym jak lód jeziorze, akceptując moją prywatność. Tak, Lena zdecydowanie jest dobrym człowiekiem.
— Wiesz, że kiedyś będę musiał odejść? — pytam.
Podnosi głowę i momentalnie jej ciemne oczy spoglądają w moje jasne tęczówki.
— He?
— Zawsze możesz na mnie liczyć — kontynuuję, oplatając rękę wokół jej bioder. — Na tym polega przyjaźń. Jednak kiedyś nadejdzie moment, gdy nie będziesz już nastolatką Leną, a ja nastolatkiem Jerrym. Po prostu pójdziemy w swoje strony, a jezioro będzie musiało pozostać bez naszej opieki.
Widzę, że rozumie.
— Jednak zawsze wtedy będziesz mogła spojrzeć w gwiazdy. — Wskazuję palcem na rozgwieżdżone niebo. Dziewczyna wodzi wzrokiem za moją ręką. — Ta, która świecić będzie najmocniej dla ciebie, będzie równie mocno świecić dla mnie. To bedę ja i ty. Na odległość, ale przesyłający sobie ciepłe pozdrowienia.
Czuję, jak opiera się o mnie. Głowę kładzie mi na szczupłym ramieniu.
— Czasem, gdy mówisz, zastanawiam się, czy naprawdę istniejesz. — Słyszę. — Po prostu robisz to w tak... magiczny, o to dobre słowo, sposób.
— Przestań...
— Jerry. — Tym razem brzmi stanowczo. Podnosi się lekko i patrzy mi prosto, swoim pseudo groźnym spojrzeniem, w oczy. — Jesteś niezwykłym przyjacielem, a zapewne jeszcze lepszym chłopakiem. Choć nasi rodzice nigdy nie mieli okazji przedstawić nam miłości partnerskiej, to jestem pewna, że damy sobie z nią radę.
Marszczę brwi. Powaga gdzieś uchodzi, gdyż Lena zaczyna się lekko śmiać.
— Zawsze bawi mnie twoja mimika. — Zasłania usta dłonią, a ja daję jej kuksańca w bok, na co ta wybucha głośniejszym śmiechem. — Mam na myśli, po prostu — kontynuuje po chwili — że jesteś kimś niezwykłym. A Janet wyjątkowo ślepym.
I choć chcę zaprzeczyć, czuję, że serce zaczyna bić mi mocniej ze wzruszenia.
— Pragnę dodać, że mam identyczne zdanie na temat Borysa.
I tak też zaczynamy się śmiać.
Kiedyś mówiłem, że nie natrafiłem na Toma przypadkiem. Na moją Lenę również zdecydowanie nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro