Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

° O tym, że Lena to niezwykła osoba °

    Pewnego razu mały Jerry Ternaster po prostu zaciekawiony podwórkiem za wielką, fioletową bramą, postanowił na nią wyjść. Zapewne domyślacie się, jakie to miało zakończenie, a otóż obity tyłek, poker face na twarzy i łezki kręcące się w obu oczach. 
    I wtedy pojawiła się ona [to naprawdę brzmi, jak marne love story].
    Kiedy Lena stała tak nade mną, wyciągając swoją drobną dłoń, już wtedy okazałem się trochę ulany. Nie patrzyłem z dokładnością na jej twarz — rumiane policzki czy długie brązowe włosy mokre po porannej kąpieli — wbiłem swój wzrok w jej równie brązowe oczy [czyli jednak może twarz, Boże, nawet nie zdałem sobie sprawy z tego, że gdy to pisałem, mogłem wyjść na małego zboka, budując tak nielogiczne zdanie] i dostrzegłem coś niewiarygodnego, jakby biła od niej wzmożona ilość empatii. Oczywiście, wtedy nie wiedziałem, jak to się nazywa, lecz teraz dochodzę do wniosku — była to dobroć. Dobroć, której zanik jest coraz częstszy w XXI wieku.

       Dzień dobry, nazywam się Jerry Ternaster i ten rozdział poświęcam w pełni mojej najlepszej przyjaciółce — Lence.

     Magdalene Lucille Otis urodziła się dwudziestego kwietnia dwutysięcznego roku, uwaga, w Austrii! Zapewne teraz się zdziwicie, co ona robi na Litwie, ale to raczej proste [albo nie] — jej rodzice  zwyczajnie rozeszli się w dwie różne strony, a jako iż ślubu nie było ani nigdy nie czuli się nadzwyczajnie zakochani, było to jeszcze prostsze niż komukolwiek by się wydawało.
    I choć nasze historie wyglądają dosyć inaczej, iż Lena w przeciwieństwie do mnie zna swojego ojca, który czasami ją odwiedza, wysuwa się pewien morał, wręcz identyczny, a otóż — dwie małe wpadki. Zabawne, co nie?
     Bardzo kocham Lenę, choć jak to ludzie mają w zwyczaju, o czym już mówiłem, bywa irytująca. Kiedyś, zapewne w wieku pięciu lat, być może nawet się nią lekko zauroczyłem, lecz szybko mi minęło. Dopiero po chwili dostrzegłem, że bardziej jest dla mnie jak siostra, młodsza o miesiąc [niecały] i że ta relacja nie będzie się opierała na miłości romantycznej, a czysto braterskiej.
     Bardzo często wieczorami chodzimy razem nad jezioro. Ma dla niej mocny wydźwięk emocjonalny — sam nie wiem czemu, mówi, że tak po prostu jest, więc tam spędzamy czas. Nad wodą wszystkie gwiazdy jakby świecą mocniej, a odgłosy natury nie są rozpraszające, lecz niezwykle kojące. I choć Lena może wydawać się bardzo radosną osobą, w takich momentach widzę w jej oczach  malutki zatajony smutek.
      Piszę ten rozdział właśnie tutaj — nad wodą. Zapewne bardzo chce zobaczyć, co tam skrobię, to mimo wszystko jedynie moczy nogi w zimnym jak lód jeziorze, akceptując moją prywatność. Tak, Lena zdecydowanie jest dobrym człowiekiem.

       — Wiesz, że kiedyś będę musiał odejść? — pytam.

      Podnosi głowę i momentalnie jej ciemne oczy spoglądają w moje jasne tęczówki.

       — He?

       — Zawsze możesz na mnie liczyć — kontynuuję, oplatając rękę wokół jej bioder. — Na tym polega przyjaźń. Jednak kiedyś nadejdzie moment, gdy nie będziesz już nastolatką Leną, a ja nastolatkiem Jerrym. Po prostu pójdziemy w swoje strony, a jezioro będzie musiało pozostać bez naszej opieki.

       Widzę, że rozumie.

      — Jednak zawsze wtedy będziesz mogła spojrzeć w gwiazdy. — Wskazuję palcem na rozgwieżdżone niebo. Dziewczyna wodzi wzrokiem za moją ręką. — Ta, która świecić będzie najmocniej dla ciebie, będzie równie mocno świecić dla mnie. To bedę ja i ty. Na odległość, ale przesyłający sobie ciepłe pozdrowienia.

      Czuję, jak opiera się o mnie. Głowę kładzie mi na szczupłym ramieniu.

       — Czasem, gdy mówisz, zastanawiam się, czy naprawdę istniejesz. — Słyszę. — Po prostu robisz to w tak... magiczny, o to dobre słowo, sposób.

        — Przestań...

        — Jerry. — Tym razem brzmi stanowczo. Podnosi się lekko i patrzy mi prosto, swoim pseudo groźnym spojrzeniem, w oczy. — Jesteś niezwykłym przyjacielem, a zapewne jeszcze lepszym chłopakiem. Choć nasi rodzice nigdy nie mieli okazji przedstawić nam miłości partnerskiej, to jestem pewna, że damy sobie z nią radę.

      Marszczę brwi. Powaga gdzieś uchodzi, gdyż Lena zaczyna się lekko śmiać.

      — Zawsze bawi mnie twoja mimika. — Zasłania usta dłonią, a ja daję jej kuksańca w bok, na co ta wybucha głośniejszym śmiechem. — Mam na myśli, po prostu — kontynuuje po chwili — że jesteś kimś niezwykłym. A Janet wyjątkowo ślepym.

      I choć chcę zaprzeczyć, czuję, że serce zaczyna bić mi mocniej ze wzruszenia.

       — Pragnę dodać, że mam identyczne zdanie na temat Borysa.

        I tak też zaczynamy się śmiać.
Kiedyś mówiłem, że nie natrafiłem na Toma przypadkiem. Na moją Lenę również zdecydowanie nie.

       

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro