Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

° O tym, czy da się kogoś poznać dogłębnie °

      — Witaj, Borysie Greenf a c e. — Uśmiecham się ironicznie, kiedy w tłumie ludu wybranego, tzn. więźniów szkoły, dostrzegam czarną emo czuprynę.

       — Witaj i żegnaj...

      Odpowiada mi zachrypły głos. Borys odchrząkuje, lecz ja wyprzedzam go skutecznie.

   — ...gdyż może być to twój ostatni dzień, Toster. — Zbyt dobrze go znam. Choć właściwie konkretnie znamy się  zaledwie dwa miesiące.

      Dzień doberek, a właściwie wieczorek, bo na zegarze 20 PM [ale jestem zajebisty, używam angielskich znaków, ohohoho], nazywam się Jerry Ternaster i oczywiste, że jestem inteligentniejszy od innych [żart, a raczej suchar].

    Zastanawiam się, czy Borys myśli to samo na mój temat. Czy także uważa, że mnie zna? Korytarzami szkoły mijamy się około cztery lata, a dopiero teraz zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Trochę szkoda, bo choć jest bucem raniącym uczucia mojej najlepszej [i zapewne jedynej] przyjaciółki, to mimo wszystko ma genialne poczucie humoru. No właśnie, bo tak jak ja, po prostu go nie ma. Inaczej nie da się wytłumaczyć faktu, że wybucha śmiechem, słysząc moje żarty [suche jak pustynia, którą szli Izraelczycy].
   Ale wracając do głównego zamysłu dzisiejszego wpisu. Nigdy nie wiem, jaka jest data, cóż urodzony human, więc ich nie zapisuję. Tak jakby ktoś się zastanawiał. Jakby ktoś to w ogóle czytał [o Boże, błagam, nie].
     Czy wiem, jacy są moi znajomi? Czy znam ich tylko z zewnątrz, tak jak oni mnie? Oczywiście — Lena jest dla mnie otwartą kartą, jak zapewne i ja [choć trochę w mniejszym stopniu] dla niej, lecz choć nazywam się kumplem Jacka, w prawdzie można to nazwać powierzchownym kumpelstwem.
     Pamiętam, jak raz ktoś prawie wybił mi okno. Było po dwudziestej trzeciej i omal nie dostałem kolejnym kamieniem, lecz tym razem w twarz, gdy otworzyłem je na oścież.

      — Co ty, do cholery, robisz?! — syknąłem, choć po chwili tego pożałowałem [jak większości tego co na co dzień robię].

      Jack przybiegł trzy ulice dalej, żeby spytać czy mam czas porozmawiać. Zachowywał się poważnie, co było dla mnie niezwykle dziwne, ponadto wyglądał, jakby płakał, więc tym bardziej poczułem się nieswojo. Byłem przyzwyczajony do miana beksy w tej przyjaźni.
    Nie pamiętam tej rozmowy do końca. Wiem, że pomogłem mu wejść na balkon, tak, aby babka z pokoju obok nic nie zauważyła ani Hektor mieszkający w domu na lewo, a przy tym wyzywaliśmy się przygaszonym szeptem. Potem wlazł na mój parapet, zamknęliśmy okno i się zaczęło. Znowu zaczął płakać. Jego rodzice ciągle się kłócą — matka prowokuje każdą kłótnię, kochają bardziej Brandona i Sylvię niż jego, a przy tym może nie zdać do kolejnej klasy. Zapewne był gotów, że uśmiechnę się głupio, sam mi to wprost kiedyś powiedział, ale ja zamiast tego po prostu go przytuliłem. Choć na twarzy malował mi się szok, po tym co usłyszałem, miałem jakieś dziwne wrażenie, że przytulenie to w pewnym stopniu znieczulenie. Przestanie boleć na moment — czułem, że tylko tyle mogę zrobić. I choć myślałem, że po tym poznałem Jacka i to co nas łączy można nazwać w końcu przyjaźnią, wiedziałem również, iż nie mam racji. Jutro będzie znowu niedojrzałym dupkiem Questers. Znowu nie będzie mówił o swoich problemach, lecz wyładowywał agresję na innych.
    Nie mnie to oceniać. Robię cały czas podobnie.
    Ludzie znają mnie z tego, że uważam się za inteligentnieiszego od innych, choć wcale tak nie myślę. Znają mnie z pewnego siebie uśmiechu i ironicznych słów, którymi chcę zatuszować ból, który, jak każdy nastolatek, skrywam w sercu. Znają mnie z czarnego humoru na temat śmierci czy innych spraw, które wiążą się stosunkowo z tym, co przeżywam. Nikt jednak nie zdaje sobie z tego sprawy — że nie jestem taki, jak się maluję. Albo jestem, lecz nie w stu procentach. Nie znają mnie, a ja nie znam ich. Nie wiem, jaki krzyż na swoich plecach niosą, a nawet jeśli wiem, oni nie chcą się nim podzielić. Tuszują go ostatecznie. Nie wiem tylko po co...

    Czemu udajemy silnych?
Choć znam codzienne przywitanie Borysa, to czy znam go naprawdę?

    Odpowiedź prosta: nie.
    I w 99 % mam tak z innymi ludźmi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro