° O tym, że internetowa przyjaźń istnieje °
— Tom — mówię, siedząc przy ładującej się komórce. Choć chciałem ograniczyć korzystanie z niej, nie potrafię. A raczej nie mogę. — Jesteś strasznie głupi.
— Wiem, Jerry — odpowiada mi głos z drugiego końca Litwy. Właśnie gadamy drugą godzinę i właśnie wyłączamy csa, bo zaczyna nam się wydawać nazbyt nudny. — Gdybym nie był głupi, nie przyjaźniłbym się z jakimś nerdem z litewskiej wiochy.
Choć go nie widzę, uśmiecham się złośliwie, wyobrażając sobie jego zołzowaty uśmieszek.
— Ale przyznaj, ten nerd z wiochy przynajmniej cię rozumie, wielki mieszkańcu Wilna. — Mimo iż, brzmię z przekąsem, w tych słowach jest sporo racji. I Tom zdaje sobie z tego sprawę, choć nie widzi mojego głupkowatego ryja, wie, że właśnie taki jestem. Gadam miłe rzeczy niezwykle ironicznym tonem.
— Och, przyznaję, powinien zostać moim osobistym psychologiem. — Zdaje sobie sprawę, bo sam czyni podobnie. — Dzięki, Jerry. — W końcu ironia przestaje nas razić po uszach. O ile takie stwierdzenie w ogóle kiedykolwiek istniało. — Niezły z ciebie kumpel.
Dzień dobry, nazywam się Jerry Ternaster i około trzy lata temu poznałem mojego najlepszego przyjaciela — Toma — na forum dla fanów csa.
Przypadek? Nie sądzę.
Jedni mówią, że internetowa przyjaźń to brednie, drudzy, najczęściej trzynastolatki na fazie, kręcą filmiki z pierwszych spotkań, wywalając się pośród tłumów ludzi. Ja co prawda nie jestem dziewczyną [i nigdy nie byłem, dla jasności], choć być może miałem wtedy z trzynaście lat, również spotkałem swojego internetowego przyjaciela — raz w życiu, nie płakaliśmy ze wzruszenia i trwało to ponad pięć minut. Naprawdę byliśmy szczęśliwi z tego niezręcznego spotkania, bo jakby nie patrzeć, w końcu ujrzeliśmy na oczy kogoś, komu zdołaliśmy zaufać przez internet — rozumiecie, nigdy nie jest pewne czy nie piszecie z wujkiem pedziem lub napaloną samotną matką pragnącą jednego.
Czasami myślę, że szkoda, iż nie mam Toma na co dzień przy sobie, a czasem po prostu dziekuję Bogu, że na niego natrafiłem. Być może nawet lepsza jest ta odległość, która nas dzieli. Dzięki niej się nie oceniamy. I dzięki niej jesteśmy w stanie spojrzeć na siebie bezinteresownie. Trudno mi wyobrazić sobie życie bez mojego Skype'a, bez życiowych pogawędek z Tomem czy głupawych przekomarzań. Poznałem właśnie genialnego kumpla, którego ironia nie boli i który potrafi ujrzeć pomiędzy nią ukryte cierpienie. No ba, pozwala mi nawet o nim mówić. Ja również mu pozwalam.
Stwierdziliśmy, że kiedy będziemy bogaci, zamieszkamy w Hollywood. Obiecałem także, że zapoznam go z moją wspaniałą Leną. I że ogarnę dupę, zapominając o Janet. Że w Hollywood poszukam sobie jakiejś miłej pisarki.
To wszystko brzmi ultra dziecinnie i głupio, ale na tym właśnie polega życie. Aby umieć pozwolić sobie na dziecinadę — i właśnie czuję, że przy Tomie zawsze mogę poczuć się jak mały dzieciak pełen marzeń.
Bo Tom to rozumie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro