ROZDZIAŁ 7
Szłam powolnym krokiem przez siódmą aleję. Zazwyczaj wsiadałam w metro, by jak najszybciej znaleźć się w umówionym miejscu, jednak dziś specjalnie wyszłam wcześniej. Chciałam się przejść. Przemyśleć wszystkie swoje obawy związane ze spotkaniem Nicholasa. Twojego chłopaka, chciałaś powiedzieć?
Nie rozmawialiśmy od dnia imprezy. Odpuściłam jakiekolwiek próby kontaktu, widząc, że nie odebrał sześciu moich połączeń. Powoli się przyzwyczajałam do jego oryginalnego rozwiązywania każdego problemu, jakim jest, kurwa, milczenie i późniejsze udawanie, że nic się nie stało.
Była godzina siedemnasta, ale letnie słońce wciąż smażyło moje ciało swoimi jasnymi promieniami. Za pół godziny mieliśmy spotkać się w Trinity Pub. W sześcioosobowym gronie. Jako trzy pary. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić nerwowy organizm, jednocześnie przyspieszając kroku.
- Jules – uśmiechnęłam się, ściskając rękę Davida.
Niewiele wyższy ode mnie brunet również uśmiechał się szeroko, po czym złapał moją dłoń, zmuszając mnie tym samym do okręcenia się wokół własnej osi.
- Jules, jesteś najładniejszą kobietą, jaką spotkałem w życiu. No, aż żałuję, że jestem gejem! – zawołał.
Zaśmiałam się szczerze, od razu zapominając o krążącym wcześniej w mojej głowie złym nastawieniu. Chłopak Michaela przypominał pełne dobrej energii słońce, które dosięgało swoimi radosnymi promieniami każdego, kto znalazł się w pobliżu.
- Ładnie razem wyglądacie – rzekłam po dłuższej chwili spoglądania na chłopców.
David sprawiał, że blondyn także nie przestawał się uśmiechać. Cieszyłam się, widząc ich tak, nie tyle zakochanych, co po prostu szczęśliwych i swobodnych w swoim towarzystwie. Skierowaliśmy się w stronę wejścia do pubu, kiedy znalazły się obok nas Ellie i Rachel. Były w równie dobrych humorach, jednak zachowywały się subtelniej niż chłopcy.
- Hej, Rachel – przywitałam się z dziewczyną. – Miło cię znowu widzieć.
- I wzajemnie, Jules Ruthford - uśmiechnęła się. – El zabroniła mi zbyt dużo z tobą rozmawiać, chyba byłaby zazdrosna.
Powiedziała te słowa specjalnie głośno, dlatego obie zaśmiałyśmy się, widząc oburzony wzrok Parker. Rachel była naprawdę urocza. Choć drobna, pewnością siebie spokojnie dorównywała Ellie. Ani przez chwilę nie poczułam się przy niej niezręcznie, mimo że rozmawiałyśmy pierwszy raz w życiu.
Minęły jakieś dwie minuty, zanim przyszedł Nick. Nie miałam zamiaru konfrontować się z nim na osobności, dlatego stanęłam między dziewczynami, wtrącając się co jakiś czas w rozmowę. Brunet uśmiechnął się do wszystkich, rzucając coś na przywitanie. David od razu wyciągnął dłoń, zagadując chłopaka. Nick przedstawił się uprzejmie, po chwili jednak przeniósł wzrok, spoglądając mi w oczy. Nie próbowałam nawet ukryć tego, że sama się w niego wcześniej wpatrywałam. Czekałam na jego ruch. Ten jednak nie nastąpił, nawet gdy minął mnie, by przywitać się z Rachel. Żywy ogień palił moje wnętrze, kiedy miło się do niej uśmiechał, słuchając uważnie każdego słowa blondynki. Zachowałam kamienną twarz, pozostając niewzruszona na jego nagłą sympatię.
Zajęliśmy miejsca w pomieszczeniu, w którym na szczęście było o wiele chłodniej niż na zewnątrz. Usiedliśmy na dwóch niebieskich kanapach znajdujących się naprzeciwko siebie. Znalazłam się między Rachel a Nickiem dzięki temu, że chłopak sam mnie przepuścił, zanim to on zajął miejsce obok niej.
Zamówiliśmy drinki, piwa i jakieś przekąski. Bałam się, że rozmowy ograniczą się do trzech par, ale na szczęście wszyscy szybko znaleźliśmy wspólny język. Michael wspominał szkolne zabawne sytuacje, opowiadając przy tym nieco Davidowi o pozostałych. Rachel, której został ostatni rok naszego liceum, śmiała się ze wszystkiego, co mówił, mając właściwy obraz otoczenia.
- Co słychać u Scotta? – El zwróciła się do Nicka. – Dawno się nie odzywał.
- Prawie się nie widujemy. Rano ciągle chodzi pomagać do jakiejś organizacji zbierającej żywność dla bezdomnych, a później do nocy siedzi z kumplami.
Uniosłam brwi, słysząc słowa chłopaka. W jego głosie nie było nic negatywnego, co musiało oznaczać, że nie żyją w żadnym konflikcie.
- Czemu tak cicho siedzicie? – zapytał Mike.
- No właśnie, Jules, czemu tak cicho siedzimy?
Przeniosłam wzrok na Nicka, który sam wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczami. Wzniosłam się na wyżyny miłości, pamiętając, że to przez moje słowa przestał się do mnie odzywać i rzekłam z uśmiechem:
- Wcale nie musimy.
Brunet wrócił do rozmowy z Michaelem, chwilę później kładąc dłoń na moim kolanie. Jeździł po nim opuszkami palców, zimnymi od trzymanej wcześniej szklanki z piwem.
*
- Między nami w porządku? – usłyszałam cichy głos Cordwella, który wykorzystał chwilę nieuwagi pozostałych. Byli niesamowicie zajęci rozmową na temat adopcji dzieci. Dorośli.
- Ty mi powiedz.
- Przepraszam, że się nie odzywałem. Dużo się nałożyło. Mama wróciła ze szpitala.
Przygryzał nerwowo wargi, nie podnosząc na mnie wzroku. Złapałam jego rękę na znak wsparcia, ale nie trzymałam jej kurczowo, tylko bezmyślnie bawiłam się jego palcami.
- Jak się czuje? – zapytałam.
- Lepiej. Czasami. Nie wiem, wciąż ma te swoje zjazdy – westchnął. – Ale jest w trakcie zmiany leków. Zaproponowali jej jakąś terapię eksperymentalną.
Kiwnęłam głową. Było mi głupio, nie chciałam aż tak wtedy reagować. Jednak kipiała we mnie utajona złość, nie zapomniałam o tamtym wieczorze. To tylko moje emocje. Nick jest dorosły.
- Lećmy gdzieś. – Głos Ellie przerwał moje myśli.
- Gdzie?
Wszyscy skupili swoją uwagę na dziewczynie.
- Nie wiem. Na jedną noc. Do Bostonu. Albo Las Vegas.
- Mamy wakacje – odparłam cicho, uśmiechając się na myśl o spontanicznym wyjeździe.
- W piątek. Pogadajcie z rodzicami, ogarnę bilety – Parker zakończyła dyskusję.
Spodobał mi się ten pomysł, zawsze chciałam po prostu wsiąść w samolot i znaleźć się na drugim końcu kraju. Zostały nam tak naprawdę dwa miesiące, zanim rozjedziemy się do różnych miast, dlatego wszyscy chcieliśmy je jak najlepiej wykorzystać.
*
- Otwórz mi, Ruthford.
Usłyszawszy pukanie i głos Nicka, podeszłam do drzwi. On natomiast szybko wszedł i za sobą zamknął.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? – zapytałam, opierając się o umywalkę.
- Chciałem sprawdzić, co u ciebie.
- Mam cię dość – zamknęłam oczy.
- Słońce, szalejesz za mną, tylko wstydzisz się przyznać.
Staliśmy naprzeciw siebie, ciało Nicholasa opierało się o moje, wgniatając tym samym w brzeg umywalki moje plecy.
- Nie mogę otwarcie tego powiedzieć.
- Dlaczego?
- Za bardzo by ci się to spodobało – uśmiechnęłam się niewinnie.
Przerwałam kontakt wzrokowy, by spojrzeć na swoje dłonie. Lubiłam się z nim bawić, czekając na jego próbę zwrócenia na siebie uwagi. Nie mógł przecież poczuć, że to on ma władzę nad moim zainteresowaniem. Przez ostatni miesiąc miałam okazję poznać inną wersję jego charakteru, niż tę, którą znaliśmy wszyscy w szkole. Powoli poznawaliśmy siebie i swoje płynne granice. Dużo radości sprawiało mi takie droczenie się z Nickiem, gdy widziałam, jak traci cierpliwość.
Jak wielkie było moje zdziwienie, widząc, jak chłopak po prostu się odwraca i odchodzi w kierunku drzwi.
- Co ty robisz? – zapytałam.
- Idę sobie, skoro mnie nie kochasz.
Parsknęłam śmiechem, patrząc w jego równie rozbawione oczy.
- Jeśli teraz wyjdziesz, poproszę Ellie o osobne pokoje w Vegas.
- To groźba czy obietnica?
Otworzyłam usta, udając zdziwioną. Pokręciłam głową.
- Zejdź mi z oczu.
- Chyba muszę w takim razie wrócić do stolika, przy którym siedzi ta słodka Rachel.
Popatrzyłam na niego z politowaniem, pokazując mu środkowy palec, na co on posłał mi w powietrzu buziaka i zamknął za sobą drzwi.
_____________________________________________________________________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro