ROZDZIAŁ 6
Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi. Widząc, jak cały pokój wirował, ja również nieświadomie się zakręciłam i pod ciężarem uginających się kolan upadłam na podłogę. Zaśmiałam się.
- Dzieci chyba nie powinny więcej pić – rzekł Nick, patrząc na mnie z politowaniem.
- Głupie gadanie. Siadaj.
Brunet pokręcił głową, po czym sam usiadł, opierając się plecami o drzwi. Zamknęłam oczy, czując nagłą potrzebę snu, ale szybko ją od siebie odsunęłam.
- Muszę stąd wyjść – powiedziałam, szybko odwracając twarz w stronę chłopaka, co spowodowało lawinę dziwnych ukłuć w mojej głowie.
Widząc zdziwione spojrzenie Nicka, kontynuowałam:
- Ellie. Muszę zobaczyć, co u Ellie i Rachel.
- Myślę, że same doskonale sobie radzą – odparł niewzruszony.
- Nick!
- Co?
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz – westchnęłam, z powrotem kierując swoje spojrzenie na ścianę przed sobą.
- Nie czaję, czemu chcesz im przeszkadzać.
Dramatycznie uniosłam wzrok do góry, nie siląc się na odpowiedź. Zamiast tego, planując wcześniej każdy krok, wyszłam z pokoju. Przeczesałam dłonią włosy, choć myślę, że ich nieład nie przyciągnąłby uwagi pijanych nastolatków. Szukałam wzrokiem przyjaciółki, którą dopiero po chwili dostrzegłam przy drzwiach. Obok niej stała Rachel, wpatrzona w dziewczynę jak w obrazek. Podeszłam bliżej, zatrzymując się przy stoliku z alkoholem.
- Widzimy się jutro? – usłyszałam głos blondynki.
- Tak, cieszę się, że przyszłaś.
Powoli nalewałam sobie piwa, by móc jak najdłużej stać blisko nich.
- Ja też, do zobaczenia.
Ellie uśmiechnęła się nieśmiało, nie spodziewając się następnego ruchu dziewczyny. Rachel ujęła w dłonie twarz Parker, po czym zbliżyła się, by ją pocałować.
No, proszę. Chwilę mnie nie ma i akcja od razu się rozwija.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, odwracając wzrok z powrotem ku czerwonemu kubeczkowi. Odstawiłam pustą już butelkę po piwie, czekając na przyjaciółkę. Niecałą minutę później usłyszałam jej podekscytowany pisk.
- Czy to możliwe, żeby mój mózg sam wytworzył całą tę sytuację? – zapytała z zamkniętymi oczami.
- Możliwe, ale też ją widziałam, więc chyba nie w tym przypadku.
Spojrzałyśmy na siebie, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. Skinęłam głową, prosząc tym samym o więcej szczegółów.
- Dobra, um – Ellie wypuściła głośno powietrze, próbując się skupić. – Zaczęłyśmy rozmawiać, i tak od słowa do słowa wyszło, że Rachel kojarzyła mnie już od dawna, ale bała się zagadać, uważa, że super tańczę, powiedziała, że mam niesamowitą kontrolę nad ciałem. Szkoda, że nie wiedziała, jak bardzo je kontrolowałam, kiedy z nią rozmawiałam.
Potok lekko niezrozumiałych przez nietrzeźwość słów wylewał się z ust Parker, a ja uważnie ich słuchałam. Uśmiechałam się, ciesząc się ze szczęścia przyjaciółki. Nigdy nie była aż tak w kimś zauroczona; czułam, jak te pokłady miłości aż z niej parują, wzmożone dodatkowo przez krążący w jej ciele alkohol.
- Co ty masz takie gigantyczne źrenice? – zapytała El, przerywając swój monolog.
Zamrugałam kilkukrotnie, bezskutecznie próbując to zakryć. Była to bardziej bezwarunkowa reakcja niż chęć pozostawienia faktu w tajemnicy.
- Nick – zaczęłam, mrużąc brwi. – Znalazł u Cartera ecstasy.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, po chwili kręcąc ze śmiechem głową.
- Oj, dzieciaczki. Tylko ostrożnie, okay? Nie wpakuj się przez niego w jakieś gówno.
Nic nie odpowiedziałam, pozostawiając na ustach jedynie delikatny uśmiech. Byłam za bardzo pijana, żeby analizować teraz słowa przyjaciółki.
*
Mijałam pojedyncze osoby kręcące się po pomieszczeniach, wciąż zastanawiając się, skąd Ellie zna tyle ludzi. Z połową z nich nigdy nie zamieniłam nawet słowa. Dochodziła druga w nocy, część gości opuściła już imprezę. Ja natomiast chciałam dostać się do łazienki, która niestety znajdowała się po drugiej stronie domu.
Poczułam opór, naciskając na klamkę. Zapukałam.
- Zajęte – usłyszałam stłumiony głos Michaela. W środku jednak było więcej osób.
- Mike, wpuść mnie.
Nie przestawałam uderzać pięścią w drzwi. Naprawdę potrzebowałam skorzystać z toalety, nie obchodziło mnie, dlaczego siedzą zamknięci całą grupą. Po chwili dało się słyszeć przekręcanie zamka.
Chwyciłam za klamkę, sekundę później próbując ogarnąć wzrokiem to, co znajdowało się przed moimi oczami. Na brudnej podłodze siedział Michael, obok niego Nick. Dostrzegłam jeszcze włosy chłopaka, którego nie znałam. Porozrzucane puste woreczki znajdowały się pod ich nogami. Williams formował skrawkiem jakiejś tekturki coś z jasnego proszku.
- Co tu się, kurwa, dzieje? – zapytałam cicho.
- Jules.
Nick próbował wstać, ale zatrzymałam go ruchem dłoni. Pokręciłam głową, nie spuszczając z niego wzroku.
- Od kiedy w taki sposób bawicie się na imprezach?
- Słońce, daj spokój – Michael próbował załagodzić rosnące napięcie.
Nie chciałam stawiać się w roli „złego policjanta". Nie miałam prawa czegokolwiek im zakazywać. Byłam po prostu w szoku, widząc, jak mój przyjaciel i chłopak mieli zamiar wziąć coś o wiele gorszego niż głupie emki. Mike nigdy nie interesował się prochami, a Nick gardził dilerką Scotta. Jednak jak widać wiele może się zmienić w jeden wieczór.
Postanowiłam postawić ich w mojej sytuacji.
- Znajdzie się coś dla mnie? – zapytałam słodko, przysiadając się do chłopaków.
Cordwell złapał mocno moje ramię, odwracając mnie w swoją stronę.
- Pojebało cię? – warknął, mierząc mnie spojrzeniem.
- Nie, dlaczego?
Żadne z nas nie odważyło się nawet mrugnąć.
- Mike, słońce – specjalnie dałam nacisk na ostatnie słowo, wciąż patrząc tylko na brązowe oczy bruneta. – Zrób cztery kreski.
- Tylko, kurwa, spróbuj.
Nicholas pierwszy odwrócił wzrok, zwracając się do blondyna.
- Ja się nie mieszam – Michael uniósł ręce w obronnym geście.
- O co ci chodzi? – zapytałam Nicka, mrużąc oczy.
- Nawet się do tego nie zbliżaj.
Uśmiechnęłam się kpiąco.
- Kim jesteś, żeby mi czegoś zabraniać?
- Nie chcę, żeby ci się coś, kurwa, stało.
- No popatrz! – zawołałam, biorąc głęboki wdech. Kręciło mi się w głowie od takiej nagłej wymiany zdań.
- Umiem o siebie zadbać.
- Widzę.
Rozejrzałam się, tym razem dokładniej, po łazience. Po kilku godzinach imprezy było tu więcej brudu niż czegokolwiek innego.
- Dobra, Ruthford, daj spokój. Nie jesteś moją matką.
- Chyba ktoś musi nią zostać, skoro jedna ci nie wystarcza i bawisz się w takie gówno.
Zacisnęłam usta, chcąc bezskutecznie cofnąć to, co powiedziałam. Nie miałam zamiaru ruszać tematu matki Nicka, która i tak była już wyjątkowo drażliwym tematem. Mój umysł jednak kazał mi wypowiadać wszystkie słowa, które do niego wpadły.
- Nick.
Chwyciłam skrawek koszulki bruneta, próbując go zatrzymać. On natomiast podniósł się szybko, wyrywając materiał z mojej dłoni. Westchnęłam głośno, po chwili sama się podnosząc i podążając w stronę chłopaka. Zatrzymałam się, widząc jak nalewa szkocką do zielonego kubeczka.
____________________________________________________________________
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro