49
Jimin usiadł na kanapie w pewnej odległości od towarzysza, wzdychając ciężko. Od tej pory nie miało być pomiędzy nimi żadnych niedopowiedzeń czy tajemnic.
Yoongi zasłużył, by wiedzieć, z jakim okrutnikiem ma do czynienia, a Jimin...no cóż, także zasłużył, by uwolnić się od części ciężaru, który ciągnął go w dół przez wiele długich lat.
- Mówiłem ci już o moim ojcu, ale nie powiedziałem, co właściwie się z nim stało - czarnowłosy kurczowo wbijał palce w mebel, na którym siedział jak na szpilkach.
Yoongi jeszcze nic nie rozumiał, aczkolwiek widział zdenerwowanie tego drugiego. Miał ochotę chwycić go za rękę; przyrzec, że nie interesuje go jego ojciec, bo to przecież na Jiminie zależy mu najbardziej. Ale doskonale wszyscy wiemy, że to nie było w jego stylu, a i tak pokazał już zbyt dużo na pogrzebie.
- Niszczył nam wszystkim życie, to było na porządku dziennym, a jako dzieci myśleliśmy, że dorośli, szczególnie rodzice, zawsze mają rację, a szacunek starszym się należy. Ale gdy prawie pobił mnie na śmierć, Sooji wpadła w rozpacz...moja siostra nawet na chwilę sie nie zawahała - urwał na chwilę, by zaczerpnąć trochę powietrza, jednak wciąż ledwo oddychał, tak jakby coś ściskało jego klatkę piersiową - dotąd nie wiem, skąd w jej drobnym ciele było tyle siły. Nie miała pod ręką nic oprócz sznurka, którym jeszcze niedawno dostała po twarzy od ojca. Ona...zarzuciła mu go na szyję i...- jego ciało nawiedziły chłodne dreszcze, a oczy momentalnie poczerwieniały. Usta odmawiały posłuszeństwa; prawdopodobnie brzydziły się słowami, które przez nie przechodziły. - A ja jej pomogłem. Szarpał się, ale był już trochę podpity, a my mocno przestraszeni...wtedy to była jedyna szansa, żeby się uratować. Wiedzieliśmy, że jeśli zrezygnujemy, to obydwoje stracimy życie. Bo po jego oczach widać było chęć mordu. To ostatnie, co po nim pamiętam.
Starszy gwałtownie wciągnął powietrze, przysłuchując się wyznaniu Jimina.
I nie czuł żadnego obrzydzenia czy strachu. Jedyne, co poczuł, to ból, wyobraził sobie ból, jaki musiał czuć tamten zdruzgotany nastolatek, który cierpiał z rąk osoby, jaka powinna być mu najbliższą.
Chęć otoczenia go swoimi ramionami i głaskania po karku, by w jakiś sposób spróbować ukoić jego zszargane nerwy.
- Upozorowaliśmy samobójstwo i jakimś cudem uniknęliśmy konsekwencji. Chociaż ciężko tak stwierdzić, bo skutki przecież ciągną się za mną do tej pory. I choć mój ojciec już dawno nie żyje, to wciąż skutecznie zatruwa mi życie - spuścił na chwilę głowę, pocierając i tak piekące już oczy. Pod powiekami czuł wilgoć, która za pewne już za chwilę zacznie się z nich sączyć strumieniami. - Mógłbyś mnie...przytulić? - szepnął niepewnie, podnosząc wręcz błagające o bliskość oczy na starszego.
I to wystarczyło, by Yoongi zamknął go w ciasnym uścisku, dając oparcie i schronienie zarówno sobie, jak i samemu Jiminowi.
Potrzebowali się. W tamtym momencie po prostu byli tego stuprocentowo pewni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro