34
Przez kilka dni biłem się z myślami, jednak sprawa musiała zostać wyjaśniona, a nie zamieciona pod dywan.
Tutaj milczenie było na nic. Rozmowa stanowiła klucz do porozumienia.
I właśnie tego bałem się najbardziej.
Jeśli porozumieniem miało się okazać potwierdzenie mojej tezy, to będzie to ostatnia rozmowa z Jiminem.
Bo zdrada to najgorsze zło. Nie zdrada fizyczna. Zdrada, za którą uznaję kłamstwo i zatajanie prawdy, jednocześnie pozwalając się komuś przywiązać.
Pozwolił mi na to. Nawet ja sobie na to pozwoliłem. Dałem się ponieść.
Nie po to, żeby później tego żałować.
Zebrałem się i pojechałem do szpitala.
Z sercem bijącym jak dzwon, bladą cerą i kropelkami potu na skroniach wkroczyłem na teren budynku. Pospiesznie szedłem ku wejściu, by znaleźć się tam jeszcze zanim zdążę zmienić zdanie.
Korytarz wydawał się dłuższy niż zazwyczaj, ściany jakby bielsze, a pomieszczenia puste.
I wtedy ją zobaczyłem.
Kim Hyerin.
Znajomą brunetkę, wychodzącą z sali numer 118.
Z pokoju Jimina.
Zawróciłem. Pobiegłem do drzwi. Zniknąłem stamtąd szybciej, niż się pojawiłem.
Jak wam się podobają takie zwroty akcji? Jest spoko, czy za bardzo koloryzuję? Dajcie znać, nie obrażę się :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro