28
- Popatrz na mnie.
Czyjeś dłonie obejmowały moją twarz.
Jimin liczył wdechy i wydechy, pozwalając mi się uspokoić.
Wbiłem wzrok w jego łagodną twarz, w usta, które nieprzerwanie się otwierały i zamykały.
Pogładził kciukiem moje rozstrzęsione wargi, a ja instynktownie je rozchyliłem.
Nie odsunął się do momentu, gdy moje serce znów zaczęło bić miarowym tempem.
- Wszystko jest w porządku. - przylgnął do mnie swym drobnym ciałem, dając mi poczucie bezpieczeństwa i ciepło, którego już od lat nie czułem.
- Chcę ci coś opowiedzieć. - zacząłem łamiącym się głosem i natychmiast odchrząknąłem.
Usiedliśmy na łóżku. Chłopak cały czas trzymał moją rękę i dopiero teraz dostrzegłem, jak małe ma dłonie. Wręcz ginęły w moich ogromnych łapach.
To był moment, w którym czułem, że muszę, że C H C Ę wypuścić na zewnątrz wszystkie swoje demony.
Jeśli ktokolwiek miał sobie z tym poradzić, to właśnie Jimin - sam przeszedł zbyt wiele, był silniejszy, niż mógł sobie wyobrazić. Sądziłem, że to osoba, która zaakceptuje moją historię.
- Ja wcale nie pytam. Jeśli chcesz, to możemy pomilczeć. Twoja obecność tutaj jest dla mnie cudem, nie oczekuję od ciebie więcej, niż tej chwili.
- Nie. Obiecaj, że moja przeszłość nie wpłynie na naszą przyszłość.
- Naszą? - na jego twarzy zamajaczył cień uśmiechu, a oczy się zaświeciły.
- Nie wiem. Ale jesteś osobą, dzięki której mam przed sobą jakąkolwiek przyszłość. I jedynym człowiekiem, z którym mógłbym ją dzielić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro