Rozdział 12
Siedząc w kawiarni i czekając na, to kiedy będę mógł swobodnie porozmawiać z Nadią. Przypominając sobie, że dostałem Sms od Leili, postanowiłem jej na niego odpisać.
Do: żona
Nie masz za co dziękować. Kwiaty potraktuj jako podziękowanie za to, że jesteś moją żoną i matką mego dziecka, a także w podziękowaniu za niesamowity seks. Co do lunchu to niestety, ale nie dam rady dziś za dużo pracy. Mam kilka spotkań związanych z firmą. Przepraszam. Też cię kocham.
Wcisnąłem ikonkę ,,wyślij" po czym spojrzałem się na Nadie, która chodziła po kawiarni, od jednego klienta do drugiego, zbierając co rusz to nowe zamówienia. Odłożyłem telefon na stolik i upiłem łyk kawy, nadal zerkając na Nadie. Zacząłem podziwiać jej kształtną pupę. Wyobrażając sobie, jak wygląda dziewczyna bez bielizny, zorientowałem się, że nasze spojrzenia się zetknęły, a ona uświadamiając sobie to szybko, przeniosła wzrok na notesik, który trzymała w ręce. Usłyszawszy, jak mój telefon wibruje, spojrzałem na ekran telefonu. To był kolejny SMS od Leili. Podniosłem telefon i od razu odczytałem wiadomość.
Od: żona
Oj Tedy za dużo pracujesz, za to coraz mniej spędzamy razem czas. Nie mniej jednak wiem, jak to jest, bo ja też muszę pracować. Najwyżej spotkamy się na kolacji w domu. Do wieczora kochanie.
Nacisnąłem na ekran, by odpowiedzieć na wiadomość.
Do: żona
Widzimy się w domu na kolacji.
Znów odłożyłem telefon i kolejny raz spojrzałem na Nadie, która wydawało się, że obserwowała mnie cały czas. Każda minuta dłużyła mi się coraz to bardziej, a te dwie godziny do jej wolnego wydawały się trwać wieczność. W końcu doczekałem się na swoją nagrodę, którą było spotkanie z Nadią. Dziewczyna podeszła do mnie, wyrywając mnie z zamyśleń.
-Jestem gotowa, a pan?
-Pan? - wtedy sobie uświadomiłem, że to słowo ma głębsze znaczenie dla mnie, niż dla niej.
- Chciał pan ze mną się spotkać, po mojej pracy.
-Wiem. Mów mi Ted. -podałem dziewczynie rękę, a ona uścisnęła ją. Przeszedł mnie dreszcz. Jej skóra była taka delikatna, miękka. Kiedy uścisnęła moją dłoń, powiedziała do mnie, patrząc mi prosto w oczy.
-Nadia. -uśmiechnęła się do mnie i spojrzała na moją obrączkę.
-Koleżanka powiedziała mi kim pan.. -spojrzałem na nią, zaciskając mocniej rękę na jej ręce. Ta orientując się, co powiedziała, poprawiła się szybko. -... Ted.
-Kim jestem? A to ciekawe moja droga. -puściłem jej rękę.
-Tak. Powiedziała, że jesteś jednym z dzieciaków państwa Grey. Widzę, że masz żonę, więc nie rozumiem, po co chciałeś się ze mną teraz spotkać?
-Tak, jestem synem wielkiego Christiana Greya i jego żony Anastasi, ale to nie ma nic do rzeczy. Faktycznie mam żonę, ale to nie oznacza, że nie mogę się spotkać z osobą, która.. - przerwałem, nie chcąc się pogrążyć i spalić szans.
-Która, co?
-Nieważne. Idziemy gdzieś?
-Wolę zostać tutaj.
-Nie dość się nasiedziałem tutaj. Może jesteś głodna?
-Nie, nie jestem głodna. Poza tym to będę musiała szybko wracać do domu.
-Do domu? Dlaczego?
-Twój czas jest cenny, zarabiasz miliony, a mnie nie stać na twój czas. - zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc kompletnie słów dziewczyny.
-Kto powiedział, że masz mi za coś płacić?
-Nikt. Nie mniej jednak wiem, jak może być cenny twój czas. Nie powinieneś też spędzić czasu z żoną. -denerwowała mnie coraz to bardziej swoim zachowaniem, a mimo to jednak nie umiałem od niej odejść, coś mnie do niej przyciągało jak magnes.
-Teraz chcę być z tobą.
-Dlaczego akurat ze mną? - wziąłem głęboki wdech, po czym skrzyżowałem ręce na piersi.
-To akurat dobre pytanie. Jednak odpowiedź na nie nie jest taka łatwa i na czasie.
-Nie na czasie? Nie rozumiem.
-Przyjdzie czas, zrozumiesz.
-Dlaczego nie teraz? - mimo że nerwy mnie już opanowały, zacząłem się starać, by nie pokazać swoich emocji.
-Jesteś ciekawska. -dziewczyna spojrzała na mnie pewniej, uśmiechając się.
-A ty jesteś bardzo tajemniczy.
-To cały ja.
-Dlaczego?
-Nadio, to nie czas na takie rozmowy. Może pójdziemy coś zjeść jednak?
-Nie jestem głodna, jednak w takim razie, chodźmy się przejść na spacer.
-Dobrze, to chodźmy. - wychodząc z kawiarni, widziałem, jak każdy z pracowników gapi się na nas, wychodzących z kawiarni.
Udając się na spacer, patrzyłem jak dziewczyna, coraz mniej staje się spięta. Przechadzając się po parku, zatrzymaliśmy się na małym moście. Zatrzymałem ją, po czym spojrzałem na nią.
-Opowiedz mi coś o sobie Nadio.-dziewczyna objęła się zupełnie tak, jakby zrobiło się na dworze zimniej, niż jest lub chciałaby się ukryć. Nie mniej jednak musiałem spytać. -Zimno ci? - ona tylko pokręciła przecząco głową.
-Co chcesz wiedzieć?
-Wszystko, co uważasz bym, musiał wiedzieć. -dziewczyna patrzyła na mnie, a jej spojrzenie zaczęło się zmieniać. Stało się takie, jakby uszło z niej życie, wyraz jej oczu stał się szary i ponury, jakby wpadła w otchłań swoich wspomnień. Kiedy dłuższy czas milczała, przesunąłem ręką po jej dłoni. Ta drgnęła, jakbym ją obudził z jakiegoś transu. -Wszystko dobrze Nadio?
-Tak, przepraszam. Zamyśliłam się. To zależy, co ty chcesz wiedzieć o mnie?
-Jaka jesteś?
-Ja? Nie tak łatwo na to odpowiedzieć.
-Dlaczego?
-To trudniejsze niż by się wydawało.
-Chociaż spróbuj. - po moich słowach, dziewczyna odwróciła wzrok, patrząc się gdzieś w dal.
-Jestem jak każda inna dziewczyna, nieśmiała, uczuciowa, romantyczna głupio wierząc, że na mojej drodze pojawi się książę z bajki, który mnie uwolni z metaforycznej wieży. -przerwała, po czym spojrzała na mnie. -A ty jaki jesteś?
-Jaki jestem, och to dopiero skomplikowane. Wiesz, wszyscy powtarzają, że jestem jak mój ojciec. Z biegiem lat zaczynam coraz mniej w to wątpić. Jestem nieśmiały i nieco tajemniczy.
-To, że jesteś tajemniczy, zdążyłam zauważyć w kawiarni, ale jakoś nie mogę uwierzyć w tę nieśmiałość. - nic mi nie przyszło do głowy, by móc jej odpowiedzieć, dlatego tylko się uśmiechnąłem, co i ona odwzajemniła.
-Długo pracujesz w kawiarni?
- Oj tak, wręcz za długo.
-Jak to?- zainteresowała mnie jej odpowiedź. Nie wiem czemu, ale chciałem wiedzieć więcej o tej dziewczynie, niż miałem tylko w tych pieprzonych papierach od Mike.
-Nie lubię tej pracy, bo klienci są coraz to gorsi, szefowa też mi tego nie ułatwia.
-Nie możesz po prostu odejść i zmienić prace? - kiedy to powiedziałem, dziewczyna kolejny raz uciekła gdzieś wzrokiem, tak jakby nie chciała akurat teraz na mnie patrzeć.
-Nie mogę. - kiedy przyjrzałem się dziewczynie, zauważyłem, jak jej oczy stają się szklane od chęci płaczu. Bez słowa patrzyłem na nią, oczekując dalszej wypowiedzi. Po chwili dodała. - Niestety, ale nie mogę, sytuacja mnie zmusiła. - hola czy Mike mi czegoś nie powiedział?
-Nadio nie rozumiem, ale jeśli mogę pomóc, to mów śmiało.
-Nie, dawałam sobie radę, to nadal dam. Poza tym nie powinnam cię obarczać moimi problemami. Każdy ma problemy. A ja dopiero cię poznałam.
-Przestań, właśnie o to chodzi, chcę cię poznać Nadio. Od jakiegoś czasu bardzo chciałem cię poznać. W prawdzie to było od momentu naszego pierwszego spotkania.
-To nie tłumaczy faktu, że to i tak błąd.
-Powiedz mi co cię gryzie, a może ci pomogę. Dlaczego musisz tam pracować, skoro nie chcesz?- widziałem, że się waha, by mi odpowiedzieć, zupełnie tak jakby walczyła teraz ze swoimi emocjami. W głębi duszy wiedziałem, że jest taka sama jak ja...samotna. Mimo walki doczekałem się odpowiedzi.
-Moja mama jest chora, a ja muszę utrzymać mieszkanie, kupować jej leki i opiekować się nią, bo tylko ona mi została. - wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł, który nie tylko pomoże dziewczynie, ale także i mnie. Jeśli mój plan by się powiódł, wtedy będę miał kontrolę nad dziewczyną w całej okazałości, a ona nawet nie będzie wiedzieć, że tak właśnie się dzieje.
-Wiem jak ci pomóc Nadio. Wiem również, że to będzie za szybko. Zrozumiem, jak się będziesz wahać i potrzebować czasu na odpowiedź, ale to będzie dobre rozwiązanie, jak i dla ciebie tak i dla mnie. -wciąż stojąc nieruchomo Nadia, spojrzała na mnie, marszcząc przy tym brwi. Wyglądała wtedy naprawdę słodko. Kiedy nic nie mówiła, sam postanowiłem kontynuowac. -Potrzebuję asystentki, więc zostań moją asystentką.
-Ale Tedy ja nie mogę, bo to naprawdę będzie dziwnie wyglądać. Znam cię kilka godzin.
-Właśnie możesz nią zostać. Dzięki temu poznasz mnie bardziej. Tylko się zgódź
-Ech, a co z.. - nim zdążyła dokończyć zdanie, usłyszałem telefon. Wyjąłem go z kieszeni, przeprosiłem Nadię i odebrałem telefon.
-Grey słucham.
-Dzień dobry. Z tej strony pielęgniarka Jonson, dzwonie ze szpitala Providence Medical Center. Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Theodorem Greyem?
-Zgadza się. - serce zaczęło mi walić coraz mocniej, nie wiedząc, o co chodzi.
-Panna Liliana Grey, właśnie została do nas przewieziona.
-Co? Nic jej nie jest?
-Niestety panie Grey... - wstrzymałem oddech, spodziewając się najgorszego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro