Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8 - "Nie warto zwracać uwagi na tych idiotów"

I tak minął tydzień... Ron był śmiertelnie obrażony na kasztanowłosą, Harry nie potrafił wybrać między Hermioną, a Rudzielcem więc biegał tylko od jednego do drugiego.

W dodatku ci "najsławniejsi ślizgoni": Malfoy, Nott i Zabini... Zawsze trzymali się razem, a teraz... Teraz byli w podobnej sytuacji co Golden-Trio. Jedynym co od pewnego czasu łączyło Malfoya i Theodora to spojrzenia pełne chęci mordu. Ogólnie stała równowaga została zburzona i jedyne co mogło ją uratować, to pogodzenie się. Natomiast ani jedna, ani druga strona w obu przypadkach nie zdobyłaby się na ten, z pozoru niewielki gest...

Tego dnia korytarz został podzielony...
Hermiona i Nott stali po lewej, Ron i Malfoy, po prawej, natomiast Zabini i Potter bezradnie rozglądali się dookoła oddzieleni od grupy.

🎀🎀🎀

Przewinęła stronę księgi. Koniec.

Co? Tak szybko!?

Westchnęła cicho i zamknęła tom. Naprzeciwko niej stał Theodor Nott tłumaczący coś Crabbe'owi i Goyle'owi.

Theodor Nott...

Brunet z lekko kręconymi włosami. Inteligentny, na pozór ułożony. Obiekt westchnień kilku dziewczyn w Hogwarcie. I jego oczy...

Zaraz, zaraz... oczy...

Czarne jak węgle, niezwykle ładne, ale nie o to jej chodzi... Mogłoby się wydawać, że istnieje podobieństwo tęczówek chłopaka i tajemniczego przyjaciela znad jeziora...

A co jeśli on...?

Pokręciła głową... To przecież ślizgon. Nie wysłuchiwałby jej problemów. Nie cieszyłby się na jej widok. Nie pokazałby się jej wtedy...

Odwróciła się na pięcie i ruszyła wgłąb korytarza. Według zegarka za pięć minut należy wejść do sali.

Eliksiry.

Westchnęła czując, że ten tydzień staje się coraz gorszy. Gdyby nie fakt, że niedługo pierwszy wypad do Hogesmide popadłaby w depresję. W dodatku Harry przecież nie uzyskał pozwolenia na to wyjście, przez co będzie zwiedzać miasteczko sama.

Czyli jednak popadnę w depresję.

Grzecznie ustawiła się pod salą, licząc, że ten dzień zakończy się szybciej niż pozostałe. Albo po prostu nie stanie się gorszy.

-A ty co tak sama stoisz Granger? Potter i Weasley nie mogli znieść zapachu szlamu i sobie poszli?

Nie. To się nie dzieje na prawdę...

-Spadaj ty głupi, tleniony szczurze! -syknęła i odwróciła się w stronę ślizgona, uświadamiając sobie, że popełniła błąd. Wielki błąd.

-Granger! -warknął Snape stojący za Malfoyem -Gryffindor traci dziesięć punktów!

Odwrócił się gwałtownie zamiatając peleryną i otworzył salę, do której zaczęli wchodzić uczniowie.

Ostatnie co ujrzała za nim dołączyła do grupy, to drwiący, irytujący uśmiech Malfoya.

🎀🎀🎀

Wygrał. Praktycznie przez całą lekcję uśmiechał się zwycięzko, a kiedy w pewnym momencie zauważył, że strasznie irytuje to Granger, uśmiechał się jeszcze szerzej.

Teraz oprócz Notta, faktu, że nie może się denerwować i McGonagall, która postanowiła zadać im na jutro dwa eseje miał tylko jedno zmartwienie - Czy ojciec wyśle mu pozwolenie na wyjście do Hogesmede. Z tego, co się orientował tylko Potter takowego nie miał, a on, jako Dracon Malfoy - nie mógł być gorszy.

W dodatku od dawna nie ćwiczył, a mecz był tuż-tuż. Co prawda, po wypadzie do Hogesmede, ale Flint ponoć się zakochał i nie mógł zaniedbywać swojej "księżniczki". Nikt nie wiedział kim ta "księżniczka" jest ale skoro pokochała takiego krzywozębego pół-tolla to musi być to jedna z tych, dla których liczy się wnętrze.

Przemierzając korytarz zatrzymał się.

Czyli skoro ja nie mam dobrego wnętrza, to laski będą lecieć tylko na moją kasę, albo wcale na mnie nie polecą?

Nie wiedział jak zrobił to ojciec, że zauroczył tak przecudowną istotę, jaką była jego matka, ale z pewnością nie było łatwo. Czy mu również, jakimś fuksem, uda się rozkochać w sobie jedną z takich cudownych istot?

Pozostaje się tylko domyślać...

🎀🎀🎀

Stała nieruchomo wpatrując się w cztery klepsydry wypełnione czerwonymi, zielonymi, niebieskimi i pomarańczowymi kryształami.

Wzdychając cicho przestąpiła z nogi, na nogę obkręcając w dłoniach zmieniacz czasu.

Spodziewała się, że przy użyciu tego przedmiotu zaliczy wszystkie lekcje, a SUM-y odbierze z wyróżnieniem, dzięki znajomości przedmiotów i zaklęć wykraczających poza materiał. Co dopiero pomyśleć o wynikach z OWTEM'ów, nie wspominając już o zagwarantowanej pracy jako magomedyk na najważniejszym wydziale w Mungu.

A co dostała? - Urwanie głowy.

Najzwyczajniej w świecie wszystkiego było za dużo. Lekcje, eseje, książki, przyjaciele, wrogowie... Malfoy, Snape, Syriusz Black, który ostatnio widziany był w okolicach Hogesmide.

Najbardziej uciążliwy był Malfoy. Porównywany mógł być jedynie do komara, bądź kleszcza. Tyle, że zamiast krwi wysysał szczęście i dobre samopoczucie. Jego odzywki, jak na złość zawsze trafiające w najczulszy punkt.

Od kiedy on mnie tak nienawidzi?

Od kiedy trafiła do Gryffindoru? Od kiedy zaczęła udzielać się na lekcjach? Od kiedy po raz pierwszy ją zobaczył?...

Siedziała w przedziale uśmiechając się do pucołowatego chłopca o czarnych wlosach.

-C-czy ten przedział jest wolny?

-Oczywiście. Wchodź. Jestem Hermiona, Hermiona Granger, a ty? -odpowiedziała pewnie.

-Dzięki, już myślałem, że nie znajdę miejsca... Nevielle Longbottom-mruknął najwyraźniej zdziwiony jej otwartością.

-Dlaczego? W pociągu jest pełno miejsc.

-Widziałaś może ropuchę? Ma na imię Teodora... -wyraźnie chciał zmienić temat.

-Nie, nie widziałam. -odrzekła mrużąc oczy.

-Szkoda -Odwrócił głowę w stronę szyby.

-Chodź. Pomogę Ci ją znaleźć.

Wstała patrząc na niego wyczekująco.

-Dzięki... -sapnął wstając.

Po przeszukaniu prawej części pociągu -niestety bezskutecznie- postanowili      -a raczej ona postanowiła- że sprawdzą lewą stronę

-N-naprawdę nie t-trzeba sprawdzałem j-już ten przedział... -wyjąkał kiedy dotarli do "sektoru" ślizgonów.

Zbyła go jednak spojrzeniem, po czym rozsunęła drzwi.

-A ty tu znowu Longbottom? Zapomniałeś gdzie jest miejce dla takich pokrak? -Przywitał ich zimny, przeciągający sylaby głos.

Zmarszczyła brwi tasakując spojrzeniem szczupłego, jasnowłosego chłopca, który zaczął rechotać, a zaraz po nim dwa "goryle", którzy byli co najmniej tak wielcy, jak dwie dziewczynki w wieku dziesięciu lat.

-Nie widzieliście może ropuchy? -zapytała szorstko.

Chłopiec spojrzał na nią, najwyraźniej dopiero ją zauważając.

-A ty co? Jak byłaś mała walnął w ciebie piorun i nie chciało Ci się czesać włosów aż do dziś?! -odgryzł się, jakby powiedziała coś, co go okropnie uraziło po czym ponownie ryknął śmiechem.

Warknęła pod nosem. Nie lubiła, gdy ktoś ją krytykował.

-Chodź Nevielle... Nie warto zwracać uwagi na tych idiotów...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro