Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7 - "Bądź oazą spokoju."

Leżał w swoim łóżku, w swoim pokoju pragnąc odpocząć po ciężkiej środzie... Ale niestety... najwidoczniej nie było mu to pisane...

Już od około 20 minut słuchał biadolenia Notta o jego problemach...

Ja też mam problemy i jakoś się tym nie chwalę...

Miał zamknięte oczy. W myślach krążyły mu tylko słowa:

Bądź oazą spokoju. Bądź oazą spokoju. Bądź oazą spokoju...

Ale jak z takim Nottem mam być oazą spokoju?!

Kiedy pomyślał tylko o tym co przeżywał i musiał to przemilczeć, by nie wzbudzać podejrzeń...

Argh!

Starał się nie słuchać przyjaciela, który od pewnego czasu strasznie go wkurza. Był zirytowany, wściekły, zmęczony i miał dość całego świata...

Zaraz tu padnę, a on nawet tego nie zauważy bo będzie pierdzielił...

Był tak wkurzony, że dziwił się, że na jego skroni nie pojawiła się jeszcze symboliczna żyłka.

-... a szlamą, zdrajcą krwi... Jakimś cudem pomagają!

-Nott mógłbyś się w końcu zamknąć?! -sykn zrywając się z łóżka omiatając wściekłym, niemal dzikim spojrzeniem ''Szatana''.

-Ej, czyli Zabini może ciągle gadać od rzeczy, a ja jak chcę coś powie...

-Zamknij się! -wysyczał tak lodowatym tonem, że jego ojciec chyba poraz pierwszy w jego trzynastoletnim życiu byłby z niego dumny.

Jego słowa odbiły się pusto od ścian niosąc głuchą ciszę od, której większość ludzi dawno by uciekło. Zapewne gdyby w pokoju paliłaby się świeca od zlodowaciałego, pustego tonu blondyna zgasłaby.

-Czyli mam rozumieć... -zaczął Nott mężnie stając na przeciwko Dracona -Że masz mnie na tyle dość... -dumnie wypiął pierś- Aby teraz wyrzucić mnie z pokoju?!

-Tak... właśnie... spadaj z tąd! Crabbe i Goyle przyjmą Cię z otwartymi ramionami! -wykrzyczał czując, że głowa lekko mu pulsuje od wzbierającej w nim wściekłości.

Zacisnął dłonie mając gdzieś, że ciało go nieprzyjemnie piecze. Potrząsnął lekko głową chcąc wyzbyć się tego uczucia.

-Mam stąd iść, tak?!

-Tak!

-Tak?!

-Spieprzaj powiedziałem! -ryknął dysząc ciężko.

Nott bez słowa z zawziętą miną odwrócił się spakował książki do torby, przywołał kufer po czym wyszedł z pokoju.

Blondyn zerknął na Blaise'a nadal siedzącego na łóżku po czym przełknął ślinę, czując, że ma zdarte gardło. Ciało mu dygotało pieczenie nasiliło się... Nie miał już czasu na ucieczkę.

-Stary, wszystko dobrze? -Zapytał mulat wstając.

-Dible wyjdź proszę... -wychrypał, a przyjaciel ku jego uciesze posłusznie opuścił pokój.

Gdy Zabini zamknął drzwi stęknął cicho opadając na kolana, czując, że pieczenie powoli zmienia się w ból naciąganej skóry...

🎀🎀🎀

-Nie, Ron... przyjmował, a nie przejmował... -mruknęła i na potwierdzenie swych wskazała palcem w słowo w książce.

-Oj, co za różnica! I tak Snape wstawi mi co najmniej nędzny!

-Nie prawda! Masz podobne zdania co ja, możesz dostać nawet zadowalający!

-Ta, jasne! -krzyknął po czym zarechotał -wyobrażasz sobie MOJE wypracowanie z eliksirów ocenione przez Snape'a na zadowalający?

Skrzywiła się lekko po czym parsknęła śmiechem. Ta myśl zdecydowanie była... Nie do spełnienia.

-Dzięki, że we mnie wierzysz... -mruknął Ronald po czym powrócił do przepisywania zdań z książki, bądź pergaminu Hermiony.

-Oj Ron! -jęknęła przestając się śmiać i powarzniejąc.

Spojrzał jej w oczy z miną urzędnika. Była to tak poważna scena, że oboje ponownie parsknęli szaleńczym śmiechem.

-A co Wam tak wesoło? -zapytał Potter, który chwilę temu powrócił z treningu.

Powrócił zresztą niosąc za sobą nieprzyjemną woń. Chwilę potem do salonu wtargnęła reszta drużyny Gryfonów pachnąca... dość specyficznie, przez co w salonie... zrobiło się więcej miejsca...

-Harry... nie obraź się ale... śmierdzisz. -wymamrotała Hermiona krzywiąc się lekko.

-Serio? -zapytał Potter po czym powąchał się pod pachą mocarnie się krzywiąc -Och tak, już idę się umyć -mruknął po czym porwał nimbusa2000 i uciekł do pokoju Rona, jego, Neviella i Seamusa.

-O Merlinie jaka ulga! -mruknął Weasley otwierając okno i wystawiając za nie głowę.

-Ja też chcę! -pisnęła po czym wpakowała głowę za szybę -rzeczywiście... -wyszeptała zaciągając się październikowym powietrzem.

Wtem usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła i fuknięcie kota. Szybko obróciła się na pięcie, by zbadać sprawę.

-Krzywołap! -krzyknęła, gdy zobaczyła kota goniącego Parszywka.

Szczur biegał po pokoju piszcząc panicznie, a kot niestrudzony próbował dosięgnąć go pazurami.

-Parszywek! -ryknął Ron rzucając się na ratunek swojemu pupilowi.

Hermiona podbiegła do zwierząt i sprawnie zagradzając drogę kocurowi złapała go w obięcia.

-Panuj nad nim! -syknął Ronald głaszcząc wijącego się szczura po łebku.

-Ron! Przecież to kot! To normalne, że goni mniejsze zwierzęta!

-Nie widzisz, że już od dawna chodzi zmizerniały, to jeszcze nasyłasz na niego tą rudą, owłosioną świnię?!

Sapnęła oburzona.

-Jak możesz twierdzić, że to JA, nasłałam Krzywołapa, na parszywka?!

-Ej co się stało? -Zapytała Ginny, która właśnie weszła do salonu.

-Kocur Hermiony chce zabić Parszywka!
-Ronald ubzdurał sobie, że Krzywołap chce zabić jego szczura! -Krzyknęli jednocześnie po czym zmierzyli się wrogimi spojrzeniami.

-Uspokójcie się! -Sapnęła Ruda.

-Nie będziesz mi mówić co mam robić! -Ryknął Ron po czym zerwał się z podłogi.

-Że co, przepraszam? -zapytała wzburzona Ginny.

-To! I wiesz co Hermiona?!

-Tak?!

-Przestań się w końcu wymądrzać! -syknął po czym opuścił pokój.

🎀🎀🎀

Ojciec krążył wokół niego mierząc syna surowym, choć pustym spojrzeniem.

-Już na koniec wakacji... -Zaczął cicho choć jego głos i tak potoczył się echem po salonie w Malfoy Manor -Dane Ci będzie przybyć do Hogwartu...

Serce stanęło mu w okolicach jabłka adama, gdy Lucjusz obkręcił laskę w dłoni.

-Masz więc być taki, jaki powinien być Malfoy, czyli... -Ojciec spojrzał na niego wyczekująco.

-Zimny, dumny i taki, aby nie skalać nazwiska Malfoy'ów -wychrypał wyuczoną formułkę.

Ojciec uniósł prawą brew i  laskę. Wiadomo, że miała dwa końce... dolny, na którym świeciła żelazna końcówka... I górny... Głowę węża... Głowę węża z kłami... Głowę węża z ostro zakończonymi kłami, które z łatwością wżynały się w skórę.
Przełknął ślinę...

-Nie brzmisz przekonująco, Draco... -mruknął ojciec przykładając kły żelaznego węża w okolice jego kręgosłupa.

Wyprostował się, uniósł wyzywająco podbródek i odrzekł wyuczonym, zlodowaciałym tonem:

-Zimny, dumny i taki aby nie skalać nazwiska Malfoy'ów.

-A przede wszystkim... -wyszeptał ojciec dociskając górną część laski do jego pleców.

-Tępić szlamy...

Zamrugał kilkakrotnie budząc się... przejechał językiem po podniebieniu czując, że jest suche. Westchnął cicho siadając i rozglądając się po pokoju. Zabini spał.

Nic dziwnego skoro jest pierwsza nad ranem...

Pomyślał spoglądając na bogato zdobiony zegar nad drzwiami do pokoju. Przeciągnął się cicho sapiąc.

Pozostaje mi kranówa...

Wstał, sięgnął po różdżkę (przezorny zawsze zabezpieczony... czy jakoś tak to brzmiało) i doczłapał do łazienki. Wymacał klamkę i cicho wślizgnął się do środka. Zerknął na świecę przy kranie. Podszedł i wymamrotał:

- Lacarnum inflamari...

Mały płomień wystrzelił z jego różdżki zapalając knot świecy.
Uśmiechnął się z sadysfakcją i zerknął na swoje odbicie w lustrze... mina mu zżedła. Od tygodnia nie przespał dobrze nocy przez co jego i tak już blada skóra stała się jeszcze bledsza, (pod tym względem przypominał Lupina) pod oczami miał wory (małe, ale jednak) a platynowo-blond włosy, zwykle miękkie i łatwe w układaniu przypominały szopę Granger. Zaczesał je, nieudolnie próbując je przygladzić. Niestety choć większość ułożyła się, kilka niesfornych kłaczków nadal sterczało na baczność.

Może będę chodził "na Pottera"?

Pomyślał stawiając włosy... Resztkami sił woli nie parsknął śmiechem. Zdecydowanie on, książe Slytherinu śmiejący się do swojego odbicia w lustrze nie był normalnym widokiem, tak samo jak jego fryzura stercząca na wszystkie strony świata... Jeszcze raz zerknął na swoje odbicie...

No tylko okularów i blizny mi brakuje...

Uśmiechnął się delikatnie po czym przywrócił swoje włosy do stanu poprzedniego...
Za wiele się nie napracował...
Zerknął na kran...

Przydała by się chociaż szklanka...

Jako Dracon Malfoy nie mógł przecież w niechlujny sposób pochylać się nad zlewem.

Ta, zanim całkiem upodobnie się do zwierzęcia potrzebna mi jest szklanka...

Uslyszał szelest pod kranem. Zmarszczył brwi i przyklękł by zobaczyć co się stało...
Gdy zobaczył co to, mocarnie się skrzywił...

Ble!

Pod kranem jak gdyby, nigdy nic baraszkował sobie karaluszek... Wtem do jego genialnej głowy wpadł jeszcze genialniejszy plan... Z obrzydzeniem sięgnął po stworzonko i gdy się wyprostował szybko wrzucił je do zlewu...

Będe musiał zainwestować w środki odkażające...

Zmarszczył brwi...

Jak to leciało?... Feramerto... Farmerto... eee...

Przygryzł wargę...

Działaj genialny mózgu, działaj...

Przestąpił z nogi, na nogę i zeknął na nieudolnie próbującego wydostać się ze zlewu karalucha...

Eeeee... FERAWERTO! Jestem genialny... To znaczy... Jeszcze genialniejszy niż genialny...

Uniósł różdżkę celując w stworzonko...

Raz, dwa, trzy ferawerto, tak?

Wykonał trzy skinięcia nadgarstkiem po czym wyszeptał formułkę zaklęcia...

Nic się nie zadziało...

Powtórzył wszystko jeszcze raz...

Nic... karaluch nadal wspinał się po ściankach zlewu, co chwila upadając.

Do trzech razy sztuka?

Trzy skinięcia nadgarstkiem...

-Ferawerto...

Nagle karaluch dziwacznie się powiększył i wymodelował w kształt kielicha... kielicha z odnóżami i czółkami... koloru sraczkowatego...

Z obrzydzeniem sięgnął po naczynie...

Dobra... W te, albo we w te...

Nalał wody z kranu do kielicha i szybko opróżnił zawartość...

Zamlaskał kilka razy...

O ile na początku smak był "do zniesienia" tak teraz, już poza granicami gardła smakował jak... karaluch...

Rzucił kielich na podłogę, odkręcił kurek i zaczął w zawrotnym tępie oczyszczać język. Kiedy uznał, że zmarnował wystarczająco dużo wody  splunął do zlewu próbując wyzbyć się tego obrzydliwego smaku na końcu języka...

Merlinie wszechmogący co mnie podkusiło?

Wyprostował się, pokręcił głową, zdmuchnął świecę, po czym opuścił łazienkę i walnął się na łóżko z myślą, że to przez późną porę...


~*~*~*~*~*~*~*~
Jak pewnie zauważyliście rozdział jest jednym z dłuższych. Nie mam pojęcia co tu by jeszcze napisać, więc w sumie się żegnam...

~Abromonstrum

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro