18 - "Zanim zaczniemy..."
Chwiejnym krokiem ruszył w stronę łazienki. Niby poprzysiągł sobie, że w Świąteczne ferie wstawać będzie o godzinie (co najmniej) dwunastej, a jednak zegar ledwo wybił siódmą i już nie był w stanie zmrużyć oka.
To nie ma sensu.
Stwierdził, po chwili bezskutecznych prób zaśnięcia.
Może zrobię w tym czasie coś produktywnego. Na przykład... Odrobię sumiennie wszystko, co wredni nauczyciele postanowili zadać na ten iście "beztroski" okres.
Tak też teraz podpalił knot łazienkowej świecy i rozpoczął z kwaśną miną męską poranną toaletę.
🎀🎀🎀
Skoro świt zerwała się na równe nogi i pognała do biblioteki (oczywiście, najpierw się przywdziała). Ułożyła na zakurzonym stoliczku wszystkie wypożyczone dnia wczorajszego książki, pergamin, nowe pióro, które miała okazję zakupić w Hogesmede i słoiczek z atramentem.
Podciągnęła rękawy, otworzyła księgi na stronach, które uważała za ciekawe i je sobie założyła, po czym umoczyła sztywny koniuszek pióra w atramencie. Po chwili wertowania wzrokiem testu i wyszczególniania poszczególnych informacji, rozpoczęła sporządzanie notatek.
🎀🎀🎀
W ciągu dwóch godzin udało mu się całkiem porządnie wyskrobać esej z transmutacji i uzupełnić zaległe rubryki w swoim dzienniku snów (Trelawney poprzysięgła, że wystawi mu Okropny, jeśli nie weźmie się za to, i nie pokaże jej tego po Świętach... Wredna jędza).
Jego nadgarstek nie był w stanie pisać dalej i kategorycznie tego odmawiał, poprzez delikatne kłucie, więc litościwe go usłuchał i stwierdził, że na dziś wystarczy.
Podniósł się z łóżka, odłożył swoje prace na biurko i opuścił dormitorium, ażeby skonsumować śniadanie, a co za tym idzie, wzmocnić się, przed... Tym, co go czeka.
🎀🎀🎀
Gdy już uznała swoje notatki za zadowalające i odpowiednio wyczerpujące, ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
Usiadła na stoliku, obdarzyła rówieśników krótkim "Dzień dobry" (Harry i Ron jeszcze nie zwlekli się z łóżka i nie towarzyszyli jej przy jedzeniu) i zaczęła ospałą konsumpcję.
Zauważyła, że Malfoy usiadł na końcu stołu (co dziwne, nie towarzyszył mu nikt), nalał sobie herbaty i nałożył jajecznicy. Podparł podbródek na zaciśniętej pięści, podłubał widelcem w pokarmie i dopiero po chwili, łaskawie, zabrał się do jedzenia.
Nie mogła powstrzymać się, od rzucania w jego stronę ukradkowych spojrzeń - już zjadła i z chęcią ruszyłaby w stronę jeziora. A on, albo zgrywał ślepca, albo niezwykłą uciechę sprawiało mu ignorowanie jej... Stawiała na tę drugą opcję.
W końcu zrezygnowała z prób podchwycenia jego spojrzenia i postanowiła wziąć sprawę we własne ręce - wstała i ruszyła między stołami. Malfoy zauważył, że opuszcza ona Wielką Salę i również ospale powstał, rozglądając się.
Otworzyła torbę, wyjęła z niej zimowe odzienie, ubrała je i pchnęła ogromne drzwi, prowadzące na zewnątrz.
🎀🎀🎀
Stąpał raźnym krokiem w pogoni za Granger.
Skąd ta kujonica bierze tyle siły? Przecież całe dnie siedzi w bibliotece! Może z Sępem organizują tam sobie jakieś ćwiczenia na lepszą kondycję?
Z ulgą zauważył przerzedzony lasek, prowadzący do kamienistego spadu, zwieńczonego jeziorem.
Granger dzielnie pokonała skupisko drzew i zlazła na dół, składając torbę przy brzegu. Przerażenie spłynęło mu wzdłuż kręgosłupa i skumulowało się gdzieś w żołądku, gdy dostrzegł, że z tej podniszczonej, skórzanej torby wyjmuje ona stos notatek.
Oby nie kazała mi się tego uczyć na pamięć, czy odczytywać przed snem...
Dziewczyna usiadła, rozprostowała na kolanie pergamin i pogrążyła się w tej nietypowej lekturze. Tymczasem on dotarł do niej i nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić, ażeby nie wydało się jej, iż próbuje się z nią w jakiś sposób spoufalać, po prostu usiadł na kamieniu.
Czekał dobre dziesięć minut, wpatrując się w pokrytą lekkim lodem taflę jeziora, aż Granger odrzekła:
- Zanim zaczniemy... Miałeś mi opowiedzieć o objawach animastwa. Czytałam o tym i wiem, że u każdego objawia się inaczej, w zależności od charakteru danej persony.
Zastygł na moment, nie za bardzo wiedząc, co ma dokładnie powiedzieć, ale po chwili samo się to z niego wylało, niczym tkwiąca gdzieś w jego wnętrzu trucizna.
- Na początku było tak, że kompletnie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić... To było przy pierwszej przemianie... Zdenerwowałem się i...
- Zdenerwowałeś, czy byłeś wściekły? - przerwała mu.
- Słucham?
- Zdenerwowałeś się wtedy, tak po prostu, jak przed jakimś sprawdzianem, albo jak ci coś nie wyszło, czy byłeś wściekły z jakiegoś powodu?
Nigdy nie był u psychomagologa, ale teraz czuł się zupełnie tak, jakby siedział przed nim na dywaniku.
- No, dobra... To była raczcej wściekłość...
- Ehe... - Mruknęła do siebie i zanotowała coś na czystym pergaminie, co bardzo się mu nie spodobało.
Zagryzł zęby i spróbował wrócić do wątku:
- Przez jakiś czas było tak, że przemieniałem się tylko z powodu wściekłości... Przez dłuższy czas, ale przynajmniej wtedy mogłem próbować nad sobą zapanować, albo oddalić od innych.
Ponownie naskrobała coś na pergaminie. Tym razem musiał głębiej odetchnąć, żeby nie rzucić jakiejś kąśliwej, krzywdzącej ją uwagi.
- I potem... Działo się dużo... - Nie miał zamiaru mówić jej o wszystkich swoich problemach, więc umiejętnie przeskoczył ten wątek. - I z czasem już nie tylko wściekłość go prowokowała...
- Go? - Dopytała Granger.
- Go. - Powtórzył nieco oschłej, niż by chciał.
Ponownie ciszę rozdarło skrobanie pióra po powierzchni pergaminu. Zacisnął pięść.
- I stwierdziłem, że sam sobie z tym nie dam rady...
- A szukałeś w książkach?
Zamarł, przerażony własną głupotą. Miał bibliotekę pod nosem i nie starał się odnaleźć kompletnie nic w zakurzonych tomiszczach.
- Tak. - Skłamał. - Chociaż mało, kompletnie nic tam nie znalazłem - Dodał szybko, bojąc się, że dziewczyna zaraz zacznie wypytywać go o tytuly ksiąg.
- Mhm... - Znów coś napisała.
Teraz był zbyt zajęty niedowierzaniem we własne roztargnienie, by go to zdenerwowało.
- I co dalej? - Zagaiła, po postawieniu kropki.
- Dalej, więc... Eghm... Stwierdziłem, że potrzebuję pomocy... I starałem się, żebyś ty mnie... Pomogła... - Słowo "uratowała" nie mogło mu przejść przez gardło, więc wykorzystał wygodniejszy synonim.
- Dobra... A może czułeś kiedyś coś innego, niż wściekłość?
Zadumał się. Owszem.
- Tak, to było... - Usłyszał, że pióro Granger ponownie zaczyna tańczyć po pergaminie. Cała wściekłość nagle się w nim skumulowała. - Słuchaj, nie przypominam sobie, żebyśmy prowadzili teraz jakiś wywiad, więc, może z łaski swojej odłożysz to cholerne pióro i dasz mi dokończyć? - Wysyczał tak kulturalnie, na ile był w stanie się opanować.
- Och, em... Jak to sobie zapisuję, to łatwiej mi poukładać myśli... - Usprawiedliwiła się niemrawo.
- Ale ja nie życzę sobie, żeby łatwiej ci było poukładać myśli. Przeszkadza mi to. - Warknął.
Dziewczyna odwróciła wzrok i odłożyła pióro. Odetchnął, próbując się uspokoić.
- Na czym skończyłem? - Zapytał, przez zaciśnięte zęby, mając zamknięte powieki.
- Eee... - Ukradkiem spojrzała na pergamin. - Że "tak''...
- No to ''tak''. To było przed tym, jak cię złapałem. Byłem wtedy zrelaksowany, patrzyłem na las... Ale nie sądzę, żeby to była wina Dementorów... Widuję ich codzienne, i nic mi się nie dzieje - Dodał, widząc jej spojrzenie.
- Aha... - Stęknęła, rzucając tęskne spojrzenie na pergamin i pióro, zaczynając skubać swoją kurtkę.
- Teraz możesz zapisać... - Rzucił łaskawie.
Porwała potrzebne do dokończenia notatki przedmioty.
- No więc... - Zagaiła po chwili. - Muszę pomyśleć nad tym, co mi powiedziałeś, ale możemy zacząć część teoretyczną...
Jęknął w duchu, ale pokornie usiadł obok niej na kamieniach.
- Także tego... - Mruknęła, gładząc kciukiem pergamin. - Czytać?
- Umiem czytać... - Warknął, ale zreflektował się. - Ale możesz zrobić to ty.
Gryfonka odchrząknęła, wyciągnęła notatkę w dłoni i zaczęła czytać:
- Animastwo, to umiejętność przemiany człowieka w zwierzę, poprzez sygnał z jego woli. Wola, bowiem, jest kluczowym elementem, jeśli chce się dokonać transformacji. Odpowiednie opanowanie, cierpliwość i pokora oraz zaakceptowanie swojego wewnętrznego "ja" - Tu rzuciła mu krótkie spojrzenie. - stanowić mogą żelazne zasady sztuki animastwa.
- Nic mi to nie mówi. Przecież mi chodzi tylko o to, jak kontrolować te całe wewnętrzne "ja". Skróć to jakoś.
- Och, na litość boską! - Jęknęła. - Nie będę cię wyręczać w myśleniu. Sam zrozum przekaz tego tekstu!
Syknął z niechęcią.
- To pierwszy i ostatni raz, jak ci to sprostuję; Chodzi o to, że musisz się opanować i akceptować, bo inaczej nie osiągniesz żadnych postępów, ani w jedną, ani w drugą stronę!
Pokiwał głową, czując się lekko dotknięty. Czym był dotknięty? Nie miał pojęcia, ale bynajmniej coś mu przeszkadzało.
- Mów dalej. - Rzucił krótko.
- Postać, którą się przybiera, zwykle bazuje się na doświadczeniach i odczuciach danej osoby, podczas pierwszej próby przemiany. Nie może być to kaprys persony starającej się o zgłębienie sztuki animastwa, zupełnie jak w przypadku Patronusa, który swoją drogą, sygnalizować nam może domniemane zwierzę, w jakie człowiek się będzie przemieniał. Nic, jednak nie jest pewne, chociaż jeśli osoba ma wykształcone u siebie wyjątkowe umiejętności magiczne oraz silną wolę i samozaparcie może próbować samodzielnie wykreować zwierzę, w jakie przyjdzie mu się przemieniać. Właśnie dlatego zaleca się ukończenie szkoły, wraz z ewentualnymi studiami, nim spróbuje się zostać animagiem.
Prychnął. Nie ukończył ani szkoły, ani studiów, co więcej, wcale nie starał się zostać animagiem, ale jakoś od czasu do czasu biega sobie przy jeziorze, w postaci dużego, włochatego wilka.
🎀🎀🎀
Reszta Grangerowych tekstów (było ich aż siedem, a wcale nie skończyli wszystkiego czytać) opierała się na tym samym; Na tym, że nie można sobie zarzucać, iż zwierzę, w jakie ktoś się przemienia, komuś nie pasuje, na wewnętrznej równowadze, silnej woli i AKCEPTACJI.
Czuł, że jego mózg nie wyłapuje już poszczególnych informacji i z wyjątkową uciechą przyjął do siebie fakt, iż Granger zarządziła "koniec na dziś", i że "następnym razem poćwiczą część praktyczną". Nie ucieszył się, jednak zbytnio, gdy w jego dłoniach wylądowały dwa ogromne i ciężkie tomiszcza, które "jak najszybciej ma przeczytać".
Z rezygnacją obserwował, jak Granger wstaje i otrzepuje spodnie.
- Spróbuję zapytać McGonagall, czy wie coś o animastwie...
- Zwariowałaś?! - Fuknął, zrywając się na równe nogi. - Na pewno się domyśli, że chodzi o kogoś ze szkoły, i wydedukuje, że to ja!
Granger zlustrowała go zaniepokojonym spojrzeniem.
- Spokojnie, zapytam bez nazwisk - Mruknęła cicho. - Poza tym; nic nie będzie starała się wydedukować. Często pytam ją o różne rzeczy, spoza materiału. Uważa to za normalne... Czasem nawet po lekcji pyta, czy chcę coś jeszcze wiedzieć.
Odetchnął, ale jednak nie czuł się do końca uspokojony.
- No niech ci będzie... Do...
- ... Jutra - Dokończyła za niego, jednocześnie ustalając datę spotkania. - Najlepiej o tej samej godzinie.
Wymamrotał pod nosem pożegnanie, wyjątkowo nierad, że kultura go do tego zmusza, po czym oddalił się.
Oby nie palnęła o jedno słowo za dużo, przy McDinozaurze.
Rooozdział! Dużo informacji, całkiem sporo słów - Nic, tylko się cieszyć!
Mam nadzieję, że wciąż ''trwacie", wraz z tym opowiadaniem 😉
~Abromonstrum
Ps. Wybaczcie za obsuwę z publikacją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro