[2]. Dziewczyny tak mają.
11th july.
_
Jack leżałem przed telewizorem, objadając się popcornem. W jego prawej dłoni trzymał telefon i sms-ował z Sophią i Jaedenem.
Normalnie pewnie siedzieliby przed telewizorem albo w skate parku.
To byli jego najlepsi przyjaciele. No, nie licząc Noah.
Rozumiał go chociaż w jakiejś skali, bo ostatnio miał nawet chłopaka.
Niestety zerewali, bo po prostu się nie dogadywali.
Nagle Riley weszła do pomieszczenia ubrana w jakąś czerwoną sukienkę. Na codzień ich nie nosi, przez co chłopak zmarszczył brwi. Gdy się jej przyjrzał, zauważył nawet, że ma na sobie makijaż, co totalnie wyprowadziło go z równowagi.
Riley jakoś specjalnie nie lubiła się malować, stawiała bardziej na naturalność.
Czyżby udawała przed Finnem?
— Ogarnąłbyś się trochę!
— Jaki on tak właściwie jest? — Mruknął, odbiegając zupełnie od tematu.
— Jest cudowny. Miły, zabawny. Cholernie przystojny i wysoki. Ale jest mój, pamiętaj.
— Haha, nie będę zabierał chłopaka mojej siostrze, zwariowałaś?
A bynajmniej tak myślałem.
Riley podeszła do niego i wyrwała miskę z popcornem. Spojrzał na nią z wyrzutem, bo nie lubił jak ktoś zabierał mu jego jedzenie.
— Ej! Ja to jadłem.
— Przestań, Jack.
Jęknął głośno, zmieniając kierunek na swój pokój. Wolał się już ulotnić i nie działać jej na nerwy. Gdy była zła, miała nieznośny charakter i zachowywała się jak zwykła zołza.
Zadzwonił szybko do Noah i jednym kliknięciem zmienił na tryb głośnomówiący.
— Co tam? — Zaczął Schnapp.
— Jestem wkurzony. Zaraz przychodzi chłopak Riley i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.
— Może po prostu ma taki dzień?
— Wątpię. Riley zazwyczaj podchodzi do wszystkiego lajtowo.
— Wydaję mi się, że dziewczyny tak mają. Chloe zachowuje się podobnie.
Zachichotał, przerzucając jakieś ciuchy w szafie.
Kompletnie nie miał pomysłu co ubrać.
Chciał się jakoś popisać przed chłopakiem Riley. Ba, chciał zrobić na nim jak najlepsze wrażenie.
— A co na to rodzice?
— Mama go polubiła. A tata? Nawet nie mam pojęcia. Z tego co słyszałem, to mówi, że jest trochę rozpieszczony, ale nie wiem.
Zapadła na chwilę cisza.
— NIE MAMO, NIE CHCĘ OBIADU. TAK, NA PEWNO!
Wydarł się nagle, na co Jack zmarszczył brwi. Czasami naprawdę go nie rozumiał. Przyjaciel potrafił być naprawdę nieobliczalny.
— Znowu objadłeś się słodyczami?
— Bingo, mój przyjacielu.
Roześmiali się, a Jack koniec końców postawił na żółtą bluzkę i zwykłe dżinsowe spodenki do kolan. Nie był to zbyt wyrafinowany strój, jednak będzie wyglądał.. znośnie.
— Dobra, Noah. Ja powoli kończę, zaraz przychodzi pan "cudowny i wspaniały".
Schnapp zaśmiał się, żegnając.
– Jack! — Usłyszał krzyk Riley, co spowodowało u niego ciche jęknięcie niezadowolenia. Czuł się dziwnie.
Jakby był spięty.
Nie za bardzo miał ochotę go poznawać.
Z opowieści Riley wynika, że jest naprawdę uporządkowany i poważny. Co niestety w jego wypadku było niemożliwe.
Był cholerną gapą. Wszystko, dosłownie wszystko, wypadało mu z rąk.
W trzeciej klasie potknął się o własne nogi na stołówce szkolnej, wylewając przy tym mleko czekoladowe na nową koszulę dyrektora. Nieźle się wtedy wkurzył.
Ostatnio nawet spadł ze schodów, spiesząc się na spotkanie z Jae i jakoś tak wyszło, że się potknął. Na jego szczęście, nic się nie stało, bo były to ostatnie schodki.
— Jack! — Znowu się wydarła.
— Już idę, nie drzyj się tak.
Mruknął pod nosem, czego na szczęście nie słyszała. Chyba by go zabiła za taki tekst.
Zbiegając po schodach, pech znowu chciał, żeby Jack potknął się na ostatnim schodku. To tak, jakby los tego chciał.
Gdy był już, że gotowy, przywitać się z ziemią, coś go złapało. A raczej ktoś.
— Woah. Uważaj trochę.
Spojrzał w górę i pierwsze co mu przyszło na myśl, to sprawa, że ujrzał anioła. Cholernie przystojnego anioła o hipnotyzujących oczach.
Dlaczego jesteś chłopakiem mojej siostry?
— Ty pewnie jesteś Jack, co?
— A ty Finn?
Skinął głową, uśmiechając się.
I możecie mu uwierzyć, lub nie, jednak był to najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro