Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Shindou x Kariya

Zamówienie dla 0Niepytaj0

Miłego czytania!

I tak wiem, że shot pojawił się tak szybko, ale sama w to nie wierzę.

~~~~~~~~

(Kariya)

Znowu wracają razem, śmiejąc się i gadając o treningu. Shindou jak zwykle idzie obok jakby ktoś go do tego zmusił, a jego uśmiech jest tak sztuczny, że śmierdzi palonym plastikiem. Za to Kirino... ah, mój Senpai patrzy na tego idotę jak za ósmy cud świata. A co na to brunet? Kompletnie go olewa, kiedy ja dałbym się pociąć, żeby choć raz Kirino tak na mnie spojrzał. Przebrałem buty i ostatni raz spojrzałem na dwójkę, która opuszczała teren szkoły. Popatrzyłem na Shindou z nienawiścią w oczach, a on wtedy zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewał. Odwrócił głowę w moją stronę i puścił mi oczko z figlarnym uśmiechem. Zamurowało mnie. Tamten tylko odwrócił znów głowę i zniknął razem z różowowłosym. C-co to było? Stałem jeszcze tak chwilę w szoku, ale w końcu ogarnęłem się i mrucząc jaki to głupi jest ten pudel poszedłem do domu.

*Time skip* (Następny dzień, trening)

Mam świetny plan, jak zwrócić na siebie uwagę mojego senpaia. Biegłem za piłką, a za mną Kirino. Tak to ten moment. Udałem, że potykam się o kamień, przez co nogi zaplątały mi się w piłkę i upadłem na ziemię, boleśnie zdzierając sobie kolano. Syknełem z bólu i przeklnełem w duchu moją głupotę. Zaraz podbiegli do mnie inni, a na czele oczywiście stał nasz kochany kapitan. Złapałem się za kolano z którego powoli zaczęła sączyć się krew. Shindou ukucnął obok mnie i delikatnie ujął moją nogę. Zdziwiło mnie to, ale nie odezwałem się.
- Zaprowadzę go do pielęgniarki, a wy wracajcie do treningu. - powiedział i spojrzał na moje kolano. O nie! Nie taki miał być plan! To Kirino musi mnie odprowadzić do pielęgniarki, nie ty! Popatrzyłem na niego z nienawiścią ale przez ból kolana lekko się skrzywiłem.
- Możesz wstać? - zapytał z... troską? To było jeszcze bardziej dziwne, ale zebrałem resztki dumy i zacząłem powoli wstawać. Kiedy już to zrobiłem poczułem jak tracę równowagę i już miałem znów przywitać się z ziemią, a czyjeś silne ramiona złapały mnie w pasie. Spojrzałem na mojego bohatera, którym okazał się nie kto inny jak Shindou.
- Pomógł bym ci. - uśmiechnął się przyciągnął bliżej siebie. Prychnąłem i spróbowałem go odepchnąć ale był jak przyklejony "Kropelką" (co kropelka sklei, sklei, żadna siła nie rozklei dop. aut.).
- A co jeśli ja nie chcę twojej pomocy? - warknąłem w jego stronę i odwróciłem głowę. Ten tylko westchnął i wziął mnie na ręce jak pannę młodą.
- C-co ro-robisz? - zaczęłem szarpać się, ale szybko zostałem uspokojony dyskretnym klapsem w tyłek.
- Uspokuj się, bo cię upuszczę, a tego nie chcemy, ani ja, ani ty. - zaczął iść w stronę szkoły, następnie do gabinetu pielęgniarki, a jedyne co mi pozostało to naburmuszona mina i wyzwanie go w myślach od najgorszych. Kiedy byliśmy już na miejscu posadził mnie na krześle i zabrał z apteczki potrzebne rzeczy do oparzenia.
- Sam to sobie opatrzę, możesz już wracać na trening. - mruknąłem i popatrzyłem w bok. Chłopak kucnął przede mną i zaczął dezynfekować ranę. Syknełem cicho i w tym momencie wybuchłem.
- Słuchaj! Co ty sobie wyobrażasz?! Masz pod nosem Kirino-senpaia i co z tym robisz?! Olewasz go! - uniosłem rękę i już miałem go zdzielić, ale on złapał ją i przyciągnął bliżej siebie.
- Tak olewam go, ale też nie proszę, żeby latał za mną jak pies na smyczy. A wiesz dlaczego? - zapytał i złapał mnie za podbródek. Jedyne co byłem teraz w stanie zrobić to pokręcić przecząco głową.
- Ponieważ ty jesteś bardziej interesującym obiektem (dop: obiektem moich paczań ( ͡° ͜ʖ ͡°))... - szepnął i wpił się w moje wargi. Oszołomiony w pierwszej chwili chciałem go odepchać, ale kiedy poczułem jakie to przyjemne, nieśmiało wplotłem palce w jego miękkie jak puch włosy. Oderwaliśmy się od siebie kiedy zabrakło nam powierza, a on uśmiechnął się tylko.
- Kacham cię Kariya. - powiedział i spojrzał mi w oczy. Zaczerwieniłem się i przytuliłem do niego.
- A ja ciebie nienawidzę... - mruknąłem, a o naszej dziwnej miłości dowiedział się tylko motyl siedzący na parapecie.

~~~~~~~~

Tak, więc _Nanty_ nic dodać, nic ująć, prawda?

Do następnego! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro