Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Haizaki x reader

Shot został napisany na zamówienie RosieShadov

Miłego czytania!!

Bardzo proszę o przeczytanie notki na dole...

(Shot inspirowany filmem Kill your Darlings, który serdecznie polecam! Tak jak i włączenie sobie piosenki z medii)

~~~~~~~~

To była kolejna z tych nocy. Nocy, przez którą czułam wstyd swoją osobą. Wsadziłam dłonie głębiej w kieszenie płaszcza i skuliłam się chroniąc przed zimnem. Byłam już blisko drzwi, nad którymi widniał bardzo dobrze znany mi szyld. Weszłam do środka i podeszłam do mojego stałego miejsca. Po chwili podeszła do mnie kelnerka. Była ona jednak kimś więcej niż kelnerką. Była to moja najlepsza przyjaciółka. Dziewczyna była ode mnie wiele starsza, ale od razu polubiłyśmy nasze sposoby postrzegania tego pierdolonego życia. Uśmiechnęła się do mnie i zapytała.
- To, co zwykle? - uśmiech nie schodził z jej pomalowanych czerwoną szminką ust.
- Nie... Daj mi dzisiaj coś mocniejszego... -powiedziałam i spuściłam głowę. Dziewczyna zdziwiła się, ale po chwili przyniosła mi to o co prosiłam. Jeden kieliszek, potem drugi... I jeszcze jeden i kolejny... Pociągam z gwinta. Za mało... Zapłaciłam i z jeszcze jedną butelką alkoholu wyszłam z baru. Zataczałam się lekko i chwiałam, ale było mi dobrze. Szłam spokojnie, kiedy nie usłyszałam cichego krzyku z ciemnego zaułka. Zajrzałam tam i zauważyłam jak jakiś chłopak okłada drugiego, który już ledwo trzymał się na nogach. W jednej chwili wytrzeźwiałam i nie wiele myśląc zamachnęłam się butelką pełną alkoholu, która po chwili roztrzaskała się na łbie oprawcy, a ten upadł nieprzytomny u stup ofiary. Przeklęłam i podbiegłam do niego, po czym złapałam tamtego za rękę i wyciągnęłam z zaułka. Kurwa, kurwa, kurwa!!! Biegnę z jakim obcym typkiem przez miasto jak powalona. Mnie już ten alkohol mózg wyżarł... Zatrzymałam się w parku i opadłam na trawnik, puszczając rękaw chłopaka, który też sapał zmęczony.
- O kurwa... Zmarnowałam tyle chlańska... Ja pierdole... -zajęczałam i zakryłam ramieniem oczy. Chłopak złapał ostatni głęboki wdech. Spojrzałam na niego spod lekko uniesionego ramienia.
- Komu się tak nie spodobałeś, że ci tak ryj obił? - zapytałam i popatrzyłam na niego zaciekawiona. Przyjrzałam mu się uważnie. Długie, szare i kręcone włosy, opalona skóra. I te oczy. Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam jak wlepia we mnie ich spojrzenie.
- A co cię to obchodzi? -warknął cicho. Westchnęłam i usiadłam na wilgotnej trawie.
- Rozwaliłam temu gościowi na łbie butelkę z MOIM alkoholem, dzięki któremu miałam się najebać w trzy dupy i rozwalić się o pociąg, więc nie masz wyboru... Lub po prostu daj mi kasę na nową butelkę.-odparłam obojętnie, a na twarzy chłopaka zagościł szok. Westchnęłam i wstałam, bo moje spodnie zdążyły już nasiąknąć rosą. Otrzepałam się i znów na niego spojrzałam.
- No co się tak gapisz? Może chociaż "chuj ci w dupę i dzięki za ratunek" byś powiedział. -odparłam zażenowana i zachwiałam się lekko. Czyli jeszcze mnie alkohol trzyma. W sumie nie dziwie się. Jest środek jesieni, a mi ciepło. Wręcz gorąco.
- Dzięki. Odkupie ci to... Co to właściwie było?- zapytał i spojrzał na mnie podejrzliwie. Uśmiechnęłam się jak dziecko, wyciągałam z kieszeni papierosa i wsadziłam go do buzi. Zaczęłam szukać w kieszeni płaszcza zapalniczki.
- Eliksir szczęścia zwany również jako czysta wódka. -odpowiedziałam i odpaliłam papierosa wyciągniętą zapalniczką. Zaciągnęłam się i spojrzałam na chłopaka.
- A jak się nazywasz tak w ogóle? -zapytałam i wypuściłam duszący dum z płuc.
- Haizaki... -burknął i odwrócił wzrok. Pokiwałam głową i usiadłam na najbliższej ławce. Znów przyjrzałam się mu dokładniej. Wyglądał na zmęczonego i lekko przybitego. A jego oczy wyrażały nienawiść i obojętność. Wtedy do głowy wpadł mi pomysł.
- Zrobimy tak... Nie musisz odkupywać mi alkoholu... Aleeeeee~ pójdziesz się ze mną napić!~ -powiedziałam i ponownie zaciągnęłam się dymem. Dostrzegłam jak jego twarz pogłębia się w myśleniu, a czoło marszczy od rozważania mojej propozycji. Trochę śmieszny widok.
- To jak? Zgoda?- zapytałam i wyrzuciłam już końcówkę papierosa do kosza obok ławki. Chłopak popatrzył na mnie i pokiwał głową. Wstałam i klasłam dłońmi, po czym zachwiałam się i znów upadłam na ławkę za mną.
- Ale tobie chyba na dzisiaj starczy... - powiedział, a ja prychnęłam, ale zgodziłam się z nim. Pożegnałam się z nim i powoli ruszyłam do domu. Pustego i zimnego...

(Time skip) *dwa dni później*

Szłam oparta o Haizakiego i razem śmiejąc się z byle papierka próbowaliśmy wrócić do swoich domów. Po chwili Jadnak szaro włosy zahaczył o wystającą kostkę brukową i runęliśmy na ziemię. Śmialiśmy się dalej, przez alkohol, który w sobie mieliśmy. Spojrzałam na niego i palnęłam coś, co kiedyś przeczytałam.
- Żeby w pełni żyć trzeba umrzeć, a potem zmartwychwstać. Chodzi Haizaki... Zabijmy się!!- krzyknęłam i wstałam. Chłopak pokręcił tylko głową z uśmiechem, ale również wstał i poszedł za mną na stary cmentarz. Znaleźliśmy obok bramy jakąś linę, którą za pomocą mojego scyzoryka przecięliśmy na pół. Później tylko pętla, stare drzewo i dwie skrzynie. Stanęliśmy z morderczymi naszyjnikami gotowi na śmierć.
- Powiadam wam, że raj jest obiecany tylk- urwałam, bo dostałam w tył głowy od śmiejącego się Haizakiego.
- Nie przerywaj mi! -pchnęłam go lekko, ale skrzynia się zachwiała i poleciał. O nie! Próbowałam go podtrzymać, ale sama spadłam, a pętla zacisnęła się uniemożliwiając w jednej sekundzie dostęp do tlenu. Szarpaliśmy się i próbowaliśmy zaczerpnąć powietrza. Po chwili usłyszeliśmy trzask i runęłam razem z Haizakim na ziemie.
- Jebana gałąź się złamała... -szepnęłam i razem wybuchliśmy śmiechem. Tak blisko było do stopienia w świat zmarłych. To po prostu... Wstałam i podparłam się o drzewo, po czym popukałam w nie.
- To jest kurwa tak spróchniałe, że aż puste!! -znów wybuchliśmy śmiechem i chwiejnym krokiem opuściliśmy cmentarz.
- Patrz... - Haizaki wskazał na łódkę przy brzegu stawiku.
- Bez jaj... Dawaj!!! -krzyknęłam i razem pobiegliśmy do łódki. Wepchnęliśmy ja do wody i usiedliśmy. Kiedy już wypłynęliśmy na sam środek stawiku. Wstałam i zaczęłam kolejną głupią przemowę.
Haizaki, który zaczął machać wiosłem wykrzykiwał coś o pingwinach i po chwili dostałam tym wiosłem i wpadłam do wody. Wynurzyłam się i weszłam z powrotem do łódki. Zaczęliśmy okładać się wiosłami, aż skończyło się na tym, że oba wiosła wylądowały w wodzie, a my musieliśmy dopłynąć do brzegu bez łódki, która spokojnie dryfowała. Cali mokrzy i roześmiani udaliśmy się do mojego domu. Zanim weszliśmy próbowałam trafić kluczem w dziurkę, ale moje pijane oko widziało, aż cztery opcje zamka, więc to było... Trudne. W końcu, kiedy wygrałam z tym ustrojstwem weszliśmy i walnęliśmy się na kanapie w salonie. Zamknęłam oczy i westchnęłam.
- Nie mam już al-ko-ho-lu!!! Co za szkodaaaaaa! -zaczęłam udawać, że śpiewam, za co dostałam poduszką w łeb od Haizakiego. Nosz co za cham! Oddałam mu, a po niecałej minucie po całym salonie były porozrzucane poduszki.
- Ey Haizaki... Myślę, że to jest właśnie nasze perfekcyjne miejsce... -szepnęłam i wyłożyłam się jak długa.
- Perfekcyjne miejsce? -zapytał, a ja sennie pokiwałam głową.
- Tak... Pijani my, alkohol, ta kanapa i pierdolone suche drzewo. -odpowiedziałam i przekręciłam się na bok.
- Masz rację... To jest perfekcyjne miejsce... Dla nas... - szepnął.
Takie wypady dla nas to była norma. Dzień w dzień. Coraz więcej i więcej. Aż do pewnego dnia...
Szłam razem z Haizakim do parku. Znów pijani i szczęśliwi. Usiedliśmy pod jakimś drzewem w milczeniu i przyglądaliśmy się jak trawa porusza się razem z powiewami wiatru. Zamknęłam oczy, lecz po chwili poczułam jak czyjaś dłoń muska moje usta. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Haizakiego pytająco. Ten tylko nachylił się i mnie pocałował. Nie protestowałam. Czułam gorzki smak alkoholu i coli wiśniowej. Pocałunek sam w sobie był leniwy i namiętny. Przerwała nam go jakaś babcia, która akurat chrząknęła i odeszła burcząc coś o młodzieży. Wstałam i spojrzałam na chłopaka zła.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego psujesz to, co jest między nami?! -krzyknęłam i odeszłam zostawiając szaro włosego samego. Byłam zła. Musiałam bardziej się napić.

(Time skip) *tydzień później*

Od momentu, kiedy Haizaki mnie pocałował odechciało mi się chodzić po nocach od klubu do klubu. Chodziłam do szkoły, czytałam i nawet posprzątałam dom i nakarmiłam rybki. Tydzień minął mi na nudnej rutynie. Wstań, ubierz się, zjedz, umyj zęby, Idzi do szkoły, wróć, zrób lekcje, jeść, nakarmić rybki, wieczorna toaleta, książka i spać. I tak w kółko. To było... Tak bardzo w nie moim stylu, ale pozwoliłam w ten sposób w pełni otrzeźwić moje ciało i umysł, który przesiąkł promilami i dymem papierosowym. Zamknęłam ostatnią książkę i spakowałam się na następny dzień. Spojrzałam przez okno i coś mnie podkusiło. Coś, czego od dawna nie czułam. Wstyd. Jest mi wstyd mojego nałogu. Jest mi wstyd moich rodziców. Jest mi wstyd tego, że mam tak małą frekwencję w szkole. Jest mi wstyd za siebie. Jest mi wstyd tego... Że żyję. Z takimi myślami dotarłam do parku. Pod to samo drzewo co tydzień temu. Usiadłam i oparłam się o wilgotny pień. Nie oszukujmy się. Jest w pizdu zimno, a ja wyszłam w legginsach i cienkim płaszczyku. Zamknęłam oczy i uwolniłam w pełni swoje myśli. Długo tak siedziałam, aż nie poczułam jak ktoś się przysiada.
- Czym jest dla ciebie perfekcyjne miejsce? -zapytał. Haizaki. Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem... Może faza między trzecią a czwartą butelką wódki lub łódka, która dryfuje na środku stawu. -odparłam i spojrzałam na niego.
- A dla ciebie? - spytałam i oparłam się o jego ramię.
- Moim perfekcyjnym miejscem... Jesteś ty. -powiedział, a trawa tak jak wtedy poruszyła się pod wpływem wiatru. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na gwiazdy.
- Jak na razie... Dla mnie może być. - odparłam i pogrążyłam się w moim perfekcyjnym miejscu.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieje, że shot się podobał!

A teraz...

Jest mi ciężko to pisać, ale... Odchodzę tymczasowo z Wattpada. Książki pozostaną, ale niestety nie będę ich pisała. Przepraszam również za do tej pory niezrealizowane shoty. Po prostu mój stan zdrowotny jak i psychiczny są w strzępkach, przez co... Po prostu nie mam siły na pisanie i co kolwiek innego. Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieje, że z rozumiecie.

Do następnego 💔

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro