Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌹Jak się poznaliście? Cz.1🌹

Na wstępie pragnę powiedzieć, że dłuże rozdziały (takie jak ten), będę pisała w pierwszej osobie. Mam nadzieję, że to nie będzie dla was problem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[T/I] - Twoje imię
[T/N] - Twoje nazwisko
[I/T/S] - Imię Twojej Siostry
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mark ⚽
Szłam właśnie przez most nad rzeką. W dole widziałam jakichś dwuch chłopaków. Grali w piłkę. Jeden z nich właśnie szykował się do strzału na bramkę. Przystanęłam sobie aby popatrzeć. Ten napastnik wyglądał na naprawdę mocnego, ciekawa jestem czy temu bramkarzowi uda się go zatrzymać.
-Jesteś gotowy Mark?-zapytał ten blondyn. Na twarzy bruneta pojawił się bardzo szeroki uśmiech. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś uśmiechał się aż tak szeroko. Na sam widok mi też chce się uśmiechać.
-Dawaj! Tylko się nie powstrzymuj! - wykrzyknął. Blondyn słysząc to przyśpieszył
i kopnął piłkę wysoko w górę, po czym wyskoczył za nią obracając się niczym tornado, wokół którego pojawiły się wstęgi ognia.
-Ogniste Tornado! - blondyn kopnął piłkę, a ta ruszyła z zawrotną prędkością na bramkę.
-Boska Ręka! - brunet wykonał swoją technikę i zatrzymał strzał tamtego chłopaka.
-Niesamowite! - wykrzyknęłam nie będąc świadoma, że to zrobiłam. Chyba mnie usłyszeli, bo spojrzeli się w moją stronę. Starałam się udać, że po prostu przechodzę przez most i nawet nie zwróciłam uwagę na ich grę. Niestety kiepska ze mnie aktorka i odrazu zorienowali się, że tylko udaję. Brunet zaczął biec pod most wymachując do mnie ręką.
-Hej! Możesz do nas zejść? - nie wiem dlaczego, ale widząc jego przyjazny uśmiech, zeszłam do nich, mimo, że na początku nie chciałam tego zrobić.
-Emm... O co chodzi? - zapytałam. Brunet podszedł do mnie z piłką w rękach.
-Jestem Mark Evans. A tamten za mną to mój przyjaciel Axel Blaze. A ty jak się nazywasz?
-[T/I] [T/N]
-Może zechciałabyś z nami zagrać? - zapytał.
-Nie lubię piłki. - powiedziałam, nie chcąc wyznać im prawdy. Nie mam ochoty o tym rozmawiać ani tym bardziej mówiąc o tym chłopaką, których dopiero co poznałam. Chciałam już odejść jednak ten cały Mark, znowu mnie zatrzymał.
-A ja myślę, że ją kochasz. - odwróciłam się w jego stronę, zdziwiona jego śmiałym stwierdzeniem.
-Skąd taki pomysł? - zapytałam.
-Proste! Obserwowałaś jak gramy i powiedziałaś, że nasze zagrywki są niesamowite! To świadczy, o twoich uczuciach do piłki! A poza tym widać to w twoich oczach! No weź! Zagraj z nami! - jak temu chłopakowi udało się tyle ze mnie wyczytać, za pomocą jednego spojrzenia? Ehh... Chyba jednak będę musiała im powiedzieć prawdę.
-Ehh...spostrzegawczy jesteś-wyszeptałam.
-To zagrasz z nami? - zapytał z nadzieją. Cicho westchnęłam.
-Ja... Nie mogę grać. - na ich twarzach pojawił się szok. Cicho westchnęłam i podwinęłam nogowkę ukazując im usztywnienie na mojej nodze.-Niestety miałam mały "wypadek" i jak na razie nie mogę grać. - Mark słysząc podszedł i się do mnie przytulił. Zdziwiło mnie to. Prawie mnie nie zna, a i tak jest gotowy wykonać taki gest.
-Nie martw się!Jestem pewien, że już niedługo wyzdrowiejesz i wrócisz na boisko! A wtedy zagramy! - słysząc to uśmiechnęłam się.
-Dzięki Mark.

Axel🔥
Wbiegłam do szpitala cała zdyszana. Jakieś pół godziny temu dowiedziałam się, że moja młodsza siostra miała wypadek samochodowy i przywieźli ją tutaj. Zobaczyłam jakiegoś lekarza który rozmawiał z jakimś blondwłosym chłopakiem, który chyba był w moim wieku. Podbiegłam do nich nie zwracając uwagi na to, że rozmawiają.
-Przepraszam,że przeszkadzam panie doktorze!Nazywam się
[T/I] [T/N], moja młodsza siostra [I/T/S] trafiła tu pół godziny temu. Miała wypadek samochodowy.Wie pan co z nią?-pytania wypływały ze mnie jak potok.
-Młoda damo, poczekaj chwile, aż skończę rozmawiać, dopiero wtedy do ciebie wrócę.-głos tego lekarza był taki chłodny, że aż przeszły mnie dreszcze. Mimo to, nie mogłam się wycofać. Tu chodzi o moją siostrę! Blondyn widząc jak się stresuję postanowił mi trochę pomóc.
-Dokończmy tą rozmowę później, ojcze. Zajmij się teraz siostrą [T/I]-byłam w szoku. Co prawda ten chłopak faktycznie jest odrobinę podobny do tego lekarza, jednak jego głos jest taki jakiś ciepły... Nie to co tego doktorka.
-Jesteś pewien, Axel? - zapytał
-Tak. Ty się zajmij tą [I/T/S], a ja odwiedzę Julie.
-Niech będzie, ale nie myśl sobie, że Ci odpuszczę tą rozmowę Axelu Blaze.
-Jasne-powiedział wymijając go. Kiedy przechodził obok mnie posłał mi uśmiech.
-Dziękuję.-wyszeptałam. Axel tylko skinął głową, po czym skręcił w inny korytarz, zostawiając mnie sam na sam z jego ojcem.
-A więc, możesz powtórzyć jak się nazywasz? - zapytał, tym razem odrobinę, łagodniej.
-[T/I][T/N]

Jude Sharp 🐧
Moja siostra ma dzisiaj urodziny i wymyśliła sobie, że mam zabrać ją do zoo. Ehh... Kocham ją, jednak czasem trudno nad nią nadążyć. Rodzice często wyjeżdżają słóżbowo za granicę i to mnie przypada obowiązek opieki nad siedmioletnią
[I/T/S].Moim rodzicą odwołali lot powrotny,więc to mi przychodzi upilnowanie [I/T/S] w dniu w którym najtrudniej jest mi ją upilnować. Kupiłam dla nas bilety. [I/T/S] chciała wbiec na teren Zoo, jednak szybko ją powstrzymałam.
-O co chodzi [T/I]?-zapytała mnie.
-Najpierw musimy wyjaśnić sobie pewne zasady.-słysząc to
[I/T/S] ciężko westchnęła.
-[T/I] no weź! Mam dziś urodziny! Chociaż raz wrzuć na luz! - cicho westchnęłam.
-[I/T/S] chodzi mi tylko o Twoje dobro. Jestem za ciebie odpowiedzialna. Nie mogę pozwolić aby Ci się coś stało. To twoje urodziny, ale to nie zmienia faktu, że nadal obowiązują cię pewne zasady.
-Ehh... No dobrze. Co to za zasady? - zapytała
-Po pierwsze zostajemy tu tylko dwie godziny, a po drugie masz nie odstępować mnie nawet na krok, zrozumiano?
-Tak, tylko już chodźmy! - wykrzyknęła po czym złapała mnie za rękę i zaciągnęła do środka. Chodziłyśmy tak z jakieś półtorej godziny. W pewnym momencie zaczepił mnie jeden z dozorców, aby sprawdzić czy mam bilety. Kiedy odwróciłam się z powrotem do [I/T/S], już jej tam nie było. Zaczęłam panikować i szukać jej na każdym wybiegu.
-[I/T/S]! [I/T/S]!- już prawie straciłam nadzieję, kiedy nagle zaczepił mnie jakiś chłopak. Miał na sobie mundurek Raimona i niebieską pelerynkę. Nosił na oczach niebieskie gogle, a włosy miał zwinięte w rurki i związane  w wysoką kitkę.
-To twoja zguba? - zapytał wskazując na [I/T/S], która przyczepiła się do niego jak do jakiegoś superbohatera. Co prawda tak wygląda, dzięki tej pelerynce, więc trudno się dziwić reakcji siedmioletniej dziewczynki.
-Ohhh... Dzięki Bogu znalazłaś się! Chodź tu do mnie.-powiedziałam, przykucając i wyciągając w jej stronę ręce.
-Chcę zostać z bohaterem! - powiedziała to takim głosem jak rokapryszona pięciolatka.
-Idź do siostry [I/T/S], nie sprawiaj już jej kłopotu, przecież widzisz jak się o ciebie martwi.-chłopak próbował przekonać [I/T/S] aby do mnie wróciła.
-Ehh...no dobrze Jude.-przytuliła się do niego po czym podeszła do mnie.
-Przepraszam Cię za kłopot
[T/I]-przytuliła się do mnie, a ja oddałam uścisk. Po chwili stanęłam na równe nogi trzymając [I/T/S] za rękę.
-Dziękuję Ci.-wyszeptałam. Chłopak w pelerynce uśmiechnął się do mnie.
-Nie ma za co. Sam mam młodszą siostrę i kiedyś też wywinęła mi podobny numer.-słysząc to uśmiechnęłam się lekko. Wyciągnęłam w jego stronę rękę.
-Jestem [T/I] [T/N]- chłopak uśmiechnął się i uścisnął moją dłoń.
-A ja Jude Sharp.

Shawn ❄️
Razem z moim bratem~Markiem Evansem i resztą naszych przyjaciół udaliśmy się na Hokkaido. Kierowaliśmy się do gimnazjum Alpine, gdzie uczył się ponoć jakiś super napastnik. Niejaki Shawn Frost. Tak właściwie, to sama nie wiem co o tym myśleć. Bardzo lubiłam Axela, a po jego odejściu trudno mi się pozbierać. Był moim najlepszym przyjacielem. Nie podchodzę do tej sprawy tak optymistycznie jak mój brat, ale też nie tak pesymistycznie jak Kevin. Dragonfly jednak trochę przesadza. Nienawidzi już tego Shawna, mimo, że nawet jeszcze go nie poznał. Nie sądzę, żeby Axelowi podobało się takie zachowanie Dragonflya. Wyglądałam przez okno, nie mając ochoty na wysłuchiwanie paplaniny chłopaków. Nagle zauważyłam za oknem marznącego chłopaka z piłką. Żal mi się go zrobiło.
-Panie Weteranie tam ktoś jest!-powiedziałam do naszego kierowcy. Mężczyzna zatrzymał się, a ja założyłam szybko na siebie kurtkę i wyszłam na zamieć.
-Hej !Musi być Ci zimno, chodź do nas!- chłopak o jasno szarych włosach i niebieskoszarych oczach spojrzał na mnie i posłał mi nieśmiały uśmiech.
-N...naprawdę m...mogę?-zapytał szczękając przy tym zębami. Uśmiechnęłam się lekko i podałam mu rękę, aby pomóc mu wstać. Chłopak chwycił moją rękę i wstał na równe nogi. Zaprowadziłam go do środka autokaru i posadziłam na wolnym siedzeniu obok mnie.
-[T/I] znalazłaś sobie chłopaka?-zapytał Dragonfly z lekką kpiną w głosie.
-Zamknij się Dragonfly! Ten chłopak po prostu potrzebuje trochę pomocy, może zamiast się czepiać zajmiesz się sobą? -tymi słowami zamknęłam Kevinowi usta. Zdjęłam z siebie kurtkę i przykryłam nią zmarzniętego chłopaka.
-Dz..dzięki [T/I]-uśmiechnęłam się do niego i zajęłam swoje miejsce.
-Nie ma za co. Przecież nie mogłabym zostawić cię na takim mrozie. Jeszcze by Ci się coś stało-chłopak posłał mi kolejny nieśmiały uśmiech. Nie znam go za dobrze, jednak ma w sobie coś takiego co sprawia, że odrazu go polubiłam.

Xavier 🛸
Właśnie przyprowadzono mnie do mojego nowego miejsca zamieszkania. Słonecznego Ogrodu~do domu dziecka. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Kiedy się o tym dowiedziałam cały mój świat się załamał. Od momentu kiedy mi to powiedziano, przestałam się odzywać. Wysiadłam z samochodu, a razem ze mną moja nowa opiekunka.
-[T/I] tutaj będzie twój nowy dom.-powiedziała kładąc mi rękę na ramieniu- Mam nadzieję, że poczujesz się tutaj jak w domu.-nic jej na to nie odpowiedziałam. Opiekunka cicho westchnęła i złapała mnie za rękę po czym zaprowadziła mnie do środka. Kiedy otworzyła drzwi moim oczom ukazała się grupka dzieci, która natychmiast skierowała swoje oczy prosto na mnie. Strasznie mnie to zestresowało. Czułam się zagubiona, czując na sobie tyle spojrzeń. Nagle podszedł do mnie chłopiec w moim wieku, o czerwonych włosach i pięknych turkusowych oczach. Posłał mi nieśmiały uśmiech, a ja ku mojemu zdziwieniu  odwzajemniłam go.
-Jestem Xavier-wyciągnął w moją stronę rękę, a ja ją uścisnęłam.
-A ja [T/I]-wyszeptałam.
-Chodź. - chwycił moją dłoń i zaczął mnie prowadzić w głąb budynku- Pomogę Ci się tu zaklimatyzować.
-Dzięki Xavier.-wyszeptałam niemrawo. Z ust Xaviera zszedł uśmiech. Chłopak niespodziewanie zbliżył się do mnie i się do mnie przytulił. Nie wiedziałam co mam zrobić.
-Nie martw się [T/I], wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że nie jesteś sama... Masz teraz mnie.-słysząc to co powiedział, odwzajemniłam jego uścisk.
-Dziękuję Ci Xavier - w moich oczach stanęły łzy... Ale nie łzy smutku, tylko radości... Radości spowodowanej tym, że mam kogoś kto mnie wspiera, bo chce to robić, a nie dlatego, że to jego praca i jest mu tylko mnie żal. Xavier tu jest, bo też niema już nikogo. Jesteśmy tacy sami.

Byron 💫
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[I/T/M] - Imię twojej mamy
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Moja mama ma zakład fryzjerski, który jest najlepszy w mieście. Od tygodnia, zaczęłam u niej praktykę. Jak narazie mogę tylko robić kawę i podawać ciasteczka, naszym klientom.
-Skarbie, niedługo przyjdzie do nas, jeden z moich stałych klientów. Bywa bardzo wybredny, więc proszę cię, uważaj co robisz. Najmniejszy błąd może kosztować nas utratę najważniejszego klienta.
-Ehh... Zrozumiałam mamo.-wyszeptałam.
-Dobrze. A więc zrób mu kawę według tego przepisu. - podała mi kartkę na której było mnóstwo najróżniejszych składników oraz imię i nazwisko tego klienta. Jeszcze nigdy nie robiłam kawy z tyloma składnikami! Ten cały Byron Love naprawdę jest bardzo wybredny.
-Ehh....zabieram się już do roboty. -powiedziałam ciężko wzdychając.
-Tylko pośpiesz się [T/I], bo ten chłopak, powinien pojawić się za jakieś 15 minut. - cicho westchnęłam, po czym poszłam na zaplecze aby przyszykować tą super skomplikowaną kawę. Kiedy już ją skończyłam, czułam się tak jakby przejechał po mnie tir. Jeszcze nigdy zrobienie kawy nie było aż tak wyczerpujące. Przetarłam twarz rękawem, aby wytrzeć z niej pot. Jestem pewna, że temu super ważnemu klientowi nie spodobałoby się to, że jego najukochańszą kawusię podaje mu dziewczyna, która jest cała mokra od potu. Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. To pewnie ten cały Byron. Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu, po czym ostrożnie wzięłam kawę do rąk i ruszyłam do głównego salonu. Patrzyłam tylko i wyłącznie pod nogi, uważając aby największe dzieło mojego życia nie wylądowało na podłodze. W pewnym momencie, tak się skupiłam na kawie, że na kogoś wpadłam, a dzieło mojego życia wylądowało na koszulce nieznajomego. Spojrzałam z przerażeniem w oczy nieznajomego. Były one bordowo czerwone. Jego twarz okalały długie blond włosy, które wyglądały jak najdelikatniejszy jedwab. Słońce sprawiało, że jego włosy nabierały połysku. Wyglądał jak anioł. Jedyne co go od niego odróżniało to wyraz twarzy. Był bardzo niezadowolony.
-Bardzo pana przepraszam!-żuciłam się po ręcznik papierowy aby wytrzeć resztki kawy z jego koszuli. Zanim jednak zdążyłam do niego podejść z ręcznikami, on zatrzymał mnie wyciągnięciem ręki na sztorc (do góry).
-Już dosyć zrobiłaś!-powiedział z zaciśniętymi zębami.
-Panie Love, tak bardzo mi przykro! - wykrzyknęła moja mama podbiegając do blondyna.
-To nie pani wina panno
[I/T/M]-moja mama wzięła ode mnie ręczniki i tak samo jak ja próbowała pomóc temu blondynowi, jednak on wstrzymał ją tak samo jak mnie, tyle, że ją potraktował odrobinę łagodniej. Zamiast wystawić jej rękę przed twarz, podniósł obie ręce w geście obronnym.-Proszę mi wybaczyć, ale nie przyjmę niczego, co dotykała ta gapa. Proszę tylko spojrzeć na mnie! Moja ulubiona koszula jest cała w bitej śmietanie i kawie, a moje włosy są w niej umoczone! Przecież to jest nie do przyjęcia! Powiem to pani tylko raz, albo zwolni pani tą niezdarę, albo ja nie będę już pani klientem.-kątem oka zobaczyłam, że moja mam nie wie co ma zrobić. Przyjęła mnie do pracy dopiero po wielu moich błaganiach. Potrzebowałam jej, ponieważ pora aby zacząć zbierać na studia. Nie chcę przez całe życie być na utrzymaniu mojej mamy... Chciałabym zacząć zarabiać już własne pieniądze, jednak...Widząc jak ten klient jest dla niej ważny...podjęłam pewną bardzo ważną decyzję....
-Panie Love...ja...nie mogę tego zrobić... -postanowiłam się wtrącić jej w zdanie.
-Nie trzeba, mamo.-wyszeptałam. Blondyn wyglądał na zdziwionego, kiedy usłyszał jak nazywam jego fryzjerkę "mamą" -Sama się zwalniam. Nie powinnam tutaj dłużej pracować, po tym co zrobiłam. - złapałam moją torbę i wybiegłam z salonu nie zwracając uwagi na wołania mojej mamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro