Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jude x OC

Rozdział dla: _Marie_Swift_

Mam nadzieję, że się spodoba :)

****

Różnica wieku może być przyczyną tego, że dwie przeznaczone sobie osoby, mogą mieć problem z wyznaniem sobie uczuć. Najczęściej jest wtedy na wszystko za późno. Tak było w przypadku Marie oraz Juda. Zostali adoptowani tego samego dnia, ale z różnych ośrodków. Z początku ich relacje były okropne. Można nawet powiedzieć, że to żadne relacje a czysta wojna. Głównie ze strony chłopaka.

Jude nie znosił dziewczyny i dlatego zawsze starał się jej pokazać, że adoptowano ją z litości, a tak na prawdę nikt jej nie chciał. Poniżał ją i był po prostu dla niej istnym koszmarem. Marie nie rozumiała dlaczego on tak bardzo jej nienawidzi. Nic nigdy mu nie zrobiła. Nawet więcej, praktycznie nie rozmawiali. Tylko tyle co musieli. Nic więcej nie wchodziło w grę.

Mała wiele wycierpiała przez chłopaka. Nie miała żadnego wsparcia. Nawet rodzice nie wiele się nią interesowali. Tyle co musieli. Cała uwaga ich była skupiona na chłopaku. Uważali, że ma dużo talentów i będzie po prostu lepszym następcą firmy. Marie nie brali nawet pod uwagę. Nie traktowano jej wcale dobrze. Nikt nie przejmował się nawet jej problemami. Sama musiała je sobie rozwiązać.

Tego dnia miarka się przebrała. Jude znów zaczął te swoją litanię, jak to nie potrzebują za nic w świecie Marie. Nastolatka już tego po prostu nie zniosła.

- Wiesz co, mam już ciebie serdecznie dość!- krzyknęła zła do granic możliwości.- Jesteś zwyczajnie podły! Nigdy nic ci nie zrobiłam! Boli cię to, że się pojawiłam?! To też nie jest moją winą! Czemu nie dasz mi wreszcie świętego spokoju!-zaraz rzuciła w chłopaka poduszką.- Wychodź z mojego pokoju!

- Zrobię co będę chciał!- od razu odpowiedział agresywnie.- A ty nie będziesz mi mówić co mam myśleć!- konflikt między nimi narastał coraz bardziej z biegiem lat. Rodzice się w to nie wtrącali, bo to nie była ich sprawa. Rzecz jasna była, ale oni tak o tym nie myśleli. Chcieli mieć tylko spokój. Nie wiedzieli, że tym samym skrzywdzili swoje dzieci. Dla takich ludzi liczy się tylko kasa.

- Nawet nie zamierzam! Ale twoje myślenie jest błędne! Skoro mnie adoptowali to mnie chcieli! Nie oczekuję, że się będą mną zajmować. Wystarczy poczucie bezpieczeństwa. Nie wiem co dla ciebie jest ważne w życiu. Ale dla mnie to.- zaraz wróciła do czytania swojej książki.- Daj mi wreszcie spokój. Nie mieszkasz już z nami, więc spadaj.

Oczywiście, że chłopak szybko opuścił ten dom. Ciągle wspominał Marie, jako najgorszą zmorę tego świata. W pewnym momencie nawet nie wiedział dlaczego tak myśli. Jakieś wspomnienie? Raczej nie. Może coś z nią jest nie tak? Też nie. Nigdy nie zrobiła niczego złego. Więc czemu jej tak nie lubił?

Gdy tylko wrócił do domu, od razu położył się na łóżko i wpatrując się w sufit analizował postać młodszej dziewczyny. Nie uznawali się jako rodzeństwo. Rodzicom też nie sprawiało to problemu, póki mają spadkobierców. Dlatego też ich dzieci wychowały się same. To nie była najlepsza decyzja z wielu względów. Przede wszystkim, że Jude nie wie co to znaczy być dobrym dla drugiej osoby. Nigdy taki nie był.

Teraz, gdy jest już dorosły zdaje sobie sprawę z wielu rzeczy, które zrobił w ten czy inny sposób. Na przykład, dlaczego tak bardzo był dla niej nie miły? Czemu sprawiał jej ból? Do tego nazywał ją w słaby sposób. Może wcale nie jest taka zła? Analizując wszystko doszedł do wniosku, że nie znając jej tak na prawdę przykleił jej łatkę głupiej i niepotrzebnej. Jest pomyłką i czymś co nie powinno istnieć. Teraz jak na to patrzył.... To było dość głupie z jego strony. Czym zawiniła? Przecież nic nie zrobiła tak jak mówiła.

Najwyraźniej przesadzał, a jako dziecko wszystko wyolbrzymiał. Ale czemu dopiero teraz to wszystko zauważył? Nie są już dziećmi. On pracuje w akademii królewskiej jako trener, a ona chodzi do szkoły jeszcze. W takim razie czemu czuje się tak dziwnie?

****

Minęło sporo czasu nim Jude Sharp wszystko sobie poukładał. Zrozumiał kilka rzeczy i teraz się tego wstydził. Nie był najlepszym przyszywanym bratem. Chociaż ciężko mówić, że w ogóle był jej bratem. Bardziej współlokatorem. Zdał sobie również sprawę, że jakimś dziwnym trafem Marie zaczynała mu się podobać.

Wcale nie była zła. Miła, uprzejma a jej wygląd różnił się od tego jak ją zapamiętał za czasów, gdy była jeszcze dzieckiem. Postanowił więc to sprawdzić, czy faktycznie darzy ją jakimś uczuciem. W tym celu po pracy pojechał do jej szkoły, żeby się z nią zobaczyć.

Jakie było jego zaskoczenie jak odkrył, że Marie ma romans z własnym trenerem- Evansem. Widział ich razem na boisku a do tego przytulali się w taki sposób, jak tylko pary mogą się przytulać. Tego już było po prostu za wiele. Od razu do nich podszedł przez co dwójka prawie dostała zawału. Nikt miał się nie dowiedzieć....

- Co ty wyprawiasz co?!- zaczął jak zwykle nerwowo.- Na głowę upadłaś, że zakochałaś się w trenerze?!- dziewczyna szybko się odsunęła od mężczyzny i wkurzona warknęła.

- Czemu wszystko musisz mi psuć?! To nie jest twoja sprawa z kim jestem! Jestem prawie dorosła i mam prawo robić co chce!

- Nie, o ile ja wiem co ty wyprawiasz! - zaraz złapał ją za nadgarstek i poprowadził do swojego samochodu. Czemu znów to zrobił? Wydarł się na nią. Chociaż tym razem miał ku temu powód.

Dziewczyna przez cały czas się szarpała próbując uciec, ale na marne. Jude jest silniejszy. W końcu zrezygnowała z tego.

- Odstaw mnie do domu i to zaraz. I tak tam nie bywasz. - mruknęła i zatrzymała się przed autem. Brązowowłosy chwilę nic nie mówił, aż w końcu odwrócił się do niej przodem. Miał już nieco inny wyraz twarzy.

- To nie tak, że chce cie kontrolować.-powiedział łagodnie.- Po prostu... Nie możesz się z nim spotykać Marie. Nie i koniec.

- Od kiedy to mam prosić o pozwolenie?- nastolatka przewróciła oczami.

- Od kiedy zdałem sobie sprawę, że to co robiłem pół życia było głupie.- przyznał i westchnął.- To idiotyczne jak cie traktowałem... Zwalałem wszystko na ciebie. Ani ze mnie brat ani przyjaciel. Ale ostatnio to zrozumiałem i chciałem cię przeprosić.

- Czemu tak nagle ci się na to zebrało? Czemu zaczął cię obchodzić mój los?- dziewczyna skrzyżowała ręce.- Nigdy taki nie byłeś.

- Bo dopiero teraz zrozumiałem.... Że się w tobie zakochałem... - zaraz do niej podszedł i mocno przytulił. Nigdy tego nie zrobił. Nawet raz. Marie stała tak i patrzyła w jeden punkt. Że co? On się w niej zakochał? Tak nagle? Jednak jego słowa wydawały się być szczere... Może faktycznie jest jak mówi... Tylko w takim razie co z Markiem....

- Wiesz... To nie tak, że cię nie lubię... Ale byłeś dla mnie taki, że ciężko będzie żebym cię polubiła...

-Zdaje sobie z tego sprawę. Zrobię wszystko by tak się stało.- lekko się uśmiechnął i pocałował ją w policzek.- Zacznę częściej wpadać do domu. Zajmę się tobą.

- No.... Mogę się na to zgodzić. Tylko muszę zerwać z trenerem... Ale to później. Jak uznam, że nie żartujesz i na prawdę chcesz się zmienić.

- Dobrze. W takim razie...- schylił się jeszcze i pocałował ją czule w usta.- Oby tym razem był to dobry wybór kochana.

****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro