Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chcę stać się silniejszym

Nathan był totalnie przybity i zdołowany po meczu z Genesis. Wreszcie otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że z obecnymi umiejętnościami nie są w stanie pokonać Grana i jego zespół. Byli dla nich za szybcy i za silni. To oczywiste, że walka z nimi w obecnym stanie, kiedy to Fubuki z niewiadomych przyczyn rzucił się prosto na piłkę pod spływem Ostrza Meteoru i teraz leży nieprzytomny w szpitalu, jest totalnie bez sensu. Po długich przemyśleniach doszedł do wniosku, że już tak dłużej nie może. Nie ma już na to wszystko siły. Ostatnie odeszły mu właśnie w meczu z Genesis. Teraz stał się wrakiem człowieka. Z bólem musiał się pogodzić z prawdą. Dobrze wiedział, że w tym stanie będzie nie potrzebny drużynie. Musiał więc odejść co było dla niego chyba największym ciosem. Kochał Inazume a przede wszystkim piłkę nożną. Ale teraz stała się ona dla niego wrogiem. Nie mógł już na nią patrzeć tak jak kiedyś. Po rozmowie z Markiem udał się do Karawanu i spakował swoje rzeczy. W oczach miał łzy, które starał się ukryć przed samym sobą. Żal i gorycz wypełniała jego serce. Nie umiał już myśleć trzeźwo.

Gdy wszyscy byli zajęci treningiem, wymknął się i ruszył w kierunku swojego domu. Miał tylko nadzieję, że mu to kiedyś wybaczą. Dobrze wiedział jak bardzo zaboli Marka jego odejście. Przyjaźnili się a on odchodzi w ten sposób. Był wściekły na siebie ale nie widział innej opcji. Był już wykończony i fizycznie i psychicznie. Chciał tylko, żeby to wszystko się skończyło. W domu czekała na niego mama, która na widok chłopaka aż załamała ręce.

- Nathan, kochanie co się stało? Wyglądasz fatalnie.- mówiąc to natychmiast przytuliła synka najmocniej jak umiała.- Ktoś ci zrobił jakąś krzywdę?

- Nie. Wszystko w porządku mamo. Jestem tylko trochę zmęczony.- odparł smutno niebieskowłosy i udał się do swojego pokoju. Torbę rzucił w kąt a sam położył się na łóżku i wbił wzrok w sufit. Nic już nie będzie takie jak dawniej. Co teraz ma robić? Wróci do szkoły i co dalej? Nie wróci już do klubu, to oczywiste. Musi więc znaleźć sobie jakieś inne zajęcie. Może lekkoatletyka? Chyba nie będzie miał wyboru. Jego dawni znajomi na pewno się z tego będą cieszyć. Może to właśnie dobrze, że tak się stało. Westchnął zrezygnowany i sięgnął do gumki, która mocno trzymała jego włosy. Rozpuścił je i pozwolił żeby swobodnie opadły na jego ramiona. Zaraz po tym przekręcił się na bok w stronę okna, z którego leniwie wpływały popołudniowe promienie słońca. Do oczu napłynęły mu łzy. Gdy tylko pomyślał o swoich przyjaciołach robiło mu się tak przykro, że nie mógł już tego dłużej w sobie dusić. Pozwolił łzom spokojnie płynącej po jego twarzy. Zacisnął pięści i dał upust emocjom.

Obudził go budzik perfidnie dzwoniąc o godzinie 6. Nathan dźwignął się na łokciu i wyłączył go. Padł z powrotem na łóżko i zamknął oczy. Nie miał na nic ochoty. Poprzedniego wieczoru padł z wycieńczenia. Nie chciał pamiętać dlaczego. Jednak musiał wstać. Do pokoju weszła jego mama z tacą w ręku. Na niej znajdowało się śniadanie.

- Hej kochanie. Jak się czujesz?- spytała siadając na łóżku obok chłopaka. Ten mruknął coś bliżej nieokreślonego i podniósł się. Spojrzał na mamę udając zadowolonego i wziął od niej śniadanie.

- Jest okej mamo.- odpowiedział po chwili.- Wiele się działo ostatnio i tak jakoś... To nic poważnego. Przejdzie mi.

- Skoro tak... Ubierz się i zjedz śniadanie. Nie chcesz się chyba spóźnić do szkoły.- mówiąc to uśmiechnęła się i zostawiła synka samego w pokoju. Nathan szybko wyszykował się i zszedł na dół. Rzucił jeszcze krótkie "dzięki mamo" i wyszedł do szkoły.

Droga do niej dłużyła się niebieskowłosemu w nieskończoność. Zawsze chętnie tam chodził a teraz... No cóż, to już nie będzie to samo miejsce. Zobaczy się z kilkoma chłopakami z drużyny, którzy przez kontuzje nie brali udziału w walkach z akademią Aliea. Ale jakie to ma teraz znaczenie. Wszedł do budynku i na samym wejściu dopadli go jego znajomi.

- Nathan!- krzyknęli hurem Timmy, Max i Jim.

- Cześć chłopaki. Jak się czujecie?- spytał Swift uśmiechając się lekko.

- Całkiem spoko. Już prawie wszystko wyleczyliśmy.- odpowiedział Max wskazując na bandaże na swojej ręce. Niebieskowłosy pokiwał głową ze zrozumieniem i ruszył razem z kolegami do klasy.

- A właściwie Nathan dlaczego nie jesteś z Markiem i resztą w Inazumie Karawan?- głos zabrał przerażający Jim, który zawsze odzywał się w takim momencie, że nikt się tego nie spodziewał. Aż ciarki przeszły chłopaków. Swift posmutniał. Nie chciał ujawniać prawdy dlaczego odszedł, i że w ogóle odszedł. Przecież zaraz by się zaczęło nie wiadomo co.

- Wiesz, też miałem kontuzje i musiałem wrócić do domu.- odparł mijając się z prawdą. Ale nikt nie mógł tego sprawdzić.

- A jak naszym idzie?- spytał tym razem Max- Pewnie rozgromili już tych kosmitów. Nie, Nathan?

- Eeee... Pracują nad tym. Pewnie nie długo wrócą.- rzucił szybko i wszedł do sali. Znalazł szybko swój stolik i zajął miejsce. Nie chciał, żeby wszystko się wydało. Wyjrzał za okno. Widział teraz bardzo dobrze bieżnie a na niej swoich znajomych z klubu lekkoatletyki. Miłe wspomnienia wróciły. Pamiętał jeszcze słowa Miles przed meczem z Shuriken- "Wróć do nas. Pomogę zapomnieć ci o tej głupiej piłce". Czyżby ten czas już nastał? Koniec miłości do piłki, która zajmowała najwyższe miejsce w sercu Nathana? Nadzieja umiera ostatnia ale w tym wypadku... Wszystko umarło na raz. Podjął już ostateczną decyzję. Porzuci wszystkie marzenia związane z piłką i wróci do korzeni.

Po lekcjach udał się do sali, gdzie zazwyczaj trenowali lekkoatleci. Tym razem nikogo tu nie zastał. Pomieszczenie było puste i ciemne.

- A ich gdzie wywiało?- spytał sam siebie chłopak i postanowił pójść na bieżnie.- Może zmienili plan treningowy?- jednak na dworze też ich nie było.- Dziwne...

- Skończyli zajęcia godzinę temu.- oznajmił czyjś nieznany głos. Nathan odwrócił się i zaciekawiony zmierzył osobę stojącą za nim. Był to facet o jakimś dziwnym kolorze włosów i trupiej wręcz karnacji. Jego czarne oczy wnikliwie obserwowały Swift'a jakby czegoś w nim szukały.

- Kim pan jest?

- Twoim nowym trenerem.- odparł bezceremonialnie tamten.

- Słucham?- niebieskowłosy nie wierzył w to co słyszy.- Jak to trenerem? Niby czego?

- Piłki nożnej.

- To jakiś żart? Nie zamierzam już grać w piłkę. Kochałem ją z całego serca. Ale nie możemy się równać z takimi osobami jak akademia Aliea. Oni są potworami. Przez nich gra w piłkę już mnie nie cieszy. Wręcz przeciwnie, nienawidzę jej.- to ostatnie zdanie chłopak powiedział z trudem. Wcale tak nie myślał. Gdzieś w głębi serca dalej kochał ten sport.- Proszę mnie zostawić. Mam ciężki dzień.- udając, że musi już wracać odwrócił się i ruszył w kierunku szkoły. Jednak mężczyzna nie zamierzał tak łatwo odpuścić.

- Mówisz, że są tacy silni. Tak, coś w tym jest ale ty i twoi przyjaciele, też mogą być z nimi na równi. Albo nawet możecie być lepsi.- Nathan przystanął. Słowa tajemniczego człowieka w jakiś sposób spowodowały, że chciał usłyszeć więcej. Spojrzał raz jeszcze na mężczyznę w fioletowym garniturze i zaczął się zastanawiać czy kiedyś go gdzieś nie widział.- Meteoryt Aliea. To jest ich klucz do sukcesu. Zwiększa ich szybkość, wytrzymałość a przede wszystkim techniki jakich używacie. To dlatego wszyscy w akademii są na podobnym poziomie. Jedni lepsi drudzy mniej ale korzystają z niego. Jak chcesz, mogę ci dać próbkę jego możliwości.- mówiąc to sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej łańcuszek na którym zawieszony był fioletowy kryształ. Podszedł do zaskoczonego Nathana i pokazał mu z bliska meteoryt.- Wygląda niepozornie, prawda? A drzemie w nim ogromna siła. Mogę?- mówiąc to obszedł chłopaka, stanął za jego plecami i zawiązał na jego szyi łańcuszek z Aliea.

W jednej chwili Nathanem coś tąpnęło. Jakaś przerażająca moc zaczęła wpływać do jego wnętrza i osądzać się w każdym milimetrze jego ciała. Serce zaczęło bić szybciej a krew w jego żyłach gotowała się pod wpływem potężnej mocy. Przez to wszystko chłopak na chwilę oślepł. Ale gdy wrócił mu wzrok... Nic już nie było takie jak poprzednio. Dokładnie widział przepływ energii w każdym organizmie żywym. Nawet w nieznajomym człowieku. Stał się demonem mocy.

- A mówiłem, że wygląda niezbyt porywająco? A widzisz jaka to moc?- mówiąc to stanął przed oszołomionym chłopakiem. Nathan ledwo mógł coś powiedzieć pod wpływem mocy meteorytu.

- Jestem... Silny...- wydukał nie mogąc uwierzyć w to co go spotkało.

- Tak, dokładnie mój drogi. Jesteś teraz silniejszy od wszystkich w akademii a nawet od samego Marka Evansa.

W tym momencie oczy Nathana zweżyły się i nieznacznie pociemniały. Imię dawnego kapitana wzburzyły w niebieskowłosym negatywne emocje. Zacisnął mocno pięści i wrzasnął jakby był opętany. Po chwili ciężkiego dyszenia rzucił z ogromną nienawiścią.

- Mark Evans, tak? Zobaczymy kto teraz jest silniejszy....

******

Fudou: Koniec świata. Mam rozumieć, że to jest ten miły i kochany Nathan? To potwór!

Volpisia: Odezwał się. Sam byłeś opętany przez ten meteoryt. Więc teraz nie narzekaj.

Fudou: Ale ja to co innego. Przynajmniej nie byłem takim psychopatą.

Volpisia: No właśnie byłeś Fudou. A teraz zamknij się, bo mam co robić.

Fudou: Kolejny rozdział? O kim tym razem?

Volpisia: Byron Love x OC. Zapomniałam to dodać w opisie. A to dobrze się pisze. W sensie to OC.

Następny rozdział: Byron Love x OC

Dorzucę jeszcze takie 3 ekstra rozdziały, które chce dodać w między czasie:

Kidou x Fudou

Aliea Akademia

Fubuki x Atsuya

Oczywiście jak ktoś ma jakieś życzenia śmiało piszcie! Osobiście ten rozdział mi się mega podoba ale nie wiem czemu. A tu taki bonusik.

Ależ ze mnie Picasso! Żartuje. Natchnęło mnie jakoś. A teraz wszyscy mnie będą ścigać z pochodniami za ten rysunek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro