Celia x Caleb
Rozdział dla: IEKeshi
Mam nadzieję, że się spodoba. ;)
******
To miał być kolejny nudny dzień w szkole Raimon'a. Kartkówki sprawdziany i tego typu rzeczy. Jude siedział właśnie w sali od matematyki i o mało co nie zasnął. Ostatnimi czasy za bardzo poświęcał sie piłce i trochę opuścił się w szkole co widać po jego ocenach. Co jakiś czas zerkał na siostrę, która w tajemnicy przed nauczycielem odpowiadała na SMS-y. To zainteresowało stratega. Dziewczyny zazwyczaj była bardzo grzeczna i przestrzegała zasad. Co więc takiego się stało, że tego nie robiła? Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zbadać to wszystko.
Na przerwie podszedł do swojej siostry i na powitanie mocno ją przytulił. Ta również go przytulia.
- Wszystko gra?- spytał brązowowłosy z lekkim uśmiechem.
- No pewnie, a co braciszku?
- Nic. Po prostu widziałem, że z kimś pisałaś na lekcji. To do ciebie nie podobne. Chcesz mi o czymś powiedzieć?- tu uniusł zaciekawiony jedną brew jakby już coś podejrzewał. Celia wiedziała, że jej tego nieopuści i będzie męczył aż mu w końcu powie. Westchnęła i pogodnie odpowiedziała.
- Mam chłopaka Jude. To wszystko.- wyznała i czekała na reakcję że strony brata. Ten na chwilę zamilkł. Zastanawiał się co powinien zrobić w tym momencie. Wiedział, że ten moment nadejdzie i będzie musiał się pogodzić z tym, że nie będzie miał jej tylko na wyłączność. Wziął kilka głębokich wdechów, aby wyciszyć emocje i już w lepszym stanie rzucił.
- Bardzo mnie to cieszy. A kim on jest?- spytał udając szczery uśmiech.
- Em.. taki jednen. Nie znasz go.- mówiąc to odwróciła się do chłopaka tyłem i dodała.- Muszę już lecieć na zajęcia. Do zobaczenia w domu.
Przez resztę czasu Jude był nieobecny. Jego myśli wirowały wokół Celi i chłopaka znak zapytania. Starał się jakoś odgadnąć kim mógłby być ten koleś co skradł serce jego siostrze. Przelatywał wszystkich znajomych i starał się kogoś dopasować ale na próżno. W końcu zaczęło go to denerwować. Nie lubił nie wiedzieć. Posłuchał rozmowę dziewczyn, gdzie i kiedy Celia ma się spotkać ze swoim ukochanym. Szybko poprzestawiał sobie trening piłki o czym powiadomił wcześniej chłopaków. Gdy tylko lekcje się skończyły, odszukał w tłumie uczniów siostrę i w pewnej odległości śledził ją. Poszła najpierw do spożywczego potem do sklepu ze słodyczami by na koniec udać się do parku. Te miejsca na żaden trop Jude'a nie wprowadziły tylko jeszcze bardziej ogłupiły. Szedł za nią dalej aż zatrzymała się na jednej z ławek i wyłożyła kupione rzeczy obok siebie. Chłopak szybko znalazł sobie kryjówkę w krzakach i tam czekał aż zjawi się ukochany jego siostry. Liczył na kogoś z sensem, który będzie mógł się zaopiekować jego siostrą jak należy. Miał w duchu nadzieję, że będzie to David albo Joe czy którykolwiek z akademii Królewskiej. Po paru minutach na ścieżce pojawiła się pewna osoba. Jude nie mógł określić kto nią jest, gdyż usadowił się tak niewygodnie, że krzak bił go przy każdym jego ruchu. Jednak dostrzegł mundurek z królewskich. Od razu przyniosło mu to ulgę w cierpieniu. Czyli Celia będzie w dobrych rękach... Przesunął się o parę kroków i spojrzał na twarz chłopaka. W tym momencie ciśnienie skoczyło mu drastycznie i patrzył na cel z żądza krwi. Przed Celią stał jego odwieczny wróg- Caleb Stonewall. Tego już było za wiele. Wyskoczył z krzaków jak wilk i idąc w stronę dwójki zaczął się drzeć jak opętany.
- Stonewall!- Celia i Caleb natychmiast odwrócili się zaskoczeni widokiem stratega.
- A mówiłaś, że przyjdziesz sama.- mruknął niezadowolony szatyn rzucając krótkie spojrzenie dziewczynie.
- Jude, jak ty się tu znalazłeś?- spytała ciemnowłosa zasłaniając ciałem swojego chłopaka.
- Przyleciałem na dywanie siostrzyczko a teraz wytłumacz mi, co robisz tu z tym psychopatą?!- Sharp aż gotował się że złości. Zaciskał mocno pięści ledwo pilnując się, żeby nie rzucić się na wroga.
- A mówiłem ci, żebyś nic mu nie mówiła.- westchnął Caleb j położył dłoń na ramieniu dziennikarki.- Sharp, nie zamierzam jej krzywdzić. Ciebie tak ale jej nie. Więc odpuść sobie. Nie wszystko należy do ciebie.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, że Celia do ciebie należy?
- Chłopaki przestańcie. To nie ma sensu.- wtrąciła się dziewczyna.- Jude, nie chciałam ci mówić, bo byś się na to nie zgodził w życiu i nawet po życiu.
- Masz rację, nie zgodziłbym się. A teraz weź swoje rzeczy i wracamy do domu.- mówiąc to ruszył w kierunku siostry. Tym razem to Caleb zasłonił ukochaną krzyżując przy tym ręce.
- Odpuść Sharp. Dla niej jestem inny. Pokazała mi swój świat, gdzie nie ma bólu i rozpaczy.- odparł opanowanie szatyn siląc się na uśmiech. Jude już wiedział, że chłopak jaja sobie z niego robi. W tym momencie nie wytrzymał.
- A pokazać ci mój świat?!- rzucił się jak pantera na swą zdobycz ( czytaj Caleba) i przewrócił go na ziemię. Celia natychmiast odskoczyła na bok i patrzyła jak jej brat i chłopak tarmoszą się po trawie.
- Co wy wyprawiacie, nie macie pięciu lat.- próbowała ich rozdzielić ale bezskutecznie.
- Właśnie dlatego, że nie mamy pięciu lat możemy normalnie się bić!- warknął Judę i przyłożył szatynowi pięścią w nos. Caleb cofnął się i dotknął obitego miejsca. Na rękach dostrzegł ślady krwi, która delikatnie spływała z jego nosa.
- To jest woja!- teraz i Calebowi krew się w żyłach zagotowała. Kilkakrotnie obił wrogowi facjatę i na koniec kopnął go w brzuch tak, że ten złożył się jak szwajcarski scyzoryk. Ciężko dyszał ale to mu nie przeszkodziło wstać i złapać tamtego za włosy. Stonewall syknął z bólu i wbił paznokcie w rękę stratega tak, że przebił skórę aż do krwi. Jude puścił go i złapał się za ranę.
- Teraz to przegiąłeś!- wrzasnął i spróbował raz jeszcze uderzyć skutecznie rywala ale ten był od niego szybszy i podstawił tamtemu nogę, że Sharp zarył twarzą w chodnik.
- Przestańcie już!- krzyknęła Celia, która miała dość drastycznych scen. Złapała Caleba za rękę i mocno szarpnęła do siebie. Chłopak zakołysał się ale utrzymał na nogach. Rzucił jej krótkie spojrzenie i wyszarpnął rękę.
- Nie wtrącaj się. Idź pooglądać kaczuszki na stawie albo napisz reportaż na żywo.- warknął oschłym głosem Caleb i ponownie zaatakował Jude'a. Jednak jak tylko zobaczył w jakim stanie była jego twarz aż mu się słabo zrobiło. Przy zetknięciu z ziemią okulary chłopaka zjechały mu z twarzy przez co nie ochroniły go przed urazami. Po całej twarzy spływały strugi czerwonej cieczy. Niektóre rany były nieco głębsze i wyglądały co najmniej paskudnie. Chłopak ledwie mógł się ruszać. Patrzył na szatyna z bólem i prośbą o oszczędzenie już resztek jego godności. Caleb nie chciał być na tyle wrednym, aby bić leżącego więc pomógł mu wstać. Sam też był pokaleczony ale dużo mniej niż jego rywal. Usiedli obaj na ławce i ciężko dyszeli. Celia podbiegła do nich ze zwilżonymi chusteczkami i zajęła się opatrywaniem ich ran. Pierwszy był Jude, który przy każdym kontakcie z miękkim i zimnym materiałem syczał jak wściekła kobra.
- To boli!- warknął uciekając z twarzą od siostry. Ta trzepnęła go w głowę.
- Jak się walczy nie wiadomo o co to tak jest Jude.- odparła poirytowana i przetarła resztę jego ran.- Co wam strzeliło do tych głów?
- Ja nie chciałem walczyć- przyznał szatyn krzyżując ręce. Nadstawił się, by ułatwić dziewczynie operacje.- Chciałem mu pokazać, że mi na tobie zależy i zmieniłem się. Jude'a zawsze będę nienawidzić ale muszę go tolerować skoro to twój brat. A on zamiast mnie wysłuchać to jak jakiś tępy pitbull rzuca się na mnie z pazurami.
- Przepraszam.- westchnął Sharp i spojrzał chłopakowi w oczy.- Powinienem najpierw cię wysłuchać a nie...
- Ale ty taki jesteś. Najpierw robisz potem myślisz.- ściął krótko Stonewall.- Nic nowego.
- Panowie!
- Przepraszamy...
W drodze do domu Jude musiał pilnie do łazienki co dość bardzo wkurzyło jego siostrę. Musiała dodatkowo znaleźć jakiś sposób by pomóc bratu. Wreszcie natrafiła się dobrą do tego okazja. Przechodzili właśnie obok stacji benzynowej więc oczywiście Sharp został uratowany. Celia poprosiła swojego chłopaka by ten wszedł z jej bratem do łazienki i jeszcze raz przemył mu te rany. Caleb zgodził się ale w głowie ułożył już sobie szatański plan. Gdy tylko Jude zamknął się w kiblu ten wyciągnął z kieszeni kilka niezbędników i zablokował zamek tak, że nie dałoby się go tak prosto otworzyć. Gdy już to zrobił, opuścił czym prędzej lokal. Celia na jego widok uśmiechnęła się ale wypatrywała jeszcze brata, który się nie zjawił.
- A gdzie Jude?- spytała zatroskana.
- Drzwi do toalety się zepsuły- odparł śmiejąc się szatyn.- Ale szkoda...
- O nie, to jak on wyjdzie?
- A to już jego problem, a teraz chodź zanim się skapnie, że nie możne wyjść.- mówiąc to złapał dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą.
- Skapnie się, że nie może wyjść.... Caleb!!!!
- No przecież mówiłem, że go nienawidzę, nie?
********
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro