Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Aliea Akademia cz. I

Nastała godzina narady. Wszyscy kapitanowie drużyn Aliea Akademia mieli się stawić w dużej sali, aby przedyskutować dalsze posunięcia. Zdawali sobie sprawę, że zespół Raimon'a rośnie w siłę i niedługo będą stanowić dla nich realne zagrożenie. Chcąc tego uniknąć postanowili podjąć jakieś radykalne działania. Przedstawiciele wszystkich pięciu drużyn zajęli swoje miejsca. Fotele ustawione były w koło więc każdy każdego widział. Z początku nikt się nie odzywał. Każdy czekał aż odezwie się ta druga osoba. Wreszcie głos zabrał kapitan Genesis- Gran.

- Raimon staje się coraz silniejszy.- oznajmił wodząc wzrokiem po zebranych.- To oznacza, że my też musimy się rozwijać jeśli chcemy być traktowani jako "kosmici" za których mądrze się podaliśmy- tu czerwonowłosy spojrzał karcąco na Reize siedzącego po przeciwległej stronie. Chłopak zmieszał się. To przecież jego zasługa, że wszyscy tak teraz o nich mówią.

- No właśnie, po coś powiedział im takie glupoty?- tym razem odezwał się Burn. Miał reputację ognistego charakteru o czym świadczą jego włosy koloru karmazynowego i złote oczęta.- Mogłeś powiedzieć cokolwiek innego ale musiałeś wystrzelić z kosmitami.

- W pewnym sensie zgadzam się z nim.- poparł Reizego Gazel krzyżując ręce. Wszyscy spojrzeli na białowłosego.

- Niby czemu? To, że sam czujesz się kosmitą nie znaczy, że każdy z nas powinien tak samo się czuć.- warknął podirytowany Haruya niecierpliwie pukając palcami i oparcie fotela. Ten tytuł specjalnie mu nie przeszkadzał tak na prawdę, ale żeby mieć do czego się przyczepić to nawet to było dobrym pretekstem.

- Spójrz na to z drugiej strony. Korzystamy z meteorytu Aliea, który przecież pochodzi z kosmosu. W pewnym sensie jest prawdą, że w połowie pochodzimy z kosmosu.- wyjaśnił spokojnie Suzuno zachowując zimną krew. Tylko dzięki temu nie zwariował jeszcze przy Burnie.

- Już powiedział co wiedział i niech tak zostanie.- głos ponownie zabrał Gran.- Niech nas biorą za silniejsze istoty. Ale nie możemy popadać w skrajność. Mamy meteoryt to nie musimy trenować. Właśnie tym bardziej musimy. Może uda nam się wydobyć z niego jeszcze więcej.

- Łatwo ci mówić.- odezwał się Desarm krzyżując ręce.- Ty i twój zespół nie musicie trenować na tych wszystkich ustrojstwach co my. Nie masz pojęcia przez jakie piekło musieliśmy przechodzić. Wy sobie spokojnie trenowaliście jak normalni ludzie a my co chwila narażaliśmy zdrowie.

- No właśnie- wtórowali mu Burn i Gazel. Hiroto zauważywszy lekki chaos jaki powoli zaczął się wkradać na salę obrad, wstał i odezwał się poważniejszym tonem.

- Jak coś wam się nie podoba to możecie zrezygnować. Nie jesteście tu za karę. Nie chcecie brać w tym udziału to zapraszam do wyjścia. Nie mam zamiaru słuchać waszego żałosnego lamentu. I wcale nasz trening nie jest taki łatwy jak wam się wydaje. To tylko pozory. Dobrze wiem jak wy się mordujecie u siebie. Ale nie mam na to wpływu. Skoro Prezes tego chce to tak ma być. Chcecie się mu narazić?- zebrani nieznacznie spuścili głowy.- Tak też myślałem.- usiadł na miejsce i założył nogę na nogę. Zebrani mimo chęci przeciwstawienia się nie mogli tego zrobić. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Gran był adoptowanym synem Prezesa i z łatwością mógł mu donieść o niesubordynacji. Tak więc porzucili ten pomysł.

Reszta obrad przebiegła raczej w dobrej atmosferze. Ustalili kto następny będzie walczył z drużyną Endou i jaki trening wobec tego powinni przejść. Po zakończeniu dyskusji wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Wszyscy oprócz Burna i Gazela. Ta dwójka była mieszanką wybuchową. Niby byli swoim przeciwieństwem, ale łączyło ich jedno. Mianowicie nie zgadzali się na przyznanie tytułu Genesis Granowi. Czyżby szef faworyzował go przez to? Najpewniej tak co bardzo się tej dwójce nie podobało. Ruszyli w stronę murawy, aby móc w spokoju pogadać. Tylko tu ściany nie mają uszu i to o czym mówią, zostanie między nimi.

- Widziałeś go? Uważa, że wszystko mu wolno.- mruknął niezadowolony Burn opierając się o ścianę.- Jakby tylko on i jego drużyna była w Akademii. Bez sensu to wszystko. Zawsze musimy się go słuchać. Wkurza mnie to strasznie.

- Wyluzuj trochę.- uspokoił kolegę białowłosy.- Emocje nic w tej chwili nie dadzą. Ale prawdą jest, że strasznie się puszy jak paw tym swoim specjalnym miejscem. Tak na dobrą sprawę, nas wszystkich w pewnym sensie zaadoptował prezes. Więc dlaczego wybrał Grana na swojego faworyta. Tak jak tobie mi się to nie podoba.

- Gdyby można było coś z tym zrobić...- rzucił czerwonowłosy krzyżując ręce. Nagle do dwójki przyjaciół dołączyła jeszcze jedna osoba. Nie przepadali za nią ale z racji tego, że swego czasu trzymali się zwartą grupą razem z Hiroto, Midorikawą i Desarmem, nie mieli nic przeciwko jej przybyciu.

- Co znów knujecie chłopaki?- spytała podejrzliwie Reina podchodząc do znajomych.- Zawsze musicie spiskować jak wam coś nie leży? Co tym razem.

- A jak myślisz.- warknął Burn- Twój kapitan zgarnia całą śmietankę z bycia liderem akademii. Za przeproszeniem, dlaczego to jego wybrano do tej roli?- niebieskowłosa uśmiechnęła się pobłażliwie i odpowiedziała.

- Dlatego, bo jest podobny do prawdziwego syna prezesa. Ot cała filozofia. Nie zmienicie tego. A robiąc jakieś przewroty możecie wylecieć z rankingu i to raz dwa.- uśmiechnęła się. Ci chłopcy zawsze ją bawili. Z absurdu wpadali w inny absurd a na dobrą sprawę nie mieli pojęcia dlaczego.

- Dlaczego go bronisz tak właściwie?- tym razem odezwał się Gazel.- Może coś cię z nim łączy, co Ulvida?- no i proszę. Trafili w czuły punkt dziewczyny. Natychmiast się zjeżyła i rzuciła chłopakom mordercze spojrzenie.

- Jak któryś tak jeszcze powie to osobiście go wypatrosze.- obróciła się na pięcie i odeszła. Burn i Gazel spojrzeli po sobie zaskoczeni. Niby wiedzieli jaki charakter ma dziewczyna. Ale zawsze bali się ją wkurzać. Już raz ich zdzieliła piłką w brzuch. A trzeba przyznać, że siłę to ona ma i to nie małą. Zastanawiali się czy nie pójść za nią i przeprosić ale to by jedynie pogorszyło ich i tak beznadzjną sytuację.

Tymczasem w innym skszydle akademii Gran, Reize i Desarm opracowywali nowy plan treningowy. Wszystko musiało być perfekcyjne. Tym nieszczęśnikiem, który miał przejść przez jeden z cięższych treningów miał być Desarm i jego drużyna. Jedynie on i Reize uznawali Grana za Genesis. Mieli do niego duży szacunek a po drugie przyjaźnili się. Chyba najbardziej Midorikawa z Hiroto. Byli w identycznym wieku przede wszystkim. Saginuma był natomiast rok starszy. Ale nie przeszkadzało im to w porozumiewaniu się.

- Jesteś pewny, że to dobry pomysł?- wyraził swoje wątpliwości czarnowłosy patrząc przez ramię kolegi jaki trening mu ustawia. Hiroto pokiwał głową w odpowiedzi.

- Tak. Jeśli uda ci się go przejść to z całą pewnością staniesz się silniejszy. A o to mam przecież chodzi.- mówiąc to zaczął ustawiać ułożenie maszyn i częstotliwość ich poruszania się. Robił wszystko bardzo dokładnie nie pomijając żadnego szczegółu. Midori, który siedział na fotelu obok również przypatrywał się temu co robił jego przyjaciel. Co prawda on już nie weźmie udziału w walce z Endou, gdyż spektakularnie z nim przegrał. Z początku bardzo to przeżywał i chodził lekko podłamany. Nie chciał zostać odesłany do Słonecznego Ogrodu i znów marnować życie w czterech ścianach. Dlatego też wstawił się za nim Hiroto, który ubłagał ojca aby pozwolił mu zostać z nimi. Po długich negocjacjach prezes zgodził się ale pod warunkiem, że będzie mu we wszystkim pomagać. I tak się właśnie stało. Stąd Reize mógł dalej zasiadać w radzie mimo, że realnego głosu w ustaleniach już nie miał. Tym bardziej Burn i Gazel go w ogóle nie słuchali. Był takim niedobitkiem. Jedynie Hiroto, Desarm i Ulvida nie mieli do niego żadnych pretensji.

- Nie uważasz, że trochę przesadzasz Hiroto?- zwrócił uwagę Midori czytając statystyki jakie wybrał ognistowłosy.- Żaden człowiek temu nie podoła. Chcesz, żeby się tam zabili czy jak?- Gran spojrzał na zielonowłosego a potem na ekran komputera. No faktycznie trochę przesadził z tym wszystkim. Zmniejszył preferencje i spojrzał na czarnowłosego kolegę.

- Teraz powinno być dobrze. Desarm, w jakiej formie są twoi?- tu Gran zwrócił się do stojącego obok chłopaka. Ten przyjrzał się i pokiwał głową.

- Ujdzie. To co, od razu bierzemy się do pracy.- zaraz po tym opuścił centrum dowodzenia. Midori i Hiroto zostali jeszcze i sprawdzali stan techniczny wszystkich kontrolek. Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. Chłopaki byli przekonani, że to Desarm, albo Ulvida ale okazało się coś znacznie gorszego.

- Kogo my tu mamy? Nasz kochany Gran.- chłopaki naraz odwrócili się i spostrzegli kapitanów Daimond Dust i Prominence. Obaj mieli zawadiackie miny jakby coś zaplanowali. Oczywiście głównym prowokatorem był Burn.

- Czego chcesz Haruya.- rzucił zimno Hiroto. Wcale nie bał się tych dwóch, bo wiedział że to są ich pozory jedynie. Jednak tym razem wcale tak nie było. Midori, jako że był raczej delikatniejszy od pozostałych złapał za rękę mimowolnie Grana. Ognistowłosy zgłupiał w pierwszym momencie ale nie stracił zimnej krwi.

- Czego chcemy.- poprawił Nagumo szorstko- Masz oddać tytuł Genesis! Jeśli tego nie zrobisz...- tu zawiesił głos teatralnie.

- To zniszczymy Marka i całą tę jego żałosną drużynę.- zakończył Gazel uśmiechając się przy tym chytrze. Hiroto zmierzył dwójkę dokładnie wzrokiem. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że mówili to na poważnie. I czy kiedykolwiek byli oni w jakimś stopniu poważni. Wymienił się spojrzeniami z Midori, po czym najzwyczajniej w świecie olał ich durną paplaninę.

- Chłopaki, umówmy się że takie numery robiliście już z milion razy i to nie robi na mnie żadnego wrażenia. Rozumiem, że jesteście wkurzeni na mnie ale to przecież nie ode mnie zależało. To prezes wybierał przedstawicieli.

- Właśnie. A kiedy ten, którego wybrał nagle zniknie to będzie musiał wybrać kogoś innego.- zaśmiał się Burn krzyżując ręce- I po sprawie.

- Co wy zamierzacie zrobić?- wycedził lekko przerażony Reize. Od zawsze bał się tej dwójki. Czy kosmici czy nie, zawsze byli straszni. Gazel i Burn wzięli razem do rąk piłkę, którą wcześniej postawili przed sobą i z wielkim wyrzutem spojrzeli na Grana. Teraz wiadomym było, że biorą wszystko na poważnie.

- Skoro po dobroci nie oddasz tytułu Genesis to w takim razie pozbędziemy się ciebie.- oznajmił z wrednym uśmiechem Burn i razem z Gazelem wymierzyli strzał prosto w Hiroto.

Ognistowłosy zupełnie nie spodziewał się tego po znajomych. Zdawał sobie sprawę z ich ambicji i oczywiście tego, że nie zgadzali się na jego nominację. Ale nigdy by nie pomyślał, że mogą go chcieć wyeliminować. Jeszcze w taki brutalny sposób. Przecież nie to zaproponowali. Jakby chcieli zetrzeć z powierzchni ziemi Endou, mogłoby ich jakoś powstrzymać. Zrobić cokolwiek. A w tym wypadku... Co mu pozostało? Nie było z nimi żadnej rozmowy toteż zupełnie nie mógł do nich trafić. Dwóch napastników dokładnie wszystko odmierzyło i z całej siły kopnęli czarną jak noc piłkę prosto w kapitana Genesis. Byli przekonani, że tym go skutecznie unicestwią ale nie przewidzieli jednego....

**********

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro