Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

six: cl-41-re

Obscurinate, dwa lata przed wybuchem wojny między rebeliantami a monarchią


Planeta Obscurinate nie stanowiła pola walki rebeliantów i monarchii jedynie przez czas panowania Królowej Theranthos Siódmej, ale Mary i jej cyborgowi CL-41-RE nie było dane żyć w tych spokojnych latach. Nieliczni ludzie, którzy je pamiętali, wspominali je ze łzami skrzącymi się w ostrym słońcu, które w paśmie Rethalusa, do którego należała planeta, zachodziło na jedynie dwie godziny w roku.

Mary, jako córka zwykłego robotnika firmy zajmującej się produkcją energii nano-molekularnej, w najśmielszych snach nie odważyła się śnić o awansie klasowym. Na Obscurinate fabrykant zawsze pozostawał fabrykantem. Chyba że doniósł na sąsiada, który nielegalnie oddawał potrzebującym racje żywnościowe.

– Stracisz wzrok w tym ciemnym garażu – pięćdziesięciolatek wydusił ochrypłym od słabych płuc głosem, przygarbiony od pracy przy taśmociągach. Z czułym uśmiechem postawił talerz z chłodną, wodnistą zupą na obdrapanym, metalowym stole porośniętym pomarańczową rdzą.

– Lepsze to, niż być aresztowanym przez Gwardię Królewską za nielegalne składanie cyborgów. – Mary wyjrzała zza mechanicznej, piegowatej ręki, z której rozplatała chaotycznie poskręcane i poprzepalane przewody. Zmarszczyła drobny nos, by poprawić spoczywające na nim cienkie, przezroczyste oprawki i chowając lutownicę za tęczową, dziurawą na pięcie skarpetkę wystającą z roboczego buta, ruszyła w stronę ojca, by złożyć przelotny pocałunek na jego szorstkim od zarostu, zapadniętym policzku.

Mężczyzna chwycił drobne, poplamione od smaru dłonie córki, rozmasowując podrapane i posiniałe od nieustannej pracy knykcie swoimi zreumatyzowanymi kciukami. Za grubymi szkłami widoczna była wyraźna obawa, której okulary nie były w stanie ukryć.

– Jestem z ciebie dumny – powiedział, a Mary wiedziała, że to prawda, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że główną troską ojca są nielegalne działania, którymi para się jego jedyna córka.

Niezdarnym ruchem rąk poprawił górną część kombinezonu fabrycznego, który zsuwał się z jego wychudłych ramion, chociaż zaledwie dwa miesiące temu, po poprawkach i zwężaniu przeprowadzonych przez Mary, pasował na niego jak ulał. Dziewczyna, niska jak na swój wiek, zapewne z powodu niedożywienia, będącego powszechnym zjawiskiem na Obscurinate, wolała udawać, że nie zwraca na to uwagi i zapięła zabłąkany pod szyją ojca guzik, który pozornie miał utrzymać wyświechtany materiał w odpowiednim miejscu.

– Jestem już blisko, tato. CL-41-RE pomoże nam wygrać tę walkę. Cyborgi przestaną być nielegalne, ułatwią tak wiele rzeczy, tyle ludzi będzie mogło wyjść z podziemia – ciągnęła ciepłym głosem, gładząc jego kościste barki, na które okrywała cienka warstwa mięśni i niemalże papierowa skóra.

– Wiem, moja mała rebeliantko – uśmiechnął się półgębkiem, zwracając się do niej pieszczotliwym określeniem, którego używać mógł jedynie tutaj, w małym garażu na kosmiczne motorowery, których zresztą nie posiadali. Służyła za niego wilgotna piwnica, będąca jedynym pomieszczeniem bez prawdopodobnego, rządowego podsłuchu.

– Tato? – Mary związała czarne, proste włosy sięgające ostrej linii szczęki w kucyka i wydobyła ze skarpetki lutownicę, a z tylnej kieszeni spodni klucz francuski i coś, co wyglądało jak butla z nano-paliwem. – Jadłam w pracy. Nie jestem głodna. Dokończysz zupę? Nie chcę, żeby się zmarnowała – uśmiechnęła się do rodzica, który rzucił jej szybkie, wnikliwe spojrzenie, ale Mary dobrze wiedziała, że odpowiednio promienny wyraz twarzy zawsze zgubi czujność ojca.

– W porządku. – Rodzic poczochrał jej włosy i wspinając się po chwiejnych, niemiłosiernie skrzypiących schodach wypił duszkiem wodnistą zupę z kapusty, podczas gdy Mary, przyciskając dłoń do płaskiego brzucha, starała się uciszyć głośne burczenie boleśnie skurczonego żołądka.

***

– Dasz radę! – wysapała Mary, poprawiając nieustanie odpinające się ramiączko spranych ogrodniczek, połatanych na kolanach. – Szeregowy CL-41-RE, nie zaprogramowałam cię chyba na kogoś, kto się poddaje, co? – wysunęła biodro, wspierając na nim rękę i zakręciła między poklejonymi plastrami palcami ciężkim młotkiem.

– Co to znaczy się poddawać?

Cyborg, złożony od podstaw przez członkinię ruchu oporu, potrzebował wciąż lewej dłoni, zamiast której oprócz miedzianego zaczątku kciuka występował zwitek żółtych, niebieskich i czerwonych, cienkich kabli. Połowa twarzy wciąż wymagała powleczenia skóropodobnym tworzywem, by pasowała jak ulał do nakrapianego piegami policzka i wysokich kości policzkowych – niestety tego typu materiały były ciężko dostępne na rynku, jeżeli nie potrzebowałeś transplantacji powłok ciała w trybie natychmiastowym. I, oczywiście, jeżeli nie byłeś kimś tak nieważnym, jak fabrykant. Kiedy tylko pojawi się nowa dostawa, zamierzała sprawić dziewczęcej, żelaznej maszynie najlepszej jakości części, a w skórę jej głowy wszczepić rude włosy, sięgające jej przed ramiona. Pukle nabytego wcześniej włosia spoczywały cierpliwie, zawinięte w papierową torbę, na dnie szafy z narzędziami. Jednakże pomijając te niedociągnięcia, cyborg działał w pełni sprawnie.

Mimo wszystko, przed CL-41-RE i Mary czekało jeszcze dużo pracy. Takiej jak nauka chodzenia i ludzkiego zachowania.

– Dążyć do celu, nawet jeśli wydaje ci się, że nie dasz rady czegoś osiągnąć – wytłumaczyła Mary, czekając po drugiej stronie garażu z wyciągniętymi, asekurującymi rękoma. Dzieło jej ciężkiej pracy zaciskało ukończoną już dłoń na stalowym stole uporczywie trawionym przez rdzę.

Robot, siedząc na blacie – uruchomiony dzisiaj po raz pierwszy po ośmiogodzinnej przerwie, w której Mary pracowała w fabryce, pozbawiona kolejny dzień z rzędu posiłku pracowniczego – z niepewnością obserwował własne nogi dyndające pół metra nad zakurzoną i brudną od smaru podłogą.

– Dlaczego nazywałaś mnie CL-41-RE? – zapytała, niechętnie odklejając dłoń od blatu i pogładziła syntezator mowy umieszczony za kołnierzem starego, beżowego golfu, należącego kiedyś do matki Mary. Opuściła za duże na nią, robotnicze trapery na podłoże i przetestowała chybotliwe kolana.

– Moja mama zawsze marzyła o kolejnej córce. Żebym nie była samotna. – Głos Mary był o parę tonów cichszy niż przedtem. CL-41-RE przyjrzała się jej z zaciekawieniem, badając nieznane dotąd emocje obecne na jej twarzy. – Zdradziła mi, że nazwałaby ją Claire. Dzień później Gwardia Królewska sprzątnęła ją z ulicy, kiedy wracała z fabryki. – Przerwała, by zaczerpnąć głębszy oddech. – To ona nauczyła mnie wszystkiego o mechanice. To hołd dla niej. – Kąciki warg czarnowłosej niebezpiecznie zadrżały.

– Siostra? – dopytała się, przesuwając ociężałe kończyny w stronę Mary, skubiącej plaster na kciuku.

– Siostra – przytaknęła i przymknęła zmęczone powieki, osłaniając się przed widmem czarnych plamek rozkwitających w jej polu widzenia coraz częśniej. Koncentracja bez jałowych dwóch sucharów, które zazwyczaj służyły jej za śniadanie i jedyny posiłek dziennie, była coraz trudniejsza, ale wiedziała, że musi zrobić co może, by utrzymać ojca przy życiu. – Wszystko w porządku. – Uspokoiła zaniepokojonego robota.

– A więc tak wygląda człowiek, kiedy wszystko z nim w porządku. – CL-41-RE skinęła głową, usiłując odtworzyć smutek malujący się na twarzy swojej siostry.


Obscurinate, ostatnie minuty przed zatrzymaniem czasu

– Kto cię stworzył?

CL-41-RE rozwarła zamknięte wcześniej oczy, a jej jasne tęczówki powędrowały w stronę wielkiej dziury w brzuchu, w której właśnie majstrował obcy człowiek. Zanim na nowo opuściła ociężałe powieki, zanotowała, że na ramionach nieznajomego spoczywa beżowy prochowiec. Taki sam, jak widziała na fotografiach przedstawiających matkę Mary.

– Jesteś matką Mary? – wychrypiała, pozwalając, by jej głowę wypełnił dziwnie uspokajający i melancholijny szum znajdującego się nieopodal silnika. Wibracje tego rodzaju energii odczuwała pierwszy raz w życiu.

– Najpierw koń, potem cyborg – zamruczał pod nosem, przykładając do jej skroni coś, co wyglądało na długopis zakończony mrugającą na niebiesko żaróweczką. – Nazywam się Doktor.

– Czy to śrubokręt soniczny? – zapytała półprzytomnie, pozwalając, by wsparł górną część jej sylwetki u podstawy kokpitu nawigacyjnego. – Są nielegalne na Obscurinate.

– Tak, jak cyborgi – uniósł zawadiacko jeden kącik ust i zbierając na opuszek małego palca odrobinę smaru wyciekającego z jej brzucha, zbliżył go do nosa, nasycając się wonią spalenizny. – To nie będzie bolało – zapewnił ją i wsuwając dłoń między zwęglone przewody, złapał za wmontowaną pod silnikiem nano-cząsteczkowym przekładnię i pociągnął ją ku sobie.

Cyborg wrzasnął, a z rannego boku poleciały syczące płomyki.

– Kłamałem. Niesamowite, skrzynia biegów kosmicznego motoroweru użyta do przekierowania strumienia nano-cząsteczek. – Jego twarz rozświetliła się dziecięcą radością. – Ludzie. Jesteście po prostu wspaniali.

CL-41-RE z trudem skupiła się na tym, co mówił Doktor. Ostatnią rzeczą, którą pamiętała to tocząca się na dziedzińcu ich biednego miasta walka. Rebelia kontra zwolennicy panującej dynastii. Krew spływająca wybrukowaną ulicą. Skrzące się niebieskimi płomieniami pałki wojska, usiłującego stłumić najmniejszy objaw nieposłuszeństwa. Mary i ona stojące w pierwszym szeregu. Drobna, zaciskająca groźnie szczękę czarnowłosa dziewczyna i jeden z niewielu nielegalnych cyborgów na planecie Obscurinate.

Tuż po tym jej wspomnienia zamieniły się w miraż rozmytych kolorów, a ona sunęła ku ziemi. W jej uszach dzwoniło tykanie potężnego zegara.

– Twój dysk pamięci jest uszkodzony – mężczyzna przywołał ją do teraźniejszości. – Po upadku musiało nastąpić zwarcie. – Jego brwi ściągnięte były w zmartwieniu, a brązowe tęczówki zmętniały od smutku.

– Czy to dlatego mam taką ochotę na gałkę lodów mango? – zapytał całkiem poważnie cyborg, na co mężczyzna odpowiedział jej jeszcze smutniejszym uśmiechem niż ten, który Mary używała, utwierdzając ją, że wszystko z nią w porządku.

CL-41-RE przyjrzała się jego roztrzepanym, jakby pod wpływem nieobecnego wiatru, brązowych włosach, zakrzywionemu mostkowi nosa, ekspresywnie wygiętym brwiom. Jej ciałem po raz kolejny wstrząsnęła falą przepięć i wyładowań elektrycznych.

Powszechnie panujące zamieszki wyciągnęły na ulice wszystkich mieszkańców robotniczej wioski. Głodni ludzie nie byli w stanie wykarmić swoich dzieci. Ojciec Mary odszedł zeszłej jesieni, tuż przed świętem narodowym Królowej Theranthos Siódmej, nie zostawiając po sobie spadku, ale masę ciepłych wspomnień i żałobę, z której córka nigdy się nie otrząsnęła. Pokonała go grypa, której jego wycieńczone ciało nie było w stanie samodzielnie zwalczyć, a Mary, próbująca wykraść z apteki odpowiedni lek, wróciła do domu jedynie z krwawą rysą ciągnącą się od brwi aż po dekolt, którą zadał jej pies bojowy farmaceuty. Blizna towarzyszyła jej przez resztę życia.

– Muszę cię zresetować. Inaczej nie zostanie z ciebie nic poza stosem niedziałających części. Wymienię twój dysk pamięci... – tłumaczył Doktor. CL-41-RE nie mogła sobie przypomnieć, jak znalazła się w jego statku. Miała dziwne wrażenie, że walczył u boku jej i Mary, usiłując obalić totalitarną władzę planety.

– Nazywam się CL-41-RE. – Zacisnęła jedyną dłoń, która jej pozostała na szczupłych palcach Doktora, który poluzował krawat i podwinął rękawy koszuli. Płaszczem okrył jej dygoczące ramiona.

– Claire. – Wyszeptał Doktor pokrzepiająco i wyciągnął dysk, dymiący się w pobliżu potylicy cyborga.

Chwilę później zatrzymał się czas.


Obscurinate, dwieście lat po upadku rebelii

Samuel zamrugał, niezbyt zorientowany w swoim położeniu. Jeszcze chwilę temu odwiedzał odosobniony, nieoznaczony grób, w którym pochowana została Annika. Teraz stał w pierwszym rzędzie zwartego szeregu Gwardii Królewskiej, z mieczem zatkniętym za skórzany pasek stanowiący część jego zbroii.

Im dłużej się nad tym zastanawiał, echo ciepłego uśmiechu, ciasno splątanych warkoczy spływających na jej plecy i fioletowe tęczówki siostry rozmywały się jak oddech na zaparowanym lusterku. Ich miejsce zajmowały wspomnienia długich dni, które spędził na szkoleniu dla najwybitniejszych i najbogatszych rodzin, chwila, w której otrzymał order najlepszego kadeta Gwardii Królewskiej.

Z ciężkim biciem serca zerknął w stronę okna, z którego widać było wieżę zegarową, jeden z najznakomitszych budynków stolicy Obscurinate. Pomimo że kolor nieba odpowiadał bardziej wczesnemu porankowi – bez względu na to, że słońce na tej planecie zachodziło tylko na dwie godziny w roku – wskazówki zegara uparcie odmawiały wybicia godziny dwudziestej trzeciej.

– Kadecie Samuel – syknął oficer, widząc, że jego podopieczny jako jedyny niespokojnie rozgląda się na boki. – Baczność – rozkazał mu.

Samuel wyprostował plecy i przymknął powieki. W jego głowie kotłowały się dwie sprzeczne wersje jego samego. W pamięci widział siebie jako chłopca, biegnącego przez uliczki u boku Anniki. Okiennice wszystkich okien głównej ulicy miasta obwieszone były królewskimi sztandarami Królowej panującej na Obscurinate... dwieście lat temu?

To niemożliwe – pomyślał gorączkowo i zerknął w stronę niezajętego królewskiego tronu.

Tył głowy Samuela zdawał się zająć żywym ogniem. Falę niespodziewanego bólu skojarzył z wisiorkiem, który Annika zawsze nosiła wokół szyi. Obwiązany rzemykiem dysk pamięci.

– Moi drodzy. – Do sali wkroczył najwyższy kapłan, na co żołnierze odpowiedzieli idealnie zgranym salutowaniem. Samuel zdziwił się ruchem własnej dłoni, która mechanicznie przylgnęła do skroni oblanej zimnym potem. – Nastał dzień, o którym mówi przepowiednia. Dzisiaj przywitamy na nowo zagnionego dwieście lat temu Księcia Tyrenciusa. Jedynego prawowitego dziedzica planety Obscurinate. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro