Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8


Uwielbiam Louisa, ale w tej chwili nie mam ochoty oglądać kogokolwiek. Potrzebuję chwili samotności by chociaż spróbować przetrwać to co się stało.

— Jestem zmęczona i do niczego ci się dziś nie przydam — mówię i w duchu zaczynam się modlić żeby sobie poszedł. Ostatnie czego teraz pragnę to towarzystwo jakiegoś faceta. Nawet mojego Louisa.

— Właśnie po to tu jestem. Miałaś dziś bardzo ciężki dzień i potrzebujesz by ktoś się tobą zaopiekował. Niczego dziś od ciebie nie oczekuje, to ja jestem dla twojej przyjemności — tłumaczy, a następnie podchodzi bliżej i wpakowuje mi się do łóżka. — Mam nadzieję, że tym razem już nic ci nie zrobił, bo jeśli... — zaczyna, a ja bardzo szybko mu przerywam.

— Jest okej.

— To dobrze, ale jak patrzę na twoją szyję to mam ochotę mu skręcić kark.

— To nie patrz — komunikuje, a następnie kładę głowę na jego klatkę piersiową, a on owija swoje ramiona wokół mnie. I chociaż Louis nigdy mi nic nie zrobił to teraz czuję pewnego rodzaju lęk. Nie mogę tego odczuwać, nikt nie może zauważyć u mnie jakieś zmiany.

— Poproś ojca by się za tobą wstawił bym to ja został ci przydzielony zamiast Horana. Styles to pierdolony psychopata i nie powinien mieć do ciebie dostępu. Jesteś zbyt cenna by cię tak narażać.

— Nie chcę go w to mieszać i dajmy już z tym spokój, bo nie chcę tego wspominać.

— Jeśli tego właśnie pragnie moja księżniczka to tak będzie — uśmiecham się na jego słowa. On naprawdę jest słodki. Lepiej trafić nie mogłam.

Długo nie cieszę się spokojem w ramionach Louisa. Nagle do mojego pokoju wpada ojciec wraz z Peterem. Oby mu nie powiedział o tym co się stało. Nie chcę by ktokolwiek o tym wiedział.

— Wyjdź stąd! — mówi twardym głosem w stronę Louisa. Dawno nie widziałam taty aż tak wściekłego.

— Ale... — szatyn zaczyna protestować, ale ojciec bardzo szybko studzi jego zapęd.

— Wynoś się albo już więcej nie będziesz miał wejścia do tego domu — Louis wyraźnie przestraszony tą groźba daje mi szybkiego buziaka w policzek, a następnie chwyta za buty i szybko opuszcza mój pokój. — Czemu mi nie powiedziałaś — teraz jego głos staje się dużo milszy.

— O czym? — zadaje to pytanie, bo nie chcę przypadkowo powiedzieć za dużo.

— Styles prawie cię zabił, nie zrobiłaś nic złego, a on mógł zabić moją jedyną córkę. I podobno Don Lucius to wszystko widział. Jak mógł do czegoś takiego dopuścić — naprawdę czuję ulgę. Nie wiem co bym zrobiła jakby cała ta prawda wyszła na jaw.

— Dostał za to reprymendę i już nie wolno mu mnie tknąć. Jeśli coś mi się stanie to on także zginie, więc nie ma co się przejmować. Taka sytuacja nie będzie już miała miejsca — tłumaczę.

— Sam też z nim porozmawiam, a ty teraz odpoczywaj — komunikuje, a następnie opuszcza pomieszczenie zostawiając mnie samą z Peterem.

— Mam nadzieję, że nie zrobiłem ci żadnej krzywdy, starałem się by — przerywam mu, bo naprawdę nie chcę o tym mówić ani słuchać. Najlepiej będzie jak już więcej o tym nie będzie wspominał.

— Przestań i wyjdź stąd — rozkazuje.

— Nie traktuj mnie tak — jego głos jest przepełniony bólem. — Nie chciałem cię tak krzywdzić, ale nie miałem innego wyjścia.

— Wiem — odpowiadam nie patrząc na niego.

— To czemu się tak zachowujesz? Zawsze byliśmy ze sobą blisko, a ty teraz chcesz mnie ukarać obojętnością. Liczę na to, że Styles niedługo zdechnie, a jak tak się nie stanie to sam mu chętnie w tym pomogę — oznajmia, a następnie wychodzi głośno trzaskając drzwiami.

Szczerze to sama tego pragnę. I mam nadzieję, że długo na to czekać nie będę.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro